Witam wszystkich w.. pochmurny, burzowy, aczkolwiek nadal wakacyjny dzień! Mam nadzieję, że Ci, którzy nadal są w wieku szkolnym otrzymali swoje wymarzone świadectwa :)
Dzisiaj krótko, nie martwcie się :D Obiecałam, że wyrobię się przed wyjazdem do Włoch i udało się ^^. Uprzedzam z góry, że nie będzie mnie do 14 lipca i raczej będę nieosiągalna :) Byłoby miło, gdybym po powrocie zastała trochę komentarzy.. Nawet krótkich. Chcę po prostu wiedzieć, czy są jeszcze osoby, dla których warto pisać :)
Co do samego rozdziału, pisany był pod wpływem lawendowego pyłu z kuwety xD Ci, którzy mnie znają wiedzą dobrze, co to oznacza :D
Dedykacja dla Natishy i Kasumi (której, tak na marginesie, ogromnie dziękuję za tytuł :D) Mam nadzieję, że nie zawiodę Was w.. wiadomej kwestii ^^
Na koniec obrazki z Tamao... i kimś jeszcze :D
EDIT (25.10.2014): Ten rozdział nie jest już oficjalną kontynuacją bloga, który zakończył się wraz z 37 rozdziałem.
39. "Co się ukrywa za zamkniętymi drzwiami?"
Pogoda była wręcz absurdalnie ładna. Ognisty szaman
szedł sobie wzdłuż strumyczka, w całości wypełnionego krystalicznie przejrzystą
wodą o lekko różowym zabarwieniu. Puchate, białe króliczki kicały sobie po
łączce, bawiąc się z tęczowymi motylkami. Niebo przecinała cudowna tęcza,
nieprzysłonięta nawet jedną chmurką.
Yoh,
który spacerował obok zdawał się nie zauważać nic dziwnego w tym, że jest
ubrany w długą, białą togę, przewiązaną w pasie złotym sznurkiem. Rozglądał się
dokoła z szerokim uśmiechem na ustach i podjadał jabłkowe chipsy z koszyka,
który jakimś magicznym sposobem pojawił się w jego rękach. Hao zatrzymał się i
spojrzał w dół. Miał na sobie dziwny kostium, przypominający ubiór rzymskiego
legionisty. Trzymał też krótki, obosieczny miecz, identyczny jak te, których
obrazki można spotkać w podręcznikach do historii. Zaraz, jaką on miał nazwę?
Gladius, tak gladius. A tak właściwie, to dlaczego się nad tym zastanawiał? Nie
powinno go raczej interesować dziwne, niepokojąco tęczowe otoczenie?
Jak
na zawołanie, z drzewa obok sfrunęła wrona i usiadła chłopakowi na ramieniu.
Ten, chciał ją zrzucić, lecz pazury trzymały się go mocno, wbijając w skórę.
Długowłosy zauważył, że po jego ręce spływa stróżka krwi. On jednak nie poczuł
żadnego bólu. Zdumiony tym odkryciem, przeniósł wzrok na brata, jednak ten
zdawał się zupełnie nic nie zauważać.
Tymczasem
ptak zakrakał głośno i zamachał skrzydłami, uderzając Hao parokrotnie w twarz.
- Ej, przestań! Złaź ze mnie! – mruknął wściekle
ognisty szaman, próbując strząsnąć wredne stworzenie.
- Nie, dopóki mnie nie pocałujesz – zaskrzeczał
ptak dziwnie ludzkim głosem.
Zanim
Asakura zdołał pomyśleć nad dziwnym znaczeniem słów wrony, został otoczony
przez najróżniejsze zwierzęta: puchate króliczki, które nagle nabrały dziwnie
przerażającego wyglądu, wiewiórki o pazurach ostrych jak brzytwa, a także
mnóstwo ptaków i owadów, które latały wokół niego skandując:
- Hao! Wybierz mnie, kocham cię!
Chłopak
był otoczony. Rozejrzał się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Chciał zawołać
brata, jednak ten zniknął mu z oczu. Tymczasem stworzenia zbliżały się do
niego, przybierając coraz bardziej ludzkie kształty, które młody książę znał
już bardzo dobrze. Fanki.
- Z-zostawcie mnie! – krzyknął, jednak jego głos
zanikł wśród pisków fanek, które wciąż powtarzały jego imię…
- Hao!
- Hao, kocham cię!
- Hao, obudź się!
- Uwielbiamy cię!
- Hao, idioto, wstawaj!
Ostatni
głos należał do Yoh. Starszy z braci otworzył zaspane oczy i powoli podniósł
się na rękach. Rozejrzał się z zaciekawieniem, z początku nie rozpoznając
pomieszczenia, w którym się znalazł.
Była
to duża komnata królewska, której ściany wyłożono zdobionymi jasnymi panelami o
złotych, roślinnych ornamentach. Między płaskorzeźby, stanowiące imitacje kolumn,
wkomponowano obrazy, przedstawiające walki szamańskie oraz krajobrazy z
najróżniejszych stron świata. Plafon, czyli sufit ozdobiony sztukaterią i
freskami, wyglądał niemalże jak niebo. Kimkolwiek był artysta, który go
wykonał, musiał dobrze znać się na swojej sztuce. Pomimo nietypowego
sklepienia, całe pomieszczenie utrzymano w aranżacji bieli, czerwieni i złota.
Hao
leżał na wielkim łożu z baldachimem, a nad nim pochylał się brat, jak zwykle z
nieodłącznym uśmiechem na ustach. Zdawał się jednak zupełnie nie pasować do
królewskiego wystroju pomieszczenia. Miał na sobie zwykłą, białą koszulkę i
ulubione oliwkowe spodnie. Głowę zdobiły oczywiście pomarańczowe słuchawki.
- W końcu raczyłeś się obudzić! Już się bałem, że
będę musiał sprowadzić Annę! – zaśmiał się Yoh, jednak zaraz potem na jego
twarzy pojawiła się troska. – Czy stało się coś złego? Krzyczałeś przez sen…
- Nic się nie stało – odburknął Hao, wygrzebując
się z satynowej pościeli. – Po prostu zły sen.
- O czym? – dopytywał się jego bliźniak.
- O niczym…
- No powiedz… - Aby dodać swojej wypowiedzi
bardziej błagalnego tonu, właściciel pomarańczowych słuchawek specjalnie
przeciągał samogłoski.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Ni… Zostaw mnie!
Po
trzecim z kolei zaprzeczeniu, młodszy z braci nie wytrzymał i rzucił się na
Hao, jeszcze bardziej niszcząc jego, i tak już rozczochraną, fryzurę. Męczył
biednego śpiocha przez kilka minut, aż w końcu ten położył się na plecach z
rękami w górze w geście kapitulacji.
- Ha! Wygrałem! – Yoh ukląkł na poduszce obok brata
z dłońmi wciąż przygotowanymi do dalszych „tortur”. - To co ci się śniło?
- Tęczowa polanka, białe króliczki, ty w stroju
greckich bóstw… - zaczął wyliczać Hao.
- Ja? I to uważasz za zły sen? – zapytał jego brat
z udawaną złością.
- Wiesz, potem zostawiłeś mnie samego na pastwę
królików, wiewiórek i wron, które zamieniły się w moje fanki!
- Ech… Mówiłem ci, żebyś ściął włosy, bo wtedy cię
nie rozpoznają, ale ty się nie zgodziłeś…
Hao
zmierzył brata morderczym wzrokiem. Mimo, że leżał rozwalony na łóżku, a jego
włosy wyglądały gorzej niż po przejściu tornada, sprawiał dość groźne wrażenie.
Oczywiście jego bliźniak wcale się tym nie przejął.
- Już omawialiśmy tę kwestię – powiedział
beznamiętnym tonem władca płomieni.
- Wiem, wiem… Ja chcę tylko pomóc… - Yoh zrobił
skruszoną minkę, która wystarczyła, by gniew brata zupełnie wyparował.
W
tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Krótkowłosy wyskoczył z łóżka jak
oparzony, a jego brat zakrył się kołdrą aż pod samą brodę, jedną ręką wygładzając
fryzurę.
- Proszę… - powiedział niepewnie, kiedy uznał, że
już nic więcej nie poradzi na stylizację „Made by Yoh”.
Do
pokoju przez wielkie drzwi wsunęła się drobna postać o długich, czarnych
włosach i typowo indiańskim stroju z wizerunkiem kosmity na piersi. Jej
wysokie, jasne buty, ozdobione frędzelkami zdawały się nie wydawać żadnych
dźwięków na podłodze pokrytej czerwoną wykładziną.
- Rutherford? – zdziwił się Yoh. – Co cię tu
sprowadza?
W
czasie kilku ostatnich dni, bliźniacy mieli naprawdę sporo na głowie. Musieli
zaznajomić się ze wszystkimi kwestiami odnośnie rządzenia, a także nauczyć się
funkcjonować w ogromnym pałacu, który dla nich zbudowano. Kilku członków rady,
w tym właśnie mała wielbicielka kosmosu, mieli za zadanie opiekować się królewską
rezydencją, a także przekazywać książętom wieści z Patch.
- P-pani Anna szuka w-waszej wysokości… - wyjąkała
dziewczyna, czerwieniąc się jak piwonia. Mimo, że była o dwa lata starsza od
bliźniaków, jej drobna postura sprawiała, że wyglądała niemalże jak
rówieśniczka Tamao.
- Zgaduję, że chodzi tu raczej o mnie? – zagadnął
wesoło Yoh. Hao zakopał się głębiej w pościeli.
- T-tak, wasza…
- Hej, przecież mówiliśmy już, żebyś mówiła do nas
po imieniu – przerwał jej właściciel pomarańczowych słuchawek. Brunetka
uśmiechnęła się nieśmiało.
- O-oczywiście… Yoh… – Imię chłopaka wypowiedziała
bardzo cicho, ale zawsze to jakiś początek. Asakura zbliżył się trochę do niej,
zatrzymując się mniej więcej w połowie pomieszczenia.
- Gdzie teraz jest Anna? – spytał.
- W jadalni, razem z przyjaciółmi wasz… - Urwała,
gdy książę pogroził jej żartobliwie palcem – …z waszymi przyjaciółmi –
poprawiła się szybko. – Obiad zaraz będzie gotowy.
- Obiad?! – Hao odezwał się pierwszy raz od
przyjścia brunetki. Dziewczyna aż podskoczyła. Prawdopodobnie zapomniała o
obecności drugiego Asakury w, bądź co bądź, jego własnej komnacie.
- Tak, Hao. Obiad. Posiłek, który spożywa się
między śniadaniem, a deserem – wytłumaczył spokojnie Yoh. – Nie wiem, czy
wiesz, ale jest pierwsza po południu.
Ognisty
szaman wydawał się, delikatnie mówiąc, zaskoczony. Kołdra wypadła mu z rąk,
odsłaniając umięśniony tors, na który chłopak miał zarzuconą białą koszulę z
delikatnego, prześwitującego materiału. Na ten widok Rutherford spłoniła się
jeszcze bardziej i szybko odwróciła wzrok.
- Przekażesz Annie, że zaraz zejdziemy? – poprosił
krótkowłosy, a członkini Rady gorliwie pokiwała głową i niemalże wybiegła przez
wielkie drzwi, w ostatniej chwili powstrzymując je przed głośnym trzaśnięciem.
Wyglądała na bardzo zadowoloną, że ma powód do wyjścia.
- Zrobiłem coś nie tak? – spytał zdumiony Hao.
- Nie.
Wystarczy, że jesteś – zaśmiał się jego brat. – A Rutherford jest zakłopotana,
bo od pewnego czasu… ekhem… przyjaźni się z Tallimem.
- Przyjaźni…? – Hao nie dał się tak łatwo zbić z
tropu. – Ty plotkarzu!
Yoh
nic na to nie odpowiedział, tylko pokazał bliźniakowi język i pobiegł do drzwi.
W progu odwrócił się jeszcze i zawołał:
- Za dwie minuty widzimy się na obiedzie!
♥♥♥
Królewska
jadalnia była jedną z największych sal w pałacu. Jej ściany, podobnie jak w
innych pomieszczeniach, wyłożono jasnymi, zdobionymi panelami. W odróżnieniu
jednak od sypialni, w wolnych przestrzeniach zamiast obrazów zawieszono lustra,
optycznie nadając komnacie większych rozmiarów. W centralnym punkcie stał
oczywiście podłużny stół, przy którym mogłoby spokojnie zasiadać nawet
kilkadziesiąt osób. Jego nogi i rama wykonane były z ciemnego drewna, natomiast
blat z pięknego, misternie zdobionego szkła.
W
chwili, kiedy zdyszany Hao wpadł do pomieszczenia, mniej więcej jedną trzecią
miejsc zajmowali jego przyjaciele i rodzina. Przed nimi stało mnóstwo waz i
półmisków z najróżniejszymi potrawami. Z tych, które jako pierwsze rzuciły się
ognistemu szamanowi w oczy, można było wyróżnić łososia w jakimś jasnym sosie,
sushi, gęsty gulasz z papryką oraz risotto z czymś, co chłopakowi przypominało
maleńkie ośmiorniczki. Długowłosy przysiągł sobie solennie, że będzie się od
owego półmiska trzymał z daleka. Słyszał, co prawda, że owoce morza są bardzo
smaczne, jednak nie potrafił wyobrazić sobie dotyku maleńkich macek w gardle.
Z
początku wydawało się, że nikt nie zwrócił uwagi na jego przybycie. Ci, którzy
siedzieli najbliżej drzwi, zaledwie odwrócili głowy. Każdy był jednak zajęty
swoimi sprawami. Ren i Horo jak zwykle dręczyli biednego Choco, który próbował
być zabawny, porównując jeżowce w sosie do fryzury Chińczyka. Jun dyskutowała z
Anną na temat wydania płyty z programem treningowym. Ryu i Manta zastanawiali
się nad składnikami jednego z dań. Faust, jak to on, wpatrywał się w Elizę, nie
interesując się specjalnie tym, że na jego talerzu ktoś położył ślimaki ze
szpinakiem, a on sam zjadał je łącznie ze skorupkami. Pirika nakłaniała Tamao
do noszenia spódnic. John szeptał coś Meene do ucha, tak że na jej policzkach
pojawił się uroczy rumieniec. Keiko, Mikihisa oraz dziadkowie z lekkim
powątpiewaniem spoglądali na stos cheeseburgerów, który ich młodszy wnuk
nałożył sobie na talerz, kiedy Anna nie patrzyła. Natalie z irytacją
spoglądała, jak Cassie, oparta głową o ramię Lyserga, czyta jakąś książkę, a
Anglik uśmiecha się lekko, trzymając jej dłoń. Nigdzie jednak nie było widać
Anabelle.
Hao
aż sam się zdziwił, że zauważył brak dziewczyny. Jakby nie patrzeć, miał przed
sobą jakieś dwadzieścia osób. Wzruszył jednak ramionami i udał się w stronę
miejsca obok brata. Ten wydawał się czymś bardzo zaaferowany.
- Hao! Mam sposób na twoje fanki! – zawołał, gdy
tylko ognisty szaman usadowił się na swoim tronie.
- Jaki? – W sercu długowłosego wzrosła nadzieja.
- Cóż, mógłbyś się za kogoś przebrać. Myślałem na
przykład o strażaku. Wiesz, jakbyś miał na sobie maskę gazową to nikt by cię
nie rozpoznał! – oznajmił jego bliźniak.
-To co to za sposób? – Hao zachowywał się, jakby
zupełnie nie usłyszał ostatniej wypowiedzi brata.
- Znajdź sobie dziewczynę – mruknął Yoh, całkowicie
tracąc zainteresowanie problemami brata. Jak ten nie chce słuchać jego
genialnych pomysłów, niech radzi sobie sam.
- Proszę…? – Hao aż podskoczył. – Ja?
- A widzisz tu jakichś innych piromanów z tabunem
fanek na karku?
- No… nie. Ale… ja? – spytał ognisty szaman,
popijając sok z kryształowego kieliszka.
- A co? Nie interesują cię dziewczyny? – Ton
młodszego z braci był tak poważny, że Hao aż zakrztusił się napojem. Przez
chwilę nie potrafił złapać oddechu i dopiero mocne uderzenie w plecy przez Ryu
nieco mu pomogło.
- Interesują, jasne, że interesują! – zawołał
szybko, kątem oka sprawdzając, czy wypowiedzi jego bliźniaka nie usłyszała
rodzina lub któraś z dziewcząt.
- Więc…?
- No, ale nie interesuje mnie żadna konkretna…
Krótkowłosy
tylko westchnął. Jego brat ewidentnie nie chce, żeby mu pomóc. Odwrócił się
ponownie w stronę swojego talerza, chcąc powrócić do cheeseburgerów, kiedy
zobaczył przed sobą tylko czyste naczynie z karteczką „Masz spalić te kalorie w
brzuszkach do północy. Jeśli tego nie zrobisz, nadrabiasz w okrążeniach przez
najbliższe dwa miesiące. Ucałowania od Anny”. Chłopakowi aż zjeżyły się włosy
na karku. Kiedy jednak przeczytał liścik jeszcze raz, na jego twarzy pojawił
się lekki uśmiech. Jego ukochana jak zwykle zaskakiwała. Szkoda, że Hao nie
mógł tego poczuć na własnej skórze…
Tymczasem
długowłosy niemrawo grzebał w swoim spaghetti, zastanawiając się nad propozycją
brata. Miałby znaleźć sobie dziewczynę…? Jego wzrok powędrował od Fausta
wpatrującego się z uwielbieniem w Elizę, przez Johna i Meene, ze śmiechem
organizujących zawody w układaniu zwierzątek z jedzenia (Meene powbijała
koreczki do bułki, tworząc jeżyka, a John wykorzystał kiełbaski do ułożenia ośmiorniczki),
Yoh, wciąż zarumienionego po przeczytaniu liściku od Anny, aż do Lyserga, który
plótł Cassie warkoczyki. Wszyscy wyglądali na tak szczęśliwych… I nikt się ich
nie czepiał…
W
tym momencie drzwi wejściowe rozchyliły się na całą szerokość, a do jadalni
wpadła Anabelle. Jej szarozielony płaszcz powiewał za nią niczym skrzydła
motyla. Kiedy się zatrzymała, kaptur opadł jej aż na oczy. Dziewczyna zdjęła go
niecierpliwym gestem, odsłaniając burzę długich, brązowych loków.
- Przepraszam za spóźnienie, ale miałam drobne
starcie z kucharzem – wyjaśniła z rozbrajającą miną. Łuk, który miała
przewieszony przez ramię, nadal był otoczony zieloną poświatą z foryoku.
- Coś zrobiłaś biednemu Karimowi? – spytał Yoh z
udawanym strachem.
- Nic specjalnego… Nauczyłam go tylko jak się
przyrządza kawę z miodem. – W tonie dziewczyny słychać było pewną zadziorną
nutę. Zielone oczy Nowozelandki błysnęły łobuzersko.
Zaraz
potem dziewczyna wzruszyła ramionami i z szerokim uśmiechem udała się na swoje
miejsce pomiędzy Natalie a Faustem. Nieświadomie Hao odprowadzał ją wzrokiem.
Myślami jednak wciąż był przy pomyśle brata.
„A
gdyby tak…? Właściwie, co szkodzi zapytać…” – pomyślał, po czym wstał i
nieśmiało podszedł do szatynki, która nakładała sobie właśnie na talerz potrawkę
z kurczaka. Kiedy zauważyła, że ktoś nad nią stoi, odwróciła głowę, niechcący
smagając Natalie włosami po twarzy.
- Ej! – oburzyła się blondynka. – Mogłabyś je
chociaż spiąć!
- Przepraszam, Nat… Ale wiesz, że nigdy ich nie
zepnę. – Ton zielonookiej łudząco przypominał Hao, kiedy tłumaczył bratu, co
sądzi o ścinaniu włosów.
- Phi! – Angielka odwróciła się od przyjaciółki i
uniosła wysoko głowę informując „Mam focha na cały świat”. Anabelle nie
przejęła się tym zbytnio i wzruszyła tylko ramionami. Zaraz potem odwróciła się
znów w stronę Hao.
- Podać Ci coś? Może szaszłyki? – spytała z
rozbrajającym uśmiechem.
- Eee… Nie, dzięki… Ja tylko… - zaczął się jąkać
długowłosy. To dziwne, przecież nigdy mu się to nie zdarzało! W końcu panna
Wilson prowadziła jego treningi zamiast Anny…
- Tylko co…? – dopytywała się dziewczyna.
- Nic specjalnego… Przyszłabyś do mojego pokoju po
obiedzie? Mam… pewną sprawę… – Hao postanowił improwizować. Prawdopodobnie
łatwiej będzie im się dogadać bez obecności tych wszystkich świadków.
Szatynka
wzruszyła ramionami i tylko pokiwała głową z uśmiechem.
- To… Do zobaczenia – powiedział ognisty szaman i
szybko oddalił się od stołu. Po drodze Yoh rzucił mu zagadkowe spojrzenie.
- Co ten wariat znowu kombinuje…? – spytał sam
siebie właściciel pomarańczowych słuchawek. Nie doczekał się jednak żadnej
odpowiedzi.
♥♥♥
Po
szybko zjedzonym obiedzie, Anabelle udała się wzdłuż bogato zdobionego
korytarza w kierunku apartamentów książęcych. Nadal chciało jej się śmiać z
ludzi, który najnormalniej w świecie zaczęli mówić do Yoh i Hao „wasza
wysokość”. Dobrze wiedziała, że bliźniacy nie przepadali za tym określeniem i
wcale nie chcieli być traktowani po królewsku. Niestety, bycie władcą ma też
swoje wady…
Panna
Wilson rozejrzała się. Ściany w korytarzu różniły się od tych w jadalni
czy sali balowej. W przeciwieństwie do
nich, nie posiadały złotych ornamentów, a panele, które je pokrywały, miały
kolor ciepłej, pastelowej zieleni. Zdobienia, podobnie jak i sufit, wykonano tu
z ciemnego drewna. Dzięki myśliwskim trofeom, których pochodzenia dziewczyna
wolała się nie domyślać, miejsce to przywoływało na myśl las.
Nawet
nie zdając sobie z tego sprawy, zwiadowczyni zaczęła nucić jedną ze swoich
ulubionych piosenek. Miała bardzo ładny i czysty głos, jednak do tej pory nie
chciała występować na scenie. Śpiewała, lecz tylko przy rodzinie, na przykład
na grillach czy przyjęciach. Westchnęła. Turniej Szamanów był dla niej
niesamowitą przygodą. Poznała tylu wspaniałych przyjaciół, wśród nich znaleźli
się nawet sami książęta. Spędziła mnóstwo czasu z Cassie i Natalie, które znała
tak naprawdę od niecałego roku. Patrząc na nie mogłaby się wydawać, że ich
przyjaźń trwa od wieków.
Mimo
to tęskniła za domem. Za mamą, która co wieczór wracała do domu przynosząc
najniezwyklejsze rośliny z uczelni, gdzie pracowała… Za ojcem, dla którego
archeologia była czymś więcej niż tylko pracą… Za duchami średniowiecznych postaci, które zawsze opowiadały jej
niezwykłe historie o zamkach i rycerzach… Za dziadkiem, od którego dziewczyna
zaraziła się miłością do strzelania z łuku… Jedynym, czego jej zdecydowanie nie
brakowało, była szkoła. Mimo, że miała tam wielu znajomych, nikogo nie
potrafiła nazwać przyjacielem.
Zatopiona
we własnych myślach, nie zauważyła nawet, kiedy znalazła się przed drzwiami do
apartamentów Hao i Yoh. Na początku obaj władcy otrzymali całe skrzydło
pałacowe dla siebie, jednak uznali, że w zupełności wystarczą im dwie
sypialnie, łazienka i niewielki salonik. Członkowie Rady Szamanów, odpowiedzialni
za rezydencję, nie byli z tego powodu zbyt szczęśliwi, uważając, że uwłacza to
godności zajmowanego przez Asakurów stanowiska. Oczywiście bliźniacy wcale się
tym nie przejęli.
Anabelle
uniosła rękę, by zapukać, kiedy nagle w drzwiach tuż przed nią wyrósł Hao.
- Hej, nie strasz! – zawołała ze śmiechem. Chłopak
nic na to nie odpowiedział, tylko odsunął się w przejściu i niczym lokaj
wpuścił szatynkę do środka. Kątem oka dziewczyna dostrzegła, że starszy z braci
rozejrzał się uważnie po korytarzu zanim zamknął pomieszczenie. Na klucz.
Pannie
Wilson od razu przyszły do głowy sceny z książek, które pożyczała od Cassie.
Zwykle, kiedy ktoś zamykał tam drzwi na klucz, okazywał się być wrogiem
głównego bohatera. Jednak, w przeciwieństwie do czarnych charakterów w
powieściach, na twarzy Hao znajdował się zwykły, może nawet lekko zakłopotany
uśmiech.
- Po co takie środki ostrożności? – spytała
Anabelle, starając się brzmieć naturalnie. „Głupia!” – zganiła się w myślach. –
„Uważasz się za bohaterkę książki? Przecież to tylko Hao!”. Mimo to nie mogła
się powstrzymać, by nie zapytać: – Chyba nie chcesz…?
- Nie! – Szatyn przerwał jej, zanim zdążyła
powiedzieć coś więcej. – Ja po prostu… Wiesz, to sprawa osobista…
Nowozelandka
aż przekrzywiła głowę ze zdziwienia. Hao zachowywał się… dziwnie. Dlaczego
akurat z nią chciał porozmawiać o osobistych kwestiach? Czy nie miał od tego
Yoh, Manty… Któregokolwiek z przyjaciół?
- To znaczy?
- Usiądź proszę.
– Hao wskazał na dwa fotele pod oknem, pomiędzy którymi stał stolik z
charakterystyczną wazą potpourri. Spod pokrywki naczynia wydzielał się
przyjemny, lawendowy zapach.
Kiedy szatynka spełniła prośbę,
chłopak usadowił się obok. Nic nie mówiąc, spojrzał przez okno na pustynię.
Anabelle przez chwilę poczuła się jak zwykła ozdoba. Chłopak zdawał się
zupełnie ją ignorować!
- Ekhem… To o co chodzi? – spytała, a w jej tonie
słychać było zniecierpliwienie. Najpierw Hao zamyka ją na klucz, przyprawiając
o gęsią skórkę, a teraz najnormalniej w świecie nie zwraca na nią uwagi? Tak
być nie może!
- Widzisz je? – Książę odpowiedział pytaniem na
pytanie.
Zwiadowczyni
zerknęła przez okno, próbując odgadnąć, co miał na myśli jej rozmówca. Nie było
to zbyt trudne. Pod pałacykiem zebrał się cały tłum dziewcząt od dziesięciu lat
wzwyż, z transparentami, czapkami i najróżniejszymi innymi przedmiotami z
wizerunkiem młodego władcy. Teraz, kiedy dziewczyna bardziej się skupiła,
potrafiła usłyszeć stłumione skandowanie fanek: „Hao, wyjdź do nas! Hao, wyjdź
do nas!”. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
- Widzę. Trudno przeoczyć – odparła wesoło.
- Nie dają mi spokoju… Nawet teraz dostałem chyba z
dwadzieścia laurek… I nawet śpiewającego misia… - Ognisty szaman wskazał na
stosik różowych kartek pod jedną ze ścian. Na szafce obok stało też coś, co
wyglądało na resztki po maskotce.
- Cóż, skoro Yoh jest zajęty, pozostałeś tylko ty.
Nic dziwnego, że uwzięły się na ciebie.
W
tym momencie Hao odwrócił wzrok od okna i spojrzał prosto w zielone oczy
towarzyszki. W jego spojrzeniu było coś... nietypowego. Tak jakby błagał ją bez
użycia słów. Anabelle przez chwilę żałowała, że zamiast niej nie ma tu Yoh. On
na pewno zrozumiałby, co oznacza to spojrzenie.
- Wiesz… Właśnie o to mi chodzi… Yoh ma dziewczynę
i fanki nie wchodzą mu na głowę… -
powiedział powoli, a widząc zdziwiony wzrok przyjaciółki, wyjaśnił: - Bo to
jasne, że ma fanki. Jakby nie patrzeć jest tak samo przystojny jak ja. No,
prawie. Podobno długie włosy mają swój niepowtarzalny urok… - Mówiąc to, Hao
odgarnął kilka kosmyków z twarzy niczym aktorki w filmach.
Szatynka
nie miała pojęcia, co na to odpowiedzieć. Trudno było zaprzeczyć, a zarazem
głupio zabrzmiałaby mówiąc, że absolutnie się z nim zgadza. Tak to mogłyby się
zachować dziewczęta, które stały na zewnątrz i wykrzykiwały imię ognistego
szamana. A ona nie miała zamiaru się do nich upodabniać.
- Wracając jednak do sedna sprawy… Wydaje mi się,
że fanki przestałyby mnie tak atakować, gdyby wiedziały, że już kogoś mam… I
tak sobie pomyślałem… - Na twarzy chłopaka pojawił się lekki rumieniec. -
Anabelle, zgodziłabyś się udawać moją dziewczynę?
♥♥♥
- I ty się zgodziłaś!? – Głos Natalie odbił się
echem po ścianach komnaty, którą dzieliły członkinie dawnej „The Oak Leaf Team”.
W odróżnieniu od innych, jej ściany zostały pomalowane na bladoniebieski kolor,
a ornamenty wykonano ze srebra.
- No… Wiesz…
- Jak możesz być taka głupia!? – krzyknęła blondynka,
o mały włos nie strącając ręką porcelanowej figurki z szafki.
Anabelle,
która siedziała na łóżku jak skarcona uczennica, aż się wzdrygnęła. Nie
spodziewała się tak… wybuchowej reakcji przyjaciółki. Kiedy skończyła opowiadać
o spotkaniu z Hao, miała wrażenie, że zamiast najlepszej koleżanki ma obok
siebie tykającą bombę, która może w każdej chwili wybuchnąć. I to chyba właśnie
się stało.
- Wiesz, Nat chce powiedzieć, że… - zaczęła Cassie,
która do tej pory nie odzywała się ani słowem.
- Że on tylko cię wykorzysta! – dokończyła za nią
Angielka. Przeszła szybko z jednego końca pokoju w drugi, nie przestając
gestykulować. Zatrzymała się przy niewysokim stoliku, na którym stało ozdobne
lusterko w ramce.
- Chciałam powiedzieć „musisz uważać”, ale w sumie
na jedno wychodzi… - Humor Cassie zdecydowanie się pogorszył. Nie lubiła
kłótni, które niestety dość często wybuchały między jej dwiema towarzyszkami.
Zawsze pełniła w nich funkcję mediatora. Co prawda, zwykle kończyły się równie
szybko, jak zaczynały, ale tym razem nie wyglądało to na codzienną, niegroźną
sprzeczkę.
- Przecież wiem… - powiedziała cicho Anabelle. - Ale
nie wypadało mi odmówić… Wiecie przecież, przez co on teraz przechodzi…
- Niech sam sobie z tym radzi! – Blondynka uderzyła
pięścią w stolik, aż podskoczyły stojące na nim przedmioty. - Jest, jakby nie
patrzeć, najpotężniejszym szamanem! – Natalie nie rezygnowała z podniesionego
głosu.
- Na równi z Yoh. – Poprawianie przyjaciółki było w
przypadku Nowozelandki czymś tak oczywistym, że już sama nie zwracała na to
uwagi.
- I co z tego?! Najpotężniejszy to najpotężniejszy!
Zdajesz sobie sprawę z tego, ile czasu będziesz teraz z nim spędzać?!
- Sporo… Wiem o tym…
- Całe dnie! Będziesz musiała z nim chodzić na te
wszystkie nudne rady i spotkania… Bo inaczej ludzie nie uwierzą, że jesteście
razem. A pomyślałaś może o nas? O mnie!? – Krzycząca dziewczyna podbiegła do
zwiadowczyni i chwyciła ją za ramiona, potrząsając nią. – Cassie też teraz
ciągle nie ma, bo się spotyka z tym swoim zielonowłosym detektywem od siedmiu
boleści…
- Nat, nie musisz obrażać Lyserga – powiedziała Belgijka
stanowczym, aczkolwiek nadal spokojnym tonem. – To, że się z nim czasami
spotykam, nie oznacza, że przestałaś być moją przyjaciółką.
Panna
Russo odkaszlnęła, jednak zabrzmiało to mniej więcej jak „Taa… Czasami…”.
- Nat, wiesz przecież, że to tylko tymczasowe… -
Zwiadowczyni próbowała załagodzić gniew przyjaciółki, jednak bezskutecznie. Nat
już usiadła przy toaletce i ruchami pełnymi urażonej godności zaczęła poprawiać
sobie fryzurę, co, tak na marginesie, było w jej przypadku dosyć nietypowe.
Zrezygnowana
Anabelle westchnęła i położyła się w ubraniu na łóżku, wpatrując się nieobecnym
wzrokiem w sufit.
Cassandra
tylko westchnęła. Zdała sobie sprawę, że właśnie zaczęły się dla jej
przyjaciółek „ciche dni”. Już miała wziąć z powrotem swoją książkę, którą
odłożyła, gdy przyszła zwiadowczyni, jednak w tym momencie jej telefon
oznajmił, że otrzymała sms’a. Już pierwsze słowa wiadomości od Lyserga
sprawiły, że na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec.
Taak, tym razem dość dużo o związkach :D Zakładam też, że jestem jedyną szamanką, która zeswatała ze sobą Rutherford i Thallima xD Jednak na swoją obronę dodam, że są między nimi tylko 3 lata różnicy, w przeciwieństwie do Nichroma, który jest od Rutherford o 7 lat młodszy!
Sorry, nie mogłam się powstrzymać xD |
Do zobaczenia w następnej notce :D