Kilka słów o blogu + regulamin

Blog przedstawia moją wersję wydarzeń w anime Shaman King ("Król Szamanów") poczynając od trzeciej rundy.

Obecnie blog uznać można za zakończony. Oficjalne zakończenie ma miejsce w rozdziale 37. Pozostałe uznać można za dodatkowe. Nie mają one większego wpływu na fabułę.

niedziela, 16 czerwca 2013

38. Aaaa!!! Kochamy cię Hao!!!

Hej, witam po yy... ponad miesięcznej przerwie... *załamka*
No dobra, wiem, że pewnie jesteście na mnie ładnie źli, że w maju pojawił się tu tylko oneshot, a potem zaledwie prolog i pierwszy rozdział na Two Souls Asakura... Ale sami wiecie, jak to jest na koniec roku.. Trzeba walczyć o oceny, tłumaczyć opowiadania (Romeyoh i Julianna na angielski --> 5 dni roboty bez przerwy), są też wycieczki i występy... Mnóstwo prób, także na lekcjach, co zaś łączy się z odpisywaniem zeszytów.. Bo oczywiście lekcje trwają nadal... I tak czeka mnie jeszcze projekt z religii i zdawanie z fizyki... Ale jak wszystko dobrze pójdzie, to wyciągnę na to 5.71 ^^ 
Dobra, nie będę zanudzać... Rozdział nie należy do moich ulubionych, pisałam go bez większej motywacji... Typowa przejściówka... No, może nie całkiem typowa, ale i tak przejściówka ;)
Na koniec obrazki z Yohane'm Asakurą <33 Zamówienia proszę składać w podstronie obrazki -->
Nie przedłużając, rozdział dedykuję tym, którzy na niego czekali :) Ach, i żeby nie było wątpliwości - to, że zakończyłam Turniej, nie znaczy, że kończę bloga! To prawda, zaczęłam drugiego, ale z My Asakura Twins tak szybko się nie pożegnam :)

EDIT (25.10.2014): Ten rozdział nie jest już oficjalną kontynuacją bloga, który zakończył się wraz z 37 rozdziałem.

38. Aaaa!!! Kochamy cię Hao!!! 


Ludzki rozum nie pojmie, jakim cudem członkom rady szamanów udało się stłoczyć wszystkich mieszkańców Patch w jednej sali koronacyjnej. Jakkolwiek to uczynili, należały im się za to wielkie brawa. Po raz pierwszy od bardzo dawna wszystko odbyło się bez jakichkolwiek zamieszek, co definitywnie można uznać za sukces.
           Wszystkie miejsca, zarówno stojące jak i siedzące, zostały pozajmowane. Nikt nie chciał przegapić tak ważnej uroczystości, jaką była oficjalna koronacja. Zwłaszcza, że takie wydarzenie ma miejsce raz na pięćset lat. Jedyne wolne siedzenia znajdowały się w specjalnych lożach: dla Patch Tribe, dla rodziny i przyjaciół zwycięzców Turnieju oraz, rzecz jasna, dla samych książąt.
           Jak na razie, na sali nie było nikogo z uprzywilejowanych gości, poza Tallimem, Bronem, Namarim i Renimem, którzy byli odpowiedzialni za pilnowanie widowni. Ich główne zadanie polegało na pilnowaniu, czy nikt nie próbuje wszczynać konfliktów lub przedostać się do loży. Ku zadowoleniu tej czwórki, nikomu nie przeszło przez myśl, by choćby zbliżyć się do miejsc zarezerwowanych. Oczywiście, jak to się zdarza w wielu przypadkach, doszło do kilku sprzeczek, których powodem był zbyt wysoki wzrost osoby siedzącej z przodu.
           Tymczasem, cała dobrze nam znana gromadka, nie wliczając w to bliźniaków, krzątała się po garderobach, dokonując ostatnich poprawek w swoich wyjściowych strojach. Przyznać trzeba, że eleganckie, specjalnie wybrane przez Jun i Meene ubrania, były miłą zmianą po zwykłych koszulkach i spodniach, jakie zazwyczaj nosiła nasza ekipa. Chłopcy otrzymali śnieżnobiałe lub ciemnofioletowe koszule i garnitury, a także po różyczce, którą należało umieścić w butonierce. Każdy kwiatek miał inny kolor, przystosowany do właściciela.
           Dziewczęta natomiast przystroiły się w szykowne sukienki, które zostały uszyte specjalnie na miarę przez najlepszych krawców, jakich udało się zamówić pannie Tao. Strój Jun stanowiła oczywiście Chińska qipao, a Piriki – sukienka nawiązująca do tradycyjnych ubiorów północy. Wśród naszych przyjaciół znalazły się także członkinie dawnej „The Oak Leaf Team”, nieco tym zaproszeniem zawstydzone. Jakby nie patrzeć, przyjaźniły się z Asakurami dopiero od niedawna i nie spodziewały się miejsc w loży dla najbliższych znajomych i krewnych. Ku zdumieniu wszystkich, Anabelle zrezygnowała z nieodłącznego, szarozielonego płaszcza z kapturem na rzecz zgrabnej, koronkowej sukienki o barwie jaśminu. Jej przyjaciółki ubrały podobne stroje, jednak w innych barwach. Nawet Tamao otrzymała delikatną, bladoróżową sukienkę z falbankami w drobne, kwiatowe wzorki. Nikt jednak nie wiedział, w co ubierze się Anna. Blondynka zniknęła z mieszkania razem z bliźniakami i od tej pory nikt jej nie widział.
- Choco! Poprawże ten kwiatek! Horo, mógłbyś zostawić kołnierzyk w spokoju?! – wołała zdenerwowana Jun, która przyjęła na siebie funkcję garderobianej. Teraz biegała od jednego do drugiego ze szpilkami w ustach, co rusz poprawiając przekrzywione różyczki czy też upinając kokardy na sukience którejś z dziewcząt.
- Piriko, prosiłam cię przecież, żebyś nie ruszała tej spinki! Teraz będę musiała upiąć ci włosy na nowo! – Meene, która zajęła się fryzurami, również miała dużo roboty. Kiedy tylko kończyła spinanie koka jednej z dziewcząt, jak na złość z warkocza innej zaczynały wyskakiwać pojedyncze włosy. Gdyby dawny Hao zobaczył, ile lakieru użyła panna Montgomery, z dziewczyny nie pozostałoby nic więcej prócz popiołu.
           Ogółem, w garderobie panował zamęt niczym w ulu. Jednak czemu się tu dziwić? Zaproszonym na koronację króla szamanów jest się zazwyczaj tylko raz w życiu…
- Czy wszyscy gotowi? – zapytał Silva, wchodząc do pomieszczenia przeznaczonego dla naszej gromadki. – Za dwie minuty zaczynamy ceremonię!
           Wszyscy zamilkli i tylko w milczeniu skinęli głowami. Potem, nawet bez uprzedniego uzgadniania, ustawili się parami pod drzwiami. Członek rady poprowadził ich aż do samej loży, gdzie zajęli przypisane sobie miejsca przy głośnym aplauzie widzów.
- Yyy… Czemu oni klaszczą? – spytał Choco siedzącego obok Lyserga, jednak ten nie odpowiedział, zbyt pochłonięty rozmową z Cassie, która otrzymała miejsce po drugiej stronie Anglika.
- Ren, wyprostuj się! – zganiła brata Jun, przy okazji machając do publiczności i rzucając zalotne spojrzenia, ku co przystojniejszym szamanom.
           Chińczyk mruknął coś tylko, jednak posłusznie ściągnął nieco łopatki, ku wielkiemu rozbawieniu Horo. Niebieskowłosy siedział na swoim fotelu, nogi opierając o blat stołu przed sobą. Niewiele brakowało, a chłopak strąciłby szklankę z wodą i miseczkę orzeszków ziemnych. Nie uszło to niestety (a może i stety?)  uwadze Piriki, która od razu zabrała się za besztanie starszego brata.       
           Tymczasem, na środek sceny wyszli wszyscy członkowie Patch Tribe i ustawili się w półkolu. Do przodu wystąpiła Goldva, po drodze wyrywając mikrofon Radimowi.
- Szanowni szamani – zaczęła. – Mamy zaszczyt ogłosić dziś koniec turnieju szamanów. Zwycięzcą, a konkretniej zwycięzcami zostali Yoh i Hao Asakura! Przywitajmy uniżenie naszych nowych książąt, którzy poprzez swoją siłę, odwagę i potężne foryoku udowodnili, iż godni są zostać władcami. W imieniu Króla Duchów mam również przekazać, że Hao i Yoh przeszli dodatkową próbę, dzięki której we dwóch otrzymają moc większą niźli mógłby otrzymać tylko jeden z nich. Nie zgadzając się na pozbawienie życia własnego brata, pokazali wyjątkową siłę swoich dusz. Przywitajmy więc proszę naszych zwycięzców, pokłońmy się nowym Książętom Szamanów!
           Gdy tylko Goldva zakończyła swoją mowę, tuż przy niej, na niewielkim podwyższeniu, wśród niesamowitego blasku pojawili się Asakurowie. Każdy z nich miał na sobie strój książęcy, podobny do tego, w którym wrócił po finałowej walce. Ich głowy zdobiły oczywiście złote korony. Gdyby bardziej wdawać się w szczegóły, można by wspomnieć o klejnotach, którymi ozdobiony był cały kostium, a także o (sztucznym) lamparcim i tygrysim futrze, które stanowiło obramowanie peleryny.
           Kiedy kilka tygodni później ludzie wspominali to wydarzenie, każdy, co do jednego, był święcie przekonany, że od bliźniaków bił swego rodzaju blask. Zupełnie jakby Król Duchów chciał podkreślić, że to nie są pierwsi lepsi szamani, a prawdziwi władcy i posiadacze jego mocy.
           Wszyscy ludzie na widowni pochylili się w głębokim ukłonie, podczas gdy członkowie Rady Szamanów przyklękli na jedno kolano. Przez krótką chwilę bliźniacy poczuli się naprawdę niezręcznie.
- Hao… - szepnął Yoh. – Czy to naprawdę konieczne…?
- Ech… Obawiam się, że tak, chociaż zdecydowanie mi się to nie podoba…
- Przyzwyczajać się – usłyszeli nagle głos Anny, która jakby znikąd pojawiła się przy boku Yoh.
           Chłopcy odwrócili głowy w jej stronę i po prostu oniemieli. Kyoyama wyglądała oszałamiająco. Jej krótkie blond włosy zostały starannie upięte w kok, a także ozdobione drobnymi koralikami. Miała na sobie długą, czerwoną suknię, która wspaniale współgrała z bladoróżowymi koralami na jej szyi.
- Anno… - powiedział młodszy z braci. – Wyglądasz… pięknie…
- Dziękuję – odparła krótko blondynka, jednak dało się wyczuć, że komplement sprawił jej dużą przyjemność.
           Tymczasem szamani wrócili już do pozycji stojącej, a na środek wyszli Silva i Karim. Właściciel restauracji miał w ręce zwój pergaminu, wyglądający na bardzo stary, prawdopodobnie kilkusetletni. Kiedy go rozwinął, dolna część poturlała się po scenie, tylko po to, by następnie z niej spaść, przemieścić się pomiędzy dwoma rzędami siedzących i zatrzymać się dopiero przy wejściu. Ci, którzy siedzieli z boku wyraźnie widzieli drobniutkie pismo, które pokrywało cały arkusz. Zapowiadało się dużo czytania…
- Teraz przedstawimy państwu skróconą historię Turnieju Szamanów, a następnie… - zaczął Silva, jednak zaraz urwał, gdyż ni stąd, ni z owąd, w jego stronę zaczęły lecieć pomidory. Uchylił się przed czerwonymi pociskami i oddał szybko mikrofon towarzyszowi.
- Buu!!! – krzyczeli ludzie na widowni.
           Karim także spróbował, lecz miał jeszcze mniej szczęścia. Jeden z pomidorów trafił go centralnie w środek twarzy. Dwaj członkowie rady wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym zrobili maślane oczka do Goldvy. Ta, z początku nieugięta, nie potrafiła zbyt długo znosić wzroku smutnego szczeniaczka, który posyłali do niej już nie tylko prowadzący, ale także szamani na widowni oraz pozostała część Rady.
- Niech będzie… - mruknęła tylko. – Chociaż to nie mnie powinniście się pytać – w tym momencie wskazała na stojących na podwyższeniu bliźniaków, którzy absolutnie nic nie robili sobie z powagi sytuacji i beztrosko wymieniali się uwagami w stylu „Kolor futra gryzie ci się z płaszczem! Weź go zmień! Nie będziesz mi tu wiochy robić!”  albo „Czy ty się w ogóle czesałeś? Wyglądasz jakby zaatakowało cię stadko wściekłych wiewiórek!” etc.
- Wasze wysokoście…? – spytał niepewnie Radim, jednak Asakurowie albo go nie usłyszeli, albo też najzwyczajniej w świecie nie interesowali się wydarzeniami na Sali.
           Dopiero po jakiejś minucie, kiedy na widowni zapanowała absolutna cisza, bracia zorientowali się, że coś chyba jest nie tak. Hao szturchnął chichoczącego bliźniaka z bok.
- Yyyy…? Aa, to było do nas? Jak nie chcesz, to nie czytaj, będzie więcej czasu na imprezę – wyszczerzył się właściciel pomarańczowych słuchawek.
- Jako książęta przydałoby się chyba coś powiedzieć, prawda? – szepnął do niego Hao.
- Serio? Pewnie masz rację… Trzeba, to trzeba… - Po tych słowach szatyn wcisnął mikrofon w rękę brata. – To powiedz!
- Tak się chcesz wycwanić? – westchnął ognisty szaman. – No dobrze… - Wziął głęboki oddech. – Szanowni szamani, w imieniu mojego brata, a także moim, chcielibyśmy bardzo podziękować za wasze wsparcie. Podczas tego turnieju wiele się zdarzyło, o czym wy zapewne wiecie najlepiej. Korzystając z okazji, chciałbym jeszcze raz przeprosić wszystkich za to, co kiedyś było. Wiem, że jako książęta, mamy teraz ogromną moc, niestety nie jesteśmy w stanie przywrócić do życia zmarłych. Wielu z was pewnie myślało, że będzie to możliwe i nie zdziwiłbym się, gdyby wielu właśnie z tego powodu startowało w Turnieju. Przykro mi, lecz nie będziemy w stanie wskrzesić wam bliskich. Obiecuję jednak, że zrobimy wszystko, by chronić ludzi żyjących, a także i naszą planetę. Dziękuję też wszystkim, którzy mi wybaczyli…
- Postaramy się po prostu stworzyć świat, w którym każdy będzie czuł się dobrze – uzupełnił jego wypowiedź Yoh.
           To krótkie, aczkolwiek treściwe przemówienie zostało powitane wielkimi brawami. Najgłośniejszy aplauz był oczywiście słyszalny ze strony loży dla gości. Ponad trzy czwarte widowni powstało, wiele osób skandowało imiona książąt, część wymachiwała transparentami, które były sprzedawane przed wejściem na salę (Biznes jest biznes, a jak ludziska wyjadą, to z czego mają potem żyć członkowie Rady? Trzeba się zabezpieczyć na te pięćset lat ^^). Tylko jeden rząd, z samego tyłu nie bił brawa. Jak się pewnie domyślacie, siedzieli tam Marco, Jeanne, Antonio oraz kilku innych członków X-laws, którzy z nienawiścią spoglądali to na bliźniaków, to na swoich dawnych towarzyszy, siedzących teraz w loży honorowej.
           Tymczasem do bliźniaków dołączył Silva, którego strój nadal zdobiły pomarańczowoczerwone plamy z soku pomidorowego.
- Uwaga szamani, jako członkowie Rady Szamanów i opiekunowie Patch Village, mamy obowiązek poinformować, że miasteczko będzie dla was dostępne jeszcze przez tydzień, po czym zniknie i trafić do niego będziemy mogli tylko my oraz książęta. Prosimy więc, by spożytkować pozostały czas jak najlepiej i nie zapomnieć się spakować, bo inaczej Patch zniknie wraz z waszymi bagażami. Dziękujemy i zapraszamy na festyn!
           Po tych słowach, członkowie Patch Tribe powstali ze swoich siedzeń i skierowali się do wyjścia ze sceny. Za ich przykładem poszli też ludzie na widowni i po kilkunastu minutach w Sali pozostali już tylko bliźniacy, ich przyjaciele oraz… fanki..
- Hao!!! Hao, spójrz na mnie! – pisnęła jakaś blondynka pod sceną.
- Haoo!!! Mogę być twoją dziewczyną? – zawołała ruda, odpychając na bok konkurentki.
- Yoh, powiedz, że…! - zaczęła jakaś brunetka, lecz natychmiast pojawiły się obok niej Shikigami Anny.
- Yoh jest już zajęty – oznajmiła spokojnie Kyoyama, jednak opanowanie w jej głosie było jeszcze bardziej przerażające niż gdyby krzyczała na całą salę.
- Hao!!! – Wciąż wołała grupa kilkunastu (o ile nie więcej) dziewcząt, różnego wieku i karnacji.
           Wywoływany przez nie szaman nie miał pojęcia, co robić. Wszystkie te nastolatki (choć wydawało się, że wśród nich znalazło się też kilka starszych kobiet…) widział pierwszy raz w życiu i żadna jakoś nie wydawała mu się zbyt… normalna.
           Kiedy Yoh zobaczył, że jego brat ma nagle cały tabun fanek przed sobą, zaczął się głośno śmiać. Nie pomagały mordercze spojrzenia, kuksańce i kopnięcia, zadawane mu przez zażenowanego bliźniaka.
- Hao, pójdziesz ze mną na festyn?
- Wasza książęca mość, mogę iść z tobą?
- Aaaa!!! Hao, popatrz na mnie!
- Odsuńcie się, on jest mój!
- Nieprawda, spadaj!
- Mój!
- Mój! Prawda, Hao!?
           Wywoływany chłopak nie miał pojęcia, co robić. Dotychczas, dziewczyny nie zwracały na niego specjalnej uwagi (A przynajmniej tak mu się wydawało). Wcześniej, jeszcze przed przemianą, wszyscy się go bali, nie mówiąc już o zagadywaniu, które zwykle miało swój koniec wśród płomieni. Po pogodzeniu się z Yoh, zdarzało się, że napotykał co jakiś czas wzrok płci pięknej, lecz żadna jej przedstawicielka nie próbowała mu się rzucić na szyję… Ech, jednak władza rzeczywiście przyciąga kobiety…
           W czasie, gdy starszy Asakura rozmyślał na ten temat, fanki przeszły chyba na nowy poziom swojego „oczarowania”. Kilka wbiegło na scenę i chyba tylko refleks ocalił długowłosego przed nagłym atakiem z dwóch stron. Bardziej wyczuł niż zobaczył, że z prawej i lewej podbiegają do niego cztery dziewczyny. W ostatniej chwili zrobił krok w tył, przez co panny wpadły sobie nawzajem w objęcia (co, rzecz jasna, niezbyt je ucieszyło). Po kilku przekleństwach, prawdopodobnie po niemiecku, angielsku, chińsku i hiszpańsku (a przynajmniej tak się ognistemu szamanowi wydawało), wielbicielki powstały i znów ruszyły na swój obiekt westchnień.
           Tego było już chłopakowi za wiele. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z wciąż śmiejącym się bratem i zniknął w złotym blasku. Dziewczęta po raz kolejny natrafiły tylko na powietrze. Znów dały się usłyszeć przekleństwa, tym razem w jeszcze większej gamie języków, gdyż do czterech fanek na scenie, dołączył się cały tłumek na dole.
           Kilkoro naszych przyjaciół przejechało dłonią po twarzy, Natalie i Pirika chichotały, wciąż mając przed oczami zszokowanego Hao, a Horo zaproponował, by bliźniacy zatrudnili sobie ochroniarzy. Yoh uznał jednak, że nie będzie to konieczne, a to dziwne zachowanie nastolatek musiało być po prostu głupim żartem. Nie wiedział jednak, że w tym przypadku trochę się pomylił…

♥♥♥

           Właściciel pomarańczowych słuchawek spotkał się z bratem dopiero godzinę później. Wolał nawet nie pytać, gdzie ukrył się za ten czas jego bliźniak. Widział jednak dobrze, że dla Hao taka sytuacja nie była zbyt wygodna. W sumie, nie dziwił się. Gdyby nie Anna, dziewczęta też by się na niego rzucały… Nie to, że mu tego brakowało! Patrząc na obawę, z jaką ognisty szaman wyszedł z domu, zdał sobie sprawę, że bycie obiektem westchnień takiej ilości nastolatek nie musi być wcale takie przyjemne.
           Po dość długich namowach udało mu się jednak namówić brata, by poszedł ze wszystkimi na festyn, który odbywał się teraz właściwie w całym Patch. Na podeście, który ustawiono na największym placu, odbywał się konkurs karaoke. Dookoła rozstawione były stoiska z najróżniejszymi produktami, od figurek z członkami Rady i książętami (w najróżniejszych strojach i pozach), przez lampki w formie Króla Duchów do całych zestawów tematycznych w stylu „Zbuduj własne Patch Village” lub gier komputerowych i nagrań z walk. Krótko mówiąc, do wyboru do koloru. Znajdowały się też tam kramy z jedzeniem ze wszystkich stron świata. Rynek wręcz tonął we flagach, którymi obwieszono budynki. Na największym jednak, umieszczono zdjęcie bliźniaków.
- Kiedy oni to wszystko zrobi…? – zaczął Yoh, lecz przerwał, kiedy zobaczył niesłychaną kolejkę dziewcząt. Mogła ona mieć dobre kilkaset metrów. Na jej początku znajdował się… Radim, a obok niego dwie kartonowe podobizny Asakurów. Na czołach całej gromadki pojawiły się charakterystyczne kropelki.
- Nie przypominam sobie, bym wydawał zgodę na coś takiego… - zauważył Hao, jednak zaraz pożałował, że w ogóle się odezwał. Jego głos podziałał na dziewczęta niczym gwizdek na psa. Jak jeden mąż panny odwróciły się w jego kierunku. Po raz kolejny, chłopakowi nie pozostało nic innego niż ratować się ucieczką, aby nie zostać zgniecionym przez tabun oszalałych fanek.
           Bliźniakom udało się zgubić wielbicielki władcy płomieni dopiero po kilkunastu minutach. Kto by pomyślał, że treningi Anny w bieganiu tak bardzo im się przydadzą?
           Aby to uczcić, cała gromadka (tj. prawie dwadzieścia osób), udała się do restauracji Karima, gdzie właściciel zapewnił im wystarczającą prywatność i obiecał czuwać nad niespokojnymi fanami. Nie wiadomo, czy jego służalczość była związana z obecnością książąt, czy też raczej Anny… Niezależnie jednak od tego, Hao mógł wreszcie odetchnąć od tłumu i na spokojnie porozmawiać z przyjaciółmi.
- To jest jakaś paranoja… Ani na moment nie dadzą mi spokoju? – narzekał długowłosy, opierając się na rękach i tylko dziobiąc w swoim spaghetti.
- Ja tam nie wiem, mistrzu Hao, ale wydaje mi się, że to musi być fajne uczucie… - rozmarzył się Ryu, myśląc o tłumach uwielbiających go kobiet. Oczami duszy widział już rzucające się na niego piękne kobiety, które pragnęły by uczynił je swoją królową…  Ognisty szaman nie potrafił jednak zrozumieć toku myślenia przyjaciela.
- Fajne? To jakaś masakra…
- Maskarada! – rzucił, ni z tego, ni z owego, Choco, wyskakując na stół w weneckiej masce. Zaraz po tym, oberwał oczywiście od towarzyszy z, byłej już, drużyny „The Ren”.
           Tymczasem Yoh zdawał się być zupełnie oderwany od rzeczywistości. Po jego minie można było wywnioskować, że gorączkowo nad czymś myślał.
- Tobie to dobrze… Masz Annę i nikt cię nie zaczepia… - mruknął Hao. W tym momencie, jego brat uniósł nieco głowę i rozejrzał się. Jego wzrok spoczął najpierw na Johnie i Meene, potem na Fauście i Elizie, aż w końcu na pochłoniętych w dyskusji Cassie i Lysergowi. Trwało to zaledwie dwie sekundy, lecz ognisty szaman już wiedział, że jego bliźniak natrafił na jakiś trop. Z rosnącą nadzieją spoglądał na brata, który z zamkniętymi oczami rysował coś w powietrzu palcem. Nagle, chłopak zerwał się z miejsca i z szerokim uśmiechem na twarzy zawołał:

- Hao! Mam chyba sposób na twój problem! 


Zgodnie z zamówieniem Neko, przedstawiam Yohane Asakurę :D
Uwielbiam go:D Niektórzy dobrze wiedzą, czemu <3


















Pozdrawiam serdecznie!! W następnym rozdziale spodziewajcie się Tamao!