Dobry wieczór, witam wszystkich szamanów po pierwszym dniu szkoły. Nie wiem, jak Wy, ale ja już mam dość... xD Nie to, że nie lubię szkoły, bo nie jest wcale taka zła, jednak jako śpioch po prostu nienawidzę wcześnie wstawać... No i jeszcze na moim cudownym planie mam w jednym dniu cztery znienawidzone przedmioty.... Super, nie..?
-.-
Co do rozdziału, nie będę się wypowiadać... Może od następnej notki opowiadanie nabierze trochę więcej sensu... Nienawidzę pisać przerywników spowalniających akcję...
Na koniec zamówione obrazki z Rutherford :D
Dedykacja dla wszystkich, którzy znają "Zwiadowców" i czytają opowiadanie na blogu Zwiadowcy New Story ^^
EDIT (25.10.2014): Ten rozdział nie jest już oficjalną kontynuacją bloga, który zakończył się wraz z 37 rozdziałem.
41. Czymże jest życie bez kłopotów?
Było
wczesne popołudnie, kiedy jedna z mieszkanek ogromnej rezydencji Króla, a
właściwie Książąt Szamanów, szła spokojnie korytarzem, ściskając w rękach swój
nieodłączny szkicownik. Jej różowe włosy podskakiwały lekko przy każdym kroku,
łaskocząc ją nieco w szyję, a duże, amarantowe oczy zdawały się być nieobecne,
tak jakby właścicielka przebywała myślami zupełnie gdzie indziej.
Korytarz, którym się przemieszczała,
nie różnił się zbyt wiele od innych w pałacu. Tak jak wszędzie, podłogę
pokrywał dywan, a ściany przyozdobiono różnego rodzaju obrazami i freskami. W
tym skrzydle motywem przewodnim zdobień były gwiazdy i komety, przez co sufit
wyglądał zupełnie jak niebo nocą. Kunszt artysty dało się wyczuć w każdym
szczególe, momentami mając wrażenie, że obiekty na malowidle są prawdziwe.
Tę część zamku zajmowały komnaty przeznaczone
do pracy książąt: biura, archiwa i biblioteki. Kilka pomieszczeń było też
zamkniętych i nikt poza opiekunami rezydencji oraz Asakurami nie wiedział, co
znajduje się wewnątrz. Tamao podejrzewała, że mogły tam być świątynie, dzięki
którym miało się bezpośredni dostęp do Króla Duchów lub też portale do innych
wymiarów. Nigdy jednak nie ciągnęło jej, żeby poznać tajemnice tych kilku
komnat. Szanowała stanowisko książąt i nie miała zamiaru wtrącać się w nieswoje
sprawy.
Tak naprawdę, Tammamura znalazła się w
północnym skrzydle pierwszy raz. Wciąż jeszcze nie orientowała się dobrze w
ogromnej rezydencji, jednak przy śniadaniu Jun powiedziała jej, że tutaj można
znaleźć ogromny księgozbiór, jakiego pozazdrościć mogłaby nawet biblioteka
Aleksandryjska. Młodej szamance zależało zaś na kilku pozycjach związanych ze
zdolnością przewidywania przyszłości, o których kiedyś wspominała jej pani
Kino.
Minęła właśnie kolejne zamknięte drzwi,
kiedy usłyszała czyjeś kroki, dochodzące zza zakrętu korytarza. Po chwili przed
nią pojawili się John i Meene, zapatrzeni w siebie tak, jakby na świecie nie
było nikogo innego. Mężczyzna trzymał w ręce paczkę ciasteczek z kawałkami
czekolady, a jego towarzyszka ze śmiechem go nimi karmiła. Byli członkowie
X-laws wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Różowowłosa, która szybko usunęła
się na bok, by przepuścić parę zakochanych, zauważyła na palcu panny Montgomery
błyszczący pierścionek z zielonym kryształkiem, którego ta nigdy wcześniej nie
nosiła. Czyżby miał to być prezent od Johna…?
Już same te myśli sprawiły, że
twarzyczka nastolatki przybrała lekko czerwonego odcienia. Najwidoczniej
spędzała za dużo czasu w towarzystwie Piriki, skoro automatycznie zaczęła już
rozglądać się za tematami do plotkowania…
Aby pozbyć się uczucia skrępowania,
dziewczyna skuliła się nieco w sobie i przyspieszyła, zostawiając Johna i Meene
samych. Skupiona na niemyśleniu o parze zakochanych, nie zauważyła, że na jej
drodze pojawił się ktoś jeszcze. Ktoś, kto również nie patrzył przed siebie…
- Au! –
pisnęła Tamao, kiedy jej czoło zaliczyło dość bliskie spotkanie z podbródkiem
Horo.
- Au… -
zawtórował jej chłopak, przecierając bolącą szczękę. Dopiero po chwili
zorientował się, z kim się zderzył. – Nic ci nie jest, Tamciu? – spytał z
zaskakującą troską.
Dziewczyna podniosła na niego
zaskoczony wzrok i pokręciła głową z lekkim uśmiechem. W duchu przeklinała się,
że rumieniec nie zszedł jeszcze z jej policzków, o czym mogła się przekonać
rzucając szybkie spojrzenie do lustra, które zdobiło ścianę po jej lewej stronie.
Między dwójką przyjaciół nastąpiła
trochę niezręczna cisza. Oboje miało się właśnie udać w swoją stronę, kiedy do
ich uszu doszedł dziwny dźwięk, przypominający brzęczenie stada pszczół. Jego
głośność co chwila się zmieniała, niczym w przypadku syreny strażackiej.
- C-co to
takiego? –spytała zaskoczona szamanka, rozglądając się w poszukiwaniu źródła
owego sygnału.
- Dochodzi
chyba stamtąd… - Horo wskazał ręką na uchylone drzwi, kilka metrów od nich.
Tamao zdała sobie sprawę, że prowadziły one do jednego z tajemniczych, wiecznie
zamkniętych pomieszczeń. Przez wąską szparę nie dało się nic zobaczyć, w
komnacie nie paliło się także światło.
Chłopak ostrożnie podszedł bliżej,
kładąc dłoń na klamce. Różowowłosa wstrzymała oddech. Słysząc to, szaman z
Hokkaido odwrócił się w jej stronę.
- Coś nie
tak? – spytał.
- N-nie…
Tylko… Tam nie wolno przecież wchodzić… - powiedziała cicho dziewczyna, ze
wzrokiem skierowanym w podłogę.
- E tam! –
Usui machnął ręką. – Co takiego mogłoby się…
Nie dokończył, bo nagły powiew silnego
wiatru strącił go z nóg. Horo upadł na plecy, a jedyne co zobaczył nad sobą, to
łuna światła, która przeleciała zaledwie kilkanaście centymetrów od jego
twarzy.
Tammamura w ostatniej chwili uskoczyła
przed świetlistym pociskiem, w którym dopiero po chwili rozpoznała coś na
kształt ptaka. Przypomniało jej się stworzenie, które przeniosło Yoh do innego
wymiaru po jego zwycięstwie w półfinale. To, z czym mieli do czynienia,
wyglądało bardzo podobnie, aczkolwiek było zdecydowanie mniejsze. Ptak poleciał
wzdłuż korytarza, a następnie zniknął za zakrętem.
Tymczasem, Horo podniósł się już do
pozycji siedzącej i ocierał teraz obolałe plecy.
- Nic ci
nie jest? – spytała dziewczyna, podbiegając do kolegi.
- Nie, w
porządku. – Chłopak stęknął podczas wstawania, jednak widać było, że nie
odniósł żadnych poważniejszych obrażeń. – Ciekaw jestem, o co chodzi z tym
ptakiem. Założę się, że leciał do Yoh albo do Hao. Sprawdzimy to? –
zaproponował z uśmiechem.
Tamao nie zdążyła nawet odpowiedzieć,
kiedy Usui chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku, w którym poleciał
posłaniec Króla Duchów.
♥♥♥
A teraz czas na reklamy!
Przepraszam, że w tym miejscu, ale zależy mi, żebyście to mimo wszystko przeczytali :D
Ponieważ obecnie przeprowadzamy rewolucję w Spisie SK, chcę zaprosić wszystkich na na Oficjalny Funpage na Facebooku, gdzie znajdziecie dużo ciekawostek i obrazków o tematyce szamańskiej :) Pragnę też dodać, że obecnie sprawuję pieczę nad Szamańską Galerią, którą stale uzupełniam o nowe obrazki ^^
Koniec reklam, dziękuję za uwagę :)
♥♥♥
„…To był tylko demon Hydra, coś w rodzaju psa
obronnego. Poza tym: „Już dom jej ku śmierci się chyli, ku cieniom jej droga”.
Wygląda mi to na żeńskiego demona. A właśnie…”
- Aaa…psik!
Słysząc to, Cassie potrząsnęła tylko
głową i wróciła do lektury.
„…A właśnie sekty czczące żeńskie demony wyprawiają
straszne rzeczy z niemowlętami. Mają różne dziwaczne poglądy na temat…”
- Aaaa…
PSIK!
Tym razem dziewczyna nie wytrzymała i
zamknęła książkę, uprzednio umieszczając w środku ulotkę z kina zamiast
zakładki. Spojrzała na leżącą w łóżku przyjaciółkę, której zaczerwieniony nos i
lekko podkrążone oczy świadczyły o dosyć poważnym przeziębieniu.
- Na
zdrowie – powiedziała, zresztą nie pierwszy raz tego dnia. Tak właściwie, to
były jedyne słowa, które kierowała bezpośrednio do Anabelle od momentu, kiedy
razem z Natalie znalazły ją w ogrodzie po północy. Chociaż chimera Belgijki
dość szybko złapała trop, labirynt z żywopłotu uniemożliwił im wcześniejsze
dotarcie do zmarzniętej uciekinierki. Panna Wilson nic nie powiedziała, jednak
już po samym jej wyglądzie dało się zauważyć, że się przeziębiła.
- Trzeba
było nie siedzieć na dworze w taką pogodę, to byś nie musiała teraz leżeć chora
w łóżku – stwierdziła, podchodząc bliżej i kładąc dłoń na czole zwiadowczyni.
Gorączka na szczęście już opadła, co było dziewczynom bardzo na rękę. Żadna nie
chciała wzywać Fausta do pomocy.
- Wiem… -
powiedziała Anabelle, po raz pierwszy tego dnia. Jej głos był nieco słaby,
prawdopodobnie przez bolące gardło. – Przepraszam…
- Powiesz
mi w końcu, co takiego się stało? – spytała Cassandra, siadając na skraju
łóżka. Jednak jej przyjaciółka nie wyglądała na skorą do zwierzeń. Starsza z
dziewcząt tylko westchnęła i wstała, zastanawiając się, gdzie tak długo
podziewa się Natalie, którą wysłała po miseczkę rozgrzewającego rosołu. Jako,
że babcia panny Brooks była Polką, dziewczyna już od dziecka znała niezwykłe
lecznicze właściwości tej zupy.
Ledwo szatynka o tym pomyślała, a drzwi
komnaty otworzyły się, ukazując blondwłosą przyjaciółkę z tacką, na której
oprócz bulionu znajdowało się też opakowanie jakiegoś lekarstwa na kaszel i
pudełko chusteczek. Tuż za nią do pomieszczenia wszedł wysoki, ciemnowłosy
młodzieniec, którego twarz rozjaśniał szeroki uśmiech.
Niemalże jednocześnie Ann i Cassie
zawołały z radością:
- Michael!
Panna Brooks od razu podbiegła do
gościa, omal nie wytrącając Natalie tacy z rąk. Chłopak chwycił dziewczynę w
ramiona i okręcił ją dookoła, mówiąc szybko po francusku. Kiedy w końcu ją
puścił, Belgijka miała lekki problem z odzyskaniem równowagi. Mimo to, jej
morskie oczy lśniły radością.
- Tak
strasznie się cieszę, że cię widzę, braciszku!
- Moja mała
Cassie – zaśmiał się Michael i potargał szatynce włosy. Zaraz potem przeniósł
wzrok na jej chorą przyjaciółkę. – Annie!
Nowozelandka, mimo, że poznała brata
przyjaciółki dopiero rok wcześniej, traktowała go niemalże jak własne
rodzeństwo, którego nigdy nie miała. Tylko on poza jej babcią zdrabniał imię „Anabelle”
do „Annie”, jednak jej wcale to nie przeszkadzało. Obecność tego wysokiego
bruneta zawsze poprawiała jej humor. Nie zważając na chorobę, wyskoczyła z
łóżka i pobiegła go uściskać. Młodzieniec podniósł ją z taką łatwością, jakby
ważyła nie więcej niż małe dziecko.
- Michael,
co tutaj robisz? – spytała zaskoczona, kiedy chłopak odstawił ją na ziemię. Jej
głos nadal był trochę niewyraźny przez katar i ból gardła. – Nie miałeś być
teraz we Francji?
- Miałem. –
Szczerość tego stwierdzenia wręcz powalała. – Załatwiłem, co trzeba i uznałem,
że pora odwiedzić moje dziewczątka. – Zaśmiał się. Jego morskie oczy, takie same
jak siostry, odbijały światło palącej się na stoliku świecy.
Anabelle przypomniała sobie, jak
podczas pierwszej rundy Michael pełnił rolę ich trenera, po czym wraz z nimi wyruszył
na poszukiwania Patch Village. Nie zliczyłaby wieczorów, kiedy w czwórkę
siedzieli przy ognisku i opowiadali sobie różne historie.
A niedługo po tym, jak dotarli do
szamańskiej wioski, brat Cassie musiał wyjechać do Francji w jakiejś ważnej
sprawie.
- A gdzie
Church i Gilan? – zapytał Michael, rozglądając się za stróżami dziewczyn. Jak
na zawołanie, tuż za nim zmaterializował się zwiadowca, a o jego nogi otarła
się chimera. – Ach, rozumiem – zaśmiał się brunet, drapiąc futrzaka za uszami.
- A twoja…
- Cassie nawet nie zdążyła zadać pytania, kiedy na ramieniu jej brata pojawiło
się niewielkie rude stworzonko o długim, puszystym ogonie. Wiewióreczka
spojrzała na dziewczynę swoimi czarnymi, paciorkowatymi oczkami i przekrzywiła
lekko główkę. Taki duch stróż pozornie wydawał się niegroźny i bezużyteczny,
jednak nastolatka dobrze wiedziała, że to tylko pozory.
-
Dziękujemy za pomoc, Nat… Ciebie też dobrze widzieć, Nat… - mruknęła
tymczasem pod nosem blondynka, której nie spodobał się sposób, w jaki została
jawnie zignorowana przez przyjaciółki. To nie tak, że nie lubiła Michaela,
jednak znała go tylko rok, a podczas pierwszej i drugiej rundy on bardziej
zaprzyjaźnił się z Anabelle niż z nią. Może to przez ich wspólne
zainteresowanie średniowieczem…
- Aaa…
psik! – Zwiadowczyni kichnęła po raz kolejny, na co Cassie natychmiast chwyciła
ją za rękę i niemalże siłą zaciągnęła do łóżka.
- A tes souhaites! (fr. „na zdrowie!”) – zawołał na to młodzieniec, zabierając z tacki
Natalie miseczkę z gorącą zupą i kładąc ją na stoliku nocnym obok chorej. –
Ktoś tu się, jak widzę, przeziębił.
- Tak… Merci… - odparła tylko dziewczyna i
opadła głową na poduszkę.
W tym momencie drzwi komnaty otworzyły
się z hukiem, a do środka wpadł zdyszany Choco. Na jego twarzy malował się
jakiś dziwny, niepokojąco poważny wyraz.
- Zebranie
w jadalni, Asakurowie dostali wiadomość od Króla Duchów… Nie jest dobrze.
Obecni w pomieszczeniu wymienili
pomiędzy sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym natychmiast pobiegli za
Amerykaninem.
♥♥♥
Hao i Yoh pochylali się nad wielką mapą
świata rozłożoną na stole w jadalni. Stary pergamin, miejscami nieco
postrzępiony na brzegach, poza standardowymi opisami obiektów posiadał też
zaznaczone miejsca o szczególnej wartości dla szamańskiego świata, takie jak
Patch Village czy Yomi.
Oprócz bliźniaków, w komnacie
znajdowali się już Lyserg, Ren, Manta, Anna i Faust. Diethel trzymał w ręce
wypełnione foryoku kryształowe wahadełko i poruszał nim powoli nad
poszczególnymi kontynentami. Skupiał się na swoim zadaniu, sprawiając, że przyrząd
do namierzania drgał coraz mocniej, przybliżając szamanów do poznania celu ich
przyszłej podróży.
W pewnym momencie jednocześnie
otworzyły się drzwi z dwóch przeciwnych stron jadalni. Przez jedne wbiegły
dziewczęta z dawnej „The Oak Leaf Team” wraz z Choco i jakimś wysokim,
przystojnym młodzieńcem, a przez drugie Tamao, Horo, Ryu, Pirika, Jun, Meene i
John.
– Co się
dzieje?! – spytało jednocześnie dwanaście osób, które wpadły do pomieszczenia.
-
Dostaliśmy wiadomość od Króla Duchów – powiedział Hao, śmiertelnie poważnym tonem.
Jego twarz była dziwnie blada, a źrenice rozszerzone, choć przy ciemnych
tęczówkach nie było to aż tak widoczne. – Chodzi o Gwiazdę Zniszczenia.
- A
jaśniej? – zniecierpliwił się Horo. Nadal jeszcze trzymał nadgarstek Tamao,
mimo, że nie było to konieczne.
-
Dowiedzieliśmy się, że jej maleńki odłamek dostał się na Ziemię – wyjaśnił Yoh.
- Skoro
jest maleńki to czym się przejmować? – Ryu nie wyglądał na przerażonego. Ren
rzucił mu znużone spojrzenie.
- Nie wiem
czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak olbrzymie są gwiazdy. Nawet fragment,
który w tym przypadku nazywamy maleńkim, może mieć wielkość ciężarówki. I
wyrządzić niewyobrażalne szkody.
Dopiero teraz do wszystkich dotarła
groza sytuacji. Zbliżyli się do stołu, przy którym Lyserg nadal próbował coś
odkryć za pomocą wahadełka. W pewnym momencie, kiedy Anglik oddalił nieco swój
kryształ od mapy, zdarzyło się coś niezwykłego. Niezależnie od woli szamana,
wskaźnik zaczął wariować: rzucał się w różne strony, zupełnie jak pies, który
złapał więcej niż jeden trop.
- Co jest…?
– mruknął do siebie detektyw, próbując zmusić wahadełko do zatrzymania się.
Jednak ono zaczęło dziwnie wibrować i błyszczeć. W pewnym momencie nastolatek
zobaczył dziwne pęknięcie na dotychczas nieskazitelnej powierzchni kryształu.
Zaczęło się ono powoli powiększać, aż nagle wahadełko rozpadło się na pięć
mniejszych, utrzymujących się na cienkich niteczkach. Każde wskazywało teraz
inny punkt na mapie.
Kilka osób gwałtownie wciągnęło
powietrze, pozostali z zaskoczeniem wpatrywali się w zaznaczone miejsca: dwa w
Europie, dwa w Azji i jedno w Północnej Afryce.
- Obawiam
się, że nasz maleńki odłamek się trochę pokruszył… - powiedział Hao, pocierając
w zamyśleniu brodę.
- I co
teraz? – spytała Jun, która stała po przeciwnej stronie stołu i całość widziała
do góry nogami.
- Jak to
co? To chyba oczywiste, że musimy udać się do wszystkich tych miejsc i
sprawdzić co i jak – oznajmił Yoh swobodnym tonem, jednak jego twarz
pozostawała poważna.
- To może
się rozdzielimy? – zaproponował John. – Jest nas prawie dwudziestu, jeżeli
dodamy jeszcze kogoś, możemy stworzyć na przykład pięć zespołów po cztery osoby…
- Nie –
przerwał mu Hao. – To nasze zadanie. – To mówiąc, Asakura położył dłoń na
ramieniu brata. – Gwiazda Zniszczenia ma potężną moc, kto wie, jakie szkody
mogła wyczynić. Nie zrozumcie mnie źle, jednak nasza wspólna moc jest
wystarczająco potężna, by stawić jej czoła. Nie chcemy ryzykować, że komuś z
was stanie się krzywda.
- Chyba
żartujesz. – Ren, który stał obok siostry, oparł dłonie o stół i spojrzał Hao
prosto w oczy.
- Właśnie –
uzupełnił jego wypowiedź Horo. - Myślicie, że puścimy was samych, kiedy szykuje
się przygoda?
- Nie
weźmiemy was wszystkich! – zawołał ognisty szaman, obrzucając spojrzeniem
przyjaciół. Wiedział, że ich pomoc mogłaby okazać się nieoceniona, zarazem
jednak nie chciał narażać ich na niebezpieczeństwo. To była rola książąt.
- Bez nas
zginiecie! – Ren także podniósł głos, nachylając się bardziej nad stołem.
- Jesteśmy
książętami, mamy moc Króla Duchów! – Hao również oparł się o stół, mierząc
wzrokiem Chińczyka.
- Nie
poradzicie sobie!
- A
właśnie, że tak!
Przez chwilę, która wydawała się
wiecznością, dwaj szamani spoglądali na siebie z wściekłością. Dłonie obu zaciśnięte
były w pięści, a ciała naprężone, zupełnie jakby szykowali się do skoku.
Aby zapobiec bójce, która mogła się
zacząć w każdej chwili, Ryu zaproponował:
- A może
mistrz Yoh i mistrz Hao sami wybiorą dla siebie zespół, który wraz z nimi uda
się do tych pięciu miejsc?
Władca płomieni oprzytomniał i odsunął
się od stołu. Ren także zdjął ręce z blatu, jednak po jego postawie widać było,
że nadal jest, delikatnie mówiąc, zdenerwowany.
- Niech
będzie – odparł krótko, po czym odwrócił się plecami do wszystkich i podszedł
do uchylonego okna.
- Mnie też
pasuje. Chodźmy, Hao. – Yoh uśmiechnął się i pociągnął brata za rękę do
sąsiedniego pomieszczenia.
Pozostali, nie wiedząc, gdzie się
podziać, rozeszli się po jadalni. Nikt nie zauważył nawet, że w pomieszczeniu
znajdowała się obca osoba. No, prawie nikt.
- Ktoś ty? – Przed Michaelem stanęła nagle Anna, mierząc bruneta przenikliwym spojrzeniem. –
Nie pamiętam, by ktoś cię zapraszał.
Dopiero jej słowa zwróciły uwagę naszej
gromadki na wysokiego młodzieńca. Wszyscy zbliżyli się, tworząc przed nim coś w
rodzaju półkola.
-
Przepraszam, gdzie moje maniery – zaśmiał się chłopak, przyciągając do siebie
Cassie i tarmosząc jej włosy. – Jestem Michael, a ta ślicznotka jest moją
kochaną, młodszą siostrzyczką. Właściwie przyjechałem tu tylko w odwiedziny,
jednakże, jeżeli będę mógł jakoś pomóc, służę. – To mówiąc, młodzieniec skłonił
się po rycersku, uśmiechając szeroko. W tym momencie na jego ramieniu
pojawiła się wiewiórka.
- Jaka
kochana! – zawołała Pirika, patrząc na zwierzątko jak zauroczona.
- To mój
duch stróż – przedstawił stworzonko chłopak.
Ktoś parsknął. Michael natychmiast
zwrócił głowę w kierunku Rena, który jako jedyny nie przyszedł przywitać się z
nowym towarzyszem. Chińczyk stał pod ścianą, a światło, które wpadało przez
okno za jego plecami sprawiało, że twarz fioletowowłosego skrywał cień.
- To ma być
stróż? Zwykłe leśne zwierzę? Przecież ono nawet nie mówi, a siły ma niewiele
więcej niż mucha…
Następne słowa chłopaka zostały
stłumione przez ostrze miecza, które nagle pojawiło się tuż przy gardle panicza
Tao. Nikt nie potrafił powiedzieć, w jaki sposób Michael tak szybko znalazł się
przy bracie Jun. Jednak nikt też nie miał pojęcia, że ten brunet nigdy nie
dopuści do dwóch rzeczy: skrzywdzenia tych, których kocha oraz obrażania jego
małej, rudej przyjaciółki.
- Nie
oceniaj po pozorach – szepnął młodzieniec, po czym schował miecz do pochwy
zawieszonej na plecach.
W tym momencie otworzyły się drzwi
jadalni i weszli przez nie bliźniacy. Yoh trzymał w ręce kartkę papieru, na
której najwidoczniej znajdowały się imiona wybranych osób. Nie wyglądał jednak
na szczęśliwego. W sumie, czemu się tu dziwić? Nie dość, że czeka ich niełatwe
zadanie, musiał wykluczyć część przyjaciół z udziału w wyprawie. Hao też
sprawiał wrażenie niepewnego swojej decyzji, co chwila posyłając w stronę brata
krótkie spojrzenia.
Młodszy z braci wziął głęboki oddech i
oznajmił uroczyście, odwracając trzymaną listę, która okazała się być… zupełnie
pusta:
- Jadą ci,
którzy mają ochotę! – Po tych słowach na jego twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Hao i Ren zaliczyli glebę.
Czas na Rutherford! Dziewuszka rzadko się pojawia, więc wstawiam od razu więcej ^^ (Przypominam, że rozdział 42 nie ma jeszcze zamówionych obrazków!)
Wyprawa i to bynajmniej nie na grzyby! Chyba, że radioaktywne, nie wiadomo, co ta gwiazda nawyrabiała.
OdpowiedzUsuńDziwię się trochę, że Michael dostał się do pałacu bez wiedzy bliźniaków. W końcu są zabezpieczenia i to włamanie, które powinno by niestety boleśnie karane.
Świetny pomysł z rozłączeniem fragmentu Gwiazdy Zniszczenia. Nieźle się nalatają.
A wybór uczestników ekspedycji rozbrajający. Ja się zastanawiam, główkuję, kto poza Anną, weźmie udział, a tu takie zaskoczenie.
Bardzo mi się podobało i czekam na nexta :D
Bardzo fajny rozdział, tytuł ekstra. Najlepszy jest Yoh " Jadą Ci, którzy mają ochotę". Tym to mnie po prostu urzekł, nie dziwię się, że Hao i Ren zaliczyli glebę. Nie ma to jak odłamek "mały" gwiazdy, wielkości ciężarówki, a co tam, że może zrobić krater wielkości 3 km. Fajnie, że pojawił się Micheal. Jeszcze raz rozdział, jest ekstra.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pomysł z Gwiazdą Zniszczenia jest świetny. Ciekawe, jak poradzi sobie z nią NWG. ^^ Ta "lista" osób była taka w stylu Yoh.:D
OdpowiedzUsuńCzyli to jest ta niespodzianka. ^^Ten fragment z Johnem i Meene był uroczy <3 tak się cieszę, że są razem szczęśliwi. Mam rozumieć, że to pierścionek zaręczynowy, tak? :D
Michael! Jak ja go uwielbiam! :D A Ren niech nie ocenia książki po okładce. Już jeden taki miłośnik escargots przekonał się, co znaczy zemsta wiewiórki. xD
Może mam już schizę, ale zamiast "dziewczątka" przeczytałam "kaczątka" xD Ech, źle ze mną...
Rozdział był świetny. i nawet nie. próbuj zaprzeczać. :P Mogę zamówić obrazki? Bo w tym rozdziale było mało bliźniaków, to ja bym chciała ich w następnym. :D
Hmm... Gwiazda Zniszczenia... hmm czekaj czekaj skądś kojarzę ten wątek tylko nie mogę sobie przypomnieć skąd ;P Nie no, żarty żartami ale nie martw się nie jestem zła czy coś ;) Wręcz się cieszę ;D Przygoda wiec i akcja, trudne wybory (lista Yoh była zupełnie w jego stylu) i ratowanie świata. Także nic nowego dla szamanów ;) Zwiedzą sobie troszku świata :) Spodobał mi się ten Michael, tak nawet bardzo ;D
OdpowiedzUsuńRozdział zaczął się bardzo niewinnie, idealnie opisałaś Tamarę i te jej słynne rumieńce na każdym kroku. Tak szczerze mówiąc to nie wyobrażam jej sobie w normalnej szkole z tłumem chłopaków. Pewnie na każdego by wpadła po kolei, a jej rumieńce były by co raz bardziej różowe aż w końcu wyglądała by jak mała słodka świnka *.* Zbyt bujna wyobraźnia, wybacz ^^'
Zapraszam do siebie dzisiaj na kolejną część :)
Pozdrawiam ;*
hahaXD kocham Cię, YohXD (Ciebie oczywiście też, Hao;D) ta lista była taka... yohsiowata, no!;D poza tym... i tak musieliby wszystkich zabrać, bo ci wariaci by nie odpuścili;D śledziliby ich albo coś, przy okazji pakując się w każde możliwe kłopoty;D wspominałam już, że uwielbiam tę szaloną gromadkę?;)
OdpowiedzUsuńwszystkiego najlepszego, John, bo przedwczoraj zdaje się miałeś urodziny;D a przynajmniej mój telefon mnie o tym poinformowałXD w każdym razie cieszę się ze szczęścia jego i Meene;) tak trzymaj, John;) liczę, że niedługo Meene zastąpi ten pierścionek obrączką;D
Gwiazda Zniszczenia... no tak, coś tu za spokojnie byłoXD i to jeszcze pięć kawałków! ale wiesz, ja tam mam nadzieję, że nie będą się dzielić na mniejsze zespoły... w kupie w końcu raźniej, a poza tym im ich więcej, tym bardziej porąbane przygody;D a moja lubić ich porąbane przygody;D
Michael wydaje się sympatyczny:) a jego duch stróż rozkoszny^o^ i wcale go nie nie doceniam, w końcu Matamune też jest rozkoszny, a jaki z niego potężny kociak;D
rozdział się podobał:) i zupełnie nie widzę problemu z rozdziałem 42... jeśli nie wiadomo, co dawać, to dawać obrazki z bliźniakami!;D doprawdy, że ja Ci to muszę przypominaćXD
buziaczki i czekam na next:)
Szykuje się duża wyprawa i, jak mniemam, wszyscy wspomogą bliźniaków. :D
OdpowiedzUsuńScena z Meene i Johnem była naprawdę urocza. Czekam z niecierpliwością na rozwinięcie tego wątku. Jakoś nigdy zbytnio nie lubiłam Tamamury, denerwuje mnie jej zachowanie, szczególnie kiedy wszystko dookoła ją peszy i zachowuje się jak kilkuletni dzieciak. Pomimo ogromnych mocy jakie posiada, jakoś nie mogę do niej "przywyknąć". XDD
Michael wydaje się bardzo miłym szamanem. A jego duch stróż... no cóż. Cicha woda brzegi rwie, Ren niech lepiej uważa na słowa. XD
Mam jeszcze pytanie do Ciebie, Yohao. ^^ Ponieważ Spis jest dla członków strony, został zablokowany dla reszty. Nie wiem dlaczego, ale chyba nie zapisałam się wcześniej i teraz nie mam do niego dostępu. Można coś z tym zrobić?
Ok, już myślałam, że tylko ja mam jakiś problem. Tak więc czekam na nową odsłonę Spisu. :D
Usuń