Kilka słów o blogu + regulamin

Blog przedstawia moją wersję wydarzeń w anime Shaman King ("Król Szamanów") poczynając od trzeciej rundy.

Obecnie blog uznać można za zakończony. Oficjalne zakończenie ma miejsce w rozdziale 37. Pozostałe uznać można za dodatkowe. Nie mają one większego wpływu na fabułę.

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!

W Betlejem mieście Zbawiciel się rodzi...
Niech się Wam, mili, najlepiej powodzi.
Niech Wam służy  szczęście o każdej godzinie.
I niech Was dobrego nic w życiu nie minie!

Tym razem nie chcę się zbyt długo rozpisywać. Mogę jedynie przeprosić za to, że ostatnio coś mało publikuję. Prawda jest taka, że co siadam nad rozdziałem na tego bloga, to mam ochotę wykasować wszystko. Nie wiem, chyba potrzebuję trochę przerwy. Zawieszać nie zawieszam, ale po prostu robię przerwę. Dlatego też w najbliższym czasie możecie się spodziewać czegoś nowego na blogu Two Souls Asakura.  Przykro mi, że tak wyszło, ale najwidoczniej tak musi być. 

Zanim jeszcze przejdziemy do Świąt, musze się pochwalić mikołajkowym prezentem i historią z nim związaną:


Torba ta jest jednym z najlepszych prezentów jakie kiedykolwiek dostałam <333
Wyobraźcie sobie, że szłam z tą torbą korytarzem i zaczepił mnie jeden chłopak o rok młodszy, którego wcale nie znam. Serio, nawet nie wiem jak ma na imię i do której klasy chodzi xD Wiem tylko, że ma świetną koszulkę z Death Note'a. Ale to pomińmy.
Wyobraźcie sobie, że ten chłopak normalnie, przy kolegach z klasy spytał mnie "Hej, ty jesteś Ania, nie? Oglądasz "Shaman King"?" Myślałam, że go ucałuję <3 Byłam taka wzruszona, że masakra! Potem pytał też o inne anime, a mi się tak ciepło na sercu zrobiło :D Zdobyłam nowego przyjaciela! xD

A teraz już w atmosferze świątecznej :)
Co prawda dowiedziałam się już ostatnio, że to z pewnością nie jest oryginalny pomysł, co dosyć skutecznie zniechęciło mnie do publikowania... Jednakże ktoś powiedział mi, że to tak jak z blogami - bohaterowie i zamysł podobny, lecz interpretacja różna. Dlatego chciałam Wam przedstawić moją własną interpretację "Opowieści Wigilijnej" Charles'a Dickens'a :) 
Poza tym, życzę Wam zdrowych, radosnych Świąt, mnóstwa prezentów pod choinką, wspaniałych przyjaciół, niezapomnianego Sylwestra i spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń! Wesołych Świąt!

Lojalnie ostrzegam! To coś ma 13 stron A4, więc polecam czytać, kiedy ma się więcej wolnego czasu :D



Opowieść Wigilijna


Izumo, 24 grudnia 2011

                Mimo że Japonia to kraj, gdzie chrześcijanie stanowią mniej niż jeden procent populacji, świętowanie Bożego Narodzenia już od wielu lat było dla jej mieszkańców czymś całkowicie naturalnym. Chociaż pozbawione religijnego podtekstu, Święta dla Japończyków zawsze były czasem spędzanym z osobami, które się kocha. Dla większości to właściwie coś w rodzaju drugich walentynek, gdzie można spędzić cudowny wieczór tylko we dwoje. Niektórzy jednak lubią spędzać je rodzinnie, siedząc przy jednym stole i rozdając sobie wzajemnie prezenty. Do takich rodzin należą także państwo Akimori.
                Wspaniała choinka, ozdobiona w srebro i złoto przez Megumi, stała w kącie jadalni, od razu przyciągając wzrok przechodzących obok domowników. Leżało pod nią już całkiem sporo kolorowych paczek i toreb z prezentami, aż proszącymi się o odpakowanie. Jednak na to trzeba było jeszcze trochę poczekać.
                Rodzice przygotowywali właśnie podwieczorek, którego głównym punktem było tzw. Kurisumasu Keeki – niezwykle słodkie ciasto z grubą, lukrową polewą. Ich dwaj siedmioletni synowie zaciekle próbowali dobrać się do słoika z piernikami, który ich mama położyła na najwyższej półce komody. Niestety, z dość marnym skutkiem. Nie pomogło branie brata „na barana” ani też wspinanie się na dosyć chybotliwy taboret. Przy trzeciej próbie obaj bliźniacy wylądowali na ziemi, otoczeni błyszczącym łańcuchem, którym została przyozdobiona szafka, a którego złapał się Daichi, kiedy stracił równowagę.
- Chłopcy, nie można was spuścić z oka nawet na parę minut! – Ichigo, ojciec chłopców wszedł do pomieszczenia i karcąco spojrzał na synów. – Poczekajcie jeszcze trochę, a wszyscy razem zjemy podwieczorek.
                Mężczyzna, choć naprawdę kochał swoich dwóch łobuzów, tym razem naprawdę był na nich zły. Nie dość, że od samego rana plątali się wszystkim pod nogami i narzekali, że im się nudzi, to jeszcze przeszkadzali. Gdyby chociaż jego ojciec Sōichirō tu był… Ale niestety, nadal nie wrócił do domu.
                W tym momencie, jak na zawołanie dał się słyszeć szczęk zamka w drzwiach. Zaledwie moment później, w pokoju pojawił się uśmiechnięty dziadek bliźniaków.
- Jak dobrze, że jesteś, Otō-san! Razem z Megumi zajmujemy się przygotowywaniem posiłku i nie ma kto pilnować chłopców… A nie da się ich zostawić samych nawet na parę minut. – To mówiąc, Ichigo wskazał na wyplątującego się z łańcucha Daichi’ego.
                Starszy pan zaśmiał się i potargał włosy starszego z braci, który przyszedł go przywitać.
- Cóż, myślę, że znajdę dla chłopców jakieś zajęcie… - odparł Sōichirō, pocierając brodę dłonią.
- Zostawiam ich pod twoją opieką, Otō-san – powiedział jego syn, kierując się z powrotem w stronę kuchni. – Podwieczorek wkrótce będzie gotowy – dodał z uśmiechem.
                Bliźniacy zostali w pokoju razem z dziadkiem, który przysiadł na poduszce pod ścianą. Nie byli do końca pewni, jak się zachować. Co innego kraść ciastka, kiedy rodzice nie patrzą, a co innego być pod stałą obserwacją najstarszego członka rodziny.
- Ech, chłopcy, chłopcy… - westchnął Sōichirō z uśmiechem. – Co byście powiedzieli na jakąś opowieść? Powiedzmy, opowieść wigilijną? – zaproponował, przybierając wygodniejszą pozycję.
- Opowieść Wigilijną..? Chyba mama już to nam kiedyś czytała… - zastanawiał się głośno Daichi, jednak w tym momencie otrzymał mocnego kuksańca od brata.
- Cicho! – ofuknął bliźniaka Daiki i zawołał: - Mów dziadku!
                Starszy pan zaśmiał się. Następnie poczekał aż wnukowie usadowią się wygodnie obok niego. Po kilku sekundach zastanowienia zaczął swoją opowieść:
- Przenieśmy się teraz do Tokio, trzy lata po przerwaniu Turnieju szamanów…

***

                To był mroźny, grudniowy poranek. Większość ludzi na ulicach opatulała się mocno płaszczami, by uniknąć wszechogarniającego śniegu, który padał nieprzerwanie już od kilku dni.
                Jedną z mniej zatłoczonych ulic przedzierał się przez zaspy niewysoki siedemnastolatek, powoli, lecz nieustannie, zbliżając się do celu swojej podróży, jakim był dom jego najlepszego przyjaciela. „W sumie…” – pomyślał Manta z goryczą, zanim jeszcze wyszedł tego dnia na dwór. – „Powinienem chyba go nazywać byłym przyjacielem…”
                Ilość białego puchu na ulicy i chodnikach zwiększała się z każdą chwilą i pługi ledwo nadążały z odśnieżaniem. Nawet długonogie osoby miały problem z przemieszczaniem się, nie mówiąc już o niziutkim Oyamadzie, który w ciągu ostatnich trzech lat urósł zaledwie o dwa centymetry, a teraz ledwo widział znad wysokich zasp.
                Łatwo chyba wam będzie wyobrazić sobie jego szczęście, gdy wreszcie dotarł pod drzwi posiadłości Asakury. Z zewnątrz nie zmieniła się ona zbytnio, jednak Manta dobrze wiedział, że to tylko pozory. Od momentu, gdy Yoh zerwał zaręczyny z Anną i zupełnie odciął się od przyjaciół, dom zdecydowanie stracił swój dawny majestat. Rzecz jasna nadal mieszkały w nim duchy-rezydenci, a nawet porządek był w miarę utrzymany, jednak brakowało w nim życia i tej pozytywnej aury, którą dawniej roztaczał wokół siebie młody szaman.
                Oyamada zadzwonił do drzwi, lecz nikt mu nie otwierał. Dawniej po prostu wszedłby do środka bez pukania, jednak w ostatnim czasie po prostu zaczął się bać reakcji przyjaciela. Gdyby sprawa nie była tak ważna, prawdopodobnie jasnowłosy chłopak odpuściłby i wrócił do domu, nie chcąc denerwować Asakury. Ale jednak była.
                Siedemnastolatek nacisnął klamkę, a drzwi otworzyły się przed nim. Yoh rzadko zamykał, jeżeli był w domu.
- Cześć Yoh, to ja, Manta – zawołał jasnowłosy, wchodząc do środka. Właściciela pomarańczowych słuchawek nigdzie jednak nie było widać. To w sumie nie zdziwiło gościa aż tak. Dobrze wiedział, gdzie ukrywał się jego przyjaciel.
                Nie czekając na nic, skierował się w stronę pomieszczenia przekształconego w coś w rodzaju siłowni. Tak jak się spodziewał, zastał tam młodego Asakurę, leżącego na ławce i podnoszącego ciężary.
                Zapewne dawniej coś takiego wydawałoby się niemożliwe, jednak Yoh naprawdę ogromnie się zmienił. Od dwóch lat głównym sensem jego życia było trenowanie. Chciał stać się najsilniejszym szamanem i wygrać Turniej, kiedy tylko go wznowią. Oyamada do końca nie wiedział, dlaczego jego dawny przyjaciel tak się uparł przy swoim postanowieniu. Niezależnie - poniedziałek czy niedziela, dni powszednie czy święta – nie przerywał swojego treningu. Jak nie doskonalił kontroli ducha z Amidamaru, to zwiększał swoją siłę lub kondycję poprzez rozmaite ćwiczenia.
- Czego chcesz? Nie widzisz, że trenuję? – spytał oschle szatyn między jednym a drugim podniesieniem sztangi. Patrząc na ciężarki, młodzieniec potrafił już wycisnąć ponad sto dwadzieścia kilogramów.
- Ja… - zmieszał się niski chłopak. – Wiesz, dzisiaj jest Wigilia, a jutro Święta… Tak pomyślałem…
-Wyduś to z siebie – mruknął Yoh, odkładając sztangę i przenosząc się do pozycji siedzącej. Jego włosy, teraz o jakieś dziesięć centymetrów dłuższe niż dawniej, lepiły się do spoconego czoła. Asakura przetarł twarz ręcznikiem i pociągnął łyk z leżącej na ziemi butelki.
- Chcieliśmy urządzić wspólne święta… Wszyscy przyjadą! Ren, Horo, Ryu, Faust… Nawet Anna!
                Na dźwięk imienia byłej narzeczonej, wyższy szaman drgnął.
- I co w związku z tym?
- No… - Manta zmieszał się. – Chciałem cię zaprosić, byś spędził ten dzień z nami. Chcemy zjeść razem kolację około osiemnastej. Co ty na to? Będzie tak jak dawniej…
- Nie – zaprzeczył od razu Yoh. – Po pierwsze, od śmierci Lyserga i Choco nic nie będzie jak dawniej. Po drugie, nie mam na to czasu, muszę trenować. – Po tych słowach, Asakura nałożył swoje nieodłączne słuchawki na uszy (które były chyba jedynym elementem, który pozostał w jego życiu bez zmian) i skierował się w stronę bieżni.
                Ramiona Oyamady opadły. W głębi ducha nastolatek naprawdę liczył na to, że chociaż w Święta uda mu się wyciągnąć Yoh na chwilę. Jednak przyjaciel był teraz zupełnie inny niż dawniej. A wszystko z powodu tamtej walki w Kręgu Totemów.
                Przez kilka minut nikt się nie odzywał i jedynie uderzanie stóp szatyna o bieżnię wydawało jakiś dźwięk. Chłopak wydawał się zupełnie pochłonięty w muzyce i swoich ćwiczeniach, więc Manta, chcąc nie chcąc, ruszył w stronę wyjścia. Po drodze spotkał jednak Amidamaru.
- Przykro mi, że musiałeś to przeżyć, Manta… - powiedział duch. Na jego twarzy widać było smutek.
- Naprawdę nic do niego nie dociera?
- Niestety. Próbowałem go przekonywać, ale to jak grochem o ścianę. Jeżeli chcesz, spróbuję porozmawiać z nim jeszcze dzisiaj wieczorem. Może chociaż na Święta zrobi wyjątek i przerwie trening.
- Dziękuję, Amidamaru – odparł Oyamada, patrząc z nadzieją na samuraja. – Wesołych świąt!
- Wesołych świąt, Manta. Pozdrów wszystkich – odpowiedział Amidamaru, spoglądając jeszcze, jak opatulony ciepłymi ubraniami siedemnastolatek wychodzi na śnieżną wichurę.
                „Nigdy bym nie przypuszczał, że będę tęsknić za towarzystwem ludzi…” – pomyślał z goryczą samuraj, zastanawiając się, w jaki sposób zacząć rozmowę z młodym Asakurą.

***
               
Nie – to była jedyna odpowiedź, jaką Amidamaru otrzymał od Yoh.
                Był wieczór, młodzieniec miał już za sobą wiele godzin morderczego treningu. Ostatnie trzy spędził wraz z duchem stróżem na ćwiczeniu szybkości tworzenia kontroli ducha. Obecnie potrafił to zrobić w mniej niż jedną sekundę, nie wypowiadając nawet komendy na głos.
- Yoh, przecież nic się nie stanie, jak opuścisz jeden trening, by spotkać się z przyjaciółmi… - Samuraj nie poddawał się, chociaż czuł, że sprawa jest już przegrana.
- Kiedy wznowią Turniej, to będą moi rywale. Nie mogę sobie pozwolić na okazywanie im litości – odparł oschle Asakura. – Ale jeśli chcesz, to leć do nich, baw się dobrze...
- Nie zostawię cię przecież… Jestem twoim duchem stróżem – powiedział Amidamaru, jak przystało na dobrego ochroniarza. To smutne, że teraz nawet relacje tej dwójki zaczęły przypominać te między Renem a Basonem sprzed paru lat.
- A szkoda, czasem mógłbyś – mruknął Yoh, popijając wodę o smaku pomarańczowym.
                To zupełnie zbiło ducha z tropu. Przecież robił wszystko, by pomóc młodemu szamanowi. Znosił dzielnie jego mordercze treningi, które także dla niego stanowiły ogromny wysiłek. Starał się, jak tylko mógł, lecz najwidoczniej to wciąż było za mało.
                Chciał coś powiedzieć, jednak w tym momencie zobaczył pewien znajomy przedmiot, który Asakura wyciągnął i położył na stoliku. Nagrobek.
- Skoro tak stawiasz sprawę… Wesołych świąt, Amidamaru. – To mówiąc, Yoh zmusił swojego stróża do schowania się w swoim małym, ziemskim lokum.
                Sam zaś udał się na górę, do swojego pokoju. Niestety, gdy chciał włączyć lampę, jak na złość padła żarówka. Niezadowolony podszedł po ciemku do szafy, by wyciągnąć z niej piżamę, gdy usłyszał dziwny dźwięk. Coś jak trzaskanie płomieni. W tym momencie ujrzał przed sobą swój wyraźny cień, który powstał w wyniku jakiegoś bardzo silnego światła za jego plecami. A to mogło oznaczać tylko jedno.
- No, no… Nie spodziewałbym się po tobie aż takiej zmiany… - usłyszał cichy głos tuż obok swojego ucha. Poczuł na plecach dziwne ciepło, od którego aż przeszedł go dreszcz. Nie czuł go od walki w Kręgu Totemów.
- Duchu Ognia… - Gdy Yoh się odwrócił, jego ton nie był jeszcze zbyt pewny. Po chwili jednak młodzieniec wyprostował się i przyjął pozycję gotową do obrony. – Co cię tu sprowadza? Przecież nie należysz już do Hao.
                Szmaragdowe oczy płomiennego stworzenia błysnęły. Mimo że było teraz w swojej zmniejszonej formie, nadal pozostawało śmiertelnie groźnym przeciwnikiem.
- Prawdą jest, że Hao nie może korzystać z mojej mocy, gdyż sam nie ma ani grama foryoku, a ja ponownie mieszkam w wymiarze Króla Duchów. Mimo to, nadal pozostaję jego stróżem.
                Na ułamek sekundy na twarzy Asakury pojawił się strach, natychmiast jednak zamaskowany przez dwa lata ciężkiego treningu, który wyrobił w nim nie tylko siłę fizyczną, ale także odporność psychiczną.
- Czyli co? Chcesz mnie zabić, tak? Spalić na popiół i przynieść mojemu braciszkowi w pudełeczku na Gwiazdkę? – zakpił młody szaman. Zdziwił się, i to dosyć znacznie, kiedy otrzymał od ducha odpowiedź przeczącą.
- Nie. Nie jestem tutaj, by cię skrzywdzić. Jestem tu, bo chcę ci pomóc – powiedziało spokojnie ogniste stworzenie. – A przy okazji pomóc Hao.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, i bez tego radzę sobie bardzo dobrze. A z tego, co mi wiadomo, Hao raczej nie będzie chciał skorzystać z mojej pomocy – mruknął szatyn. – Gdy się ostatnim razem widzieliśmy, wyraził się dosyć jasno.
- Był wtedy… - zaczął stróż starszego z bliźniaków, jednak urwał. – Zresztą, nieważne. Nie przybyłem tu na jakieś pogaduszki. Przysyła mnie Król Duchów. Ma co do ciebie plany, jednak nie podoba się mu twoje obecne zachowanie. Dlatego też tej nocy odwiedzą cię trzy duchy.
                Asakura nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Jakie plany w stosunku do niego mógł mieć sam Król Duchów?
- Po co? Czy ty nie mógłbyś przekazać mi tego zamiast nich? – zainteresował się.
- Po pierwsze, jestem jednym z elementarnych duchów i należy mi się trochę więcej szacunku, bachorze! – zdenerwował się stróż Hao. – A po drugie, nie do ciebie należy kwestionowanie słów samego Króla. Jesteś tylko szamanem i nikim więcej. Radzę to sobie zapamiętać, gdyż to właśnie zgubiło twojego brata.
                Po tych słowach Duch Ognia zniknął w płomieniach, pozostawiając po sobie tylko swąd spalenizny. Yoh potrząsnął głową i rozejrzał się.
- Ech, stek bzdur. – Machnął ręką i wrócił do przygotowywania się do snu.

***

                Tej samej nocy, Asakurę obudził dziwny dźwięk. Coś jak delikatne dzwonienie, przyjemne i tajemnicze. Niezwykle ciche, a zarazem niedające spokoju.
- Co się… - zaczął chłopak sennym głosem, powoli rozchylając powieki. Dobrze, że nie próbował się podnosić, bo zaledwie parę centymetrów nad jego twarzą zwisał dziwnie znajomy, błękitny kryształ.
- Wesołych Świąt! - O ile wahadełko z czymś się mu kojarzyło, Yoh nie mógł nie rozpoznać głosu swojego dawnego przyjaciela.
- Lyserg? – spytał z niedowierzaniem, przecierając oczy.
                Rzeczywiście, młody detektyw siedział na parapecie obok i spoglądał przez okno na padający śnieg, kontrastujący z ciemnym niebem. Jego sylwetka w świetle księżyca była lekko przezroczysta. Wygląd Anglika niewiele się zmienił. Jedynie włosy nie odstawały tak bardzo na boki, a sam chłopak urósł o jakieś dziesięć centymetrów. Jego wahadełko wróciło już do właściciela, chowając się w  rękawie.
 - Skąd się tu wziąłeś? Przecież ty… Twój duch został od razu wchłonięty przez Króla Duchów, kiedy… - Szatyn urwał, nie chcąc wspominać o momencie śmierci młodego detektywa.
- Kiedy zginąłem? Cóż, tak było. Ale teraz wypełniam zadanie, które mi powierzył. Jestem Duchem Minionych Świąt Bożego Narodzenia.
                Na te słowa, w powietrzu dało się słyszeć jakby echo dzwoneczków i dziecięcego śmiechu. Ciemny pokój został oświetlony przez kilka świec, których światło zaczęło coraz bardziej drażnić oczy szamana. Zasłonił je rękami, nie wiedząc, co się dzieje.
                Po kilku sekundach dotarł do niego niezwykły huk. Otworzył oczy i rozejrzał się. Znajdowali się w Kręgu Totemów, a nad nimi trwała właśnie walka z Hao. Duch Ognia połączył się już z Królem i w tej chwili zamiast czerwienią, jarzył się złotem.
- Nigdy mnie nie pokonacie! – Śmiał się władca płomieni, stojąc na ramieniu swojego stróża. Wszyscy walczący z nim szamani używali swoich najsilniejszych ataków.
                Yoh spoglądał na to z niedowierzaniem. Mimo że bitwa niejednokrotnie śniła mu się po nocach, nie przypuszczał, by miał ją zobaczyć na żywo jeszcze raz.
- Co tu… - zaczął, lecz przerwał mu Lyserg:
- To działo się dokładnie w Wigilię, mogłeś tego nie zauważyć, ale to prawda – oznajmił Anglik. – Wtedy właśnie…
                Nie skończył, bo w tym momencie tuż obok nich coś dużego wylądowało z dość głośnym hukiem.
- CHOCO!!! – usłyszeli wrzask walczących. Rzeczywiście, jakieś trzy metry od nich leżało martwe ciało komika. Chociaż Asakura już zdążył się z tym pogodzić, nie mógł powstrzymać własnego krzyku. Wtedy z góry rozległ się głos młodszego Lyserga:
- Jak mogłeś?! Jesteś potworem, nikim więcej!
                Tuż po tym zielonowłosy chłopak w stroju X-laws zaszarżował prosto na Hao, wykorzystując do tego całą swoją siłę. I to go zgubiło. Ognisty szaman posłał w jego stronę potężną płomienną kulę, która od razu dobrała się do ciała nastolatka. Dał się słyszeć tylko przeraźliwy jęk, po czym Duch Ognia połknął duszę Anglika.
                Yoh odwrócił wzrok, nie mogąc na to patrzeć. To był jeden z najgorszych momentów jego życia. Stracił dwóch przyjaciół, i to w tak krótkim czasie. Wcześniej także zginęło wiele znajomych mu szamanów, może nie przyjaciół, ale jednak. Wszyscy członkowie X-laws, nawet Marco i Jeanne… Kilku członków Rady, drużyna Icemen…
- Płaczesz? – Asakura usłyszał głos swojego przewodnika. – Przecież to już się zdarzyło… Zresztą, zaraz będzie po wszystkim.
                Rzeczywiście, w tym momencie młodsza wersja Yoh otrzymała foryoku od wszystkich szamanów i zadała ostateczne cięcie.
- To by było wszystko z tamtej Wigilii… - powiedział do siebie Lyserg, a świat wokół nich jakby zafalował. Szatyn chwycił go za nadgarstek.
- Nie, czekaj! Chcę zobaczyć, jak…
                Ale było już za późno. Znajdowali się już w jego pokoju, jednakże coś się tu nie zgadzało. Po krótkim rozglądnięciu, Yoh zdał sobie sprawę, że coś uległo zmianie. Z boku szafy wisiał przyklejony stary plakat Soul Boba, na niepościelonym tatami walały się jakieś ubrania. Harusame leżało porzucone w kącie, a półki aż krzyczały o odkurzenie. Czyli mniej więcej tak, jak jego pokój wyglądał rok po przerwaniu Turnieju. Wtedy, gdy…
                Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Dopiero teraz Asakura zobaczył, że w rogu pokoju siedziała skulona niepozorna postać, która teraz uniosła głowę. To był on sam, tylko o dwa lata młodszy. Zupełnie inna postać niż teraz czy rok wcześniej. Ten Yoh był wychudzony, o podkrążonych oczach i nieobecnym spojrzeniu.
- Poznajesz ten dzień? – spytał Lyserg, spoglądając przez okno, jak jakaś postać w czarnej bluzie z kapturem stoi w ogrodzie i obserwuje dom.
- Aż za dobrze… - odparł szaman. Po jego arogancji nie było nawet śladu. On po prostu się bał. – Lys, zabierz mnie stąd! Błagam!
- Wybacz, ale nie mogę. Chodź. – Zielonowłosy chwycił przyjaciela za nadgarstek i przeteleportował ich obu do ogrodu.
                Przybysz odrzucił już kaptur, ukazując długie, brązowe włosy i wściekłe spojrzenie. Gospodarz spoglądał na niego z mieszaniną zaskoczenia, ulgi i strachu.
- H-Hao..? – szepnął młodszy Yoh, nie wierząc w to, co widzi.
- Jak widać – mruknął Ognisty Szaman. – Nie przyszedłem tu na pogawędki. Chcę postawić sprawę jasno. Przegrałem tę walkę, straciłem całe swoje foryoku, a Duch Ognia wrócił do Króla Duchów. Ale mimo to żyję i chcę tylko jednego. Nie szukaj mnie. Nienawidzę cię i nie chcę cię nigdy więcej widzieć. Po prostu zostaw mnie w spokoju.
- Hao… Byłem pewien, że cię zabiłem… - Piętnastolatek nadal nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Cały poprzedni rok spędził w absolutnej depresji, która pojawiła się w nim po zabiciu własnego bliźniaka.
- Bo prawie to zrobiłeś. Dlatego właśnie tu jestem. Nie po przeprosiny, chociaż te z pewnością by się mi należały. Żegnaj, mój bracie…
                Zaraz potem starszy z chłopaków odwrócił się i odszedł, a młodszy powziął swoje postanowienie odnośnie treningów. Nie będzie więcej rozpaczał. Nie ukorzy się w ten sposób już nigdy.
                W tym momencie do ogrodu wyszła Anna, na jej twarzy widać było zaniepokojenie. W ciągu ostatniego roku to ona stale próbowała pocieszać Asakurę, chociaż i tak nikomu nie udawało się do niego dotrzeć.
- Czy to był Hao..? – spytała blondynka z niedowierzaniem, kładąc dłoń na ramieniu narzeczonego. Ten natychmiast ją strącił.
- Nieważne – mruknął, nie patrząc w stronę dziewczyny.
- Yoh, powiedz mi, co się stało!
- Nic się nie stało! – krzyknęła wtedy młodsza wersja Asakury, podnosząc rękę, jakby chciała uderzyć Kyoyamę. Chłopak powstrzymał się w ostatniej chwili.
- Lyserg, weź mnie stąd… - poprosił siedemnastoletni Yoh, ciągnąc zielonowłosego detektywa za płaszcz. Ten jednak stał niewzruszony. Tymczasem piętnastoletni szatyn kontynuował:
- Zostaw mnie wreszcie w spokoju! Jeżeli tak ma wyglądać nasze narzeczeństwo, to ja zrywam te idiotyczne zaręczyny! Na Króla Duchów, nie interesuje mnie, co sobie pomyśli rodzina! Mam to gdzieś, odejdź!
                Anna słuchała tego oniemiała. Z początku wyglądała nawet tak, jakby chciała uderzyć swojego chłopaka, jednak jej dłonie zaczęły drżeć. Spojrzała na niego zaszklonymi oczami i pobiegła w stronę domu, głośno trzaskając drzwiami.
- Jeszcze tego samego dnia opuściła to miejsce na zawsze… - powiedział Lyserg smutno. – A Ty zdążyłeś się dodatkowo pokłócić z Amida…
- Przestań! – krzyknął siedemnastolatek, przerywając Anglikowi. – Po co to wszystko?! Myślisz, że tego nie pamiętam?! Że te wszystkie zdarzenia nie śnią mi się po nocach?! Co to w ogóle ma być?! Wracamy do domu, teraz! – rozkazał.
                Diethel spojrzał tylko zrezygnowanym wzrokiem na dawnego przyjaciela, po czym świat wokół nich zafalował. Yoh zamknął oczy, a gdy je otworzył, znajdował się już we własnej sypialni. Po duchu nie było nawet śladu.
                Chłopak westchnął i przeczesał palcami włosy, próbując zebrać myśli. Jednak było ich za dużo. W końcu uznał, że najlepiej zrobi kładąc się znów do łóżka.
- Muszę chyba wcześniej chodzić spać, bo zaczynam mieć zwidy… - mruknął i przykrył się kołdrą po same uszy.

***

                Miał wrażenie, że ledwo co zamknął oczy, gdy do jego nosa doszedł przyjemny zapach pierników. Po chwili usłyszał też coś jakby trzaskanie ognia w kominku.
- Co do…? – zdziwił się, lecz wtedy ktoś mu przerwał.
- Jak nazywa się śpiewający renifer w zaprzęgu Mikołaja? – odezwał się wesoły głos, prawdopodobnie bardzo blisko szatyna. – Renifer Lopez! Hahaha!!!
- Choco..? – Yoh otworzył oczy i zobaczył komika tarzającego się ze śmiechu po podłodze. – To nie było śmieszne.
- Nie? – zmartwił się McDonnel. – To może to? Co robi kulturysta w Święta? – Tu komik zrobił efektywną pauzę. – Bombki! Czaisz, bombki! Hahaha!
- Jesteś duchem, prawda? – spytał niezbyt przytomnie Asakura, wygrzebując się z pościeli. Od razu tego pożałował, gdy poczuł chłodny powiew z otwartego okna. Szybko chwycił kołdrę i owinął się nią jak kocykiem.
- Tak – potwierdził komik, po czym uzupełnił: - Konkretnie, jestem teraz Duchem Teraźniejszych Świąt Bożego Narodzenia. I mam ci coś bardzo ważnego do pokazania!
                 Yoh rozejrzał się dookoła, przecierając uprzednio oczy. Wciąż czuł przyjemny zapach smacznego, świątecznego jedzenia. Zobaczył, że pod ścianą jego pokoju piętrzy się stos najróżniejszych smakołyków i ozdóbek. Poczuł skurcz w żołądku, który przypomniał mu o dość skromnej kolacji, jaką zjadł tego wieczora. Chciał sięgnąć po jedną z mandarynek, jednak wtedy Choco chwycił go za nadgarstek i pociągnął w przeciwnym kierunku.
- Chodź, zobaczysz coś!
                Zanim Asakura zdążył chociaż trochę mocniej owinąć się kołdrą, komik wyciągnął go na zewnątrz w samej yukacie, którą szatyn nosił do spania. Jakimś magicznym sposobem unieśli się w górę, ponad miasto.
                Tokio nigdy nie zaznawało spoczynku, niezależnie od pory dnia czy roku. Wielkie neony oświetlały ulice, a odgłosy samochodów słychać było w całym mieście. Świąteczne dekoracje zdobiły budynki, toteż z wielu okien uśmiechały się do przechodniów Mikołaje i aniołki.
- Dokąd mnie zabierasz? – Yoh próbował przekrzyczeć silny wiatr.
- Wody nie wybierasz?! – przekręcił jego słowa komik. – Cóż, jak wolisz to możemy iść potem na gorącą czekoladę! Kakaomania!
                Zanurkowali prosto między jakieś dwa, wysokie budynki. Była to ewidentnie niezbyt przyjazna okolica. W takich miejscach często czaili się bandyci i wandale. Stanęli na chłodnej, wilgotnej ziemi, spoglądając w stronę jakiejś obskurnej kafejki, gdzie może i ceny nie były zbyt wysokie, ale równały się niestety z jakością sprzedawanych produktów.
                W pewnym momencie drzwi otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem dzwonka, a na zewnątrz ktoś wyrzucił jakiś worek. A przynajmniej tak wyglądało to na pierwszy rzut oka.
- Wynoś się stąd i nigdy więcej nie wracaj! Nie potrzebujemy tu klientów bez grosza! – wydarł się właściciel i z trzaskiem zamknął swój lokal.
                Yoh spojrzał na postać, którą wcześniej wziął za zwykły worek. Ktoś miał na sobie tylko brudne, rozciągnięte ubranie i cały trząsł się z zimna. Długie, ciemne włosy były posklejane, a chude dłonie ewidentnie sine. W jednym, strasznym momencie Asakura rozpoznał ową osobę.
- Hao… - szepnął do siebie, zupełnie zaskoczony. Jego brat, nie dość, że w tak strasznym stanie, nawet w połowie nie przypominał dawnego siebie. Wychudzony, o wyniszczonej twarzy i przygaszonym spojrzeniu. Cały drżał, otaczając się rękami.
                Bezwiednie, właściciel pomarańczowych słuchawek wyciągnął dłoń w stronę bliźniaka. Jego słowa sprzed dwóch lat zupełnie wyleciały mu z pamięci.
- Choco, przecież on może umrzeć z wychłodzenia! – zawołał, wiedząc dobrze, że dawny władca płomieni i tak go nie usłyszy.
- Może. Ale w sumie czemu cię to interesuje? – spytał komik, nienaturalnie poważnym głosem. – Zdaje się, że przyrzekłeś sobie go nienawidzić?
- J-ja… - Yoh nie potrafił się zdobyć na słowa gniewu, widząc tego biednego chłopaka, który był w tej chwili cieniem samego siebie. Gdzie się podziały ta pewność siebie i arogancja najpotężniejszego szamana na świecie? „Zginęły wraz z jego foryoku.” – mruknął jakiś głosik w sercu szatyna.
                W tym momencie jakaś zgraja mężczyzn w kominiarkach zaczęła się zbliżać do wychudzonego chłopaka.
- I co? Wróciliśmy po naszą zapłatę – powiedział jeden z nich, który wyglądał na przywódcę bandy.
                Hao szepnął coś tylko w odpowiedzi, na co otrzymał mocny cios w policzek od jednego z bandytów.
- Co powiedziałeś!?
- N-nie mam dla was pieniędzy…
                W tym momencie dwaj mężczyźni unieśli w górę pałki, które trzymali w rękach. Zamachnęli się, a w tym momencie obraz zaczął się dziwnie zamazywać. Yoh odwrócił się w stronę Choco, spoglądając na niego z mieszaniną przerażenia, złości i błagania.
- Co się dzieje?!
- Nic takiego, to wszystko, co miałem ci pokazać, jeśli chodzi o to miejsce – odparł spokojnie komik. Nawet jemu odechciało się żartów.
                Po paru sekundach ich otoczenie zupełnie się zmieniło. Znajdowali się teraz w domu Manty, miejscu, gdzie kiedyś Yoh spędzał znaczną część swojego czasu, a do którego nie zaglądał od dobrych dwóch lat. Tak jak pamiętał, główny salon ozdobiony był girlandami ze złotych koralików i aniołków, a w centralnej części pomieszczenia stała pięknie przystrojona choinka.
                Obok, przy niewysokim stole, siedzieli na poduszkach wszyscy starzy przyjaciele Asakury: Ren, Horo, Faust, Ryu, Pirika, Tamao, Jun i rzecz jasna sam domownik, Oyamada. Wszyscy zajadali się ciastkami i rozmawiali na jakiś temat, śmiejąc się.
                W tym momencie do pomieszczenia weszła Anna, a Yoh aż zaniemówił z wrażenia. Nie widział jej dwa lata, a dziewczyna od tego czasu niesamowicie się zmieniła. Miała teraz dość długie włosy, sięgające mniej więcej za łopatki, obecnie lekko pokręcone, a także zdecydowanie nabrała kobiecych kształtów, co podkreśliła w uroczej, mikołajkowej sukience. Co prawda reszta dziewcząt (które, tak na marginesie, również wydoroślały) także miała na sobie taki strój, jednak to już nie interesowało Asakury.
- Anna… - szepnął do siebie, czując w piersi szybsze bicie serca. Od razu zganił się za takie uczucie, przypominając sobie, że przecież sam z nią zerwał.
                W tym momencie Ryu podniósł swój kubek z gorącą czekoladą i powiedział uroczyście:
- Proponuję wznieść toast za mistrza Yoh!
                Reszta popatrzyła na niego z zaskoczeniem. Jako pierwszy odezwał się wtedy Ren:
- Nie sądzę, by miało to sens. On i tak ma nas gdzieś.
- Racja – zgodził się z nim Horo. – Dwa razy z rzędu odmówił spotkania się z nami. Nie odpisuje ani nie oddzwania. Skoro my go nie obchodzimy to czemu on miałby obchodzić nas?
- Sądzę, że jeszcze nie powinniśmy go skreślać z listy… - zaczął nieśmiało Manta, jednak przerwała mu Anna:
- Nie, oni mają rację. Nie ma sensu nawet o nim myśleć. On nie żyje. Nasz Yoh zginął w Kręgu Totemów razem z Lysergiem i Choco.
                Na te słowa, wszyscy zasmucili się i pochylili głowy, chcąc uczcić zmarłych minutą ciszy. Obraz po raz kolejny zaczął się rozmywać. Komik pociągnął przygnębionego siedemnastolatka za rękę, chcąc odciągnąć go od tego niezbyt przyjemnego obrazu. Asakura nic nie powiedział i posłusznie pozwolił się zabrać z powrotem do domu.
                Kiedy już znajdowali się w jego pokoju, usiadł na łóżku i oplótł nogi rękami, pytając:
- Czy oni naprawdę mnie tak nienawidzą?
- Mają powód – odparł duch, całkowicie poważnie. – Ale głowa do góry! W końcu sam chyba chciałeś się od nich odciąć, nie? Więc to w pewnym sensie spełnienie twoich planów!
                Szatyn nic nie odpowiedział. Westchnął tylko i spojrzał w okno, rozmyślając. W pewnym momencie odwrócił się, zdając sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego.
- Choco, czy… - zaczął, lecz zdał sobie sprawę, że Amerykanina już nigdzie nie ma. Pozostawił po sobie tylko niezwykły mętlik w głowie młodego szamana.
                Domyślając się, co wkrótce nastąpi, Yoh nie kładł się już spać. Przysiadł na parapecie, tak jak wcześniej Lyserg, i czekał na ostatniego ducha. Zerknął na zegar. Była już prawie trzecia w nocy, przez niektórych uważana za godzinę demonów. Wskazówka minutowa zbliżała się powoli do dwunastki.

***

Tik-tak, tik-tak…

                Wybiła trzecia. W tym momencie, drzwi do sypialni chłopaka otworzyły się z trzaskiem, a z nich wypłynęło mnóstwo białego dymu. Pośród niego, siedemnastolatek ujrzał jakąś postać w bieli. Miała na sobie mundur wojskowy, jednak twarz ukryta była pod kapturem. Yoh poczuł, jak jeżą mu się włoski na karku.
                Przybysz nie odezwał się ani słowem i jedynie wskazał bladym, chudym palcem na okno za plecami szatyna. Szyba nagle zniknęła, a chłopak poczuł, jak coś ciągnie go na zewnątrz. Wypadł. Zaczął spadać, zimne powietrze przeniknęło do każdego centymetra jego ciała. Zamknął oczy, gotów na upadek. Lecz żadnego upadku nie było. Zaskoczony rozchylił powieki i ujrzał znajomy stadion.
                Byli w Patch Village. Słońce piekło niemiłosiernie, więc wszyscy ludzie próbowali znaleźć sposób na walkę z upałem. Członkowie rady zarabiali krocie na zimnych napojach i mini-wentylatorach, a szamani władający żywiołami związanymi z zimą dziękowali Królowi Duchów za swoją moc.
- Jest dwudziesty czwarty grudnia dwutysięcznego czwartego roku! Jest trzydzieści osiem stopni w cieniu, a my rozpoczynamy finał wielkiego Turnieju Szamanów! – odezwał się z głośników głos Radima, który jako jedyny z członków rady nie siedział w loży honorowej, a stał przy wentylatorze na arenie.
- Finał? – Zaskoczony Yoh spojrzał na swojego przewodnika. Ten jednak nie ruszał się nawet o milimetr. Wciąż pozostawał w kapturze, a wokół niego unosiła się dziwna biała mgła.
- Jak dobrze wiecie, tym razem walki w ćwierćfinale i półfinale odbywały się w tajemnicy. Dlatego też mam zaszczyt ogłosić, że zawodnikami, którzy zmierzą się dziś na tej arenie będą… - Radim zrobił krótką pauzę, a publiczność zamarła. – Yoh Asakura!
                Siedemnastolatek nie mógł w to uwierzyć. Jego marzenie, cel, do którego dążył od tak dawna został osiągnięty! Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. Z dumą spoglądał na swoją doroślejszą wersję, która wchodzi na arenę, witana mnóstwem okrzyków i wiwatów. O dziwo, rozległo się też dosyć sporo gwizdów. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie zawodnika, by antyfani natychmiast ucichli.
                Tymczasem sędzia prowadzący kontynuował:
- Oraz… Hao Asakura!
                To zupełnie zbiło naszego bohatera z tropu. Hao? Jak to możliwe?! Przecież on utracił swoją moc, a także ducha stróża! Nie mógł w to uwierzyć. A jednak. To był on. Ognisty szaman powrócił.
                Zaledwie chwilę później rozpoczęła się walka. Kontrole ducha były oszałamiające. Olbrzymie, potężne, pozornie niepokonane. Nie trzeba było jednak wiele, a starszy z bliźniaków zaczął zdobywać przewagę. Co najgorsze, nie zadawał zwykłych ciosów. Robił wszystko, by nie uszkodzić młodszego brata, a jedynie zadać mu jak największe cierpienie.
                Yoh z przeszłości zdał sobie sprawę, że Władca Płomieni po prosto bawi się jego starszą wersją. Duch Przyszłych Świąt położył mu na ramieniu swoją kościstą dłoń i zabrał szatyna nieco bliżej walczących, by usłyszeć rozmowę walczących.
- Jak mogłeś?! – krzyczał Hao, zarzucając przeciwnika gradem ognistych pocisków. – Liczyłem, że jesteś inny! Zostawiłeś mnie! Wierzyłem, że będziesz chciał mi pomóc! A ty odwróciłeś się ode mnie, jak wszyscy!
- Sam tego chciałeś! – bronił się dziewiętnastoletni Asakura, tworząc tarczę. Nie mógł marnować foryoku na ataki. – Powiedziałeś, bym cię zostawił!
- To było kilka słów w gniewie! Zresztą, kiedy to było?! – Z każdym zdaniem długowłosy uderzał brata ognistym biczem w plecy. Młodszemu z młodzieńców zabrakło sił do obrony. – Każdemu dawałeś szansę! Każdemu oprócz mnie!
- H-Hao… - wyjąkał dziewiętnastoletni Yoh, lecz wtedy jego bliźniak zadał ostatni cios, krzycząc:
- Na Króla Duchów, jestem twoim bratem!
                Asakura widział, jak jego starsza wersja upada bezwładnie na ziemię. Jego dorosłe ciało pokryte było mnóstwem zwęglonych ran po uderzeniach batem. Tamten Yoh udał się już na wieczny spoczynek.
- D-duchu… Czy to musi tak być? – spytał przerażony siedemnastolatek, nie zwracając już nawet uwagi na Radima, który ogłosił zwycięstwo Hao, ani też na publiczność, która w połowie gratulowała zwycięzcy, a w połowie żałowała zmarłego. Wolał się nawet nie odwracać w kierunku swoich przyjaciół, którzy z pewnością go nie opłakiwali.
- To twoja przyszłość, Yoh Asakuro – Postać w bieli odezwała się po raz pierwszy, wyciągając zza pasa pistolet i celując z niego prosto w pierś chłopaka. – Tak właśnie będzie wyglądać…
                Przerażony nastolatek zdał sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Marco nie musiał nawet ściągać kaptura, co jednak uczynił, odsłaniając wychudłą, bladą twarz.
- A co jeśli się zmienię? Jeżeli pomogę Hao? – pytał zdesperowany szatyn, kątem oka widząc, jak członkowie rady wynoszą z areny ciało zmarłego. – Marco, powiedz, że to jeszcze nie jest przesądzone! Błagam!             
                W tym momencie członek X-laws pociągnął za spust.

***

                Yoh otworzył oczy, gwałtownie się podnosząc. Oddychał ciężko, zupełnie jakby przebiegł właśnie maraton. Jego serce biło chyba trzy razy szybciej niż normalnie, a ręce lekko drżały.
                Siedział jednak na swoim własnym tatami, a po Duchu Przyszłych Świąt nie było nawet śladu. Ale to w danej chwili najmniej go obchodziło. Zerknął za okno. Było już jasno, a elektroniczny zegar na pobliskim sklepie wskazywał godzinę 10:00. Lecz to data najbardziej zaskoczyła młodego szamana. 24.12.2003r.
- Mogę przeżyć ten dzień jeszcze raz… - szepnął do siebie Yoh, nie posiadając się ze szczęścia.
 Ubrał się i zjadł śniadanie w tempie ekspresowym, po czym pobiegł do najbliższego marketu, by kupić jakieś prezenty dla swoich przyjaciół. Wrócił do domu akurat w momencie, gdy do jego drzwi zadzwonił Manta.
- Wesołych Świąt, przyjacielu! – zawołał, a Oyamada odwrócił się w jego stronę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Uśmiechnął się szeroko, widząc szatyna w mikołajowej czapce, niosącego stertę pięknie zapakowanych paczek.
- Wesołych Świąt, Yoh! – zawołał szczęśliwy. Asakura odłożył pakunki na bok i przytulił się do najlepszego przyjaciela.
- Przepraszam cię, Manta. Przepraszam za te ostatnie trzy lata. Byłem idiotą. Zachowywałem się jak idiota i nie powinienem nigdy się od was odwracać. Wybaczysz mi?
- O-oczywiście, że tak, Yoh! Wszyscy na pewno ci wybaczą! Chcemy zorganizować wspólną Wigilię o osiemnastej. Co ty na to? Wpadniesz?
- No jasne, że tak! – Szatyn wyszczerzył się tak jak dawniej. – To będzie przyjemność!
                Na chwilę zapanowała między nimi cisza. Wyższy z chłopaków zaprosił przyjaciela do środka. Posiedzieli przez chwilę w salonie, popijając gorącą czekoladę. Manta spytał kolegę o powód zmiany, lecz ten nie chciał wyjawić tej tajemnicy. Miało to pozostać jego własnym sekretem już do końca.
                Posiedzieli razem jeszcze przez godzinę, opowiadając i śmiejąc się jak kiedyś. Yoh dużo wypytywał przyjaciela o innych członków ich dawnej ekipy. Dowiedział się, że Horo i Pirika założyli fundację dbającą o pola fuki, Ren odbył morderczy trening w Himalajach wraz z ojcem, Jun załapała się jako przedstawicielka Chanel, Ryu odbył motocyklową podróż po całej Japonii, a Faust ponownie wrócił do wykonywania swojego zawodu.  Z początku chłopak nie chciał pytać o dawną narzeczoną, jednak to Oyamada sam rozpoczął ten temat. Podobno dziewczyna udała się wraz z Tamao do Osorezan wraz z Kino, gdzie szkoliła swoje umiejętności medium. Stała się jednak znacznie łagodniejsza niż dawniej, co było dla młodzieńca niejaką niespodzianką.
                W końcu pożegnali się, a Manta raz jeszcze przypomniał przyjacielowi, by ten przybył do niego o osiemnastej.
                Zaledwie moment później, Yoh wyruszył na poszukiwanie Hao. Na początku dość trudno było mu zlokalizować tani bar, w którym widział ostatnio swojego bliźniaka. Odnalazł go dopiero po dłuższym czasie.
                Zaułek wyglądał dokładnie tak, jak zapamiętał go młody szaman. Śnieg, brud i stare, poniszczone kartony po produktach spożywczych. W oknach zabrudzone szyby i nieudolnie wykonane świąteczne dekoracje. Miejsce, do którego żaden rozsądny człowiek się nie zapuszcza.
                Zgodnie z przypuszczeniami, Hao, ubrany w stare, zdecydowanie za cienkie, jak na taką pogodę, ubranie przybył chwilę później. Był zgarbiony i trząsł się z zimna. Wcale nie przypominał siebie sprzed trzech lat. Chciał już skierować się do baru, kiedy ujrzał opierającego się o ścianę brata.
- Yoh…? – spytał z niedowierzaniem. – C-co ty tu robisz?
- Przyszedłem cię przeprosić – powiedział od razu młodszy z bliniaków. – Źle cię oceniłem, nie dałem ci nawet szansy. Od razu cię oceniłem, tak jak inni. Nawet nie wiesz, jak tego żałuję. Przepraszam.
                Długowłosy wydawał się zaskoczony. Odwrócił głowę, nie chcąc patrzeć rozmówcy w oczy.
- Co? Uważasz, że jak jestem na dnie to możesz mnie w ten sposób upokarzać? Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi? – spytał z wyrzutem.
- Hao, ja wcale nie chcę cię upokorzyć. Wręcz przeciwnie. Zawiniłem, omal cię nie zabiłem. Ja tylko… chciałbym się pogodzić i żyć w zgodzie. Jak bracia… - To mówiąc, Yoh podał bliźniakowi paczkę. Gdy ten ją otworzył, ujrzał ciepły szalik, czapkę i rękawiczki. Była też kartka. Zaintrygowany chłopak otworzył ją i przeczytał skierowany do niego list. Była w nim mowa o błędach, jakie obaj popełnili, a także o tym, jak może wyglądać ich życie jeżeli się pogodzą. Pod koniec, dawny władca płomieni poczuł łzy w oczach.
- Yoh… Dziękuję ci. Nie mogę uwierzyć, że mi wybaczasz, skoro zabiłem twoich przyjaciół – powiedział cicho, po raz pierwszy patrząc bratu w oczy. – Ja także przepraszam. Teraz już wiem, że źle zrobiłem. Popełniłem błąd i chciałbym go naprawić.
- To jak? – spytał młodszy z chłopaków z lekkim uśmiechem. – Zaczniemy od nowa?
- Tak – zgodził się Hao. – Zacznijmy… Mój bracie.

***

                Jeszcze tego samego wieczoru, do domu Oyamady zapukało dwóch odświętnie ubranych chłopaków. Po dość znaczniej metamorfozie, jaką obaj przeżyli, o wiele trudniej było ich od siebie odróżnić.
- Yoh! Przyszedłeś! – ucieszył się Manta, jednak w tym momencie zobaczył Hao, stojącego obok z rogami renifera na głowie. – I…
- Manta, przedstawiam ci mojego bliźniaka, Hao – powiedział z uśmiechem młodszy z braci.
- Miło mi poznać – przywitał się długowłosy, co zupełnie zbiło z tropu niewysokiego szamana.
                Zniecierpliwieni przyjaciele, którzy już zgromadzili się w salonie, postanowili sprawdzić, co zatrzymało gospodarza na tak długo. Ciężko opisać ich miny, gdy zobaczyli uśmiechającego się do nich Hao. Tylko jedna osoba wydawała się nie zwracać uwagi na obecność starszego z Asakurów.
- Yoh. Wróciłeś.
- Anno – powiedział szatyn, wyciągając niewielką różyczkę. – Nie znajdą się słowa, które sprawią, bym opisał jak strasznie żałuję tego, co ci zrobiłem. Nie liczę też na to, że uwierzysz, gdy powiem, że wciąż cię kocham. Dlatego chciałbym tylko poprosić, byś mi wybaczyła. Jeżeli to dla ciebie za trudne, zrozumiem. Możemy pozostać przyjaciółmi. Tylko proszę, nie odwracaj się ode mnie. Przepraszam. Przepraszam za wszystko…  - To mówiąc delikatnie ujął jej dłoń.
- Yoh… Nie wiem, czy jestem na to gotowa. Minęły dwa lata… - powiedziała powoli Kyoyama. – Myślę, że na razie powinniśmy zacząć od przyjaźni. A co będzie potem… To się jeszcze zobaczy. – Uśmiechnęła się lekko.
- Wybaczcie, że przerywam, ale chyba nie powinniśmy tak stać w przedsionku – zawołał Horo, który jako jeden z pierwszych otrząsnął się z szoku. Cała gromadka przeszła więc do świątecznie udekorowanego salonu. Tam Asakurowie wyjaśnili całą sytuację i przeprosili wszystkich za swoje zachowanie. I mimo że każdy z nich zawinił w nieco inny sposób, w wigilijnej atmosferze nie można było im nie przebaczyć.
                Reszta wieczoru i następne dni świąteczne minęły im w przyjaznej, szczęśliwej atmosferze. Po paru dniach nikt już nawet nie wyobrażał sobie życia bez pozostałej części gromadki. A co działo się później? Z pomocą przyjaciół Hao odzyskał swoją moc, jednak zrezygnował z tworzenia królestwa tylko dla szamanów. A co do Bożego Narodzenia… Ze świecą szukać ludzi, którzy świętowaliby je tak jak nasi bohaterowie.
                Meri Kurisumasu!

(wiem, że już wstawiłam go kiedyś, ale jest tak słodki, że chyba nie szkodzi, nie? :D)

11 komentarzy:

  1. Jak się cieszę, że coś dodałaś.
    Właśnie się Asakurohilizowałam dzięki Tobie !!!
    Biedny Yoh, stracił przyjaciół i pogrążył się w rozpaczy T.T
    Prawie by sobie tym życie zniszczył i braciszkowi też, no nie ? Jednak nie mogłaś na to pozwolić Yohao i nie doszło do tragedii dla ogółu...
    Dzięki Bogu, bo już się bałam czytając to, że Yoh zostanie na ciemnej stronie KD xD
    Twoja historia o przyjacielu mnie wzruszyła, prawie do łez T.T Też mam taką przyjaciółkę. Jednak ona jest yaoistką, ale Shamana Kinga kocha i braciszków też tak jak ja ^^ A Asakura Twins to dzięki mnie, ale nie będę się chwalić, bo nic wielkiego nie zrobiłam...
    Nie prawda, ja się nie zgadzam. Piszesz tu Świetnie i nie ma co się dołować, wiele osób (np. Ja) chciało by tak dobrze pisać jak Ty i inni...
    Jak się załamiesz, to sama do Ciebie przyjdę i pobawię się w psychologa xD
    Hao: Uwierz nie chcesz tego T.T
    Wie co mówi ^^", ale jemu pomogłam wyjść z dołka, więc jakoś u Ciebie też dam radę :D
    Anna i Yoh się pogodzili *0*
    Moja ukochana para, a zaraz po nich Ren i Jeanne ^^
    Przy braciszkach to ja ze szczęścia skakałam, jak się pogodzili, a raczej Yoh przeprosił Hao xD
    Yoh: Tak to prawda, nie chciała się uspokoić, ale kiedy zobaczyła, że tulę się do Haosia, to się uspokoiła i zajęła nami ^^ *tuli się do braciszka*
    Hao: Dusisz, Yoh dusisz !!! *wyrywa się*
    Tul mocniej, a ja wezmę od Zanie Matamune i wam oddam !
    A więc wyszło cudownie i wcale nie za krótko !!! Ja protestuje *trzyma w ręku flagę z hasłem manifestacyjnym i macha nią na wszystkie strony* xD
    Życzę wesołych i spokojnych Świąt, oraz szczęśliwego Nowego Roku !!!
    PS: U mnie też opowieść Wigilijna więc zapraszam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystko w nocy, ale nie miałam siły, żeby jakoś konkretnie skomentować, więc robię to teraz! ^ ^
    Przede wszystkim- to jest istna perełka. Cudowna, poruszająca interpretacja i mistrzowskie wykonanie. Chylę czoła.
    Daichi i Daiki ze swoim cudownym dziadkiem! Po prostu uwielbiam tą trójkę. Bliźniacy są słodcy kiedy tak kręcą się wszystkim pod nogami i robią zamieszanie... ^ ^
    Ale przechodząc do Opowieści Wigilijnej to smuci mnie, że Yoh zmienił się aż tak bardzo. Z wiecznie uśmiechniętego, żywiołowego i pełnego optymizmu chłopaka stał się... Czymś takim. No i biedny też Manta... Chociaż on te swoje dwa centymetry dostał, a to więcej niż dał mu Hiroyuki po siedmiu latach w mandze. xD
    No ale jakże można uśmiercić Choco i Lyserga? Kto teraz będzie załatwiał Renowi i Horohoro nadprogramowy trening w postaci dzikich pogoni i atakowaniu O.S. po każdym kiepskim żarcie? Nie wspominają już o tym, że Lyserga to po prostu uwielbiam. Co tam, że przeszedł do X-Laws i w ogóle. Nadal jest uroczy. No ale rozumiem, że oneshot miał swojego wymagania.
    Duch Ognia jest Marleyem? Powiem Ci, że zaskoczyło mnie to. Punkt dla Ciebie. :)
    Lyserg! Mój kochany Diethel jest pierwszym duchem! Moja radość szybko ustąpiła współczuciu, kiedy czytałam o tej walce w Gwiezdnym Sanktuarium, spotkaniu z Hao po roku i zerwaniu z Anną... Biedny Yoh tyle się nacierpiał. I teraz jasne, czemu zachowuje się tak a nie inaczej... :/
    Choco i jego żarty- właśnie za to (między innymi) tak bardzo kocham SK. Myślę, że z jego żartów wypada się śmiać dlatego, że są święta. No i widzę tu też aspekt mandarynkowy, którego jak widzę nie mogłaś sobie odmówić. I bardzo dobrze. Jak czytałam o Hao to było mi go tak straszliwie szkoda... W sumie dobrze, że przerwałaś tą wizję w takim momencie, bo gdyby to zostało pociągnięte dalej, to bym się chyba popłakała. No ale Ryu z tym toastem też mnie wzruszył. Stary, dobry Bokuto no Ryu nigdy się nie zmienia. :D
    Jak czytałam o tej walce finałowej ponownie zakręciła mi się łezka w oku. Biedny Hao, bo widać ile cierpiał... Biedny też Yoh, bo zginął... Zaskoczyłaś mnie (ponownie) tym, że Marco był tym duchem. Nigdy bym się nie domyśliła, że weźmiesz też jego.
    Ren: Ty... Trochę za długie się to robi. Ty masz napisać KOMENTARZ, a nie STRESZCZENIE.
    Oj wiem. Już kończę.
    Nie chcąc się za bardzo rozpisywać powiem jeszcze, że zakończenie było piękne. Spotkanie bliźniaków, przy którym czułam w środku takie przyjemne ciepełko i rozmowa Yoh z Mantą i powrót do przyjaciół... Przepiękne.
    Ogólnie to było istne dzieło sztuki i warto było na nie tyle czekać. ^ ^
    Zapraszam też serdecznie do siebie na świąteczną parodię i całą resztę bloga. xD
    Pozdrawiamy,
    Shaman Hoshi i Ren Tao

    OdpowiedzUsuń
  3. A jednak. Ona jest wszędzie i o każdej porze. O.o

    Mówiłam Ci, że nie musisz sie zmuszać do pisania rozdziału na ten blog, jeśli czujesz, że Ci nie wychodzi. Daj sobie czas, odpocznij, pisz na drugi blog, będzie dobrze. ;)

    Twoja wersja "Wigilijnej opowieści" była świetna! Przyjemnie mi się ją czytało. Powiedziałaś mi o tym pomyśle na ten oneshot parę miesięcy temu, ale ja już nie mogłam się doczekać, aż go przeczytam. :D
    Już nieco Ci wcześniej mówiłam, co o nim sądzę, więc nie będę się powtarzać. Ale powiem, że potrafisz wzbudzać emocje u czytelnika. (U mnie całą gamę xD). Na pewno kiedyś napiszesz świetną książkę, życzę Ci to. I jestem niemalże pewna, że będzie sprzedawać się, jak świeże bułeczki. ;)
    Wiesz, że uwielbiam braci Akimori, prawda? Potrafią poprawić humor. :D

    Mówiłam już, że trochę żal mi bliźniaków (Lysa, Choco także. I to WTD na wieść, że oni nie żyją xD). I może każdy z nich popełnił błąd, który doprowadził do takiej sytuacji, to dobrze, że mają szansę zacząć od nowa, naprawić, co się da.

    Żarty Choco mnie rozbroiły. xD Jak zawsze zresztą. Ucieszyłam się, gdy pojawił się Lys, mimo okoliczności, jakie się zdarzyły. Wiesz, że go uwielbiam. :D I nawet marco był! Jego się nie spodziewałam. Chociaż... przeczuwałam, że może się pojawić.

    Wesołych Świąt(choć życzenia złożę Ci jeszcze na gg^^). I dziękuję, że mogłam Cię poznać. Nie wiem jak wyglądałby ten rok (ponad), gdyby nie nasze rozmowy. Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze,więc,,po pierwsze
    Przerażają mnie te długie komentarze i sama nie wiem,jak mogłam kiedyś takie pisać. Mój będzie krótszy ale mam nadzieję że ilość nie znaczy o jakości. Na wstępie.. To było piękne. Cudowne opowiadanie. Jestem zdziwiona...że tak dobrze potrafisz pisać. Czułam się,jakbym czytała książkę. Bezbłędne, bardzo dobre na wieczory. Co chwile ktoś mi przeszkadzał w przeczytaniu tego...ale w końcu się udało.
    Najbardziej podobał mi sie Hao. Opisalaś to perfekcyjnie. Przepraszam,że tak ci słodzę no ale tak było... Haoś...to jest dobry motyw na rozwinięcie innej historii. To było urocze jak Yoh przyniósł mu prezent... Hao przebił wszystko i był najlepszy. Strasznie mi było go szkoda. Chociaż nie znam opowieści wigilijnej i pamiętam z dzieciństwa coś tam przez mgłę..to mi się podobało. Yoh faktycznie mógł się tak zachować, to do niego podobne.
    To tyle,dziekuje za miłe chwile z tym opowiadaniem:))

    OdpowiedzUsuń
  5. O, znajoma torba;D Tyle, że ja poszłam na całość i razem z torbą zamówiłam sobie też portfel;D
    A tak w ogóle ja na Twoim miejscu bym się nie krępowała i po prostu uściskałabym tego chłopaczka;D Hah, aż mi się przypomniało, jak z koleżanką będąc w liceum, my dwie wariatkiXD, wyskoczyłyśmy do biednego, malutkiego chłopaczka z pierwszej gimnazjum z tekstem "Hej, oglądasz może Króla Szamanów?". A zrobiłyśmy to tylko dlatego, że przypominał nam MantęXD O tak, miałyśmy wtedy niezłą fazę na SKXD Taa... Teraz mam jeszcze większąXD
    I nie gniewaj się na mnie, no...:( Wiesz, że nie to miałam na myśli. Przecież to jasne, że jeden pomysł można rozwinąć na mnóstwo różnych sposobów i przy odrobinie pracy każdy z nich będzie fajny;) Tylko że po tylu latach spędzonych w blogosferze naprawdę trudno mnie zaskoczyć jakimś nowym pomysłem^^' (czego ja nie widziałam... czego ja nie czytałam... gdzie ja nie byłam...XDD) Dziołcha, kiedy ja zaczynałam blogować, to Ty dopiero uczyłaś się pisać;P No dobra, może ciutkę przesadzam. Aż tak stara nie jestemXD Nawet, jeśli co poniektórzy zwracają się do mnie per "pani";P
    No dobra, poczułam się staro... Przejdźmy może do rzeczyXD

    O, dziadek Akimori:D *jako że wie już, co oznacza jego widok, mości się wygodnie, zabezpiecza zapas mandarynek i szykuje się na baję o bliźniakach* No, proszę kontynuować;D

    Biedny Manta... Przecież ma bogatego ojca, czemu ojciec nie kupi mu takiego małego pługa? Zimą jeżdżą takie po chodnikach. Byłby jak znalazł dla małego Manty;D
    Chlip...:( Początek jest taki... smutny:( Nie poznaję mojego Yohsia:( Chociaż kiedy przeczytałam, że Lyserg i Choco zginęli... W sumie to mogło tak na niego wpłynąć. Domyślam się też celu, dla którego tak bardzo chce wygrać Turniej. Tylko że... no kurczak:( Smutno mi:(
    I jeszcze Duch Ognia pojawiający się znikąd... Oby te plany Jego Jogurtowartości przyniosły pozytywny efekt. To znaczy domyślam się, że to będzie pozytywny efekt po Opowieść Wigilijna ma się dobrze skończyć;P I mam nadzieję, że przybliżysz nam wydarzenia z Gwiezdnego Sanktuarium, bo na pewno są one kluczowe dla takiej postawy Yoh.
    Ee? To duchy też rosną?XD Okej, rozumiem, że to dla lepszego efektuXD
    :( Może zakończeniu anime wiele brakuje do tego, czego bym sobie życzyła, ale TO JUŻ PRZESADA! Chlip... Jak mogłaś uśmiercić tyle luda?:( Smutno mi...:( Oby homogenizowany jełop znalazł na to jakieś rozwiązanie, bo jak nie, to inaczej sobie z nim porozmawiam...
    Nie, cofam to. Nie było mi smutno. TERAZ jest mi smutnoT-T Dobrze, że poszłam na tę Pasterkę, bo teraz reszta rodziny jest w kościele i nikogo nie zmartwię rycząc do komputera.
    Hao, jak mogłeśT-T Nie dość, że Yoh był w takim stanie, t-to jeszcze coś t-takiego...T-T Tak się n-nie robi...T-T To jest znęcanie się nad m-moim YohsiemT-T Nade mną zresztą t-też...T-T T-T Jak sobie pomyślę, że to dopiero pierwszy z duchów świąt, to zaczynam się bać...T-T
    No przynajmniej były żartówki Choco...:D Co ja bym bez Ciebie zrobiła, mistrzu:D
    ...
    To bardzo nie normalne zanosić się płaczem przed komputerem...? Mam tylko nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż nie piszę tego dla lepszego wydźwięku komentarza. Ja naprawdę płaczę. Geez, mi to nawet psychiatryk już nie pomaga^^'
    No bo... No bo... Jakby mało było tego, że Yoh cierpi, to jeszcze Hao postanowiłaś dołożyć...T-T Jesteś zuaT-T Zua zua zuaT-T T-T Dlaczego te głupki musiały powiedzieć sobie takie rzeczy, dlaczegu muszą się nienawidzić?T-T Przecież... Przecież są braćmi...T-T To n-nie w porządku...T-T (naprawdę dobrze, że jestem sama w pokoju...T-T)
    *chwila na doprowadzenie się do porządku*
    *...co chyba nie ma sensu, bo za chwilę pewnie czeka mnie to samo==*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, jeszcze mi się komentarz nie zmieścił...^^'

      Wiesz, że ta scena z przyjaciółmi Yoh była jak kopanie leżącego? Dzięki, wiesz?==
      .
      ..
      ...
      No wiedziałam, że tak będzie... Nie no, fajnie. Moje oczy będą tak oczyszczone z bakterii przez lizozym zawarty we łzach, że nie muszę się martwić o dospojówkową infekcję przez ładnych kilka lat. Jestem normalnie wzruszona Twoją troską o moje zdrowie!
      Słusznie, dobij mnie tekstem "Na Króla Duchów, jestem twoim bratem!"== Co Ci szkodzi.== I tak gorzej już chyba być nie może==
      ...
      No i teraz nie wiem, co napisać... Końcówka była śliczna*-* Choć nie ukrywam, że póki co dalej przeżywam zuy środek, który był przed dobrą końcówkąT-T Kurczak no, serio nie wiem, co napisać^^' Że jest genialne pewnie już słyszałaś... "Dzieło sztuki" chyba też już gdzieś padło... Ech, to w takim razie masz:
      http://synonimy.ux.pl/multimatch.php?word=wspania%B3y&search=1
      Wybierz sobie coś, co Ci się spodoba;D

      Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Opowieść Wigilina ma dobre zakończenie. Nie wyobrażam sobie innego. Przecież... co to za święta... co to za życie bez przyjaciół? Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Yoh... To mogło doprowadzić tylko do katastrofy:( Ogromnie się cieszę, że dostał szansę na zmianę przyszłości. Szansę dla niego i dla Hao na takie życie, jakie zawsze powinni mieć. Na życie razem, jak bracia, wśród wspólnych przyjaciół. Życie pełne ciepła, miłości, a nie samotności i cierpienia, które Nie-Będę-Pokazywać-Palcem-Kto im zaserwował.
      Wspaniała Opowieść Wigilijna:) I jak jeszcze raz w jakikolwiek sposób zasugerujesz, że piszesz gorzej ode mnie, to zaśmieję Ci się w twarz i oberwiesz monitorem z wyświetlonym na nim tym oneshotemXD Tak, ja też Cię lubięXD
      Jeszcze raz życzę wesołych świąt i wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku:) Niech Ci Dzieciątko błogosławi, bliźniacy rozczulają, a Chocolove rozśmiesza do łez;D

      A jeśli chodzi o następny rozdział, to absulutnie nie poganiam:) (choć przyznaję, że czekam na niego;D) Pisanie ma Ci sprawiać przyjemność, a nie być uciążliwym obowiązkiem. Napiszesz, kiedy poczujesz, że to właściwy czas i chęci na to:) I mam nadzieję, że nastąpi to już niedługo;)
      Pozdrawiam:):)

      A Marco jak zwykle był koffanyXD

      Usuń
  6. Czemu przeczytałam to tak późno? :(

    Cudna opowieść, chociaż przez większa cześć czytało się jak angst, a ja angstów nie lubię (chociaż sama czasem piszę), bo nie mają happy endu.
    Lyserg bardzo pasował na ducha poprzednich świąt (czy jak ten duch się wabi). Biorąc pod uwagę, jakiego miał hopla na punkcie własnej przeszłości, nie wyobrażam sobie lepszego ducha.
    Chociaż nie, Choco też by się sprawdził, bo w mandze pokazano, że nie lubił Bożego Narodzenia.
    Choco i jego dowcipy! Dziewczyno, to było prawdziwe mistrzostwo!
    Marco i jego nieśmiertelny pistolet. Zabójczy duch przyszłych świąt.
    Biedny Haoś, co za piekło na ziemi mu sprawiłaś ;( Byłam taka smutna, jak czytałam, jak go z tego baru wyrzucono.
    Na szczęście Yoh wrócił do siebie, pogodził się z bratem i resztą ekipy. Merry Christmas po prostu!
    Haoś z jelenimi rogami! Rozpłynęłam się na samą wizję!

    Uwielbiam historię dziadka Akimori!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. =) A gdzie kupiłaś tę torbę? O.O ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimku,torbę kupiłam na yatta.pl :)

      Usuń
    2. Ja sobie kupiłam na yatta poduszkę i teraz się w nią wtulam co noc :D. Zbieram jeszcze kase na torbę. I może znajdę gdzieś pościel do kompletu z podusią :D.

      Usuń
  8. Haoś :( moje ty biedactwo.... bidula... taki sam i to jeszcze w święta... :( *chlip* Zaczekaj chwilę Yohao-san, muszę skocyć po chusteczki. Poważnie kilka łezek mi poleciało. Toż to nie do pomyślenia, żeby tak poniżyć mojego Haosia -,- Dajcie mi namiar na tego chorego sprzedawcę -,- już ja mu wymierzę sprawiedliwość -,- Haoś :( *znowu beczy*
    Hikari: Eto... Atorko-san?
    Co? T.T
    Hikari: nie chcę narzekać czy coś ale wypadałoby skomentować też pozostałą część notki...
    W sumie prawda... *niechętnie wuciera oczy i wywala zużyte chustech do kubła*
    No więc tak... początek wywarł na nie spore wrażnie. Aż normalnie mnie kusiło, żeby tam wkroczyć i osobiście zdzielić Yohsia zrolowaną gazetą po łbie. -,- Tak się kurczak nie traktuje przyjaciół i nażeczonej!!! Ale potem pojawił się Duch Ognia... sczerze mnie zasokoczyłaś Yohao-san. W sumie raczej spodziewałam się Hao niż jego ale okej ^^. Jak zobaczyłam Lyserga to mi bananek na twarzy wryusł C: po raz pierszy się cieszyłam z jego śmierci... nie to że coś do niego mam! Do Choco zresztą też nie... po prostu fajnie, że to właśnie oni przyszli "nawracać" Yoh. Król Duchów po raz pierwszy w swoim długim, bezsensownym, jogurtowym życiu podjął słuszną decyzję C: Tylko do Marco miałabym pewne zastrzeżenia -,- Jeśli ten psychol jeszcze raz dotknie Yohsia bez mojej zgody to mu nogi z czterech liter powyrywam -,-
    I ta walka bliźniaków T.T załamałaś mnie... znowu... moje biedactwa T.T Haoś nie bij braciszka, bo Will tam przyjdzie i cię zdzieli gazetą! Ale w sumie go rozumiem... też bym Chyba tak zareagowała. Ale w końcu się pogodzili! *niepochamowana radość* Hoś iie płacz... ja przytulę! *rzuca się na szatyna* *potem się od niego odrywa i rzuca się na Yoh*
    I razem poszli na przyjęcie! Nawet nie wiesz jaka ja jestem szczęśliwa! I Haoś z rogami na głowie :3 jakie sexi :3 *robi mu zdjęcia z szafy Manty*
    Ech... co tu jeszcze dodać? Może to, że czytałam, ogłądałam i ogólem widziałam wiele interpretacji Opowieście Wigilijnej, ale Twoja jest zdecydowanie najlepsza Yohao-san :) lepsza nawet od orginału ale cii... bo się na mnie jej twórca fochnie xD
    Wesołych świąt Yohao-san chociaż raczej wesołego sylewestra bo święta już za nami ale co tam ^^'
    Ps. Z góry przepraszam za ewentualne błęfy, ale dopiero rozkminiam instrukcję obsługi tableta i moje mózgowie trochę się gubi w przyciskach.

    OdpowiedzUsuń

Zakaz używania wulgaryzmów!
Przyjmuję tylko konstruktywną krytykę! Komentarze typu "Żaal..." etc będą kasowane w trybie natychmiastowym.