Kilka słów o blogu + regulamin

Blog przedstawia moją wersję wydarzeń w anime Shaman King ("Król Szamanów") poczynając od trzeciej rundy.

Obecnie blog uznać można za zakończony. Oficjalne zakończenie ma miejsce w rozdziale 37. Pozostałe uznać można za dodatkowe. Nie mają one większego wpływu na fabułę.

piątek, 18 stycznia 2013

29. "Kiedy wydaje się, że wszelka nadzieja wygasła..."


Ohayo! Normalnie nie mogę uwierzyć! Wyrobiłam się w czasie! *tańczy z radości* Dokładnie tydzień po ostatniej notce ;)
Szczerze mówiąc nie chce mi się pisać opisu, leń ze mnie xD Więc krótko: rozdział dedykuję Spokoyoh (sorry, musiałam użyć bardziej mandarynkowej czcionki xD) i Yochiemu za pomoc :D Oraz wszystkim tym, którzy odpowiedzieli w ankiecie i zgłosili się potem do mnie na gg. Mam nadzieję, że nie zawiodę ^^

29. "Kiedy wydaje się, że wszelka nadzieja wygasła..."


„Stróżem… stróżem…” – te słowa odbijały się echem w głowie długowłosego szamana. Nie! To nie mogła być prawda… To by oznaczało, że…         
W ułamku sekundy Hao znalazł się tuż przy swoim przeciwniku, a jego ognisty miecz, teraz zmniejszony do rozmiaru sztyletu, znajdował się tuż przy gardle Antonia. Przez moment w oczach Włocha błysnął strach. Zaraz jednak został ponownie zamaskowany spojrzeniem pełnym wyższości.
- Jeśli coś mi zrobisz, Aku zrobi to samo z twoim braciszkiem – oznajmił pewnie z pogardliwym uśmieszkiem na twarzy.
- Jeśli Aku zrobi coś Yoh, ja zrobię to samo z tobą – odparł na to Asakura.
         Znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Ktoś ambitniejszy rzekłby zapewne, że była to sytuacja patowa, Mosuke użyłby porównania „między młotem a kowadłem”, a wielbiciel mitologii wykorzystałby związek frazeologiczny „między Scyllą a Charybdą”. Do wyboru, do koloru można by rzec…
W: Można jeszcze powiedzieć, że to błędne koło ^^
R: Dobrze Will… Zrozumieliśmy.
W: Ja tylko chciałem pomóc…
R: … =.= Kontynuuj, Yohao… *westchnienie*
Yh: Rozkazujesz mi?!
R: C-co…? Nie, ja tylko…
Yh: *groźne spojrzenie*
R: Dobra, już się zamykam…
         W każdym razie, jak to już chłopcy zdążyli ładnie wyjaśnić, mogłoby się wydawać, że Hao i Antonio utknęli w martwym punkcie. I w ten sposób walka mogłaby teoretycznie ciągnąć się w nieskończoność… Ale Yohao nie byłaby sobą, gdyby pozwoliła aby jej opowiadanie opierało się teraz już tylko na: „Zrób to mi, a on zrobi to jemu”, „Zrób to jemu, a zrobię to tobie.” et cetera, et cetera…
- Hej! – rozległ się nagle głos Silvy. – Nie masz prawa trzymać zakładnika! – zwrócił się do przedstawiciela drużyny „€1”.
- Non ho? (wł. „Nie mam?”)– ironicznie spytał brunet. – Nie ma tego w regulaminie…
- Nie ma…?- zdziwił się członek rady. - Zaraz… Jak to nie ma?!
- Ano nie ma – uśmiechnął się Pessimo.
         Zdezorientowany Indianin rozejrzał się po stadionie. Ku swojej uldze ujrzał biegnącego w jego stronę Thallima z jakimś pergaminem w ręce. Miał właśnie odetchnąć z ulgą, gdy zobaczył, że jego przyjaciel nie ma wcale zadowolonej miny…
- Tego… nie ma… w regulaminie… - wydyszał kelner.
- Że c-co?!
- Kiedy spisywaliśmy zasady… Chyba uznaliśmy, że zakaz trzymania zakładników jest zbyt oczywisty… I go nie wpisaliśmy…
         Jak tylko to powiedział, cofnął się o kilka kroków. Silva wyglądał, jakby miał zaraz eksplodować. Część osób na widowni, która miała okazję usłyszeć słowa Thallima, tylko przejechała dłonią po twarzy. Ehh… Rozgarnięcie rady jest już chyba legendarne…
         Tymczasem Antonio i Hao nadal wściekle wpatrywali się w siebie, prowadząc niemalże wojnę „kto prędzej mrugnie”. Silva i Thallim przyglądali się im bezsilnie. Nie mogli wtrącić się do walki. Po chwili sędzia przeniósł wzrok na górę trybun. Aku nadal trzymał Yoh, a na ostrzu jego noża odbijały się refleksy światła. Cały rząd pod nimi był pusty. Że też akurat dzisiaj nikomu nie chciało się wdrapywać na sam szczyt…
         Jednak… Nieco niżej siedziała pewna… interesująca grupka szamanów. Składali się na nią między innymi:
·         Niewysoka blondynka z włosami prawie do ramion o błękitnych oczach w mandarynkowym stroju sportowym;
·         Długowłosa brunetka z grzywką o zielono-szaro-niebieskich oczach;
·         Wysoka, nieco blada brunetka o zielonych oczach;
·         Średniego wzrostu chłopak w czarnym stroju o ciemnych włosach z grzywką;
·         Wysoki blondyn w okularach oraz ciemnym stroju i glanach, z których wystawał nóż;
·         I inni ^^
Wszyscy patrzyli w górę trybun. Po ich twarzach łatwo można było wywnioskować, że nie podoba im się zachowanie Aku. Ba! Powiem więcej, byli delikatnie mówiąc mocno wkurzeni… Dziewczęta wymieniły z chłopakami porozumiewawcze spojrzenia. Iskierki w ich oczach mówiły same za siebie. Onaji nie zwracał jednak na nich uwagi. W ten sposób popełnił chyba największy błąd swojego życi… yyy… życia po życiu xD (Nie zapominajmy, że on jest duchem).
Nagle, cała grupa utworzyła kontrole ducha i niemalże ułamek sekundy później, dookoła Aku pojawiły się najróżniejsze postaci. Zaskoczony blondyn rozejrzał się niepewnie i w pewnym momencie aż krzyknął ze strachu. Zaledwie kilka centymetrów od jego nosa lewitowała sobie mandarynka. Chłopak zrobił zeza, aby lepiej jej się przyjrzeć. Wtem, niewielki (a jakże smaczny ^^) owoc, zrobił coś nieoczekiwanego. Prysnął sokiem prosto w błękitne oczy Onajiego. Klon Hao aż krzyknął i odruchowo wypuścił nóż z dłoni, od razu przykładając ręce do piekących niemiłosiernie paczadełek. I to był błąd, gdyż zasłaniając sobie widok, nie miał zbytnich szans zauważyć czającej się na niego chimery… A także asasyna (nizaryty, jeśli ktoś woli) z nieco stępioną piłą. Oprócz tego jeszcze kilku innych, równie groźnych i niezadowolonych duchów.
Tymczasem, gdy Aku wciąż próbował załagodzić koszmarny ból, Yoh udało się wymknąć. Stał teraz z boku i przyglądał się z niedowierzaniem całej zgrai szamanów. A skoro już mowa o przyglądaniu się… O ile Asakura wydawał się być, co najmniej zaskoczony zachowaniem nieznajomych i widać to było wyraźnie w jego ślicznych oczkach, tak owi szamani spoglądali na niego w… jeszcze ciekawszy sposób ^^.
- Yohś! – wykrzyknęły nagle dziewczęta i rzuciły się z piskiem w stronę zaskoczonego szatyna.
 W tym samym czasie chłopcy z owej gromadki mieli zamiar raz na zawsze skończyć z Onajim. Niestety pojawiły się drobne komplikacje. Gdy wielki, majestatyczny feniks oraz tajemniczy asasyn przygotowywali się do ataku, Aku nagle zniknął.
- To nie fair! – fochnął się chłopak z długą grzywką. - My go atakujemy, a ten @#$ sobie tak po prostu ucieka?!
- Normalnie powiedziałabym, żebyś nie przeklinał. Ale masz stuprocentową rację – powiedziała do niego blondynka w mandarynkowym stroju, odrywając się w końcu od zdezorientowanego Yoh.
- Dziękuję wam… - odezwał się w końcu cicho szatyn, zaraz potem jednak jego spojrzenie zupełnie zmieniło wyraz, gdy przeniósł wzrok na arenę. – Hao! Nieeee!!!!

♥♥♥

         Odgłosy walki nie uszły uwadze Hao i Antonia. Ognisty szaman, nie odrywając sztyletu od szyi przeciwnika, obserwował wydarzenia na trybunach. W pewnym momencie, gdy wydawało się, że dwóch chłopaków zaraz pozbędzie się Aku, Włoch szepnął coś cicho i blondyn zniknął.
         Nie minęło kilka sekund, a Asakura poczuł nagle ostry ból w boku. Na moment oczy zaszły mu mgłą. Zdawało mu się, że upadnie. Jednak po krótkim zachwianiu zdołał jakoś utrzymać równowagę. Odwrócił się i zobaczył przed sobą nieco pokiereszowanego Onajiego z nożem w ręku. Na ostrzu broni znajdowała się świeża krew. Władca płomieni chciał chyba zaatakować, jednak czuł, że z każdą sekundą traci siły. Uniósł rękę i… zaledwie moment później upadł na ziemię.
         Mogłoby się wydawać, że to już koniec. Rana zadana przez Aku była głęboka, doskonale wypracowana. Tak, aby potencjalny przeciwnik cierpiał, ale dopiero po pewnym czasie mógł umrzeć. Hao podniósł wzrok na swoją kopię. Blondyn uśmiechał się złośliwie z pewną wyższością. Kilka kroków za nim stał Antonio z identycznym wyrazem twarzy. Z każdym momentem szatyn czuł coraz większy ból, zarazem zatracając się w rzeczywistości. 
         I w tym momencie, ognisty szaman, jakby z innego świata usłyszał głośny krzyk swojego bliźniaka:
- Hao! Nieeee!!!!!
- Yoh…? – szepnął cicho długowłosy, unosząc lekko głowę.
         Jego przeciwnicy wyglądali na zaskoczonych. „Jak to możliwe, że on ma jeszcze siłę? Przecież nóż pokryty był trucizną!„ – zastanawiał się Antonio. Jednak zanim jeszcze zrozumiał do końca to dziwne zjawisko, zdarzyło się coś jeszcze bardziej szokującego. Hao uniósł się na rękach i powoli wstał. Nagle, w stronę Włocha i jego ducha poleciała olbrzymia kula ognia. Pessimo upadł na ziemię z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Aku natomiast spojrzał z lekkim strachem na Hao i… po prostu… spadł. Jednak stało się to zanim kula płomieni osiągnęła cel. W miejscu, gdzie jeszcze przed momentem stał blondyn, obecnie znajdowały się tylko ubrania i siedem kryształów, o dziwnie ciemnym wnętrzu. Tak, jakby ktoś zgasił ich wewnętrzny blask.
         Jednak tego starszy z bliźniaków już nie widział. Zaraz po zadaniu ciosu opadł na piasek bez sił. Ostatnie słowa, które usłyszał należały do Silvy:
- Wygrywa „Drużyna Gwiazdy”!
        
♥♥♥

         Widownia wręcz oszalała. Wszyscy wiwatowali i cieszyli się z przegranej drużyny „€1”. Tylko jedna osoba wcale nie widziała powodu do radości. Yoh biegł jak najszybciej mógł w stronę areny. Gdy znalazł się na dole trybun, zręcznie przeskoczył przez barierkę. Już po chwili znalazł się przy bracie, który leżał bez ducha w kałuży własnej krwi, która obficie wypływała z głębokiej rany.
- Nie… Hao… To nie może być prawda… - szepnął słuchawkowy, przykładając dłoń do szyi bliźniaka, aby sprawdzić puls. Jednak nic nie wyczuł.
         Poczuł dziwne drżenie na całym ciele. Oczy zaszły mu łzami. Nie! Tak nie może być! Przecież to nie może tak się skończyć!
- Przepraszam cię, Hao… Tak strasznie tego żałuję… - załkał Yoh, chwytając bezwładną dłoń brata. Gdyby tylko mógł, zamieniłby się z nim miejscem. Czuł niemalże jak serce pęka mu z bólu. W tym momencie poczuł czyjąś delikatną dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił powoli głowę i zobaczył pochylającą się nad nim Annę. W jej oczach dostrzegł łzy. Niewiele myśląc przytulił się mocno do ukochanej.
- Jak mogłem być takim głupcem… Jak mogłem nie uwierzyć własnemu bratu… i tobie… Przepraszam, przepraszam cię Anno. Ja…
         Blondynka nic nie powiedziała, tylko pocieszająco pogłaskała Asakurę po głowie. Tymczasem do zebranych zdążyli już podejść chłopcy z NWG oraz Luchist z Opacho na rękach.
- Mistrzu Hao…? – zapłakał murzynek i objął małymi rączkami szyję pastora.
- Nie! Hao! – zawołał Manta i przyklęknął obok Yoh. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Ostatnio tak zżył się z ognistym szamanem… Zostali przyjaciółmi. Tak jak on i Yoh.
         Oprócz Oyamady, do Hao zbliżył się też Faust z Elizą. Przyłożył głowicę stetoskopu do klatki piersiowej szatyna i przez chwilę nasłuchiwał. Zaraz potem uniósł nieco głowę i rzekł:
- On żyje.
         Załamany Asakura na chwilkę odsunął się nieco od Anny i spojrzał oczami pełnymi nadziei na nekromantę.
-  Ale ma bardzo słaby puls. Nóż, którym został zraniony prawdopodobnie był nasączony jakąś trucizną. Nie wiem jeszcze, jaką – dodał poważnym tonem lekarz.
- Przeżyje…? – zapytał Yoh prawie bezgłośnie, jednak nawet nie musiał tego wypowiadać. Łzy w jego oczach mówiły same za siebie.
- O ile znajdę antidotum to tak. Jednak muszę wiedzieć, co to była za substancja.
         Tylko tyle wystarczyło wielbicielowi cheeseburgerów. Chłopak wstał, otarł łzy z oczu i stanowczym, szybkim krokiem podszedł do stojących pod ścianą Fernando i Björna. Niemal natychmiast wyciągnął katanę i zatrzymał jej ostrze niecały centymetr od gardła Hiszpana.
- Co to za trucizna? – spytał bez owijania w bawełnę. Nie było czasu na bezsensowne rozmowy. Każda sekunda się liczy.
- J-ja n-nie wiem… - wyjąkał wystraszony Banavidez.
- Ani ja – mruknął blondyn. – Antonio o niczym nam nie mówi.
- Kłamiecie! – krzyknął Yoh, wściekły z powodu swojej bezradności, przemieszczając ostrze w kierunku Norwega.
- ¡Tranquilo, amigo! Nie miej do nas pretensji! My do niedawna nie wiedzieliśmy nawet o tym całym Aku.
         Asakura ponownie poczuł, że w jego oczach gromadzą się łzy. Nie, nie może pozwolić Hao umrzeć! Zdał sobie sprawę, że w tej chwili jest tylko jedna osoba, która może mu pomóc. Myśl, że będzie musiał poprosić tego osobnika o pomoc była dlań koszmarna. Ale nie było innego wyjścia.
         Słuchawkowy podszedł do wciąż leżącego na piasku Antonia. Właściwie nawet nieco zdziwił się, że towarzysze z drużyny nie przyszli do przywódcy po walce. Brunet oddychał w miarę spokojnie, właściwie tak jakby spał. Tak więc Yoh, niezbyt kulturalnie obudził go lekki kopniakiem w piszczel.
- Au! – wrzasnął Włoch. Chciał zerwać się z miejsca, jednak powstrzymało go ostrze samurajskiego miecza.
- Jakiej trucizny użyłeś w przypadku noża? – spytał groźnie Yoh.
- Guzik cię to obchodzi – mruknął niezadowolony Pessimo. Szatyn zbliżył katanę do brzucha leżącego szamana, powodując lekkie wgłębienie na jego skórze.
- Radzę powiedzieć i to szybko.
- Jak mnie zabijesz to się nie dowiesz.
         Nastolatek był na granicy wytrzymałości. Nie wiedział, co zrobić. W pewnym momencie zdał sobie jednak z czegoś sprawę. Odsunął miecz i schował go z powrotem do pochwy. Następnie podszedł do leżących bezładnie „pozostałości” po Aku i wyszukał wśród nich nóż.  Zaraz potem podbiegł do zaskoczonego Włocha i jednym ruchem naciął mu skórę na dłoni.
- Aaaa!!! – krzyknął Antonio, wyrywając rękę. – Coś ty zrobił?!
- Trucizna. Odpowiadaj – powiedział tylko chłopak. – Jak dobrze powiesz, to Faust poda odtrutkę także tobie.
- T-to… - wyjąkał Pessimo. – T-to był wyciąg z p-pianta velenosa…
- A jednak na coś się przydajesz.
         Yoh odwrócił się i podbiegł do Fausta, który nadal czuwał przy Hao. Mina nekromanty, jak zawsze opanowana, nie pozwalała mu domyśleć się, jakie wiadomości go czekają. Anna jakby czytała w jego myślach.
- Żyje – powiedziała krótko.
- Ta trucizna to pianta velenosa – poinformował Asakura.
- Jesteś pewny? – spytał Manta.
- Tak. Faust…?
- Jest antidotum – odpowiedział lekarz, ku uciesze Yoh. Zaraz jednak nieco ostudził jego zapał. - Niestety nie mam go przy sobie. Można je jednak zdobyć. Myślę, że wystarczyłby sok z pianta medicinale. Niestety, tą roślinę zdobyć można tylko we Włoszech.
- Zrobię wszystko – powiedział natychmiast Asakura. – Byle tylko go uratować.
- Utrzymam go przy życiu może dwa dni… Dasz radę?
         Słuchawkowy nic nie odrzekł, tylko pokiwał głową z poważnym wyrazem twarzy.
- Idę z tobą – niemal jednocześnie oświadczyli Manta i Anna, po raz pierwszy od pewnego czasu wywołując uśmiech na twarzyczce przyjaciela.
         Yoh uklęknął jeszcze na moment przy Hao i pogłaskał go opiekuńczo po głowie.
- Dziękuję braciszku. Obiecuję ci, że wrócę z antidotum. Nie dam ci umrzeć. Kocham cię.

Nic tu nie piszę, bo i tak jestem w stresie, że mnie zabijecie...
To teraz obrazki z... BLIŹNIAKAMI! 






Ten obrazek totalnie mnie rozwala xD 
A ten jest po prostu przesłodki *.*


Ankieta (yay! nie zapomniałam!):
  1. Horo
  2. Ren
  3. Ryu :D
Chłopaki rzadko maja okazję się wykazać ;)
Do następnej notki!

14 komentarzy:

  1. chy... chyba Cię pogięło...O.o ja rozumiem, trzymanie czytelnika w napięciu, ale bez przesady! nie w TAKIM momencie!!T-T (to znaczy i tak wiem, że nie zabijesz Hao, no ale weź...T-T człowiek się ledwo zdążył wciągnąć, a tu nagle sru i koniec...T-T)
    kurczak no... to teraz hop na Ducha Ognia i migiem do Włoch! mam nadzieję, że Yoh od razu znajdzie tą roślinkę... ja też mogę lecieć, pomogę szukać!
    ach... ale koniec Aku był epicki, to Ci trzeba przyznaćXD czuję się zaszczycona, że mogłam brać w tym udział i to w tak doborowym towarzystwie^^ *macha do pozostałych osób z grupki "Dokopmy Aku"* i normalnie nie wiem, jak Ci dziękować za możliwość przytulenia Yohsia^o^
    ale tym, że Aku rozsypał się na te kryształy, to mnie zupełnie zaskoczyłaśO.o nic dziwnego, że był zimnym draniem, skoro był... zimnym minerałemXD
    buahahaXD jak Yohś dźgnął Antonia tym zatrutym nożem, to miałam dziki uśmiech na twarzyXD >) trolling do potęgiXD moja krew, Yohś, moja krewXD XD chociaż ja bym się tam wahała, czy podzielić się z nim antidotum...>)
    "- Aaaa!!! – krzyknął Antonio, WYRYWAJĄC RĘKĘ" - nie chcesz wiedzieć, JAK to sobie wyobraziłam...XD XD ale nie zwracaj uwagi, to tylko ja...^^
    kurczak no... i wszystko byłoby dobrze, gdyby na zakończenie bracia padli sobie w objęcia...T-T a tu nic, kurczak...T-T mam nadzieję, że Twoje ferie będą bardzo owocne pod względem pisanie;P
    rozdział się bardzo podobał^^ dziękuję za dedykację:* i nie ma za co^^ jak tylko mogę, to zawsze chętnie pomogę^^
    buziaczki i z niecierpliwością czekam na next:))

    OdpowiedzUsuń
  2. a, a co do ankiety, to poproszę Ryu;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Obiecałam, że Cię nie zabiję, więc tego nie zrobię. Poza tym nie martwię się zbytnio o Haosia, bo wiem że Yoh zrobi wszystko by zdobyć lekarstwo. Oczywiście rad byłabym, gdyby w ogóle nie musiał go zdobywać.-.- Głupi Antonio...głupi Aku...
    I tak myślę, że zasłużyli na wiele, wiele więcej...
    Nie mam ochoty wypowiadać się już na ich temat =.=

    Czy ta osóbka w mandarynkowym stroju, to ta o której myślę? ^^ Niemożliwe, ona by tak szybko Yohsia się nie oderwała XD Zresztą, nie tylko ona ^^

    Rozdział jak zawsze świetny i czekam na next.;)

    Kasumi

    OdpowiedzUsuń
  4. No to teraz niech Yoh zapierdziela do Włoch. Głupi Aku, jemu nie trzeba odtrutki niech zdycha ^ ^ Szczerze mam nadzieję, że dla niego antidotum nie wystarczy. A Yoh to powinien się biczować w tej drodze, że nie uwierzył swojemu bratu i już (jakoś mu tego przeboleć nie mogę).
    Czekam na kolejną notkę, prrrroszę pisz szybko ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle fajny...
    Dopatrzyłem się w nim błędu, który wielokrotnie się u ciebie powtarza.
    "Ale Yohao nie byłaby sobą, gdyby pozwoliła aby jej opowiadanie opierało się teraz już tylko na:(...)" - Z tego co czytałem(w różnych źródłach) umieszczanie autora w ten sposób w tekście jest błędem. Wtrącenia blogowego błazna są też w pewnym sensie nie poprawne no, ale ja nie jestem od krytykowania wszystkiego. Nie chce żebyś pomyślała, że wcześniej mi pasowało, a teraz się wymądrzam. Po prostu, sprawdziłem i chce Cie o tym uświadomić. Oczywiście nie chce żeby nasze między blogowe relacje ucierpiały, więc z góry Cie przepraszam za mój niewyparzony język.
    Nie wszystkie postacie z drużyny "Dokopmy Aku" rozpoznałem. Na pewną blondynka z duchem mandarynki to Spokoyoh. Z tym nie było problemu. Postać z duchem feniksa wiem, bo sam Ci podawałem jak chce żeby wyglądała "moja" postać. Yochi'ego rozpoznałem po Asasynie. A ta czwarta brunetka? Nie mam pojęcia. Ogólnie bardzo spodobał mi się twój pomysł. Pozwala się nam(czytelnikom) zintegrować z twoim opowiadaniem.
    Szkoda, że Hao prawie umarł, ale ty na pewno nie pozwolisz mu odejść. Yoh wyrusza do Włoch? Gdyby nie okoliczności to prawie jak wyjazd na wakacje.
    Aku stworzony z kryształów? Nie spodziewałem się.
    Czekam na nn.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do obrazków to 2. Ren

      Usuń
    2. Co do tych wtrąceń, cóż... Wiem, że nie jest to poprawne. Nie myśl, że jak jestem trochę młodsza to nie znam się na niektórych sprawach..
      Ale to w końcu blog, a nie profesjonalna książka, więc mi to po prostu wisi ;)

      Usuń
    3. Ja nic nie myślę ^^ W sumie różnica wieku między nami jest malutka. Nie wiem czy jest to nawet rok. XD

      Usuń
  6. Jak zwykle nieogarnięta Rada daje z siebie robić głupa. |D
    Widzę, że Euro to bardzo powierzchownie silna grupa. Jak tylko Yoh się zdenerwował, oni od razu wystraszeni, nic nie widzą, nic nie słyszą. Haha XDD
    Oczywiście mam nadzieję, że Yoh zdąży. Chociaż nie.. coś się przecież musi złego dziać. ^^ Hao, jak to Hao, zawsze wychodzi cały nawet z takich sytuacji. Ganbare!

    OdpowiedzUsuń
  7. Yayy! Słodko;D :Lubie sceny jak jeden drugiego ratuje, są bardzo urocze;D:D:D Antonio to burak. nie lubie gnoja -.-' Ja to w ogóle nie spodziewałam się że Yoh będzie bardziej ufał Aku niż Hao. Gdyby myślał bardziej logicznie nie musiałby teraz lecieć do Włoch po antidotum... Mam nadzieje że zdąży wrócić, bo jak nie to będzie istny dramat. Czekam na resztę, Pozdrowienia;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Spokoyoh,ty hektoplazmo xD Ha! Mój komentarz będzie tym razem sto razy dłuższy niż twój.
    Yohao....nie wiem co powiedzieć!<33 Wczoraj mega zmęczona myślałam" jejku....nie chce mi sie tego czytać....wole oglądać pokemony" No i oglądałam,a dzisiaj weszłam i.....aaaaaa yaaayyyyy!!!^^ Kurcze będziesz sie śmiała z mojego komentarza ale o to chodzi...
    Więc czytam sobie czytam,nuda nuda nuda, początek nie zapowiadał się "dla mnie" mega ciekawie...a potem mama wchodzi do mojego pokoju i akurat czytam zdanie
    "Nie minęło kilka sekund, a Asakura poczuł nagle ostry ból w boku."
    Wtedy pisnęłam i zaczełam gadać do komputera" Tak tak tak! Giń szybko i boleśnie!<3333" a mama dziwny look na mnie xD .....no cóż,rodzice sie mnie boją. Ale mega...
    chociaż gdy byłam na momencie śmierci Hao pomyślałam"ŁEEE...umrze...i nie będzie nic słodkiego" a tu takie suprajs xD ^^ Ekstra, mam nadzieje że Yoh wróci bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo szybko żeby sie zająś swoim kochanym braciszkiem<33 i Faust niech sobie idzie, ja wierze, że Asakura sam sobie z Hao poradzi<33 i nikt im nie musi przeszkadzać xD
    no ewentualnie Anna^^ Chociaż powiem ci, że bardzo zainspirowałas mnie rozdziałem i wyrzuciłaś resztki lenia siedzących we mnie po wyjeździe. Robie dzisiaj figurke Anny i pisze kolejny rozdział<33 Jejjjku, zakrwawiony Hao....jakie to słodkie333 xxDDD


    Ja wiem, jestem dziwna ale...znasz moje"upodobania" Bliźniacy cierpią,jest fajnie^^

    Pisz szybciutko, bo następny rozdział to sobie wydrukuje i na pamięć sie nauczę xDDDD

    Pozdrawiam z dzikiej Florydy

    OdpowiedzUsuń
  9. Niech lepiej dopiszą to regulaminu żeby nie było. No istny melodramat jak umrze, no i ja ten tego ja natomiast poprosze Horo ^^, no to masz problem bo karzdy ma po 1 głosie :)

    OdpowiedzUsuń

Zakaz używania wulgaryzmów!
Przyjmuję tylko konstruktywną krytykę! Komentarze typu "Żaal..." etc będą kasowane w trybie natychmiastowym.