Kilka słów o blogu + regulamin

Blog przedstawia moją wersję wydarzeń w anime Shaman King ("Król Szamanów") poczynając od trzeciej rundy.

Obecnie blog uznać można za zakończony. Oficjalne zakończenie ma miejsce w rozdziale 37. Pozostałe uznać można za dodatkowe. Nie mają one większego wpływu na fabułę.

sobota, 26 stycznia 2013

30. Pianta Medicinale

 Witam ^^
Z początku chciałabym, póki jeszcze pamiętam powiedzieć...
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO MEENE!! :D 
Tak, nasza kochana panna Montgomery ma dzisiaj urodzinki :D Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieć za złe, jak dodam też obrazek z nią...? 
A skoro jesteśmy już przy obrazkach, tym razem będą Ren i Horo. Mieli podobną liczbę głosów, więc uznałam, że tak będzie najlepiej ^^.
Nie przeciągając, notka długa. Dość sporo dialogów, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Dedyk dla Natishy i Kasumi.. One już wiedzą, dlaczego ;>

30. Pianta Medicinale


Słońce powoli zaczynało kierować się ku spoczynkowi, barwiąc niebo na wspaniały, różowobrzoskwiniowy kolor. Pojedyncze chmury przyozdabiały ten niesamowity widok dodając mu jeszcze pewnego rodzaju magii. Każdy chyba zakochałby się w tej niebiańskiej scenerii, dającej uczucie, iż jest się częścią niesamowitego świata, pełnego tajemnic i czarów. Zapewne niejedna osoba marzyłaby, aby polecieć w stronę tej ognistej kuli i żyć wśród tego malowniczego krajobrazu już zawsze. Tak, zachód słońca był, jest i będzie pięknym zjawiskiem pozwalającym oderwać się od rzeczywistości.
         Były jednak osoby, które nie dały się ponieść urokowi chwili i kierowały się w przeciwną stronę, na wschód. Wiatr rozwiewał ich włosy, gdy z ogromną prędkością przemierzały przestworza na grzbiecie wielkiego, czerwonego potwora.
- Dziękuję ci jeszcze raz, Duchu Ognia, że zgodziłeś się zabrać nas do Włoch – powiedział z wdzięcznością Yoh, pełniący tymczasowo rolę pilota.
- Nie ma sprawy – odpowiedział SoF (Spirit of Fire dla niezorientowanych) swoim przypominającym trzaskanie płomieni głosem. – Bardziej pomogę Hao w ten sposób, niż czuwając przy nim bezczynnie.
- Gdzie właściwie mamy znaleźć tę roślinę, o której mówił Faust? – spytał Manta, podchodząc ostrożnie do siedzącego przyjaciela.
- Z tego, co wiem, to jedynym miejscem, gdzie możemy ją znaleźć jest wyspa Capri, a konkretnie okolice drogi nazywanej Via Krupp.
         Niewysoki szaman spojrzał na towarzysza. Widział w jego oczach ogromny smutek, ale także determinację. Pianta medicinale była ich jedyną nadzieją. Dla Asakury nie istniało w tej chwili pytanie „A co, jeśli jej tam nie będzie?”. Musiała być. W tej chwili przed zupełnym zatraceniem się w rzeczywistości podtrzymywała go tylko nikła nadzieja na cud. Oyamada wolał nawet nie myśleć, co by się mogło stać, gdyby nie znaleźli rośliny lub też nie przybyli na czas.
- Yoh? – odezwał się w pewnej chwili.
- Tak? – odparł szatyn nieco nieobecnym głosem.
- Włochy są pod nami…
- Co?! Och, tak… Rzeczywiście – przyznał mu rację nieco zmieszany, a na jego twarzy na chwilkę pojawił się ten dobrze wszystkim znany zakłopotany uśmiech. – Duchu Ognia! Lądujemy!
        
♥♥♥

                   Obudził się nagle z płytkiego snu bez marzeń. To, co zobaczył, porządnie go zdziwiło. Nie wiadomo, jakim sposobem znalazł się wewnątrz czyjegoś domu. Spojrzał na swoją rękę, niedawno jeszcze krwawiącą dość obficie z zadanej nożem rany. Zaskoczony stwierdził, iż została ona ładnie opatrzona. Mimo wszystko jednak trucizna pozostawała w jego krwi. Można to było poznać choćby po nienaturalnie żółtawym kolorze skóry i lekkim zdrętwieniu palców.
         Uniósł się nieco, aby dokładniej obejrzeć pomieszczenie. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Obok leżało jeszcze kilka tatami, pod ścianą stała niewielka komoda, a na parapecie stała doniczka z jakąś rośliną o dużych, ciemnozielonych liściach. Spoglądając przez okno, widać było tylko fragment nieba. W sumie nic dziwnego, gdy patrzy się z jego obecnej perspektywy. Chciał właśnie wstać, gdy usłyszał spokojny, melancholijny głos.
- Wybierasz się dokądś? – spytał Faust, stojąc w drzwiach ze swoją nieodłączną torbą lekarską.
- C-co? – zdziwił się Antonio. – Co ja tu robię? Więzicie mnie?! – dodał nieco ostrzejszym tonem. Nie miał zamiaru pokazywać, że zgadza się na obecny stan rzeczy.
- Nie więzimy, tylko przechowujemy – rozległ się młodzieńczy głos i po chwili obok nekromanty pojawił się Ren.
- Mistrz Yoh kazał się tobą zaopiekować, do czasu aż wróci z lekarstwem.
         Pessimo zaniemówił. Spojrzał tylko niezadowolony na przyjaciół Asakury. Chciał coś powiedzieć, jednak żadne inteligentne zdania nie przychodziły mu do głowy. W końcu o czymś sobie przypomniał.
- Co z moją drużyną? – spytał.
         Niemiec i Chińczyk tylko popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami. Faust widząc, że jego pacjent nie potrzebuje na razie opieki, powoli wyszedł z pomieszczenia. Ren nakazał Włochowi nigdzie się nie ruszać, po czym dołączył do towarzysza.
         Gdy odeszli, Antonio chciał z początku wstać z łóżka i wymknąć się. Jednak, gdy próbował się podnieść, spotkał się z ogromnym bólem nóg. „No jasne – trucizna.” - pomyślał i bezwładnie opadł z powrotem na poduszkę. Zastanowił się, co też stało się z innymi członkami drużyny „Euro”. Czemu nie chcieli się nim zająć? Dlaczego zostawili go samego i nie zareagowali, gdy Yoh zmuszał go do wydania nazwy trucizny? Znał odpowiedzi na te pytania. Mimo wszystko, nie chciał ich przyjąć do wiadomości.
         „Fernando… Wydawało mi się, że jesteśmy przyjaciółmi… To znaczy… Ja sam zapewne w razie niebezpieczeństwa byłbym gotów go zostawić. Ale po nim tego się nie spodziewałem. Sądziłem, że jednak trochę mu na naszej przyjaźni zależy… Björn… On zawsze był dla wszystkich oziębły i raczej z nikim się nie spoufalał. Nie myślałem jednak, że tak po prostu mnie zostawi. Po tym wszystkim, co przeżyliśmy szukając kryształów. A pozostali? Martin, Leonidas, Agnes… No nawet ta wariatka Helga! Myślałem, że są inni. Nikomu nie można ufać. Byli ze mną do czasu, aż przegraliśmy. A teraz odwrócili się plecami…”
         Czuł jak z każdą myślą jego przygnębienie rośnie, a on sam traci siły. Nie, nie ma sensu teraz o tym myśleć. Później się z nimi rozprawi. Później, to znaczy…
         W tym momencie zdał sobie sprawę, że jego „później” zależy w tej chwili już tylko od jednego, czternastoletniego szamana, który w tej chwili właśnie zbliżał się do pewnej wyspy na Morzu Tyrreńskim…

♥♥♥

- Witamy na Capri – powiedział Duch Ognia sadzając trójkę nastolatków na skalnym wybrzeżu.
- Jeszcze raz bardzo dziękujemy – odparł Yoh i zwrócił się w stronę bardzo stromego zbocza, na którym znajdowała się droga Via Krupp.
         To był niesamowity widok. Wbudowana niemalże w skalną ścianę ścieżka, obecnie oświetlona tylko blaskiem księżyca robiła ogromne wrażenie. Łączyła ona tzw. „mały port” Marina Piccola z ogrodami Augusta znajdującymi się około stu metrów wyżej. Wybrukowana dróżka wiła się serpentynowo przez dwa kilometry.
- Czeka nas długi spacerek – mruknął Yoh, po czym przeskoczył przez betonową barierkę by znaleźć się na uliczce. Chwilę potem dołączyli do niego Anna i Manta. Z początku szli dość szybkim marszem, pokonując w ciszy pierwszą połowę trasy. Niestety, mimo iż był środek nocy, temperatura jak na złość nie chciała zejść poniżej dwudziestu pięciu stopni Celsjusza. Z czasem tempo naszych przyjaciół zmalało. Na samą górę dotarli dopiero godzinę później. Zmęczeni ciepłem oraz brakiem jakiegokolwiek orzeźwiającego podmuchu usiedli na niewielkiej ławeczce. W tym momencie usłyszeli z oddali jak dzwon na jakimś kościele wybija godzinę czwartą nad ranem.
- Minęło już piętnaście godzin… - powiedział Yoh z nieobecnym wzrokiem.
         Manta i Anna popatrzyli po sobie. Mimo iż oboje byli ogromnie smutni z powodu ciężkiego stanu Hao, ich uczucia nie mogły równać się z bólem, którego doświadczał Asakura. Świadomość, że jego brat może umrzeć i to z jego winy, nie dawała mu spokoju.
- Chodźmy – powiedziała nagle blondynka, chcąc wyrwać ukochanego z nieprzyjemnych myśli. – Ogrody Augusta są już blisko.
         Szatyn posłusznie wstał, po czym cała trójka udała się w stronę wspaniale prezentującego się parku. Po jakimś czasie stanęli przed nieco wyblakłą tablicą informacyjną. Niestety, z powodu ciemności trudno było cokolwiek z niej odczytać.
- Nie macie przypadkiem latarki? – spytał Manta, jednak jego towarzysze tylko przecząco pokręcili głowami. Yoh nie miał zamiaru się poddawać. Brak latarki nie przeszkodzi mu w zdobyciu, bądź co bądź, ważnych informacji.
- Amidamaru, zbliż się – polecił swojemu duchowi. – Posłużysz nam za latarkę.
         Duch, niezbyt szczęśliwy z powodu zdegradowania jego roli do zwykłej lampy, z niezadowoloną miną podleciał nieco bliżej, rzucając światło na litery układające się w napis „Ogrody Augusta”. Słuchawkowy szaman zaczął czytać odruchowo przejeżdżając palcem po tekście.
- Ogrody Augusta… Historia… Cośtamcośtam… Flora… Blablabla… Ogrody słyną też z bardzo trującej rośliny o nazwie pianta velenosa… blabla… A także leczniczego kwiatu zwanego pianta medicinale! To tutaj! – ucieszył się chłopak, mając teraz pewność, że znaleźli się w odpowiednim miejscu.
- Jest też rysunek – powiedziała Anna, pokazując na obrazek przedstawiający kwiat o dużych jasnozielonych liściach i ciemnoróżowych płatkach.
- Rozdzielmy się i poszukajmy. Musi gdzieś być… - zaproponował Manta, co spotkało się z aprobatą pozostałych.
         Każdy ruszył w inną stronę. W ciemnościach zadanie nie było zbyt proste, zwłaszcza, że gęste korony drzew nie przepuszczały blasku księżyca. Z początku wypatrywali kwiatu idąc po wyznaczonych ścieżkach, jednak widząc, że nie daje to zbytniego efektu, przeszli na trawę przekraczając niewysoki „murek” z krzewów.
- Hmm…  Tu coś jest… - mruknął do siebie Asakura zaglądając pod jeden z krzaków. – Gdyby tylko nie było tu tak ciemno…
         W tym momencie, jak na zawołanie miejsce przed nim zostało oświetlone przez latarkę.
- O, teraz lep… - zaczął, po czym zamilkł sparaliżowany. Powoli odwrócił głowę, aby zobaczyć, co było źródłem światła.
- Stop! Che cosa stai cercando? – spytał wysoki mężczyzna w szarozielonym mundurze.
- Ja… Nie znam włoskiego… - Yoh nie wiedział za bardzo, co powiedzieć.
- Dość tego. Idziesz ze mną – rozkazał strażnik i chwytając szatyna za ramię, poprowadził go do niewielkiego budynku.
         Było to właściwie jedno pomieszczenie, którego główne wyposażenie stanowiły biurko, komputer, dwa krzesła oraz mnóstwo zdjęć przedstawiających miejsca w Ogrodach. Krótko mówiąc – biuro strażników parku.
- Ponawiam pytanie. Czego tu szukasz? – odezwał się mężczyzna, nakazując chłopakowi, by usiadł na krześle.
         Yoh uznał, że nie ma sensu wymyślać niestworzonych historii, które mogłyby wytłumaczyć jego pobyt w tym miejscu o tak nietypowej porze.
- Mój brat zatruł się sokiem z pianta velenosa… Przybyliśmy tu, aby odnaleźć pianta medicinale… Z tego, co wiem to jedyna odtrutka.
- Cóż, to prawda. Jednak muszę cię zmartwić. Pianta medicinale to roślina chroniona i nikt nie może jej zabrać.
- Ale tu chodzi o życie mojego brata! – powiedział Yoh, niemalże krzycząc.
- Przykro mi. Pomógłbym ci, gdybym mógł. Ba! Pewnie dałbym ci ten kwiat, nawet skoro jest chroniony… Wierz mi, moja młodsza siostra też kiedyś się zatruła. Znam doskonale twój ból.
- To dlaczego…? – zaczął nastolatek, ale strażnik znakiem ręki nakazał mi milczenie.
- Ponieważ pianta medicinale nie rośnie tu od jakichś trzech lat.
- Co…? – Asakura nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
- Jeszcze przed czterema laty, ciemnoróżowe kwiaty można było zobaczyć niemalże wszędzie. Nikt nie myślał wtedy o ich ochronie. Pamiętam nawet turystkę, która zabrała je w doniczce do domu. Jednak zaledwie rok później mieliśmy tutaj wypadek. Zamiast nawozu, ktoś rozpylił nad roślinami trutkę na chwasty, przez co ogród wyglądał przez kilka miesięcy jak pobojowisko. Udało nam się uratować część gatunków roślin, jednak pianta medicinale zniknęła na zawsze.
- To znaczy, że nigdzie już jej nie ma? – głos wielbiciela cheeseburgerów zadrżał.
- Pewnie jest. Ale tylko w doniczce u tej turystki sprzed czterech lat. Ale raczej nie wierzę, by udało jej się utrzymać swoje kwiaty w dobrym stanie przez ten czas. Naprawdę, ogromnie mi przykro, ale nie mogę pomóc.
         Szatyn nie mógł uwierzyć, w to co usłyszał. Przez chwilę wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w jakiś punkt przed sobą. W tym momencie, do budynku weszli Anna z Mantą, którzy widzieli jak Yoh jest prowadzony przez mężczyznę w mundurze.
- Co się stało? – spytał Manta, widząc w jakim stanie jest jego przyjaciel.
- Pianta medicinale wyginęła – powiedział beznamiętnie chłopak.
         To był cios także dla jego przyjaciół. Do tej pory wierzyli szczerze, że odnajdą odtrutkę, podadzą ją Hao i wszystko skończy się dobrze. A teraz… Cała ich nadzieja stracona. Oyamada chciał w jakiś sposób pocieszyć Asakurę, jednak gdy się do niego zbliżył, ten wstał i nic nie mówiąc wyszedł z pomieszczenia. Kyoyama wymieniła krótkie spojrzenie ze strażnikiem, po czym razem z niewysokim szamanem pobiegła za ukochanym.
         Kiedy ich oczy ponownie przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczyli, że Asakura jest już przy Via Krupp i zaczyna dość szybkim krokiem iść z powrotem w kierunku brzegu. Podążyli za nim, jednak, mimo iż biegli, ciężko było im go dogonić. Gdy znaleźli się na ostatnim zakręcie, zdali sobie sprawę, że Yoh gdzieś zniknął. A przynajmniej tak się wydawało. Powoli wschodzące słońce oświetliło niewielką postać siedzącą na skale i patrzącą na uderzające o brzeg fale. Chłopak podkurczył nogi i oparł głowę o kolana. Gdy blondynka podeszła bliżej, usłyszała ciche łkanie.
- Yoh… - szepnęła siadając obok. Ukochany zwrócił w jej stronę zaszklone oczy.
- Anno… On może umrzeć… I to wszystko moja wina… Jak mogłem być tak głupi i zaufać jakiemuś duchowi zamiast własnemu bratu? – Z jego oczu popłynęło kilka łez. Kyoyama pocałowała go delikatnie w czoło, po czym pozwoliła, by szatyn się do niej przytulił.  Siedzieli tak przez dość czas, aż w końcu oboje zmorzył sen.
Gdy się obudzili, słońce zdążyło już zupełnie wstać nad horyzont. Kilkadziesiąt metrów od brzegu przepłynął pierwszy statek wycieczkowy.  
- Która godzina? – spytał w końcu Asakura unosząc nieco głowę.
- Jest dziewiąta – odpowiedział mu Manta, który nie do końca wiadomo kiedy przysiadł obok i pracował zawzięcie na swoim laptopie. Po jego podkrążonych oczach można było wywnioskować, że wcale nie spał.
- Czego tam szukasz? – zainteresował się szatyn, patrząc na przeglądającego jakąś długą listę przyjaciela.
- Mam tu listę urlopów pracowników Instytutu Botaniki i Zoologii sprzed czterech lat.
         Słuchawkowy nie wiedział zbytnio, po co Oyamadzie takie informacje. Widząc niezrozumienie na twarzy przyjaciela, niewysoki szaman wyjaśnił:
- Kiedy spaliście, wróciłem na górę i wypytałem strażnika dokładniej o tą osobę, która wzięła pianta medicinale do siebie. Powiedział mi, że była to chyba kobieta z jakiegoś instytutu botaniki w Nowej Zelandii. No i przeszukałem listę osób, które wzięły urlop w tamtym czasie. Znalazłem dwie kobiety, które mogłyby być szukanymi przez nas właścicielkami prawdopodobnie ostatniego kwiatu.
- Skąd miałeś taką listę? – zdziwił się Yoh, na co Manta jakby nieco się speszył.
- Ma się swoje sposoby – powiedział cicho.
- Jesteś niesamowity… Wiesz, gdzie te kobiety mieszkają? – spytał słuchawkowy, ożywiając się. Jego przyjaciel potwierdził skinieniem głowy.
- W takim razie… Duchu Ognia! – zawołał szaman i przed nimi wyrósł wielki czerwony potwór. – Jak najszybciej zabierz nas na Nową Zelandię!

♥♥♥

         Tego samego ranka, w niewielkiej miejscowości na Zachodniej Pustyni, cała nasza gromadka, z wyjątkiem Hao i Fausta siedziała przy stoliku przed restauracją Karima i kończyła drugie śniadanie. Dziewczęta jak zwykle plotkowały o wszystkim i o niczym, jednak dało się wyczuć w ich głosach, że coś jest nie tak. Chłopcy natomiast jedli w ciszy, myślami będąc razem z Yoh, Anną i Mantą na Capri. Zastanawiali się, co teraz mogą robić ich przyjaciele i czy odnaleźli leczniczą roślinę.
         Ren dopijał akurat czwartą szklankę mleka (jego foch skończył się tak szybko jak się zaczął :D), gdy z zamyślenia wyrwał go głos siostry.
- Patrzcie, jakie ciacho! – zawołała do przyjaciółek pokazując stojącego w cieniu po drugiej stronie ulicy chłopaka w ciemnozielonym płaszczu z kapturem. Obok niego, tyłem do naszej gromadki stała jeszcze jedna zakapturzona postać.
- Zaklepuję! – krzyknęła Pirika, z uwielbieniem wpatrując się w tajemniczego młodzieńca.
- Ej! Nie ma tak! Pierwsza go zobaczyłam! – oburzyła się Chinka, na co jej brat przejechał dłonią po twarzy.
- Spokojnie, obok jest jeszcze jeden – powiedziała nieśmiało Tamao. Czuła się nieco dziwnie w takim towarzystwie. Zdecydowanie nie należała do dziewcząt myślących tylko o chłopakach i modzie.
- Mój! – krzyknęła nieco za głośno panna Tao.
         Zaraz potem niebiesko- i zielonowłosa wstały i ruszyły w stronę swoich nowych obiektów westchnień. Gdy od chłopaka dzieliły ich już tylko cztery metry, druga, dotąd stojąca tyłem osoba, odwróciła się. Nie wyobrażacie sobie, jaki był zawód Jun, gdy owa osoba okazała się być… dziewczyną. A konkretnie średniego wzrostu szatynką o włosach niemalże identycznych jak u Hao oraz dużych, ciemnozielonych oczach.
-  Yyy… Cześć… - zaczęła niepewnie Tao. – Yyy… Jestem Jun, a to moja przyjaciółka Pirika…
- Cześć – uśmiechnęła się nowa znajoma. – Ja jestem Anabelle, a to mój duch stróż, Gilan.
- D-duch? – wyszeptała panna Usui, po czym wybuchnęła płaczem. – Nieee… Życie jest niesprawiedliwe…
         Anabelle spojrzała na niebieskowłosą pytająco, jednak nie otrzymując żadnej odpowiedzi zwróciła się do Jun:
- Wy jesteście przyjaciółkami Hao Asakury, prawda? Oglądałam wczorajszą walkę… To było naprawdę okrutne. Cieszę się, że tamci szamani pozbyli się tego blondyna. Sama bym do nich dołączyła, ale siedziałam po drugiej stronie stadionu…
- Tak, jesteśmy… Jak chcesz, dołącz do nas. Będzie nam bardzo miło – zielonowłosa wskazała na stolik, gdzie było jeszcze kilka wolnych siedzeń.
- Chętnie – uśmiechnęła się szatynka. – Tylko, że ja jestem tutaj z przyjaciółkami z drużyny… - wskazała na wychodzące ze sklepu nastolatki. Pierwsza z nich była dość wysoka i miała długie, ciemne włosy z prostą grzywką, Druga natomiast, nieco niższa była blondynką o dużych, niebieskich oczach.
- Zabierz je ze sobą. Miejsca nie braknie – powiedziała Pirika, której już zakończył się chwilowy kryzys.
- W takim razie, przedstawiam Cassandrę i Natalie.
         Dziewczęta, nie do końca wiedząc, o co chodzi, tylko uśmiechnęły się i pomachały łapkami. Zaraz potem cała piątka usiadła z powrotem przy stoliku. Po krótkiej prezentacji, Anabelle zapytała:
- Co tak właściwie stało się z Hao? Widziałam jak ten… nie powiem kto dźgnął go nożem…
- W tej chwili jest nieprzytomny – odpowiedział Ren. - Na tym nożu była trucizna. Jego brat, Yoh poleciał do Włoch po odtrutkę.
- Trucizna? – zainteresowała się Cassandra. – Można wiedzieć, jaka? Interesuję się trochę alchemią.
- Zaraz… Jak to mówił Faust…? – spytał Horo, który miał drobne problemy z zapamiętywaniem długich nazw.
- Pianta velenosa – pomógł mu Lyserg, który jak dotąd wcale się nie odzywał.
- Właśnie. Pianta gile z nosa – powtórzył niezbyt dokładnie Usui, przez co oberwał w tył głowy od fioletowowłosego (ciekawe czemu, nie?).
         Cassandra zaśmiała się, po czym zamyśliła na moment.
- Znam tą roślinę. Odtrutką na nią jest pianta medicinale, prawda?
- Tak. Tylko, że rośnie ona tylko i wyłącznie we Włoszech – mruknął niezadowolony Ryu.
         Na te słowa Brunetka wymieniła z Anabelle porozumiewawcze spojrzenie.

♥♥♥

         Minęły kolejne godziny. Mimo, iż Duch Ognia starał się jak mógł, podróż na wyspę zajęła im ponad sześć godzin. Licząc ze zmianą czasu, była teraz druga w nocy. Kiepska pora na odwiedziny, nie? Jednak nie mieli czasu, aby czekać do rana. Zostało im już tylko około dwudziestu godzin, a liczyć trzeba jeszcze powrót do Patch… Nie do końca pewni, zadzwonili do drzwi niezbyt dużego domu.
         Z początku nikt nie otwierał. Czekali ponad dziesięć minut. Mieli właśnie odwrócić się i pójść, gdy w drzwiach stanęła zaspana kobieta. Widać było po niej, że ubierała się na szybko. Jej brązowe włosy były w dość fatalnym stanie, a bluzka założona tył na przód.
- Czego chcecie!? Nie widać, która godzina? – ofuknęła nowo przybyłych. Widząc jednak nietypowy smutek w oczach całej trójki, nieco złagodniała. – Co się dzieje?
- Przepraszamy, że niepokoimy o takiej godzinie, ale to sprawa życia i śmierci. Czy jest pani pracownicą Instytutu Botaniki i Zoologii?
         Kobieta, nieco zaskoczona pytaniem z początku nie odpowiedziała. Po chwili jednak zreflektowała się.
- Tak, owszem. Ale nie stójmy w progu. Wejdźcie – powiedziała, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając trójkę szamanów do środka.
- Mamy do pani pytanie. Czy była pani może na wycieczce we Włoszech cztery lata temu?
         Coraz bardziej zdziwiona Nowozelandka przytaknęła tylko głową.
- A czy wzięła pani może roślinę pianta medicinale do domu z Ogrodów Augusta z Capri?? – zapytał Yoh z wielką nadzieją w oczach.
- Owszem, wzięłam… Nie wiem jednak, po co wam takie informacje...
- Chodzi o mojego brata. Został otruty podczas walki, a pianta medicinale jest jedyną odtrutką. Czy jest szansa, abyśmy dostali tę roślinę…? Możemy zapłacić.
- Nie będziecie za nic płacić. Dlatego, że nie mam przy sobie tej rośliny, a nawet gdybym miała to i tak nie wzięłabym od was pieniędzy.
- Nie ma pani? – spytała Anna, gdyż jej narzeczony nie był w stanie nic rzec. Jego ledwo co odbudowana nadzieja, znów legła w gruzach.
- Oddałam ją córce, gdy wyjeżdżała. Nie wiem niestety, czy ten kwiat może przetrwać podróż – odrzekła kobieta smutno. Naprawdę było jej szkoda tego chłopaka. Nic jednak nie mogła zrobić.
         Szamani nie prosili już o nic więcej. Przeprosili za nachodzenie w nocy i wyszli, pożegnani przez profesorkę. Yoh niemal od razu przywołał Ducha Ognia.
- Co teraz? – spytał Manta wdrapując się na „grzbiet” czerwonego potwora. – Szukamy tej dziewczyny?
- Nie, Manta. Już nie ma szans, aby ją znaleźć. Wracamy do Patch. Ja… Chcę być przy nim, kiedy… - nie dokończył. Nie mógł, bo w jego oczach natychmiast pojawiły się łzy. I już nikt nie potrafił go pocieszyć.
         Stróż Hao, nie czekając nawet na komendę, wzniósł się w powietrze, kierując w stronę Ameryki Południowej.
         Tymczasem, kobieta obserwowała to zdarzenie z okna sypialni.
- Biedni młodzi szamani… - powiedziała pani profesor obserwując wzbijającego się w powietrze DO. Stojący obok niej duch młodego rycerza nic nie odpowiedział.

I to na tyle :D
Zapraszam na spamik ^^
Szkoda tylko, że Cebin a nie John... Obrazek od http://marcomaxwell.deviantart.com/ 



I teraz to już wszystko. Jeśli chodzi o przyszłą notkę, będę wredna..
a) Yoh
b) Hao
Pozdrawiam :*

13 komentarzy:

  1. *facepalm* Już mnie czoło boli, ale do rzeczy... Smieeeerrrrć! Taaaaak! : ] Yyyy.... Pytanko, czemu tam jest Gilan...? Zaistę dziwna ta notka..... Ale co tam, zasmuciłaś mnie troche tymi koleżankami, zgaduję że one mają ten kwiat.... Co tu powiedzieć? Reszta notki super, świetnie i wgl poprawiłas mi humor tym że notka się pojawiła (nie licząc tekstu powyżej).
    Pozdrawiam i czekam na next : )
    P.S. Troche za póżno, ale Wszystkiego Najlepszego Meene :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Co? Jak to?:( Gdzie podział się Yoh Asakura, chłopak który zawsze sądził, że z najgorszej sytuacji można znaleść jakieś wyjście? Zdziwiło mnie to...że tak łatwo się poddał(pomimo 15 godzin podróży..dobra..) Ale i tak...jej...smutno mi teraz.. Będę przeżywać całą noc. On chce być przy braciszku gdy.....jejjj....czemu? :( Płakać się chce gdy wyobrażam sobie tego typu scene. Yoh trzyma Hao mocno za rękę....i za nic nie chce puścić braciszka... słodkie,ale okropne:( Nie zabijaj go...:((( Bo będzie żałoba. Kurcze,przeżyłam. Za bardzo.

    A co do wcześniejszych wydarzeń, oj Haoś, nie mógł się podnieść bo go bolały nogi od trucizny:((( chlip..chodz, ja cię chętnie przygarnę i się tobą zajmę<33 Mam fajną odtrutkę pomagającą na wszystko, zwie się Nutella i każdego już wyratowała z najgorszej opresji * Smaruje Hao nogi nutellą*
    - Eee..to chyba nie tak miało być...- wtrąca się Horo.
    - Milcz człowieku! W żałobie jestem! Haoś mi tu dednie zaraz, idz albo pomóż smarować!
    *Horo horo posłusznie nakłada nutelle na łyżke*


    Miała być jakaś śmieszna końcówka..ale i tak..chlip..biedny Haoś. :( Wiesz, że ja się pastwie nad bliźniakami i to bardzo mocno i bezlitośnie. Ale nie zabiłabym Haosia.. przemyśl to!:((((((((



    *idzie po chusteczkę*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za dedykację *.* i za wiesz co XD
    Ah, zabrakło mi słów, żeby powiedzieć, jak bardzo cieszę się. XD

    Biedny Yoh T.T Tyle musiał się nalatać po świecie i to na marne...ale wiem, że w końcu odnajdzie tę odtrutkę i uratuje brata. Nie ma innej opcji. Nie wierzę, że go uśmiercisz... T.T mam ochotę ich przytulić T.T
    Idealne wykorzystanie Amidamaru XD latarka niezawodna^^

    Anabelle wydaje się miłą dziewczyną :) Zresztą, pozostałe też ^^ Gilan stał się pogromcą serc? XD Biedna Pirika, taki zawód. Nie, Gilan, ja się wcale z Ciebie nie śmieję. XD
    Nie obraziłabym się, gdyby zapomnieli o Antonio. I wcale nie było mi go żal, gdy myślał o swoich przyjaciołach...

    Ciekawi mnie ten duch rycerza...kim on jest? Kogo uśmierciłaś? Czyżby to był ten, o którym myślę? ;>

    Rozdział genialny i czekam na kolejny^^ Buziaki:*

    Kasumi

    PS. Co do ankiety... No wiesz?! Dobra...wybieram Yoh.^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Na śmierć zapomniałam!! Wszystkiego najlepszego, Meene! Zdrowia, szczęścia, mnóstwo chwil. z Johnem *.* :D i wszystkiego, czego chcesz.^^ Sto lat! :*

      Kasumi

      Usuń
  4. Heja!

    Trochę długo mnie nie było, ale mój komputer załącza klawiaturę kiedy i jak sobie chce. =.=

    Gdy czytałam o Annabel zaczęłam sobie powtarzać "Nie ma mowy..." "To nie może być...", ale najwyraźniej jest. Ale to jest takie niesprawiedliwe!

    Yohś się tyle nalatał po świecie, a i tak jej nie znalazł, a to cały czas... Brak mi słów.
    Gomen, jeśli trochę nieskładnie, ale nie chcę dla innych spoilerów robić.

    Zaczynam myśleć, że ta wersja którą mi dałaś/którą sobie dałam jest nie hard, a super-hiper-mega-ekstra-strasznie-piekielnie-hard. No bo tyle się narobiłam, a w konsekwencji dało tak mało... Szczególnie, że ta wersja hard jest bardzo ciekawa, więc odbieranie jej czytelnikom byłoby zbrodnią.

    A ta ankieta... No naprawdę... Każesz asakuroholiczką wybierać? To jest okrutne T_T Ale wybiorę Yoh, to w następnej wybiorę Hao i się wyrówna ^.^ Co nie zmienia faktu, że bliźniaków NIE MOŻNA rozdzielać. Tak, na randki też mają chodzić razem ^.^ A na randki ze mną to już na pewno. xD
    Genki de,
    Ashita

    OdpowiedzUsuń
  5. Yoh i depresja to tak nie pasuje jak chleb i burza z solą. Po prostu Hao ma sobie przeżyć, a jak ma nie przeżyć to ma być przynajmniej zuym duchem który troszczy się o blizniaka o. (ale mam nadzieję że do takiej alternatywy nie dojdzie)
    Mam nadzieję że dziewoje mają ten kwiatek, albo umieją go wyhodować..a co do ankiety wybieram Hao :)
    Pozdrawiam i czekam na następną notkę ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś mi podpowiada że te dziewczyny mają albo gotowe już antidotum albo ten kwiat.Nie przeżyłabym jakby Hao umarł.Ale wiem że Yohao do tego nie dopuścisz .
    A co do Ankiety to Hao.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ma co się martwić bo ja to już wiem że te szamanki mają odtrutkę ^^. Jestem pewna że pomogą Hao. A co do ankiety to wybieram Yoh :). Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobra, czyli kwiatek jest w Dobie?
    W sumie to wynika z tekstu. Nie wiem jak ty to robisz, że wstawiasz rozdział co tydzień. Rozdział mi się podobał. I zaczęło coś iskrzyć między Yoh i Anną. Wiem, że ona go tylko pocieszała, no ale... Z tego na pewno coś wyjdzie. ^^ Ciekawi mnie co z drużyną "Euro". W sumie ich wątek chyba się już kończy. Albo będą powracać jak X-Laws. Czekam na nn.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. wiem, że powinnam się martwić o Hao, w końcu biedaczek ma w sobie śmiertelną roślinę, ale... no bez jaj, Ty pozwoliłabyś Haosiowi umrzeć?;P nie ma mowy... po pierwsze - nie dało by się wtedy napisać wzruszającej sceny, jak Yohś przeprasza brata, a potem padają sobie w ramiona i się tulą tak, że mi aż krew z nosa się puści*-*, a taka scena MUSI być;D dwa - już Ty dobrze wiesz, jakie z mojej strony byłyby konsekwencje uśmiercenia któregokolwiek z bliźniaków...>)
    ech... los to jednak troll nad trolle... "Hoho, jeździjcie sobie po świecie, a roślinka cały czas jest w Patch, trollololo" XD
    no i patrz, zainteresowania płcią przeciwną Piriki i Jun uratowały Haosiową skórę...;)
    rozdział się bardzo podobał^^ jak czytałam o Yoh i jego pękającym serduszku, to aż mi łzy do oczu napłynęły... (nie ma co, napłaczę się dzisiaj... ale to dobrze, bo mi coś do oka wlazło, to sobie przynajmniej ślepka przemyłam;D)
    ha, wiedziałam, że coś w tych okolicach będzie rozdział;D jak wczoraj przypominajka na telefonie mi oznajmiła, że są urodziny Meene, to od razu pomyślałam o Tobie;D
    buziaczki i czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  10. ach, zapomniałabym o ankietce... oczywiście, że odpowiedź ab>)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzijzas, jak możesz mi tu Haosia zabijać?! Mam nadzieję, że Anabelle będzie miała ten kwiatek... Biedny Yoh, tyle się nalatał i wraca z pustymi rękami. Czekam na następny rozdział, a jak zabijesz mi Haosia to rozerwę xD. Nie, no żartuję... Zapłaczę się i wystartuje w następnym turnieju, a jak zostanę Królem Szamanów to go wskrzeszę. A będzie to za jakieś... 500 lat? -.-' Może jak będę się zdrowo odżywiać to dożyję xD A co do ankietki oczywistą odpowiedzią jest ab. ;D Czekam na 31. Pozdrowieeeeenia;D

    OdpowiedzUsuń
  12. To jeden z lepszych rozdziałów. Historia staje się bardziej realistyczna z powodu miejsc, do których przybywają (pooglądałam kilka zdjęć Via Krupp i Marina Piccola - po prostu piękne *_*) Poza tym jest to jeden z tych wątków, które ukazują miłość braci Asakura - czyli to, co wszyscy lubimy najbardziej w tym opowiadaniu. XD Oczywiście wierzę,że w dalszych rozdziałach Haosia nie uśmierciłaś, tak więc idę czytać dalej~

    OdpowiedzUsuń

Zakaz używania wulgaryzmów!
Przyjmuję tylko konstruktywną krytykę! Komentarze typu "Żaal..." etc będą kasowane w trybie natychmiastowym.