Z początku chciałabym, póki jeszcze pamiętam powiedzieć...
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO MEENE!! :D
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO MEENE!! :D
Tak, nasza kochana panna Montgomery ma dzisiaj urodzinki :D Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieć za złe, jak dodam też obrazek z nią...?
A skoro jesteśmy już przy obrazkach, tym razem będą Ren i Horo. Mieli podobną liczbę głosów, więc uznałam, że tak będzie najlepiej ^^.
Nie przeciągając, notka długa. Dość sporo dialogów, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Dedyk dla Natishy i Kasumi.. One już wiedzą, dlaczego ;>
30. Pianta Medicinale
Słońce powoli zaczynało kierować się ku
spoczynkowi, barwiąc niebo na wspaniały, różowobrzoskwiniowy kolor. Pojedyncze
chmury przyozdabiały ten niesamowity widok dodając mu jeszcze pewnego rodzaju
magii. Każdy chyba zakochałby się w tej niebiańskiej scenerii, dającej uczucie,
iż jest się częścią niesamowitego świata, pełnego tajemnic i czarów. Zapewne
niejedna osoba marzyłaby, aby polecieć w stronę tej ognistej kuli i żyć wśród
tego malowniczego krajobrazu już zawsze. Tak, zachód słońca był, jest i będzie
pięknym zjawiskiem pozwalającym oderwać się od rzeczywistości.
Były
jednak osoby, które nie dały się ponieść urokowi chwili i kierowały się w
przeciwną stronę, na wschód. Wiatr rozwiewał ich włosy, gdy z ogromną
prędkością przemierzały przestworza na grzbiecie wielkiego, czerwonego potwora.
- Dziękuję ci jeszcze raz, Duchu Ognia, że
zgodziłeś się zabrać nas do Włoch – powiedział z wdzięcznością Yoh, pełniący
tymczasowo rolę pilota.
- Nie ma sprawy – odpowiedział SoF (Spirit of Fire
dla niezorientowanych) swoim przypominającym trzaskanie płomieni głosem. –
Bardziej pomogę Hao w ten sposób, niż czuwając przy nim bezczynnie.
- Gdzie właściwie mamy znaleźć tę roślinę, o której
mówił Faust? – spytał Manta, podchodząc ostrożnie do siedzącego przyjaciela.
- Z tego, co wiem, to jedynym miejscem, gdzie
możemy ją znaleźć jest wyspa Capri, a konkretnie okolice drogi nazywanej Via
Krupp.
Niewysoki
szaman spojrzał na towarzysza. Widział w jego oczach ogromny smutek, ale także
determinację. Pianta medicinale była ich jedyną nadzieją. Dla Asakury nie
istniało w tej chwili pytanie „A co, jeśli jej tam nie będzie?”. Musiała być. W
tej chwili przed zupełnym zatraceniem się w rzeczywistości podtrzymywała go
tylko nikła nadzieja na cud. Oyamada wolał nawet nie myśleć, co by się mogło
stać, gdyby nie znaleźli rośliny lub też nie przybyli na czas.
- Yoh? – odezwał się w pewnej chwili.
- Tak? – odparł szatyn nieco nieobecnym głosem.
- Włochy są pod nami…
- Co?! Och, tak… Rzeczywiście – przyznał mu rację
nieco zmieszany, a na jego twarzy na chwilkę pojawił się ten dobrze wszystkim
znany zakłopotany uśmiech. – Duchu Ognia! Lądujemy!
♥♥♥
Obudził
się nagle z płytkiego snu bez marzeń. To, co zobaczył, porządnie go zdziwiło.
Nie wiadomo, jakim sposobem znalazł się wewnątrz czyjegoś domu. Spojrzał na
swoją rękę, niedawno jeszcze krwawiącą dość obficie z zadanej nożem rany.
Zaskoczony stwierdził, iż została ona ładnie opatrzona. Mimo wszystko jednak
trucizna pozostawała w jego krwi. Można to było poznać choćby po nienaturalnie
żółtawym kolorze skóry i lekkim zdrętwieniu palców.
Uniósł
się nieco, aby dokładniej obejrzeć pomieszczenie. Nie było w nim nic
nadzwyczajnego. Obok leżało jeszcze kilka tatami, pod ścianą stała niewielka
komoda, a na parapecie stała doniczka z jakąś rośliną o dużych, ciemnozielonych
liściach. Spoglądając przez okno, widać było tylko fragment nieba. W sumie nic
dziwnego, gdy patrzy się z jego obecnej perspektywy. Chciał właśnie wstać, gdy
usłyszał spokojny, melancholijny głos.
- Wybierasz się dokądś? – spytał Faust, stojąc w
drzwiach ze swoją nieodłączną torbą lekarską.
- C-co? – zdziwił się Antonio. – Co ja tu robię?
Więzicie mnie?! – dodał nieco ostrzejszym tonem. Nie miał zamiaru pokazywać, że
zgadza się na obecny stan rzeczy.
- Nie więzimy, tylko przechowujemy – rozległ się
młodzieńczy głos i po chwili obok nekromanty pojawił się Ren.
- Mistrz Yoh kazał się tobą zaopiekować, do czasu
aż wróci z lekarstwem.
Pessimo
zaniemówił. Spojrzał tylko niezadowolony na przyjaciół Asakury. Chciał coś
powiedzieć, jednak żadne inteligentne zdania nie przychodziły mu do głowy. W
końcu o czymś sobie przypomniał.
- Co z moją drużyną? – spytał.
Niemiec
i Chińczyk tylko popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami. Faust widząc, że
jego pacjent nie potrzebuje na razie opieki, powoli wyszedł z pomieszczenia.
Ren nakazał Włochowi nigdzie się nie ruszać, po czym dołączył do towarzysza.
Gdy
odeszli, Antonio chciał z początku wstać z łóżka i wymknąć się. Jednak, gdy
próbował się podnieść, spotkał się z ogromnym bólem nóg. „No jasne – trucizna.” - pomyślał i bezwładnie opadł z powrotem na
poduszkę. Zastanowił się, co też stało się z innymi członkami drużyny „Euro”. Czemu
nie chcieli się nim zająć? Dlaczego zostawili go samego i nie zareagowali, gdy
Yoh zmuszał go do wydania nazwy trucizny? Znał odpowiedzi na te pytania. Mimo
wszystko, nie chciał ich przyjąć do wiadomości.
„Fernando… Wydawało mi się, że jesteśmy
przyjaciółmi… To znaczy… Ja sam zapewne w razie niebezpieczeństwa byłbym gotów
go zostawić. Ale po nim tego się nie spodziewałem. Sądziłem, że jednak trochę
mu na naszej przyjaźni zależy… Björn… On zawsze był dla wszystkich oziębły i
raczej z nikim się nie spoufalał. Nie myślałem jednak, że tak po prostu mnie
zostawi. Po tym wszystkim, co przeżyliśmy szukając kryształów. A pozostali? Martin,
Leonidas, Agnes… No nawet ta wariatka Helga! Myślałem, że są inni. Nikomu nie
można ufać. Byli ze mną do czasu, aż przegraliśmy. A teraz odwrócili się
plecami…”
Czuł
jak z każdą myślą jego przygnębienie rośnie, a on sam traci siły. Nie, nie ma
sensu teraz o tym myśleć. Później się z nimi rozprawi. Później, to znaczy…
W tym
momencie zdał sobie sprawę, że jego „później” zależy w tej chwili już tylko od
jednego, czternastoletniego szamana, który w tej chwili właśnie zbliżał się do pewnej
wyspy na Morzu Tyrreńskim…
♥♥♥
- Witamy na Capri – powiedział Duch Ognia sadzając
trójkę nastolatków na skalnym wybrzeżu.
- Jeszcze raz bardzo dziękujemy – odparł Yoh i
zwrócił się w stronę bardzo stromego zbocza, na którym znajdowała się droga Via
Krupp.
To
był niesamowity widok. Wbudowana niemalże w skalną ścianę ścieżka, obecnie
oświetlona tylko blaskiem księżyca robiła ogromne wrażenie. Łączyła ona tzw.
„mały port” Marina Piccola z ogrodami Augusta znajdującymi się około stu metrów
wyżej. Wybrukowana dróżka wiła się serpentynowo przez dwa kilometry.
- Czeka nas długi spacerek – mruknął Yoh, po czym
przeskoczył przez betonową barierkę by znaleźć się na uliczce. Chwilę potem
dołączyli do niego Anna i Manta. Z początku szli dość szybkim marszem,
pokonując w ciszy pierwszą połowę trasy. Niestety, mimo iż był środek nocy,
temperatura jak na złość nie chciała zejść poniżej dwudziestu pięciu stopni
Celsjusza. Z czasem tempo naszych przyjaciół zmalało. Na samą górę dotarli
dopiero godzinę później. Zmęczeni ciepłem oraz brakiem jakiegokolwiek
orzeźwiającego podmuchu usiedli na niewielkiej ławeczce. W tym momencie usłyszeli
z oddali jak dzwon na jakimś kościele wybija godzinę czwartą nad ranem.
- Minęło już piętnaście godzin… - powiedział Yoh z
nieobecnym wzrokiem.
Manta
i Anna popatrzyli po sobie. Mimo iż oboje byli ogromnie smutni z powodu
ciężkiego stanu Hao, ich uczucia nie mogły równać się z bólem, którego
doświadczał Asakura. Świadomość, że jego brat może umrzeć i to z jego winy, nie
dawała mu spokoju.
- Chodźmy – powiedziała nagle blondynka, chcąc
wyrwać ukochanego z nieprzyjemnych myśli. – Ogrody Augusta są już blisko.
Szatyn
posłusznie wstał, po czym cała trójka udała się w stronę wspaniale
prezentującego się parku. Po jakimś czasie stanęli przed nieco wyblakłą tablicą
informacyjną. Niestety, z powodu ciemności trudno było cokolwiek z niej
odczytać.
- Nie macie przypadkiem latarki? – spytał Manta,
jednak jego towarzysze tylko przecząco pokręcili głowami. Yoh nie miał zamiaru
się poddawać. Brak latarki nie przeszkodzi mu w zdobyciu, bądź co bądź, ważnych
informacji.
- Amidamaru, zbliż się – polecił swojemu duchowi. –
Posłużysz nam za latarkę.
Duch,
niezbyt szczęśliwy z powodu zdegradowania jego roli do zwykłej lampy, z niezadowoloną
miną podleciał nieco bliżej, rzucając światło na litery układające się w napis
„Ogrody Augusta”. Słuchawkowy szaman zaczął czytać odruchowo przejeżdżając
palcem po tekście.
- Ogrody Augusta… Historia… Cośtamcośtam… Flora…
Blablabla… Ogrody słyną też z bardzo trującej rośliny o nazwie pianta velenosa…
blabla… A także leczniczego kwiatu zwanego pianta medicinale! To tutaj! –
ucieszył się chłopak, mając teraz pewność, że znaleźli się w odpowiednim
miejscu.
- Jest też rysunek – powiedziała Anna, pokazując na
obrazek przedstawiający kwiat o dużych jasnozielonych liściach i ciemnoróżowych
płatkach.
- Rozdzielmy się i poszukajmy. Musi gdzieś być… -
zaproponował Manta, co spotkało się z aprobatą pozostałych.
Każdy
ruszył w inną stronę. W ciemnościach zadanie nie było zbyt proste, zwłaszcza,
że gęste korony drzew nie przepuszczały blasku księżyca. Z początku wypatrywali
kwiatu idąc po wyznaczonych ścieżkach, jednak widząc, że nie daje to zbytniego
efektu, przeszli na trawę przekraczając niewysoki „murek” z krzewów.
- Hmm… Tu
coś jest… - mruknął do siebie Asakura zaglądając pod jeden z krzaków. – Gdyby tylko
nie było tu tak ciemno…
W tym
momencie, jak na zawołanie miejsce przed nim zostało oświetlone przez latarkę.
- O, teraz lep… - zaczął, po czym zamilkł
sparaliżowany. Powoli odwrócił głowę, aby zobaczyć, co było źródłem światła.
- Stop! Che cosa stai cercando? – spytał wysoki
mężczyzna w szarozielonym mundurze.
- Ja… Nie znam włoskiego… - Yoh nie wiedział za
bardzo, co powiedzieć.
- Dość tego. Idziesz ze mną – rozkazał strażnik i
chwytając szatyna za ramię, poprowadził go do niewielkiego budynku.
Było
to właściwie jedno pomieszczenie, którego główne wyposażenie stanowiły biurko,
komputer, dwa krzesła oraz mnóstwo zdjęć przedstawiających miejsca w Ogrodach.
Krótko mówiąc – biuro strażników parku.
- Ponawiam pytanie. Czego tu szukasz? – odezwał się
mężczyzna, nakazując chłopakowi, by usiadł na krześle.
Yoh
uznał, że nie ma sensu wymyślać niestworzonych historii, które mogłyby
wytłumaczyć jego pobyt w tym miejscu o tak nietypowej porze.
- Mój brat zatruł się sokiem z pianta velenosa…
Przybyliśmy tu, aby odnaleźć pianta medicinale… Z tego, co wiem to jedyna
odtrutka.
- Cóż, to prawda. Jednak muszę cię zmartwić. Pianta
medicinale to roślina chroniona i nikt nie może jej zabrać.
- Ale tu chodzi o życie mojego brata! – powiedział Yoh,
niemalże krzycząc.
- Przykro mi. Pomógłbym ci, gdybym mógł. Ba! Pewnie
dałbym ci ten kwiat, nawet skoro jest chroniony… Wierz mi, moja młodsza siostra
też kiedyś się zatruła. Znam doskonale twój ból.
- To dlaczego…? – zaczął nastolatek, ale strażnik
znakiem ręki nakazał mi milczenie.
- Ponieważ pianta medicinale nie rośnie tu od
jakichś trzech lat.
- Co…? – Asakura nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
- Jeszcze przed czterema laty, ciemnoróżowe kwiaty
można było zobaczyć niemalże wszędzie. Nikt nie myślał wtedy o ich ochronie.
Pamiętam nawet turystkę, która zabrała je w doniczce do domu. Jednak zaledwie
rok później mieliśmy tutaj wypadek. Zamiast nawozu, ktoś rozpylił nad roślinami
trutkę na chwasty, przez co ogród wyglądał przez kilka miesięcy jak
pobojowisko. Udało nam się uratować część gatunków roślin, jednak pianta
medicinale zniknęła na zawsze.
- To znaczy, że nigdzie już jej nie ma? – głos wielbiciela
cheeseburgerów zadrżał.
- Pewnie jest. Ale tylko w doniczce u tej turystki
sprzed czterech lat. Ale raczej nie wierzę, by udało jej się utrzymać swoje
kwiaty w dobrym stanie przez ten czas. Naprawdę, ogromnie mi przykro, ale nie
mogę pomóc.
Szatyn
nie mógł uwierzyć, w to co usłyszał. Przez chwilę wpatrywał się nieobecnym wzrokiem
w jakiś punkt przed sobą. W tym momencie, do budynku weszli Anna z Mantą,
którzy widzieli jak Yoh jest prowadzony przez mężczyznę w mundurze.
- Co się stało? – spytał Manta, widząc w jakim
stanie jest jego przyjaciel.
- Pianta medicinale wyginęła – powiedział beznamiętnie
chłopak.
To
był cios także dla jego przyjaciół. Do tej pory wierzyli szczerze, że odnajdą
odtrutkę, podadzą ją Hao i wszystko skończy się dobrze. A teraz… Cała ich
nadzieja stracona. Oyamada chciał w jakiś sposób pocieszyć Asakurę, jednak gdy
się do niego zbliżył, ten wstał i nic nie mówiąc wyszedł z pomieszczenia.
Kyoyama wymieniła krótkie spojrzenie ze strażnikiem, po czym razem z niewysokim
szamanem pobiegła za ukochanym.
Kiedy
ich oczy ponownie przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczyli, że Asakura jest
już przy Via Krupp i zaczyna dość szybkim krokiem iść z powrotem w kierunku
brzegu. Podążyli za nim, jednak, mimo iż biegli, ciężko było im go dogonić. Gdy
znaleźli się na ostatnim zakręcie, zdali sobie sprawę, że Yoh gdzieś zniknął. A
przynajmniej tak się wydawało. Powoli wschodzące słońce oświetliło niewielką
postać siedzącą na skale i patrzącą na uderzające o brzeg fale. Chłopak
podkurczył nogi i oparł głowę o kolana. Gdy blondynka podeszła bliżej,
usłyszała ciche łkanie.
- Yoh… - szepnęła siadając obok. Ukochany zwrócił w
jej stronę zaszklone oczy.
- Anno… On może umrzeć… I to wszystko moja wina…
Jak mogłem być tak głupi i zaufać jakiemuś duchowi zamiast własnemu bratu? – Z jego
oczu popłynęło kilka łez. Kyoyama pocałowała go delikatnie w czoło, po czym
pozwoliła, by szatyn się do niej przytulił. Siedzieli tak przez dość czas, aż w końcu
oboje zmorzył sen.
Gdy się obudzili,
słońce zdążyło już zupełnie wstać nad horyzont. Kilkadziesiąt metrów od brzegu
przepłynął pierwszy statek wycieczkowy.
- Która godzina? – spytał w końcu Asakura unosząc
nieco głowę.
- Jest dziewiąta – odpowiedział mu Manta, który nie
do końca wiadomo kiedy przysiadł obok i pracował zawzięcie na swoim laptopie.
Po jego podkrążonych oczach można było wywnioskować, że wcale nie spał.
- Czego tam szukasz? – zainteresował się szatyn,
patrząc na przeglądającego jakąś długą listę przyjaciela.
- Mam tu listę urlopów pracowników Instytutu Botaniki
i Zoologii sprzed czterech lat.
Słuchawkowy
nie wiedział zbytnio, po co Oyamadzie takie informacje. Widząc niezrozumienie
na twarzy przyjaciela, niewysoki szaman wyjaśnił:
- Kiedy spaliście, wróciłem na górę i wypytałem strażnika
dokładniej o tą osobę, która wzięła pianta medicinale do siebie. Powiedział mi,
że była to chyba kobieta z jakiegoś instytutu botaniki w Nowej Zelandii. No i przeszukałem
listę osób, które wzięły urlop w tamtym czasie. Znalazłem dwie kobiety, które
mogłyby być szukanymi przez nas właścicielkami prawdopodobnie ostatniego
kwiatu.
- Skąd miałeś taką listę? – zdziwił się Yoh, na co
Manta jakby nieco się speszył.
- Ma się swoje sposoby – powiedział cicho.
- Jesteś niesamowity… Wiesz, gdzie te kobiety
mieszkają? – spytał słuchawkowy, ożywiając się. Jego przyjaciel potwierdził
skinieniem głowy.
- W takim razie… Duchu Ognia! – zawołał szaman i
przed nimi wyrósł wielki czerwony potwór. – Jak najszybciej zabierz nas na Nową
Zelandię!
♥♥♥
Tego
samego ranka, w niewielkiej miejscowości na Zachodniej Pustyni, cała nasza
gromadka, z wyjątkiem Hao i Fausta siedziała przy stoliku przed restauracją
Karima i kończyła drugie śniadanie. Dziewczęta jak zwykle plotkowały o
wszystkim i o niczym, jednak dało się wyczuć w ich głosach, że coś jest nie
tak. Chłopcy natomiast jedli w ciszy, myślami będąc razem z Yoh, Anną i Mantą
na Capri. Zastanawiali się, co teraz mogą robić ich przyjaciele i czy odnaleźli
leczniczą roślinę.
Ren
dopijał akurat czwartą szklankę mleka (jego foch skończył się tak szybko jak
się zaczął :D), gdy z zamyślenia wyrwał go głos siostry.
- Patrzcie, jakie ciacho! – zawołała do
przyjaciółek pokazując stojącego w cieniu po drugiej stronie ulicy chłopaka w
ciemnozielonym płaszczu z kapturem. Obok niego, tyłem do naszej gromadki stała
jeszcze jedna zakapturzona postać.
- Zaklepuję! – krzyknęła Pirika, z uwielbieniem
wpatrując się w tajemniczego młodzieńca.
- Ej! Nie ma tak! Pierwsza go zobaczyłam! –
oburzyła się Chinka, na co jej brat przejechał dłonią po twarzy.
- Spokojnie, obok jest jeszcze jeden – powiedziała nieśmiało
Tamao. Czuła się nieco dziwnie w takim towarzystwie. Zdecydowanie nie należała
do dziewcząt myślących tylko o chłopakach i modzie.
- Mój! – krzyknęła nieco za głośno panna Tao.
Zaraz
potem niebiesko- i zielonowłosa wstały i ruszyły w stronę swoich nowych obiektów
westchnień. Gdy od chłopaka dzieliły ich już tylko cztery metry, druga, dotąd
stojąca tyłem osoba, odwróciła się. Nie wyobrażacie sobie, jaki był zawód Jun,
gdy owa osoba okazała się być… dziewczyną. A konkretnie średniego wzrostu
szatynką o włosach niemalże identycznych jak u Hao oraz dużych, ciemnozielonych
oczach.
- Yyy… Cześć…
- zaczęła niepewnie Tao. – Yyy… Jestem Jun, a to moja przyjaciółka Pirika…
- Cześć – uśmiechnęła się nowa znajoma. – Ja jestem
Anabelle, a to mój duch stróż, Gilan.
- D-duch? – wyszeptała panna Usui, po czym wybuchnęła
płaczem. – Nieee… Życie jest niesprawiedliwe…
Anabelle
spojrzała na niebieskowłosą pytająco, jednak nie otrzymując żadnej odpowiedzi
zwróciła się do Jun:
- Wy jesteście przyjaciółkami Hao Asakury, prawda?
Oglądałam wczorajszą walkę… To było naprawdę okrutne. Cieszę się, że tamci
szamani pozbyli się tego blondyna. Sama bym do nich dołączyła, ale siedziałam
po drugiej stronie stadionu…
- Tak, jesteśmy… Jak chcesz, dołącz do nas. Będzie
nam bardzo miło – zielonowłosa wskazała na stolik, gdzie było jeszcze kilka
wolnych siedzeń.
- Chętnie – uśmiechnęła się szatynka. – Tylko, że
ja jestem tutaj z przyjaciółkami z drużyny… - wskazała na wychodzące ze sklepu
nastolatki. Pierwsza z nich była dość wysoka i miała długie, ciemne włosy z prostą
grzywką, Druga natomiast, nieco niższa była blondynką o dużych, niebieskich
oczach.
- Zabierz je ze sobą. Miejsca nie braknie –
powiedziała Pirika, której już zakończył się chwilowy kryzys.
- W takim razie, przedstawiam Cassandrę i Natalie.
Dziewczęta,
nie do końca wiedząc, o co chodzi, tylko uśmiechnęły się i pomachały łapkami.
Zaraz potem cała piątka usiadła z powrotem przy stoliku. Po krótkiej
prezentacji, Anabelle zapytała:
- Co tak właściwie stało się z Hao? Widziałam jak
ten… nie powiem kto dźgnął go nożem…
- W tej chwili jest nieprzytomny – odpowiedział Ren.
- Na tym nożu była trucizna. Jego brat, Yoh poleciał do Włoch po odtrutkę.
- Trucizna? – zainteresowała się Cassandra. – Można
wiedzieć, jaka? Interesuję się trochę alchemią.
- Zaraz… Jak to mówił Faust…? – spytał Horo, który
miał drobne problemy z zapamiętywaniem długich nazw.
- Pianta velenosa – pomógł mu Lyserg, który jak
dotąd wcale się nie odzywał.
- Właśnie. Pianta gile z nosa – powtórzył niezbyt
dokładnie Usui, przez co oberwał w tył głowy od fioletowowłosego (ciekawe
czemu, nie?).
Cassandra
zaśmiała się, po czym zamyśliła na moment.
- Znam tą roślinę. Odtrutką na nią jest pianta medicinale,
prawda?
- Tak. Tylko, że rośnie ona tylko i wyłącznie we
Włoszech – mruknął niezadowolony Ryu.
Na te
słowa Brunetka wymieniła z Anabelle porozumiewawcze spojrzenie.
♥♥♥
Minęły
kolejne godziny. Mimo, iż Duch Ognia starał się jak mógł, podróż na wyspę
zajęła im ponad sześć godzin. Licząc ze zmianą czasu, była teraz druga w nocy.
Kiepska pora na odwiedziny, nie? Jednak nie mieli czasu, aby czekać do rana.
Zostało im już tylko około dwudziestu godzin, a liczyć trzeba jeszcze powrót do
Patch… Nie do końca pewni, zadzwonili do drzwi niezbyt dużego domu.
Z
początku nikt nie otwierał. Czekali ponad dziesięć minut. Mieli właśnie
odwrócić się i pójść, gdy w drzwiach stanęła zaspana kobieta. Widać było po
niej, że ubierała się na szybko. Jej brązowe włosy były w dość fatalnym stanie,
a bluzka założona tył na przód.
- Czego chcecie!? Nie widać, która godzina? –
ofuknęła nowo przybyłych. Widząc jednak nietypowy smutek w oczach całej trójki,
nieco złagodniała. – Co się dzieje?
- Przepraszamy, że niepokoimy o takiej godzinie,
ale to sprawa życia i śmierci. Czy jest pani pracownicą Instytutu Botaniki i
Zoologii?
Kobieta,
nieco zaskoczona pytaniem z początku nie odpowiedziała. Po chwili jednak
zreflektowała się.
- Tak, owszem. Ale nie stójmy w progu. Wejdźcie –
powiedziała, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając trójkę szamanów do środka.
- Mamy do pani pytanie. Czy była pani może na
wycieczce we Włoszech cztery lata temu?
Coraz
bardziej zdziwiona Nowozelandka przytaknęła tylko głową.
- A czy wzięła pani może roślinę pianta medicinale
do domu z Ogrodów Augusta z Capri?? – zapytał Yoh z wielką nadzieją w oczach.
- Owszem, wzięłam… Nie wiem jednak, po co wam takie
informacje...
- Chodzi o mojego brata. Został otruty podczas
walki, a pianta medicinale jest jedyną odtrutką. Czy jest szansa, abyśmy
dostali tę roślinę…? Możemy zapłacić.
- Nie będziecie za nic płacić. Dlatego, że nie mam
przy sobie tej rośliny, a nawet gdybym miała to i tak nie wzięłabym od was
pieniędzy.
- Nie ma pani? – spytała Anna, gdyż jej narzeczony
nie był w stanie nic rzec. Jego ledwo co odbudowana nadzieja, znów legła w
gruzach.
- Oddałam ją córce, gdy wyjeżdżała. Nie wiem
niestety, czy ten kwiat może przetrwać podróż – odrzekła kobieta smutno.
Naprawdę było jej szkoda tego chłopaka. Nic jednak nie mogła zrobić.
Szamani
nie prosili już o nic więcej. Przeprosili za nachodzenie w nocy i wyszli,
pożegnani przez profesorkę. Yoh niemal od razu przywołał Ducha Ognia.
- Co teraz? – spytał Manta wdrapując się na „grzbiet”
czerwonego potwora. – Szukamy tej dziewczyny?
- Nie, Manta. Już nie ma szans, aby ją znaleźć.
Wracamy do Patch. Ja… Chcę być przy nim, kiedy… - nie dokończył. Nie mógł, bo w
jego oczach natychmiast pojawiły się łzy. I już nikt nie potrafił go pocieszyć.
Stróż
Hao, nie czekając nawet na komendę, wzniósł się w powietrze, kierując w stronę
Ameryki Południowej.
Tymczasem,
kobieta obserwowała to zdarzenie z okna sypialni.
- Biedni młodzi szamani… - powiedziała pani
profesor obserwując wzbijającego się w powietrze DO. Stojący obok niej duch
młodego rycerza nic nie odpowiedział.
I to na tyle :D
Zapraszam na spamik ^^
Szkoda tylko, że Cebin a nie John... Obrazek od http://marcomaxwell.deviantart.com/ |
I teraz to już wszystko. Jeśli chodzi o przyszłą notkę, będę wredna..
a) Yoh
b) Hao
Pozdrawiam :*
a) Yoh
b) Hao
Pozdrawiam :*
*facepalm* Już mnie czoło boli, ale do rzeczy... Smieeeerrrrć! Taaaaak! : ] Yyyy.... Pytanko, czemu tam jest Gilan...? Zaistę dziwna ta notka..... Ale co tam, zasmuciłaś mnie troche tymi koleżankami, zgaduję że one mają ten kwiat.... Co tu powiedzieć? Reszta notki super, świetnie i wgl poprawiłas mi humor tym że notka się pojawiła (nie licząc tekstu powyżej).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next : )
P.S. Troche za póżno, ale Wszystkiego Najlepszego Meene :D
Co? Jak to?:( Gdzie podział się Yoh Asakura, chłopak który zawsze sądził, że z najgorszej sytuacji można znaleść jakieś wyjście? Zdziwiło mnie to...że tak łatwo się poddał(pomimo 15 godzin podróży..dobra..) Ale i tak...jej...smutno mi teraz.. Będę przeżywać całą noc. On chce być przy braciszku gdy.....jejjj....czemu? :( Płakać się chce gdy wyobrażam sobie tego typu scene. Yoh trzyma Hao mocno za rękę....i za nic nie chce puścić braciszka... słodkie,ale okropne:( Nie zabijaj go...:((( Bo będzie żałoba. Kurcze,przeżyłam. Za bardzo.
OdpowiedzUsuńA co do wcześniejszych wydarzeń, oj Haoś, nie mógł się podnieść bo go bolały nogi od trucizny:((( chlip..chodz, ja cię chętnie przygarnę i się tobą zajmę<33 Mam fajną odtrutkę pomagającą na wszystko, zwie się Nutella i każdego już wyratowała z najgorszej opresji * Smaruje Hao nogi nutellą*
- Eee..to chyba nie tak miało być...- wtrąca się Horo.
- Milcz człowieku! W żałobie jestem! Haoś mi tu dednie zaraz, idz albo pomóż smarować!
*Horo horo posłusznie nakłada nutelle na łyżke*
Miała być jakaś śmieszna końcówka..ale i tak..chlip..biedny Haoś. :( Wiesz, że ja się pastwie nad bliźniakami i to bardzo mocno i bezlitośnie. Ale nie zabiłabym Haosia.. przemyśl to!:((((((((
*idzie po chusteczkę*
Dziękuję za dedykację *.* i za wiesz co XD
OdpowiedzUsuńAh, zabrakło mi słów, żeby powiedzieć, jak bardzo cieszę się. XD
Biedny Yoh T.T Tyle musiał się nalatać po świecie i to na marne...ale wiem, że w końcu odnajdzie tę odtrutkę i uratuje brata. Nie ma innej opcji. Nie wierzę, że go uśmiercisz... T.T mam ochotę ich przytulić T.T
Idealne wykorzystanie Amidamaru XD latarka niezawodna^^
Anabelle wydaje się miłą dziewczyną :) Zresztą, pozostałe też ^^ Gilan stał się pogromcą serc? XD Biedna Pirika, taki zawód. Nie, Gilan, ja się wcale z Ciebie nie śmieję. XD
Nie obraziłabym się, gdyby zapomnieli o Antonio. I wcale nie było mi go żal, gdy myślał o swoich przyjaciołach...
Ciekawi mnie ten duch rycerza...kim on jest? Kogo uśmierciłaś? Czyżby to był ten, o którym myślę? ;>
Rozdział genialny i czekam na kolejny^^ Buziaki:*
Kasumi
PS. Co do ankiety... No wiesz?! Dobra...wybieram Yoh.^^
Właśnie! Na śmierć zapomniałam!! Wszystkiego najlepszego, Meene! Zdrowia, szczęścia, mnóstwo chwil. z Johnem *.* :D i wszystkiego, czego chcesz.^^ Sto lat! :*
UsuńKasumi
Heja!
OdpowiedzUsuńTrochę długo mnie nie było, ale mój komputer załącza klawiaturę kiedy i jak sobie chce. =.=
Gdy czytałam o Annabel zaczęłam sobie powtarzać "Nie ma mowy..." "To nie może być...", ale najwyraźniej jest. Ale to jest takie niesprawiedliwe!
Yohś się tyle nalatał po świecie, a i tak jej nie znalazł, a to cały czas... Brak mi słów.
Gomen, jeśli trochę nieskładnie, ale nie chcę dla innych spoilerów robić.
Zaczynam myśleć, że ta wersja którą mi dałaś/którą sobie dałam jest nie hard, a super-hiper-mega-ekstra-strasznie-piekielnie-hard. No bo tyle się narobiłam, a w konsekwencji dało tak mało... Szczególnie, że ta wersja hard jest bardzo ciekawa, więc odbieranie jej czytelnikom byłoby zbrodnią.
A ta ankieta... No naprawdę... Każesz asakuroholiczką wybierać? To jest okrutne T_T Ale wybiorę Yoh, to w następnej wybiorę Hao i się wyrówna ^.^ Co nie zmienia faktu, że bliźniaków NIE MOŻNA rozdzielać. Tak, na randki też mają chodzić razem ^.^ A na randki ze mną to już na pewno. xD
Genki de,
Ashita
Yoh i depresja to tak nie pasuje jak chleb i burza z solą. Po prostu Hao ma sobie przeżyć, a jak ma nie przeżyć to ma być przynajmniej zuym duchem który troszczy się o blizniaka o. (ale mam nadzieję że do takiej alternatywy nie dojdzie)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że dziewoje mają ten kwiatek, albo umieją go wyhodować..a co do ankiety wybieram Hao :)
Pozdrawiam i czekam na następną notkę ^ ^
Coś mi podpowiada że te dziewczyny mają albo gotowe już antidotum albo ten kwiat.Nie przeżyłabym jakby Hao umarł.Ale wiem że Yohao do tego nie dopuścisz .
OdpowiedzUsuńA co do Ankiety to Hao.
Nie ma co się martwić bo ja to już wiem że te szamanki mają odtrutkę ^^. Jestem pewna że pomogą Hao. A co do ankiety to wybieram Yoh :). Czekam na nn.
OdpowiedzUsuńDobra, czyli kwiatek jest w Dobie?
OdpowiedzUsuńW sumie to wynika z tekstu. Nie wiem jak ty to robisz, że wstawiasz rozdział co tydzień. Rozdział mi się podobał. I zaczęło coś iskrzyć między Yoh i Anną. Wiem, że ona go tylko pocieszała, no ale... Z tego na pewno coś wyjdzie. ^^ Ciekawi mnie co z drużyną "Euro". W sumie ich wątek chyba się już kończy. Albo będą powracać jak X-Laws. Czekam na nn.
Pozdrawiam ;*
wiem, że powinnam się martwić o Hao, w końcu biedaczek ma w sobie śmiertelną roślinę, ale... no bez jaj, Ty pozwoliłabyś Haosiowi umrzeć?;P nie ma mowy... po pierwsze - nie dało by się wtedy napisać wzruszającej sceny, jak Yohś przeprasza brata, a potem padają sobie w ramiona i się tulą tak, że mi aż krew z nosa się puści*-*, a taka scena MUSI być;D dwa - już Ty dobrze wiesz, jakie z mojej strony byłyby konsekwencje uśmiercenia któregokolwiek z bliźniaków...>)
OdpowiedzUsuńech... los to jednak troll nad trolle... "Hoho, jeździjcie sobie po świecie, a roślinka cały czas jest w Patch, trollololo" XD
no i patrz, zainteresowania płcią przeciwną Piriki i Jun uratowały Haosiową skórę...;)
rozdział się bardzo podobał^^ jak czytałam o Yoh i jego pękającym serduszku, to aż mi łzy do oczu napłynęły... (nie ma co, napłaczę się dzisiaj... ale to dobrze, bo mi coś do oka wlazło, to sobie przynajmniej ślepka przemyłam;D)
ha, wiedziałam, że coś w tych okolicach będzie rozdział;D jak wczoraj przypominajka na telefonie mi oznajmiła, że są urodziny Meene, to od razu pomyślałam o Tobie;D
buziaczki i czekam na next:)
ach, zapomniałabym o ankietce... oczywiście, że odpowiedź ab>)
OdpowiedzUsuńDzijzas, jak możesz mi tu Haosia zabijać?! Mam nadzieję, że Anabelle będzie miała ten kwiatek... Biedny Yoh, tyle się nalatał i wraca z pustymi rękami. Czekam na następny rozdział, a jak zabijesz mi Haosia to rozerwę xD. Nie, no żartuję... Zapłaczę się i wystartuje w następnym turnieju, a jak zostanę Królem Szamanów to go wskrzeszę. A będzie to za jakieś... 500 lat? -.-' Może jak będę się zdrowo odżywiać to dożyję xD A co do ankietki oczywistą odpowiedzią jest ab. ;D Czekam na 31. Pozdrowieeeeenia;D
OdpowiedzUsuńTo jeden z lepszych rozdziałów. Historia staje się bardziej realistyczna z powodu miejsc, do których przybywają (pooglądałam kilka zdjęć Via Krupp i Marina Piccola - po prostu piękne *_*) Poza tym jest to jeden z tych wątków, które ukazują miłość braci Asakura - czyli to, co wszyscy lubimy najbardziej w tym opowiadaniu. XD Oczywiście wierzę,że w dalszych rozdziałach Haosia nie uśmierciłaś, tak więc idę czytać dalej~
OdpowiedzUsuń