Yay! To chyba jeden z najdłuższych rozdziałów, jakie napisałam! *zaciesz* Tak, po tych krótkich pięciostronówkach, mam dla Was ponad siedem stron!
Szczerze mówiąc, wolałabym, aby ten rozdział miał jakiś bardziej... ciekawy numer, ot choćby 40... Liczba 37 jakoś nie wydaje mi się zbyt interesująca xD No, ale mniejsza z tym, bo raczej nie chcielibyście bym przeciągała ten finał w nieskończoność, prawda?
Ech, zaczynam paplać od rzeczy...
To zanim przejdziemy do rozdziału, jeszcze jedna sprawa... Z tego, co mi wiadomo, byłam pierwszą osobą, która wprowadziła regularne spamy z obrazkami pod koniec notki... Trochę głupio mi o tym pisać, ale jak ktoś stwierdził w komentarzu, były one czymś, co w jakiś sposób wyróżniało mojego bloga... Dlatego, jeżeli chcecie robić coś takiego u siebie, to chociaż spytajcie...
Dobra, to była ta mniej przyjemna część, a teraz coś innego. Cóż, ten rozdział jest dość kluczowy w całej historii, możliwe nawet, że jest najważniejszym... Czekałam na niego od bardzo dawna, mimo, że do samego końca nie byłam w 100% pewna jak on będzie wyglądać. Chciałabym zadedykować go wszystkim, którzy zostawiają u mnie komentarze, gdyż to właśnie Wy utrzymujecie mnie przy chęci do pisania :)
Mimo wszystko, mój blog ma, jakby nie patrzeć, 19 obserwatorów, a pod ostatnią notką było tylko 9 komentarzy, w tym połowa od nie-obserwatorów... Jeżeli nie macie pomysłu na komentarz, napiszcie tylko "przeczytałam/łem". Chcę po prostu wiedzieć, ile tak naprawdę Was jest ^^
Co tu jeszcze... Trochę się rozgadałam xD Dobra, powiem tylko, że mam w planie zacząć drugiego bloga o SK. Nie wiem jeszcze, czy zacznę go prowadzić przed wakacjami, bo wolałabym najpierw mieć kilka notek naprzód :)
Dobra, to już ostatnia sprawa! Dostałam głosy mniej więcej po równo na Annę i koty/Matamune, więc na końcu czekają na Was obrazki z Osorezan Revoir <3 Zapraszam do zamawiania na kolejne notki :D
To już nie przynudzając, zapraszam na rozdział
37. Wola Króla Duchów
- Hao…? – Yoh odezwał
się po kilku minutach ciszy, która nastała po szokującej wiadomości. Zdawało
się, że wszystko: wiatr, owady, małe zwierzątka, nagle zastygło, czekając na
reakcję bliźniaków.
- Yoh… Ja…
Hao zacisnął powieki, z których chciały wypłynąć łzy.
Poczuł na ramieniu przyjemne ciepło. Z początku myślał, że to jego brat, jednak
kiedy odwrócił głowę, ujrzał tylko Ducha Ognia w nieco zmniejszonej, dwumetrowej
wersji. Zasmucił się. Liczył, że Yoh zrozumie jego ideę… Bo przecież ludzi
trzeba zniszczyć, prawda?
Odwrócił się w stronę Króla Duchów, którego sylwetka widniała
na horyzoncie. Tak blisko… A zarazem tak daleko… Jednak, czy to jest ten
wymiar? Czy widoczny tutaj słup bladoniebieskiego światła nie jest tylko
złudzeniem?
Wtedy Hao coś zrozumiał. Szybko zwrócił się w kierunku
bliźniaka, który nadal siedział na jednym z kamieni.
- Yoh, nie mamy wyboru.
Musimy walczyć. Weź swoją katanę i… - tu zawahał się na moment - …powodzenia…
Młodszy Asakura spojrzał na niego z lękiem, jednak
posłusznie wstał i wyciągnął Harusame. Zaraz potem wprowadził do niego
Amidamaru.
Hao czuł drżenie dłoni, w której utworzył swój płomienny
miecz. Jeszcze nigdy nie zaatakował Yoh, mając na celu zranienie go, nie mówiąc
już o pozbawieniu brata życia…
Zanim jednak zdołał do końca to przemyśleć, właściciel
pomarańczowych słuchawek skoczył na niego z kataną uniesioną nad głowę.
Niewiele myśląc, ognisty szaman sparował uderzenie, odskakując nieco do tyłu.
Zaskoczony, poczuł w sobie nowe emocje, charakterystyczne dla wszystkich walk,
które stoczył. Nagłe podniesienie poziomu adrenaliny dobrze mu zrobiło, bo,
niewiele myśląc, wykonał szybkie cięcie z boku. Krótkowłosy osłonił się, po
czym natychmiast oddał bliźniakowi.
Wymiana ciosów trwała kilka minut, jednak jak na razie,
była to tylko walka na umiejętności szermiercze. Żaden z Asakurów nie użył jak
dotąd swojego foryoku. Bracia nie patrzyli też sobie w oczy, skupiając wzrok
raczej na ostrzu miecza przeciwnika. Obaj bali się, że coś w nich pęknie, gdy
spotkają spojrzenie tego drugiego… A skoro już zaczęli, nie chcieli kończyć.
W pewnym momencie zaatakowali jednocześnie, a ich miecze
złączyły się. Naparli na siebie, pragnąc jakoś uwolnić się z owej pułapki. Hao,
który był nieco silniejszy, odepchnął od siebie bliźniaka tak, że chłopak
zachwiał się i o mało co, a straciłby równowagę. Wtedy starszy Asakura cofnął
się kilka kroków i, gdy zobaczył, że Yoh stoi już pewnie na nogach, zaatakował
w nieco inny sposób.
- Duchu Ognia!
Płomienne Ostrze!
Za mieczem długowłosego poleciała łuna czerwonego światła,
która następnie trafiła w zaskoczonego Yoh. Wielbiciel cheeseburgerów odleciał
kilka metrów do tyłu, czując lekki swąd ze swojego stroju. Na szczęście, atak
tylko nieco spalił mu kamizelkę, nie czyniąc więcej szkód. Czując się już
pewniej, chłopak wstał, podbiegł do przeciwnika i skacząc, zawołał:
- Amidamaru! Otrze
Aureoli!
Złoty strumień foryoku poleciał w kierunku Hao, jednak ten
osłonił się. Mimo to, siła ciosu sprawiła, że władca płomieni musiał cofnąć się
nieco. Niezbyt z tego powodu zadowolony, wysłał w stronę brata kilka małych kul
ognia. Nie uczyniły one co prawda żadnej krzywdy właścicielowi pomarańczowych
słuchawek, ale sprawiły, że Asakura poczuł się jeszcze pewniej.
W tej chwili rozgorzała prawdziwa walka.
♥♥♥
- Nie, przecież on
zaraz…! Ach, nie sparował to… Ale teraz…! Nie, znowu mu się udało… Wow, to było
niesamowite! – Pirika nawet nie zauważyła, że sama dla siebie komentuje walkę
bliźniaków.
Cała nasza gromadka zajęła miejsca dokładnie naprzeciwko
telebimu, dzięki czemu miała najlepsze miejsca na arenie. Właściwie, to innym
szamanom przez myśl nawet nie przeszło, by zająć siedziska, na których z całą
pewnością będzie chciała usiąść Anna Kyoyama. Mimo to, stadion był pełny, co
więcej, ludzie stali nawet w przejściach i unosili się nad areną. Członkowie
rady pozwolili też szamanom stać w miejscu, gdzie zwykle odbywały się walki.
Trudno było stwierdzić, komu kibicują szamani. Zacząć
powinno się jednak od tego, że nadal byli w szoku po nagłym wyznaniu Hao. Co
prawda, znalazła się grupka osób, które zaraz po tym stwierdziły „Wiedziałem od
początku, że nie można mu ufać” czy też „To było oczywiste, że tylko udaje”.
Wśród nich znaleźli się oczywiście X-laws, a także kilku innych, nieznanych nam
z imienia szamanów.
Jednak, o ile dla większości widzów to oświadczenie było
wstrząsem, trudno powiedzieć, jak musieli się czuć nasi przyjaciele… Choco,
który w tym momencie jadł kanapkę, wypluł całą zawartość swoich ust na
siedzącego obok Horo. Ren upuścił butelkę mleka, która spadła na beton i
rozbiła się na mnóstwo drobnych kawałków. Jun, Pirika i Tamao, pisnęły ze
strachu. Dziewczęta z „The oak leaf team” otworzyły szeroko oczy ze zdumienia,
nie potrafiąc nic z siebie wykrztusić. Byli członkowie X-laws, tj. John, Meene
i Lyserg, po prostu zaniemówili. Ich szok można było porównać tylko z tym, co
odczuwali Manta i Anna. Cała piątka wierzyła przecież, że Hao się zmienił, że
nie chce już nikogo skrzywdzić, że zrezygnował z niszczenia ludzkości…
- C-co…? – zapytał
wtedy Manta, drżącym głosem. – T-to niemożliwe…!
- Obawiam się, że
możliwe… - powiedziała Anna, jednak jej głos był zupełnie pozbawiony
jakichkolwiek emocji. – Nie wiemy, co wydarzyło się w jaskini…
To wystarczyło, by członkowie naszej gromadki zrozumieli,
że dziwne zachowanie bliźniaków jest efektem wielogodzinnego przebywania w
tunelu. Niewiele im to pomogło, jednak zawsze lepiej wiedzieć, że przyjaciel
ich nie oszukiwał.
- Poddali ich praniu
mózgów! – krzyknęła wściekła Natalie, wstając ze swojego siedziska. Możliwe, że
pobiegłaby teraz poskarżyć się członkom rady, jednak powstrzymały ją koleżanki
z drużyny.
Kilku szamanów, równie energicznych, co blondynka, pobiegło
nawet do Bogu ducha winnych przedstawicieli Króla Duchów, którzy nie mogli nic
poradzić na zmianę zachowania finalistów. Doszło nawet do niewielkich
zamieszek, jednak te ostatnimi czasy stały się w Patch czymś zupełnie
normalnym. Zaczęło się od telebimów, po czym widzowie mieli pretensje, że ekran
non stop przez dwa dni pozostawał czarny. Nie pomogły wyjaśnienia członków
rady, że w Yomi tak to już jest, że nic nie widać. Protestujący i tak wiedzieli
lepiej…
Wracając jednak do tematu, wszyscy obecni byli niezmiernie
podekscytowani pojedynkiem. Wymiana ciosów nabrała tak szybkiego tempa, że
bliźniacy przypominali teraz tylko dwie czarne smugi, otoczone błękitną lub
czerwoną otoczką foryoku. Właściwie, to gdyby nie długość włosów i kolor
szamańskiej mocy, bliźniaków ciężko byłoby odróżnić. Hao, który po walce z
Renem stracił swoją pelerynkę, otrzymał strój identyczny jak brat, tyle że z
czerwonymi obszyciami.
- Nie, Yoh! – pisnęła
Tamao, kiedy właściciel pomarańczowych słuchawek został dość mocno odepchnięty
i na kilka sekund przywarł plecami do jednego z kamieni. Szybko jednak powrócił
na ziemię i to w ostatniej chwili, bo ułamek sekundy później, w miejsce, gdzie
się znajdował, ognisty miecz wbił się niemalże do połowy.
- Co się z nimi dzieje…
- martwiła się Meene. Z nerwów ściskała dłoń Johna tak mocno, że do jego palców
prawdopodobnie nie mogła już dotrzeć krew.
W tym momencie stało się coś zupełnie nieoczekiwanego.
Jakaś niewyjaśniona siła odepchnęła walczących od siebie tak, że znaleźli się
teraz po dwóch przeciwnych stronach areny.
- Co do…?! – Ren
wygłosił to, co pomyśleli teraz zapewne wszyscy na arenie.
- Bliźniacy Asakura –
rozległ się potężny głos Króla Duchów. – Wasza walka trwa już zdecydowanie za
długo. Jeżeli nie zakończycie jej przed zachodem słońca, zginiecie obaj!
Zostały wam dwie godziny!
Po widowni przeszedł szmer, który zaraz przerodził się w
głośne rozmowy.
- Zginą obaj?!
- Co ten Król Duchów
sobie myśli?!
- Na pewno znajdziecie
jakieś wyjście… Wierzę w Was… - szepnęła Anna, jednak dosłyszeć ją mogły tylko
dwie osoby, które siedziały tuż obok.
♥♥♥
Na wieść, że jeszcze trochę, a zginą obaj, bliźniacy stanęli
jak sparaliżowani. Teraz już naprawdę nie mieli odwrotu, musieli zakończyć tę
walkę… Yoh, już nie pierwszy raz tego dnia, wyrzucał sobie w myślach, że nie
powinien był dotrzeć do finału… Nie po to przecież przeżyli tyle z bratem, by
musieć to tak szybko skończyć…
Bo rzeczywiście, było tego sporo. W ciągu ostatnich
miesięcy przeżyli uwięzienie przez X-laws, atak Yohane’a w ciele Rena,
rozdzielenie przez Aku, walki z drużyną „Euro”… Młodszy Asakura poleciał nawet
do Włoch i Nowej Zelandii, żeby odnaleźć odtrutkę… Potem poznali drużynę „The
oak leaf team”, dzięki której Hao powrócił do zdrowia. Następnie czekało ich
wiele walk, po których w końcu dotarli aż do finału… Pokonali tyle przeszkód,
przeszli przez las, bagna, pustynię i krainę pokrytą lodem… I wszystko to tylko
po to, by poróżniła ich jakaś jaskinia?!
- Hao! – zawołał
młodszy z braci, jednak ognisty szaman nie zważał na to. Zaślepiony dziwnymi
wizjami, które dotarły do niego w czasie pobytu w tunelu, nie myślał logicznie.
Jedynym, czego chciał, było zwycięstwo w Turnieju.
Skoczył teraz w kierunku Yoh z mieczem przygotowanym do
śmiercionośnego cięcia. Narzeczonemu Anny w ostatniej chwili udało się
odskoczyć. Zaraz potem, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, wielbiciel
cheeseburgerów wykonał przeciwuderzenie, które rozpruło materiał na spodniach
władcy płomieni.
W pewnym momencie, kiedy Yoh posłał strumień foryoku w
brata, a ten uchylił się, cios trafił w zewnętrzną barierę areny. Zamiast
jednak rozpłynąć się w niej, jak dotychczas, atak odbił się, kierując znów w
stronę bliźniaków. Hao zatrzymał cios na naprędce stworzonej tarczy, jednak
jego siła sprawiła, że stracił równowagę.
Yoh, korzystając z tego, podciął bratu nogi. Ognisty
szaman upadł na plecy, po czym natychmiast przeturlał się na bok, by uniknąć
spotkania z Harusame. W normalnej walce, zapewne wykorzystywałby umiejętność
teleportacji, jednak tutaj była ona niemożliwa. Za pierwszym razem, kiedy
długowłosy miał okazję się o tym przekonać, omal nie stracił ręki. Na szczęście
skończyło się to tylko obcięciem jednego z pasków, przytrzymujących dzwonek
wyroczni.
Kiedy młodszy z bliźniaków mocował się z mieczem, który ugrzązł
w ziemi, Hao udało się ponownie stanąć na nogach. Był zmęczony, dyszał ciężko,
a obraz przed oczami zdawał mu się robić coraz mniej ostry. Władca płomieni
zrozumiał, że jak tak dalej pójdzie, może nawet stracić przytomność. Posłał
więc do brata potężną kulę energii, która mogła mieć co najmniej dwa metry
średnicy.
Yoh udało się odskoczyć, jednak fala foryoku odbiła się od
ściany, kierując się znów w jego stronę. Młodszy z braci ponownie się uchylił.
Jednak atak nie chciał się rozpłynąć, ciągle odbijając się od niewidzialnej
bariery.
Tak samo zaczęło się dziać z kolejnymi zadawanymi przez
walczących ciosami. Nie minęło kilka minut, a arena wypełniła się latającymi we
wszystkie strony strumieniami foryoku. Niekiedy, gdy się ze sobą zderzały,
powstawał mały wybuch.
Bliźniacy mieli więc teraz utrudnione zadanie, bo musieli
uważać nie tylko na ataki przeciwnika, ale także na nadlatujące zewsząd
strumienie foryoku.
W pewnej chwili, kiedy bracia ponownie starli się ze sobą
mieczami, wszystkie latające kule energii połączyły się w jedną. Ta zaś, jak
zauważył Yoh, kierowała się dokładnie w kierunku pleców Hao…
- Hao, uważaj! –
krzyknął Yoh, używając całej pozostałej mu siły na odepchnięcie bliźniaka na
bok. Zaskoczony takim obrotem sprawy długowłosy, upadł na ziemię, spoglądając
ja wielbiciela cheeseburgerów, który przyjął na siebie potężny atak.
Młodszy z Asakurów poczuł tylko silne pchnięcie, które
sprawiło, że przeleciał na drugą stronę areny i po raz enty tego dnia, został
na kilka sekund przytwierdzony do ściany. Pierwszy raz jednak, zdał sobie
sprawę, że utracił kontrolę ducha.
- Yoh-dono! – krzyknął
Amidamaru, natychmiast wnikając z powrotem do miecza. Jego szaman nie musiał
nawet mu tego nakazywać.
- Nic mi nie jest… -
wydyszał chłopak, otrzepując się, a przy okazji pozbawiając też resztki dawnej
kamizelki. I tak w połowie była już ona spalona lub pocięta.
- Uważaj! – ostrzegł
samuraj, widząc, że Hao przygotowuje się do zadania kolejnego ciosu.
Właściciel pomarańczowych słuchawek zręcznym ruchem ominął
mknący w jego stronę strumień ognia, przy okazji zbliżając się dość znacznie do
przeciwnika. Wstał szybko, lecz w tym momencie poczuł silny ból w kostce.
Ognisty szaman wykorzystał moment i uderzył go mocno płazem miecza. Młodszy
Asakura chciał wstać, lecz ze strachem stwierdził, że nie potrafi.
Prawdopodobnie doszło do skręcenia lub – co gorsza – złamania.
W ostatniej chwili, przetoczył się na plecy i przeszedł do
pozycji siedzącej. Sparował pierwsze cięcie brata, jednak drugie wytrąciło mu
Harusame z dłoni. Był bezbronny. Kątem oka zauważył, że otacza ich ognisty
krąg, który mógł mieć nie więcej niż dwa metry średnicy. Znalazł się w pułapce.
Nieco się tego obawiając, przeniósł ponownie wzrok na
ostrze płomiennego miecza. Musiał wręcz zrobić zeza, bo znalazło się ono teraz
niecałe dziesięć centymetrów od jego szyi. Tknięty jakimś wewnętrznym impulsem,
odważył się spojrzeć w wypełnione ogniem nienawiści oczy bliźniaka.
- Gratuluję… - szepnął
cicho. – Wygrałeś.
Zaraz potem spuścił wzrok, by nie pokazać łez, które za
wszelką cenę, pragnęły z niego wypłynąć. Naprężył mięśnie, gotów na śmierć.
- Żegnaj Hao… Mimo
wszystko… Dziękuję, że miałem takiego brata…
Bardziej wyczuł niż zobaczył, jak Hao unosi nad głowę swój
miecz. Zacisnął zęby i wbił palce w piasek areny, czekając na cios. Jednak ten
nie nadszedł.
W zamian za to, poczuł czyjąś dłoń na swojej brodzie.
Osoba, która go dotknęła, zmusiła go by uniósł głowę. Nieco obawiając się, czy
nie zobaczy przed sobą jakichś istot z zaświatów, ostrożnie rozchylił powieki.
Zamiast aniołów czy też demonów, ujrzał przed sobą tylko
lekko uśmiechniętą twarz brata, którego oczy zaszklone były od łez. W jednej
ręce trzymał niewielki sztylet, będący jakby zmniejszoną wersją jego miecza.
- Yoh… Nie wiem, co we
mnie wstąpiło… Ale tak dalej być nie może… O mało co, a pozbawiłbym życia
jedynego brata… - W tym momencie Hao wcisnął do dłoni bliźniaka rękojeść
sztyletu. – Nie zasługuję na to, by opuścić to miejsce. Zabij mnie i zostań
królem. Nie wyobrażam sobie nikogo lepszego na to stanowisko. Przepraszam cię…
Przepraszam za wszystko…
Nie powstrzymywał już dłużej łez, które spływały mu po
policzkach, by następnie opaść na piasek areny.
Yoh spoglądał z całkowitym niedowierzaniem, to na
ognistego szamana, to na sztylet w swojej dłoni.
- Hao… - szepnął,
jednak brat nie dał mu dojść do słowa.
- Nie Yoh, tak trzeba…
- W tej chwili chwycił dłoń bliźniaka, w której znajdował się nóż i zbliżył ją
do swojej piersi. – Kocham Cię, braciszku…
Po jego policzku spłynęła ostatnia łza tego dnia.
♥♥♥
Widzowie wpatrywali się w ekran z niedowierzaniem. Yoh
leżał bezbronny na ziemi, a nad nim pochylał się Hao z mieczem tuż przy gardle
przeciwnika. Otaczał ich pierścień płomieni.
Nagle, starszy z bliźniaków uniósł miecz i… obraz zniknął.
- No nie! To są chyba
jakieś żarty!!! – zdenerwowali się szamani na widowni.
- Tak nie można! –
wściekali się inni.
Jednak dla niewielkiej grupki oznaczało to coś zupełnie
innego. Ich obawy się ziściły. Największy koszmar stał się rzeczywistością.
Iskierka życia ich najlepszego przyjaciela zgasła. I to przez kogo?! Przez
osobę, której ufał bezgranicznie, którą kochał braterską miłością… To paradoks,
gdy osoba, dla której bez wahania poświęcilibyśmy własne życie, tak po prostu
je nam odbiera. I to dlaczego?! W imię jakiejś chorej idei?! Przecież zawsze
wydawało się, że Asakurowie wyznają zasadę „Co tam świat, wkurzanie brata jest
ważniejsze”…
Anna opadła bez sił na swoje siedzenie, wtulając się w
siedzącego obok Mantę, aby ukryć łzy. Chłopcy oraz Ryu i Faust siedzieli jak
sparaliżowani. Tamao, Pirika i Jun przytuliły się do siebie, płacząc. Meene
ukryła twarz w koszuli Johna. Anabellee oparła się o Natalie, chowając
zaszklone oczy pod kapturem płaszcza. Cassie natomiast objęła rękami ramię
siedzącego obok Lyserga, który pocieszająco pogłaskał ją po głowie.
Mikihisa, Keiko oraz reszta Asakurów, którzy przybyli, aby
obserwować finał również ogromnie cierpieli. Ojciej bliźniaków otoczył żonę
ramionami i przycisnął ją mocno do siebie. Nawet dziadkowie sprawiali wrażenie
załamanych.
Dla tych szamanów świat już nie istniał, bo zabrakło
osoby, która nadawała mu blask.
♥♥♥
Nagle usłyszeli donośny grzmot, po czym niebo nad nimi
zasnuło się ciemnymi, prawie czarnymi chmurami. Jedynym światłem był teraz
płonący krąg dookoła.
Nie zwracali jednak na to uwagi. Hao wciąż trzymał dłoń
Yoh, próbując ją przybliżyć do swojej piersi. Ten jednak wypuścił broń i, zanim
starszy z Asakurów zdołał cokolwiek zrobić, rzucił się bliźniakowi na szyję.
Nie obchodziła go skręcona kostka, tylko to, że wrócił jego ukochany brat.
- Yoh, co ty robisz?
Przecież…!
- Zamknij się, idioto –
wyszczerzył się wielbiciel cheeseburgerów. – Witaj z powrotem wśród żywych.
- Sam się zamknij – Hao
uśmiechnął się delikatnie. Później nic już nie mogło powstrzymać go przed
dobraniem się do fryzurki kochanego braciszka.
- Bracia Asakura! –
rozległ się znany już nam wszystkim głos.
- No nie… Pan gaduła
się odezwał… - mruknął Hao. Wesoły nastrój prysł niczym bańka mydlana.
- Bracia Asakura,
nadszedł już czas. Macie ostatnią szansę, jeśli nie chcecie zginąć! Jeżeli
jeden z was nie uśmierci drugiego, to będzie wasz koniec.
Bliźniacy spojrzeli po sobie. Wystarczyło jedno
porozumiewawcze spojrzenie, by wiedzieli, co będzie dalej.
- Czyli ten, który stąd
wyjdzie zostanie Królem Szamanów, tak? – spytał Hao, pomagając bratu wstać.
Ten, z powodu skręconej kostki, musiał podpierać się non stop o ramię władcy
płomieni.
- Owszem – odpowiedział
Król Duchów.
- I zwycięzca otrzyma
Króla Duchów jako stróża, tak? – chciał się dowiedzieć Yoh.
- Nie do końca –
oznajmił rozmówca. – Król Szamanów otrzyma moją moc, jednak ja nie mogę zostać
niczyim stróżem.
- To jest właśnie to,
co chciałem usłyszeć… - młodszy z Asakurów uśmiechnął się wrednie, a Król
Duchów zdał sobie sprawę, że zaczyna tracić panowanie nad sytuacją.
♥♥♥
Wszyscy znani nam szamani zebrali się w jednym miejscu,
próbując się jakoś wzajemnie pocieszyć. Niestety, dość marnie im to szło. Najtrudniej
dotrzeć było do Anny, Manty, Keiko i Mikihisy, którzy zdawali się zupełnie
wytrąceni z rzeczywistości. Kino mruczała coś nad swoimi koralami, próbując
skontaktować się ze światem duchów. Jednak nie potrafiła. Coś nie pozwalało jej
dotrzeć do zaświatów.
Członkowie rady, nieudolnie próbowali wytłumaczyć szamanom
z Patch, że nie mają wpływu na przebieg finału i że są tylko pośrednikami
między Królem Duchów, a członkami Turnieju.
Mimo to, zamieszki i tak ucichły. Wszyscy, może z kilkoma
wyjątkami, w głębi serca ogromnie współczuli Asakurom i ich przyjaciołom. Bali
się też, co będzie, kiedy Hao wróci do tego wymiaru. Czy zabije ich wszystkich
bez wahania?
Nie dane im było zbyt długo się nad tym zastanawiać, gdyż
nagle, zaledwie kilka metrów od załamanych przyjaciół bliźniaków, pojawił się
snop złotego światła. Zaczął on tworzyć dwie, niemal identyczne sylwetki, które
z biegiem czasu zaczęły nabierać coraz to wyraźniejszego kształtu i koloru. Nim
widzowie się spostrzegli, stanęli przed nimi bracia Asakura. Każdy z nich miał
na sobie nieco nietypowy strój, składający się z koszuli, długich spodni,
włożonych do wysokich butów oraz peleryny, obszytej dookoła futrem. W przypadku
Yoh, ubranie miało kolor pomarańczowy, w przypadku Hao – czerwony. Jednak
przedmiotem, który najbardziej przyciągnął uwagę wszystkich, były dwie korony,
puste w środku – symbol władzy książęcej.
- Yoh! – krzyknęła Anna,
nie mogąc uwierzyć własnym oczom. – Ty żyjesz!
Nikt nawet nie próbował jej powstrzymać, kiedy – zupełnie do
siebie niepodobnie – rzuciła się narzeczonemu na szyję. Ten, z początku stracił
równowagę, jednak dzięki pomocy Hao, również wtulił się w ukochaną.
Trudno opisać radość, która towarzyszyła wszystkim. Co
prawda, na początku nie byli zbyt ufni w stosunku do Hao, jednak po wielu
przeprosinach i zapewnieniach ze strony braci, do naszych szamanów dotarło, że
to wszystko było tylko chwilowym efektem przebywania w tunelu.
- Ale jak to właściwie
możliwe? Przecież słyszeliśmy, jak Król Duchów…
- Król Duchów nie jest
wcale taki tępy, na jakiego wygląda… - uśmiechnął się Hao. – Da się z nim dogadać,
prawda, braciszku?
- Oj tak… Da się, da…
♥♥♥
- Zdecydowaliście w końcu? – Król Duchów zaczął się
niecierpliwić.
- Tak – uśmiechnął się młodszy z bliźniaków.
- Owszem – zawtórował mu starszy.
- I jak?
- Cóż, ja go zabić nie mam zamiaru.
- Ja jego też nie.
- To jak to sobie wyobrażacie?! – głos Króla Duchów
zaczął drżeć.
- Moc można podzielić, czyż nie?
- Tak… I co?
- A przecież nic by się nie stało, gdyby zamiast
jednego króla było dwóch książąt, prawda?
- Ale… Nie to to chodzi w turnieju! – zawołał zaskoczony
Król Duchów.
- No ale to dużo lepsze wyjście. W razie czego,
książęta mogą być w dwóch miejscach jednocześnie…
- Może i tak… Ale przecież…
- Królu Duchów, jesteś przecież inteligentny.
Zdajesz sobie sprawę, że nawet po śmierci, jako twoja część, nie damy ci tak
szybko spokoju… - powiedział Hao powoli, tak jakby tłumaczył coś małemu dziecku.
- A jako książęta moglibyśmy zrobić coś dobrego dla świata…
Przez
kilka minut panowała absolutna cisza. Król Duchów musiał dokładnie przemyśleć
propozycję.
- ... Niech wam będzie… Ale najważniejsze decyzje
macie konsultować ze mną, jasne?
- Tak jest! – wyszczerzyli się bliźniacy, salutując.
Król
Duchów tylko westchnął, po czym zabrał się za przekazywanie Asakurom wszystkiego,
co powinni wiedzieć. Kiedy bracia przyglądali się swoim odbiciom w lustrze,
mierząc nowe stroje, powiedział tylko do siebie:
- Strzeż się świecie… Oto twoi nowi władcy…
Chociaż, kto wie…? Może okażą się przydatniejsi niż na pierwszy rzut oka…?
EDIT (25.10.2014): TEN ROZDZIAŁ JEST OFICJALNYM ZAKOŃCZENIEM BLOGA. Wszystkie następne są jedynie nieudanymi próbami kontynuowania historii, która moim zadaniem powinna się zakończyć tutaj. Dziękuję za przeczytanie tego amatorskiego opowiadania :)
~Yohao
EDIT (25.10.2014): TEN ROZDZIAŁ JEST OFICJALNYM ZAKOŃCZENIEM BLOGA. Wszystkie następne są jedynie nieudanymi próbami kontynuowania historii, która moim zadaniem powinna się zakończyć tutaj. Dziękuję za przeczytanie tego amatorskiego opowiadania :)
~Yohao
No i tyle ^^ Zanim przejdziemy do Osorezan Revoir, coś pasującego tematycznie do notki:
Adresy uzupełnię wieczorem! :D
Do następnej notki, bay! :)