Kilka słów o blogu + regulamin

Blog przedstawia moją wersję wydarzeń w anime Shaman King ("Król Szamanów") poczynając od trzeciej rundy.

Obecnie blog uznać można za zakończony. Oficjalne zakończenie ma miejsce w rozdziale 37. Pozostałe uznać można za dodatkowe. Nie mają one większego wpływu na fabułę.

środa, 24 kwietnia 2013

37. Wola Króla Duchów



Yay! To chyba jeden z najdłuższych rozdziałów, jakie napisałam! *zaciesz* Tak, po tych krótkich pięciostronówkach, mam dla Was ponad siedem stron!
Szczerze mówiąc, wolałabym, aby ten rozdział miał jakiś bardziej... ciekawy numer, ot choćby 40... Liczba 37 jakoś nie wydaje mi się zbyt interesująca xD No, ale mniejsza z tym, bo raczej nie chcielibyście bym przeciągała ten finał w nieskończoność, prawda?
Ech, zaczynam paplać od rzeczy... 
To zanim przejdziemy do rozdziału, jeszcze jedna sprawa... Z tego, co mi wiadomo, byłam pierwszą osobą, która wprowadziła regularne spamy z obrazkami pod koniec notki... Trochę głupio mi o tym pisać, ale jak ktoś stwierdził w komentarzu, były one czymś, co w jakiś sposób wyróżniało mojego bloga... Dlatego, jeżeli chcecie robić coś takiego u siebie, to chociaż spytajcie... 
Dobra, to była ta mniej przyjemna część, a teraz coś innego. Cóż, ten rozdział jest dość kluczowy w całej historii, możliwe nawet, że jest najważniejszym... Czekałam na niego od bardzo dawna, mimo, że do samego końca nie byłam w 100% pewna jak on będzie wyglądać. Chciałabym zadedykować go wszystkim, którzy zostawiają u mnie komentarze, gdyż to właśnie Wy utrzymujecie mnie przy chęci do pisania :) 
Mimo wszystko, mój blog ma, jakby nie patrzeć, 19 obserwatorów, a pod ostatnią notką było tylko 9 komentarzy, w tym połowa od nie-obserwatorów...  Jeżeli nie macie pomysłu na komentarz, napiszcie tylko "przeczytałam/łem". Chcę po prostu wiedzieć, ile tak naprawdę Was jest ^^
Co tu jeszcze... Trochę się rozgadałam xD Dobra, powiem tylko, że mam w planie zacząć drugiego bloga o SK. Nie wiem jeszcze, czy zacznę go prowadzić przed wakacjami, bo wolałabym najpierw mieć kilka notek naprzód :)
Dobra, to już ostatnia sprawa! Dostałam głosy mniej więcej po równo na Annę i koty/Matamune, więc na końcu czekają na Was obrazki z Osorezan Revoir <3 Zapraszam do zamawiania na kolejne notki :D
To już nie przynudzając, zapraszam na rozdział

37. Wola Króla Duchów


- Hao…? – Yoh odezwał się po kilku minutach ciszy, która nastała po szokującej wiadomości. Zdawało się, że wszystko: wiatr, owady, małe zwierzątka, nagle zastygło, czekając na reakcję bliźniaków.
- Yoh… Ja… 
           Hao zacisnął powieki, z których chciały wypłynąć łzy. Poczuł na ramieniu przyjemne ciepło. Z początku myślał, że to jego brat, jednak kiedy odwrócił głowę, ujrzał tylko Ducha Ognia w nieco zmniejszonej, dwumetrowej wersji. Zasmucił się. Liczył, że Yoh zrozumie jego ideę… Bo przecież ludzi trzeba zniszczyć, prawda?
           Odwrócił się w stronę Króla Duchów, którego sylwetka widniała na horyzoncie. Tak blisko… A zarazem tak daleko… Jednak, czy to jest ten wymiar? Czy widoczny tutaj słup bladoniebieskiego światła nie jest tylko złudzeniem?
           Wtedy Hao coś zrozumiał. Szybko zwrócił się w kierunku bliźniaka, który nadal siedział na jednym z kamieni.
- Yoh, nie mamy wyboru. Musimy walczyć. Weź swoją katanę i… - tu zawahał się na moment - …powodzenia…
           Młodszy Asakura spojrzał na niego z lękiem, jednak posłusznie wstał i wyciągnął Harusame. Zaraz potem wprowadził do niego Amidamaru.
           Hao czuł drżenie dłoni, w której utworzył swój płomienny miecz. Jeszcze nigdy nie zaatakował Yoh, mając na celu zranienie go, nie mówiąc już o pozbawieniu brata życia…
           Zanim jednak zdołał do końca to przemyśleć, właściciel pomarańczowych słuchawek skoczył na niego z kataną uniesioną nad głowę. Niewiele myśląc, ognisty szaman sparował uderzenie, odskakując nieco do tyłu. Zaskoczony, poczuł w sobie nowe emocje, charakterystyczne dla wszystkich walk, które stoczył. Nagłe podniesienie poziomu adrenaliny dobrze mu zrobiło, bo, niewiele myśląc, wykonał szybkie cięcie z boku. Krótkowłosy osłonił się, po czym natychmiast oddał bliźniakowi.
           Wymiana ciosów trwała kilka minut, jednak jak na razie, była to tylko walka na umiejętności szermiercze. Żaden z Asakurów nie użył jak dotąd swojego foryoku. Bracia nie patrzyli też sobie w oczy, skupiając wzrok raczej na ostrzu miecza przeciwnika. Obaj bali się, że coś w nich pęknie, gdy spotkają spojrzenie tego drugiego… A skoro już zaczęli, nie chcieli kończyć.
           W pewnym momencie zaatakowali jednocześnie, a ich miecze złączyły się. Naparli na siebie, pragnąc jakoś uwolnić się z owej pułapki. Hao, który był nieco silniejszy, odepchnął od siebie bliźniaka tak, że chłopak zachwiał się i o mało co, a straciłby równowagę. Wtedy starszy Asakura cofnął się kilka kroków i, gdy zobaczył, że Yoh stoi już pewnie na nogach, zaatakował w nieco inny sposób.
- Duchu Ognia! Płomienne Ostrze!
           Za mieczem długowłosego poleciała łuna czerwonego światła, która następnie trafiła w zaskoczonego Yoh. Wielbiciel cheeseburgerów odleciał kilka metrów do tyłu, czując lekki swąd ze swojego stroju. Na szczęście, atak tylko nieco spalił mu kamizelkę, nie czyniąc więcej szkód. Czując się już pewniej, chłopak wstał, podbiegł do przeciwnika i skacząc, zawołał:
- Amidamaru! Otrze Aureoli!
           Złoty strumień foryoku poleciał w kierunku Hao, jednak ten osłonił się. Mimo to, siła ciosu sprawiła, że władca płomieni musiał cofnąć się nieco. Niezbyt z tego powodu zadowolony, wysłał w stronę brata kilka małych kul ognia. Nie uczyniły one co prawda żadnej krzywdy właścicielowi pomarańczowych słuchawek, ale sprawiły, że Asakura poczuł się jeszcze pewniej.
           W tej chwili rozgorzała prawdziwa walka.

♥♥♥

- Nie, przecież on zaraz…! Ach, nie sparował to… Ale teraz…! Nie, znowu mu się udało… Wow, to było niesamowite! – Pirika nawet nie zauważyła, że sama dla siebie komentuje walkę bliźniaków.
           Cała nasza gromadka zajęła miejsca dokładnie naprzeciwko telebimu, dzięki czemu miała najlepsze miejsca na arenie. Właściwie, to innym szamanom przez myśl nawet nie przeszło, by zająć siedziska, na których z całą pewnością będzie chciała usiąść Anna Kyoyama. Mimo to, stadion był pełny, co więcej, ludzie stali nawet w przejściach i unosili się nad areną. Członkowie rady pozwolili też szamanom stać w miejscu, gdzie zwykle odbywały się walki.
           Trudno było stwierdzić, komu kibicują szamani. Zacząć powinno się jednak od tego, że nadal byli w szoku po nagłym wyznaniu Hao. Co prawda, znalazła się grupka osób, które zaraz po tym stwierdziły „Wiedziałem od początku, że nie można mu ufać” czy też „To było oczywiste, że tylko udaje”. Wśród nich znaleźli się oczywiście X-laws, a także kilku innych, nieznanych nam z imienia szamanów.
           Jednak, o ile dla większości widzów to oświadczenie było wstrząsem, trudno powiedzieć, jak musieli się czuć nasi przyjaciele… Choco, który w tym momencie jadł kanapkę, wypluł całą zawartość swoich ust na siedzącego obok Horo. Ren upuścił butelkę mleka, która spadła na beton i rozbiła się na mnóstwo drobnych kawałków. Jun, Pirika i Tamao, pisnęły ze strachu. Dziewczęta z „The oak leaf team” otworzyły szeroko oczy ze zdumienia, nie potrafiąc nic z siebie wykrztusić. Byli członkowie X-laws, tj. John, Meene i Lyserg, po prostu zaniemówili. Ich szok można było porównać tylko z tym, co odczuwali Manta i Anna. Cała piątka wierzyła przecież, że Hao się zmienił, że nie chce już nikogo skrzywdzić, że zrezygnował z niszczenia ludzkości…
- C-co…? – zapytał wtedy Manta, drżącym głosem. – T-to niemożliwe…!
- Obawiam się, że możliwe… - powiedziała Anna, jednak jej głos był zupełnie pozbawiony jakichkolwiek emocji. – Nie wiemy, co wydarzyło się w jaskini…
           To wystarczyło, by członkowie naszej gromadki zrozumieli, że dziwne zachowanie bliźniaków jest efektem wielogodzinnego przebywania w tunelu. Niewiele im to pomogło, jednak zawsze lepiej wiedzieć, że przyjaciel ich nie oszukiwał.
- Poddali ich praniu mózgów! – krzyknęła wściekła Natalie, wstając ze swojego siedziska. Możliwe, że pobiegłaby teraz poskarżyć się członkom rady, jednak powstrzymały ją koleżanki z drużyny.
           Kilku szamanów, równie energicznych, co blondynka, pobiegło nawet do Bogu ducha winnych przedstawicieli Króla Duchów, którzy nie mogli nic poradzić na zmianę zachowania finalistów. Doszło nawet do niewielkich zamieszek, jednak te ostatnimi czasy stały się w Patch czymś zupełnie normalnym. Zaczęło się od telebimów, po czym widzowie mieli pretensje, że ekran non stop przez dwa dni pozostawał czarny. Nie pomogły wyjaśnienia członków rady, że w Yomi tak to już jest, że nic nie widać. Protestujący i tak wiedzieli lepiej…
           Wracając jednak do tematu, wszyscy obecni byli niezmiernie podekscytowani pojedynkiem. Wymiana ciosów nabrała tak szybkiego tempa, że bliźniacy przypominali teraz tylko dwie czarne smugi, otoczone błękitną lub czerwoną otoczką foryoku. Właściwie, to gdyby nie długość włosów i kolor szamańskiej mocy, bliźniaków ciężko byłoby odróżnić. Hao, który po walce z Renem stracił swoją pelerynkę, otrzymał strój identyczny jak brat, tyle że z czerwonymi obszyciami. 
- Nie, Yoh! – pisnęła Tamao, kiedy właściciel pomarańczowych słuchawek został dość mocno odepchnięty i na kilka sekund przywarł plecami do jednego z kamieni. Szybko jednak powrócił na ziemię i to w ostatniej chwili, bo ułamek sekundy później, w miejsce, gdzie się znajdował, ognisty miecz wbił się niemalże do połowy.
- Co się z nimi dzieje… - martwiła się Meene. Z nerwów ściskała dłoń Johna tak mocno, że do jego palców prawdopodobnie nie mogła już dotrzeć krew.
           W tym momencie stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Jakaś niewyjaśniona siła odepchnęła walczących od siebie tak, że znaleźli się teraz po dwóch przeciwnych stronach areny.
- Co do…?! – Ren wygłosił to, co pomyśleli teraz zapewne wszyscy na arenie.
- Bliźniacy Asakura – rozległ się potężny głos Króla Duchów. – Wasza walka trwa już zdecydowanie za długo. Jeżeli nie zakończycie jej przed zachodem słońca, zginiecie obaj! Zostały wam dwie godziny!
           Po widowni przeszedł szmer, który zaraz przerodził się w głośne rozmowy.
- Zginą obaj?!
- Co ten Król Duchów sobie myśli?!
- Na pewno znajdziecie jakieś wyjście… Wierzę w Was… - szepnęła Anna, jednak dosłyszeć ją mogły tylko dwie osoby, które siedziały tuż obok.

♥♥♥

           Na wieść, że jeszcze trochę, a zginą obaj, bliźniacy stanęli jak sparaliżowani. Teraz już naprawdę nie mieli odwrotu, musieli zakończyć tę walkę… Yoh, już nie pierwszy raz tego dnia, wyrzucał sobie w myślach, że nie powinien był dotrzeć do finału… Nie po to przecież przeżyli tyle z bratem, by musieć to tak szybko skończyć…
           Bo rzeczywiście, było tego sporo. W ciągu ostatnich miesięcy przeżyli uwięzienie przez X-laws, atak Yohane’a w ciele Rena, rozdzielenie przez Aku, walki z drużyną „Euro”… Młodszy Asakura poleciał nawet do Włoch i Nowej Zelandii, żeby odnaleźć odtrutkę… Potem poznali drużynę „The oak leaf team”, dzięki której Hao powrócił do zdrowia. Następnie czekało ich wiele walk, po których w końcu dotarli aż do finału… Pokonali tyle przeszkód, przeszli przez las, bagna, pustynię i krainę pokrytą lodem… I wszystko to tylko po to, by poróżniła ich jakaś jaskinia?!
- Hao! – zawołał młodszy z braci, jednak ognisty szaman nie zważał na to. Zaślepiony dziwnymi wizjami, które dotarły do niego w czasie pobytu w tunelu, nie myślał logicznie. Jedynym, czego chciał, było zwycięstwo w Turnieju.
           Skoczył teraz w kierunku Yoh z mieczem przygotowanym do śmiercionośnego cięcia. Narzeczonemu Anny w ostatniej chwili udało się odskoczyć. Zaraz potem, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, wielbiciel cheeseburgerów wykonał przeciwuderzenie, które rozpruło materiał na spodniach władcy płomieni.
           W pewnym momencie, kiedy Yoh posłał strumień foryoku w brata, a ten uchylił się, cios trafił w zewnętrzną barierę areny. Zamiast jednak rozpłynąć się w niej, jak dotychczas, atak odbił się, kierując znów w stronę bliźniaków. Hao zatrzymał cios na naprędce stworzonej tarczy, jednak jego siła sprawiła, że stracił równowagę.
           Yoh, korzystając z tego, podciął bratu nogi. Ognisty szaman upadł na plecy, po czym natychmiast przeturlał się na bok, by uniknąć spotkania z Harusame. W normalnej walce, zapewne wykorzystywałby umiejętność teleportacji, jednak tutaj była ona niemożliwa. Za pierwszym razem, kiedy długowłosy miał okazję się o tym przekonać, omal nie stracił ręki. Na szczęście skończyło się to tylko obcięciem jednego z pasków, przytrzymujących dzwonek wyroczni.
           Kiedy młodszy z bliźniaków mocował się z mieczem, który ugrzązł w ziemi, Hao udało się ponownie stanąć na nogach. Był zmęczony, dyszał ciężko, a obraz przed oczami zdawał mu się robić coraz mniej ostry. Władca płomieni zrozumiał, że jak tak dalej pójdzie, może nawet stracić przytomność. Posłał więc do brata potężną kulę energii, która mogła mieć co najmniej dwa metry średnicy.
           Yoh udało się odskoczyć, jednak fala foryoku odbiła się od ściany, kierując się znów w jego stronę. Młodszy z braci ponownie się uchylił. Jednak atak nie chciał się rozpłynąć, ciągle odbijając się od niewidzialnej bariery.
           Tak samo zaczęło się dziać z kolejnymi zadawanymi przez walczących ciosami. Nie minęło kilka minut, a arena wypełniła się latającymi we wszystkie strony strumieniami foryoku. Niekiedy, gdy się ze sobą zderzały, powstawał mały wybuch.
           Bliźniacy mieli więc teraz utrudnione zadanie, bo musieli uważać nie tylko na ataki przeciwnika, ale także na nadlatujące zewsząd strumienie foryoku.
           W pewnej chwili, kiedy bracia ponownie starli się ze sobą mieczami, wszystkie latające kule energii połączyły się w jedną. Ta zaś, jak zauważył Yoh, kierowała się dokładnie w kierunku pleców Hao…
- Hao, uważaj! – krzyknął Yoh, używając całej pozostałej mu siły na odepchnięcie bliźniaka na bok. Zaskoczony takim obrotem sprawy długowłosy, upadł na ziemię, spoglądając ja wielbiciela cheeseburgerów, który przyjął na siebie potężny atak.
           Młodszy z Asakurów poczuł tylko silne pchnięcie, które sprawiło, że przeleciał na drugą stronę areny i po raz enty tego dnia, został na kilka sekund przytwierdzony do ściany. Pierwszy raz jednak, zdał sobie sprawę, że utracił kontrolę ducha.
- Yoh-dono! – krzyknął Amidamaru, natychmiast wnikając z powrotem do miecza. Jego szaman nie musiał nawet mu tego nakazywać.
- Nic mi nie jest… - wydyszał chłopak, otrzepując się, a przy okazji pozbawiając też resztki dawnej kamizelki. I tak w połowie była już ona spalona lub pocięta.
- Uważaj! – ostrzegł samuraj, widząc, że Hao przygotowuje się do zadania kolejnego ciosu.
           Właściciel pomarańczowych słuchawek zręcznym ruchem ominął mknący w jego stronę strumień ognia, przy okazji zbliżając się dość znacznie do przeciwnika. Wstał szybko, lecz w tym momencie poczuł silny ból w kostce. Ognisty szaman wykorzystał moment i uderzył go mocno płazem miecza. Młodszy Asakura chciał wstać, lecz ze strachem stwierdził, że nie potrafi. Prawdopodobnie doszło do skręcenia lub – co gorsza – złamania.
           W ostatniej chwili, przetoczył się na plecy i przeszedł do pozycji siedzącej. Sparował pierwsze cięcie brata, jednak drugie wytrąciło mu Harusame z dłoni. Był bezbronny. Kątem oka zauważył, że otacza ich ognisty krąg, który mógł mieć nie więcej niż dwa metry średnicy. Znalazł się w pułapce.
           Nieco się tego obawiając, przeniósł ponownie wzrok na ostrze płomiennego miecza. Musiał wręcz zrobić zeza, bo znalazło się ono teraz niecałe dziesięć centymetrów od jego szyi. Tknięty jakimś wewnętrznym impulsem, odważył się spojrzeć w wypełnione ogniem nienawiści oczy bliźniaka.
- Gratuluję… - szepnął cicho. – Wygrałeś.
           Zaraz potem spuścił wzrok, by nie pokazać łez, które za wszelką cenę, pragnęły z niego wypłynąć. Naprężył mięśnie, gotów na śmierć.
- Żegnaj Hao… Mimo wszystko… Dziękuję, że miałem takiego brata…
           Bardziej wyczuł niż zobaczył, jak Hao unosi nad głowę swój miecz. Zacisnął zęby i wbił palce w piasek areny, czekając na cios. Jednak ten nie nadszedł.
           W zamian za to, poczuł czyjąś dłoń na swojej brodzie. Osoba, która go dotknęła, zmusiła go by uniósł głowę. Nieco obawiając się, czy nie zobaczy przed sobą jakichś istot z zaświatów, ostrożnie rozchylił powieki.
           Zamiast aniołów czy też demonów, ujrzał przed sobą tylko lekko uśmiechniętą twarz brata, którego oczy zaszklone były od łez. W jednej ręce trzymał niewielki sztylet, będący jakby zmniejszoną wersją jego miecza.
- Yoh… Nie wiem, co we mnie wstąpiło… Ale tak dalej być nie może… O mało co, a pozbawiłbym życia jedynego brata… - W tym momencie Hao wcisnął do dłoni bliźniaka rękojeść sztyletu. – Nie zasługuję na to, by opuścić to miejsce. Zabij mnie i zostań królem. Nie wyobrażam sobie nikogo lepszego na to stanowisko. Przepraszam cię… Przepraszam za wszystko…
           Nie powstrzymywał już dłużej łez, które spływały mu po policzkach, by następnie opaść na piasek areny.
           Yoh spoglądał z całkowitym niedowierzaniem, to na ognistego szamana, to na sztylet w swojej dłoni.
- Hao… - szepnął, jednak brat nie dał mu dojść do słowa.
- Nie Yoh, tak trzeba… - W tej chwili chwycił dłoń bliźniaka, w której znajdował się nóż i zbliżył ją do swojej piersi. – Kocham Cię, braciszku…
           Po jego policzku spłynęła ostatnia łza tego dnia.

♥♥♥

           Widzowie wpatrywali się w ekran z niedowierzaniem. Yoh leżał bezbronny na ziemi, a nad nim pochylał się Hao z mieczem tuż przy gardle przeciwnika. Otaczał ich pierścień płomieni.
           Nagle, starszy z bliźniaków uniósł miecz i… obraz zniknął.
- No nie! To są chyba jakieś żarty!!! – zdenerwowali się szamani na widowni.
- Tak nie można! – wściekali się inni.
           Jednak dla niewielkiej grupki oznaczało to coś zupełnie innego. Ich obawy się ziściły. Największy koszmar stał się rzeczywistością. Iskierka życia ich najlepszego przyjaciela zgasła. I to przez kogo?! Przez osobę, której ufał bezgranicznie, którą kochał braterską miłością… To paradoks, gdy osoba, dla której bez wahania poświęcilibyśmy własne życie, tak po prostu je nam odbiera. I to dlaczego?! W imię jakiejś chorej idei?! Przecież zawsze wydawało się, że Asakurowie wyznają zasadę „Co tam świat, wkurzanie brata jest ważniejsze”…
           Anna opadła bez sił na swoje siedzenie, wtulając się w siedzącego obok Mantę, aby ukryć łzy. Chłopcy oraz Ryu i Faust siedzieli jak sparaliżowani. Tamao, Pirika i Jun przytuliły się do siebie, płacząc. Meene ukryła twarz w koszuli Johna. Anabellee oparła się o Natalie, chowając zaszklone oczy pod kapturem płaszcza. Cassie natomiast objęła rękami ramię siedzącego obok Lyserga, który pocieszająco pogłaskał ją po głowie.
           Mikihisa, Keiko oraz reszta Asakurów, którzy przybyli, aby obserwować finał również ogromnie cierpieli. Ojciej bliźniaków otoczył żonę ramionami i przycisnął ją mocno do siebie. Nawet dziadkowie sprawiali wrażenie załamanych.
           Dla tych szamanów świat już nie istniał, bo zabrakło osoby, która nadawała mu blask.

♥♥♥

           Nagle usłyszeli donośny grzmot, po czym niebo nad nimi zasnuło się ciemnymi, prawie czarnymi chmurami. Jedynym światłem był teraz płonący krąg dookoła.
           Nie zwracali jednak na to uwagi. Hao wciąż trzymał dłoń Yoh, próbując ją przybliżyć do swojej piersi. Ten jednak wypuścił broń i, zanim starszy z Asakurów zdołał cokolwiek zrobić, rzucił się bliźniakowi na szyję. Nie obchodziła go skręcona kostka, tylko to, że wrócił jego ukochany brat.
- Yoh, co ty robisz? Przecież…!
- Zamknij się, idioto – wyszczerzył się wielbiciel cheeseburgerów. – Witaj z powrotem wśród żywych.
- Sam się zamknij – Hao uśmiechnął się delikatnie. Później nic już nie mogło powstrzymać go przed dobraniem się do fryzurki kochanego braciszka.
- Bracia Asakura! – rozległ się znany już nam wszystkim głos.
- No nie… Pan gaduła się odezwał… - mruknął Hao. Wesoły nastrój prysł niczym bańka mydlana.
- Bracia Asakura, nadszedł już czas. Macie ostatnią szansę, jeśli nie chcecie zginąć! Jeżeli jeden z was nie uśmierci drugiego, to będzie wasz koniec.
           Bliźniacy spojrzeli po sobie. Wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie, by wiedzieli, co będzie dalej.
- Czyli ten, który stąd wyjdzie zostanie Królem Szamanów, tak? – spytał Hao, pomagając bratu wstać. Ten, z powodu skręconej kostki, musiał podpierać się non stop o ramię władcy płomieni.
- Owszem – odpowiedział Król Duchów.
- I zwycięzca otrzyma Króla Duchów jako stróża, tak? – chciał się dowiedzieć Yoh.
- Nie do końca – oznajmił rozmówca. – Król Szamanów otrzyma moją moc, jednak ja nie mogę zostać niczyim stróżem.
- To jest właśnie to, co chciałem usłyszeć… - młodszy z Asakurów uśmiechnął się wrednie, a Król Duchów zdał sobie sprawę, że zaczyna tracić panowanie nad sytuacją.

♥♥♥

           Wszyscy znani nam szamani zebrali się w jednym miejscu, próbując się jakoś wzajemnie pocieszyć. Niestety, dość marnie im to szło. Najtrudniej dotrzeć było do Anny, Manty, Keiko i Mikihisy, którzy zdawali się zupełnie wytrąceni z rzeczywistości. Kino mruczała coś nad swoimi koralami, próbując skontaktować się ze światem duchów. Jednak nie potrafiła. Coś nie pozwalało jej dotrzeć do zaświatów.
           Członkowie rady, nieudolnie próbowali wytłumaczyć szamanom z Patch, że nie mają wpływu na przebieg finału i że są tylko pośrednikami między Królem Duchów, a członkami Turnieju.
           Mimo to, zamieszki i tak ucichły. Wszyscy, może z kilkoma wyjątkami, w głębi serca ogromnie współczuli Asakurom i ich przyjaciołom. Bali się też, co będzie, kiedy Hao wróci do tego wymiaru. Czy zabije ich wszystkich bez wahania?
           Nie dane im było zbyt długo się nad tym zastanawiać, gdyż nagle, zaledwie kilka metrów od załamanych przyjaciół bliźniaków, pojawił się snop złotego światła. Zaczął on tworzyć dwie, niemal identyczne sylwetki, które z biegiem czasu zaczęły nabierać coraz to wyraźniejszego kształtu i koloru. Nim widzowie się spostrzegli, stanęli przed nimi bracia Asakura. Każdy z nich miał na sobie nieco nietypowy strój, składający się z koszuli, długich spodni, włożonych do wysokich butów oraz peleryny, obszytej dookoła futrem. W przypadku Yoh, ubranie miało kolor pomarańczowy, w przypadku Hao – czerwony. Jednak przedmiotem, który najbardziej przyciągnął uwagę wszystkich, były dwie korony, puste w środku – symbol władzy książęcej.
- Yoh! – krzyknęła Anna, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. – Ty żyjesz!
           Nikt nawet nie próbował jej powstrzymać, kiedy – zupełnie do siebie niepodobnie – rzuciła się narzeczonemu na szyję. Ten, z początku stracił równowagę, jednak dzięki pomocy Hao, również wtulił się w ukochaną.
           Trudno opisać radość, która towarzyszyła wszystkim. Co prawda, na początku nie byli zbyt ufni w stosunku do Hao, jednak po wielu przeprosinach i zapewnieniach ze strony braci, do naszych szamanów dotarło, że to wszystko było tylko chwilowym efektem przebywania w tunelu.
- Ale jak to właściwie możliwe? Przecież słyszeliśmy, jak Król Duchów…
- Król Duchów nie jest wcale taki tępy, na jakiego wygląda… - uśmiechnął się Hao. – Da się z nim dogadać, prawda, braciszku?
- Oj tak… Da się, da…

♥♥♥

- Zdecydowaliście w końcu? – Król Duchów zaczął się niecierpliwić.
- Tak – uśmiechnął się młodszy z bliźniaków.
- Owszem – zawtórował mu starszy.
- I jak?
- Cóż, ja go zabić nie mam zamiaru.
- Ja jego też nie.
- To jak to sobie wyobrażacie?! – głos Króla Duchów zaczął drżeć.
- Moc można podzielić, czyż nie?
- Tak… I co?
- A przecież nic by się nie stało, gdyby zamiast jednego króla było dwóch książąt, prawda?
- Ale… Nie to to chodzi w turnieju! – zawołał zaskoczony Król Duchów.
- No ale to dużo lepsze wyjście. W razie czego, książęta mogą być w dwóch miejscach jednocześnie…
- Może i tak… Ale przecież…
- Królu Duchów, jesteś przecież inteligentny. Zdajesz sobie sprawę, że nawet po śmierci, jako twoja część, nie damy ci tak szybko spokoju… - powiedział Hao powoli, tak jakby tłumaczył coś małemu dziecku. - A jako książęta moglibyśmy zrobić coś dobrego dla świata…
           Przez kilka minut panowała absolutna cisza. Król Duchów musiał dokładnie przemyśleć propozycję.
- ... Niech wam będzie… Ale najważniejsze decyzje macie konsultować ze mną, jasne?
- Tak jest! – wyszczerzyli się bliźniacy, salutując.
           Król Duchów tylko westchnął, po czym zabrał się za przekazywanie Asakurom wszystkiego, co powinni wiedzieć. Kiedy bracia przyglądali się swoim odbiciom w lustrze, mierząc nowe stroje, powiedział tylko do siebie:
- Strzeż się świecie… Oto twoi nowi władcy… Chociaż, kto wie…? Może okażą się przydatniejsi niż na pierwszy rzut oka…?

EDIT (25.10.2014): TEN ROZDZIAŁ JEST OFICJALNYM ZAKOŃCZENIEM BLOGA. Wszystkie następne są jedynie nieudanymi próbami kontynuowania historii, która moim zadaniem powinna się zakończyć tutaj. Dziękuję za przeczytanie tego amatorskiego opowiadania :)
~Yohao

No i tyle ^^ Zanim przejdziemy do Osorezan Revoir, coś pasującego tematycznie do notki:




























Adresy uzupełnię wieczorem! :D
Do następnej notki, bay! :)

sobota, 13 kwietnia 2013

36. Walkę czas zacząć


Dobry wieczór wszystkim ^^ Co u Was? Mam nadzieję, że zdrówko dopisuje i w ogóle jest okej :D Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie jakieś strasznie męczące, nie mogłam się ustatkować.. Ale nawał sprawdzianów minął, większość konkursów mam już za sobą, więc ogółem jest spoko :D
Po raz pierwszy od nie powiem jak dawna mogę stwierdzić, że jestem całkiem zadowolona z rozdziału ^^ Czekałam na niego od baardzo dawna.. Starałam się dać z siebie wszystko podczas pisania, jednak wiadomo, że mogłam popełnić jakieś błędy. Jak coś znajdziecie, to dajcie znać, ok? W końcu tego bloga piszę też po to, by się kształcić :)
Chciałabym zadedykować rozdział kilku osobom ^^
1. Po pierwsze Kasumi, za pomoc w podjęciu decyzji :)
2. Po drugie Neko, za to, że się tak dobrze dogadujemy ^^
3. Po trzecie Annie K. Liczę na to, że jednak dałaś radę wtedy zasnąć i nie miałaś przeze mnie koszmarów :D
Zanim przejdziemy do rozdziału, chcę tylko jeszcze powiedzieć, że dobrze się go czyta przy tym utworze :) W ogóle, to zastanawiam się czy nie dodać playera z muzyką na tym blogu... Co o tym myślicie?
Na końcu zamówione obrazki z Nichromem ^^ A w następnej notce zagości u nas Yohane Asakura. Yay! Dzięki za to zamówienie, uwielbiam go <3 Może nie do końca z tego powodu, co wszyscy, ale to nieważne :D Czekam na zamówienie na 38 rozdział :)

36. Walkę czas zacząć

Ciemność. Nieprzenikniona czerń. I żadnych szans na zmianę. Idziesz, nie wiedząc nawet dokąd. Nogi same cię prowadzą, chociaż… Czy w ogóle masz nogi? Czy w ogóle masz ciało? Czy w ogóle istniejesz? Nie czujesz go, nie czujesz niczego. Wszystko wokół jest ciemnością…
           Hao nie pamiętał nawet, kiedy wszedł do tunelu. Czy było to kilka minut temu? A może kilka lat? Nie wiedział, nie myślał o tym. Jego świadomość została wyłączona, tak samo zresztą jak podświadomość. Działał tylko ten jeden, szczególny zmysł szamana.
           Z początku nie działo się nic, jedynie ciemność pochłaniała chłopaka coraz bardziej. Jednak w pewnym momencie coś zaczęło się zmieniać. W jednym miejscu czerń poczęła się rozjaśniać, a następnie przybierać różne barwy. Te zaś z czasem układały się w postaci. Czy Hao je znał? Oczywiście, że tak. To był przecież Yoh… I ktoś jeszcze…
          
           Znajdowali się na jednym ze wzgórz otaczających Patch. Wyglądali na zadowolonych, śmiali się z tylko im znanego powodu.
- Wiesz, Aku – zaczął Yoh. – Jesteś moim najlepszym przyjacielem… Uwielbiam spędzać z tobą czas…
- Cieszę się, że tak mówisz – odpowiedział blondyn z lekko zawstydzonym uśmiechem. Jednak kiedy Asakura odwrócił się, na twarzy Onaji’ego pojawiło się tylko znużenie…

           Po chwili obraz zniknął. Jednak zanim Hao zdołał go sobie przemyśleć, pojawił się nowy.

           Yoh siedział sam pod jedną ze ścian kanionu, który Hao znał doskonale. Było to miejsce, gdzie jego brat poznał tajniki Księgi Szamanów.
           Słońce już dawno zaszło, wszyscy poza młodym Asakurą spali. Jednak on sam, nie potrafił. Po policzkach spływały mu łzy. Podkurczył bardziej kolana i objął je rękami. Żal było patrzeć na niego w tym stanie.
           W pewnej chwili do Yoh zbliżyła się Anna, której zmysł szamański podpowiedział, że coś jest nie tak, nakazując się obudzić.
- Yoh – szepnęła, siadając obok. – Co się dzieje?
           Z początku, chłopak tylko zwrócił na nią spojrzenie zaczerwienionych oczu. Potem jednak nieśmiało się do niej przytulił.
- Anno… Przez całe życie pragnąłem mieć brata… Kogoś, z kim mógłbym się pośmiać, powygłupiać… A kiedy już go zyskałem, okazuje się, że jest to zimny drań bez serca…

           I znowu obraz zaczął się zamazywać. W pamięci ognistego szamana odbił się tylko widok załamanego bliźniaka. Hao poczuł, jakby ktoś ciął jego serce sztyletem. Poczucie winy zaczęło niszczyć go od środka. Jednak wtedy, pojawiło się kolejne wydarzenie z przeszłości…

- A masz, ty głupi kundlu! – krzyknął jakiś nastolatek, uderzając dość grubą gałęzią w psa, który siedział obok z podkulonym ogonem i skamlał cicho. Kilku chłopaków obok niego tylko zaśmiało się.
           Jeden z nich podszedł do rosnącego obok drzewa wiśni i zerwał kwitnącą gałązkę, oskubując ją następnie z liści i różowych płatków. Podszedł do towarzysza i również zamachnął się na bezbronne zwierzę.
- Przestańcie! – krzyknęła jakaś dziewczynka, podbiegając. Chwyciła wandala za rękaw, próbując go zatrzymać. – Tego pieska to boli! I jeszcze niszczycie kwiaty!
- Odsuń się, mała – mruknął tylko nastolatek i dość brutalnie odepchnął dziecko od siebie. Pozostali zbliżyli się do niej, prawdopodobnie po to, by jeszcze bardziej jej przyłożyć.
- Hej! Zostawcie ją! – rozległ się dziecięcy głos, który wydał się Hao dziwnie znajomy. Zza drzew wyłonił się może sześcioletni Yoh z maleńkim, drewnianym mieczykiem w rączce.
           Trzej wandale tylko spojrzeli po sobie, po czym wybuchli głośnym śmiechem. Zostawili psa i dziewczynkę i całą grupą skierowali się w stronę Asakury. Chłopiec, mimo iż próbował się bronić, nie miał szans wobec starszych i większych od siebie przeciwników. Gdy nastolatkowie z nim skończyli, Yoh leżał półprzytomny na chodniku. Z rozbitego kolana i złamanego nosa lała się krew.
           Minęło kilka minut. Wszyscy się rozeszli, zostawiając malca własnemu losowi. Przeciwną stroną ulicy szła zaniepokojona długą nieobecnością syna Keiko. Gdy zobaczyła swoje dziecko, podbiegła do niego szybko. Wzięła rannego chłopczyka na ręce. Ten, widząc znajomą twarz szepnął tylko:
- Ludzie są źli…
           Zaraz potem stracił przytomność.

           Kolejny już raz obraz zniknął. Hao pogrążył się znów w nieprzeniknionej ciemności. Ledwo co widziane wydarzenia zupełnie namieszały mu w głowie. Nie potrafił jednak skupić się na jednej myśli dłużej niż kilka sekund, toteż pozostawał w swego rodzaju otępieniu. Przez chwilę myślał, że to koniec, jednak czekała go jeszcze jedna próba…   
           Tym razem nie zobaczył przed sobą żadnej sceny. Mimo to, do jego uszu docierały różne zdania, wypowiadane przez ludzi.

„Zetnijmy ten niepotrzebny las i wybudujmy fabrykę!”
„Martwisz się o jakieś gryzonie? Co tam, tysiąc łasic w tę czy we w tę…”
„Nie obchodzi mnie, co się stanie za sto lat! Ważne, że my zdobędziemy kolejne miliony!”
„Po co komu w ogóle natura? Komputery! To jest przyszłość!
„Dalej! Podjedź no tu tą maszyną! Zajmiemy się odpowiednio tymi krzaczorami!”
„Nienawidzę ludzi…”
          
           Ostatni głos, ognisty szaman rozpoznał doskonale. To był jego brat. Hao poczuł, że coś zaczyna w nim pękać, tak jakby dawno zasklepiona rana miało otworzyć się na nowo…

„Ludzie to zło… Należy ich zniszczyć…”

♥♥♥

           To jest jak powrót do najgorszego koszmaru… Znów ta wszechogarniająca czerń, pochłaniająca cię w sobie. Pożerająca wszystkie pozytywne myśli, odbierająca nadzieję na opuszczenie tego miejsca. Niby czujesz, że idziesz przed siebie, a jednocześnie masz wrażenie, że unosisz się w nicości, gdzie to ona nad tobą panuje. Wydaje ci się, że wiesz, co może cię tu spotkać, a zarazem obawiasz się każdego kolejnego kroku, każdego, nawet najcichszego dźwięku. Teraz to nawet światło przyprawiłoby cię o jeszcze większe przerażenie. Ciemność lubi się tobą bawić, lubi widzieć twój strach, a czasem dawać ci chwile względnego bezpieczeństwa, tylko po to, by zobaczyć ponownie twoje zwątpienie. Zawładnęła tobą, a ty nic na to nie poradzisz… Pozwalasz jej się prowadzić, chociaż ten szczególny szósty zmysł alarmuje cię, że to pułapka…
           Yoh, mimo, że już wcześniej znalazł się w podobnym miejscu, czuł się teraz tak, jakby wszedł tam po raz pierwszy. Nawet on, wiecznie wyluzowany i uśmiechnięty, czuł przytłaczające go ciemności. Mimo, że starał się ze wszystkich sił, jego myśli zdawały się rozpływać, znikać, a świadomość powoli zasypiać. Dziwne, nieokreślone dźwięki tylko jeszcze bardziej go przytłaczały. Ani się spostrzegł, jak tunel zupełnie przejął nad nim władzę.

- Synku, biegnij! Uciekaj stąd! On tu jest! – krzyknęła młoda kobieta do swojego kilkuletniego dziecka, wypychając je za drzwi do ogrodu.
- Ale mamusiu… Co  się dzieje? – spytał malec, nie znając powodu zdenerwowania matki.
- Nie czas teraz na to! Biegnij i ukryj się gdzieś, tylko szybko!
           Nie czekając już nawet, aż jej syn coś powie, pchnęła go na trawę i szybko zamknęła drzwi. Odwróciła się prędko i zobaczyła GO. Stał swobodnie na drugim końcu korytarza, przy jego nogach leżało zwęglone ciało jej małżonka.
- T-ty potworze! – krzyknęła zrozpaczona.
- Kogóż to próbowałaś przede mną ukryć? Jakiegoś dzieciaka, tak? Nie martw się, pozwól mu iść ze mną, a nic złego się mu nie stanie…
- Nigdy! – krzyknęła kobieta, jednak w tym momencie jej sprzeciw zamienił się we wrzask wywołany niewyobrażalnym bólem. A potem kobieta nie czuła już nic. Płomienie całkowicie ją pochłonęły.
           Hao przeszedł swobodnie nad jej szczątkami i jednym ruchem zmusił drzwi do otwarcia się. Wyszedł do ogrodu, gdzie za jednym z krzewów od razu dostrzegł przestraszonego chłopczyka.
- Chodź ze mną, a cię oszczędzę – powiedział krótko.
- C-co? Gdzie mama? – spytał malec, rozglądając się w poszukiwaniu znajomej twarzy.
- Mamy nie ma. Raczej do ciebie nie przyjdzie.
- Mamusiu… - dziecko zaczęło płakać.
           Ognisty szaman westchnął, zdając sobie sprawę, że donikąd go ta rozmowa nie zaprowadzi.
- Żegnaj, mały – rzucił tylko, po czym zniknął w płomieniach. Ogień trawił teraz suche liście niewielkiego krzaczka, a wraz z nimi zupełnie niewinnego chłopca…

           Yoh już od samego początku wiedział, że nie będzie go czekało nic przyjemnego. Jednak to… To było ponad jego siły. Gdyby nie to, że nie potrafił teraz pozbierać myśli, już dawno krzyczałby z bezsilności i bólu. Nie mógł patrzeć na takie okropieństwa. To było tak okrutne, bezwzględne…
           Wtem, pojawił się zupełnie nowy obraz. Kilkoro szamanów siedziało wokół palącego się, trzaskającego ogniska…

- Mistrzu, wyjaśnij proszę, dlaczego Yoh jest dla ciebie taki ważny – poprosił Opacho, spoglądając na Hao proszącym wzrokiem. Długowłosy spojrzał w stronę płomieni, jakby zbierając myśli. Oczywiście, nie dało się po nim poznać, czy waha się z odpowiedzią, czy tylko szuka odpowiednich słów. Twarz Asakury była niczym maska, prawdziwe uczucia skryte pod wiecznym spokojem. Tak jakby jej właściciel zawsze i wszędzie wiedział, co ma czynić.
- Yoh? Cóż, jak już ci kiedyś powiedziałem, to długa historia. Nie jest ważna przeszłość, tylko to, żeby on stał się silniejszy. Bo, mój mały Opacho, Yoh wkrótce do mnie dołączy. Z własnej woli lub nie…
- Co masz przez to na myśli, mistrzu? – zdziwił się Luchist, unosząc głowę znad swojej książki.
- Potrzebna mi jego dusza. Jeżeli dołączy do nas z własnej woli, przeżyje. Jak nie będzie chciał, będę musiał odebrać mu duszę siłą… Jednak do tego musi stać się silniejszy.
- Dlatego tak się o niego troszczysz…? – spytał z wyraźną niechęcią Basil.
- Tak, Yoh musi dotrzeć do Patch Village. Tylko tam zyska potrzebną siłę. Przedtem czeka go oczywiście nieco przystanków, jednakże prawdziwą moc zdobędzie dopiero tam.
- Czyli nie zależy ci na nim, a na jego duszy? – chciał się upewnić murzynek.
- Dokładnie tak… On sam nie stanowi dla mnie żadnej wartości.

           To zabolało. Mimo, że młody Asakura wiedział, że to wypowiedź sprzed kilku miesięcy, to i tak słowa brata były dla niego ciosem. Niestety, nawet gdyby mógł teraz się skupić i przemyśleć ledwo co usłyszaną wypowiedź, ból pozostawał. To okropne, kiedy odczuwasz ból, a nie możesz nic z tym zrobić, bo nie masz nad sobą kontroli. Tak, ten test jest wyjątkowo ciężki. A może… może to nie jest tylko test? Może Król Duchów pragnie mu coś przekazać?

           Ren ponownie próbował zaatakować Hao, jednak Duch Ognia bez problemu poradził sobie z osłoną. Na widowni rozległ się okrzyk zachwytu, kiedy w stronę Rena poleciał płomień w kształcie długiego ostrza. Chińczyk cofnął się, a broń rozpłynęła, nie robiąc mu żadnej krzywdy. Zdenerwowany wielbiciel mleka szepnął coś do siebie, po czym w jego rękach pojawiło się największe guan-dao w jego karierze. Zamachnął się na Hao, gotów do zadania ostatecznego ciosu.
           Ognisty szaman spojrzał na niego, po czym przybrał bardziej bojową postawę. Na ułamek sekundy przed ciosem, w jego oczach pojawiły się płomienie, a także jakiś nietypowy błysk… Podobny do tego, który towarzyszył mu jeszcze przed przemianą. Długowłosy uśmiechnął się w nieco złośliwy sposób, a następnie przyjął mocne uderzenie Rena.
           Walka skończyła się. Asakura z włosami postawionymi na sztorc i spaloną pelerynką wylądował spokojnie na ziemi. Po drugiej stronie stadionu leżał  nieprzytomny, ranny Ren…

           Wśród natłoku informacji, ciężko było Yoh dojść do jakiegoś logicznego wniosku. Dlaczego Król Duchów pokazuje mu coś takiego? Dlaczego Hao podczas tej walki był tak podobny do siebie sprzed kilku miesięcy…? Czy jest coś, o czym brat mu nie powiedział?

„Ludzie są złem tego świata… Należy ich wyplenić… Tylko szamani są w stanie uratować tę planetę…”

♥♥♥

           Nagłe, ostre światło oślepiło dwójkę szamanów wychodzących z tunelu. Osłaniając oczy dłońmi, powoli wyszli z ciemnej jaskini, która poddała ich tak wielu próbom. Obaj mieli okropny mętlik w głowie. Obaj czuli, że coś się zmieniło. W obu coś pękło.
           Spojrzeli po sobie, jednak żaden z nich nie uśmiechał się. Yoh, który liczył, że po wyjściu zobaczy pogodną twarz braciszka, bardzo się zdziwił. Przez jedną, krótką chwilę miał wrażenie, że stoi przed nim dawny Hao. Zaraz potem wrażenie zamieniło się w strach, kiedy długowłosy odezwał się:
- Yoh… Pomożesz mi stworzyć królestwo tylko dla szamanów?
           Młodszy z bliźniaków zaniemówił. Poczuł, że opada z sił.
- Hao… Co ty mówisz? Błagam, powiedz, że to nieprawda…
- Yoh, wiem co ludzie ci zrobili. Sam mówiłeś, że są źli, że ich nienawidzisz… Oni naprawdę zrujnują tę planetę!
           Wielbiciel cheeseburgerów nie odpowiedział. Jego oczy zaszkliły się. Opuścił głowę, po czym odwrócił się od brata i ruszył w stronę kamiennego kręgu, który znajdował się jakieś kilkaset metrów dalej.
           Zaskoczony Hao podbiegł do niego, jednak kiedy chciał dotknąć brata, coś odrzuciło go do tyłu.
-  Yoh! Dlaczego mi to robisz? Nie ufasz mi?!
           Krótkowłosy zatrzymał się i spojrzał w stronę bliźniaka.
- Ufam mojemu bratu. A ty nim nie jesteś.
           Teraz to Hao poczuł w oczach pieczenie. Łzy spłynęły mu po policzkach. Jednak Yoh już tego nie widział, szedł dalej w kierunku prastarej areny, na której stoczyć mieli finałową walkę. I co teraz? Mają walczyć? Mają się wzajemnie atakować, podnieść miecz na rodzonego brata, w dodatku bliźniaka? Najwyraźniej nie ma innego wyjścia… Skoro Yoh nie chce mu pomóc, będzie musiał go zwyciężyć.
           Kiedy Hao w końcu dotarł do kamiennego kręgu, mającego może jakieś trzydzieści metrów średnicy, zastał swojego brata siedzącego na jednym z mniejszych kamieni. Mówił on szeptem do Amidamaru, który unosił się obok w swojej ludzkiej formie. Ognisty szaman zasmucił się. Przecież wyraźnie słyszał, jak Yoh twierdził, że nienawidzi ludzi, że są źli…
           Wtem, uwaga obu braci została zwrócona w stronę megalitów, z których zaczął emanować jakiś dziwny blask. Zaledwie chwilę później, cały krąg został zamknięty dziwnym, pomarańczowożółtym polem energii, przypominającym nieco ścianę, która odgradzała ich od siebie w trakcie podróży.
- Bracia Asakura – rozległ się znajomy już bliźniakom głos. – Dotarliście aż tutaj, by stoczyć finałową walkę. Jej zwycięzca zostanie Królem Szamanów i otrzyma moc Króla Duchów. Będzie to pojedynek na śmierć i życie. Tylko jeden z was może opuścić to miejsce żywy, jako Król. Ciało drugiego spocznie tu, na prastarym cmentarzysku.
           Hao i Yoh byli zupełnie zszokowani. Z niedowierzaniem spoglądali to na siebie, to na ptasiego wysłannika Króla Duchów, który siedział na jednym z menhirów. Do tej pory zdawali sobie sprawę z tego, że muszą walczyć, jednak nigdy przez myśl nie przeszło im, że będą musieli pozbawić tego drugiego życia…
- Czas rozpocząć walkę i niechaj przeżyje najlepszy!


A teraz obrazki z Nichromem ^^ Trochę się ich nazbierało, bo wstawiłam również kilka grupowych z Patch Tribe :) Jak zwykle - kliknij, aby powiększyć:

http://x0stardust0x.blog.fc2.com/blog-entry-38.html






http://5rex.blog.fc2.com/page-21.html





http://patchfans.deviantart.com/art/Nichrom-patch-7989249?q=favby%3Apatchfans%2F31935083&qo=4


http://asknichrom.deviantart.com/?offset=30










http://spiess62.deviantart.com/art/Nichrome-127037012?q=favby%3Aspiess62%2F4725169&qo=7

http://www48.tok2.com/home/wheeloffortune/indexira.niku.html

http://www.pixiv.net/member_illust.php?mode=medium&illust_id=3871638


I to tyle, mam nadzieję, że mnie nie zabijecie! Do następnej notki :D