Ohayo ^^
Tak wiem, wiem wiem... GOMEN że tak późno... Po 6 olimpiadach po prostu padam, zwłaszcza, że czasem uczyłam się całymi dniami... =.= Ale się opłacało, bo przeszłam do powiatu z angielskiego, polskiego i geografii ^^ <zaciesz>
Obiecuję, że postaram się pisać teraz częściej. Wreszcie mam więcej wolnego czasu :D
Ale nie zanudzam :) Załóżmy też, że zegarek Yohao zepsuł się i nadal pokazuje 23:59... czyli piątek ^^
Jen, co do Twojego komentarza to powiem tak - wiem, że jest dużo blogów, gdzie wyróżnia się Hao. Na moim, jak sama nazwa wskazuje, królują ASAKURA TWINS ^^ Więc braciszków będzie mniej więcej po równo :D
Jen, co do Twojego komentarza to powiem tak - wiem, że jest dużo blogów, gdzie wyróżnia się Hao. Na moim, jak sama nazwa wskazuje, królują ASAKURA TWINS ^^ Więc braciszków będzie mniej więcej po równo :D
Ach, i dziękuję Raionowi i Mii za nominację do Liebster Award. Jak będę miała więcej czasu to odpowiem na Wasze pytania ^^
Dedyk dla osób, które dopytywały z niecierpliwością o rozdział ^^
22. Rodzinne porachunki
Yohmei siedział jak sparaliżowany i w totalnym szoku wpatrywał się w
swojego wnuka, który wyglądał (delikatnie mówiąc) na mocno rozwścieczonego.
- Mistrzu Yoh! – zawołał Ryu, z nazbyt pasującym do sytuacji optymizmem.
Słuchawkowy jednak zupełnie go zignorował.
- O czym ty mówisz mój wnuku…? – zawołał niezadowolony dziadek Asakura.
- Mówię, że nikt nie skrzywdzi mojego brata, bo ja do tego nie dopuszczę
– odpowiedział powoli szatyn, z naciskiem na każde słowo.
- Czy to jakieś sztuczki Hao?! – zdenerwował się Silva. Jednak wzrok
wielbiciela cheeseburgerów pozostawał nieugięty.
- Otrząśnij się Yoh! – krzyknął Yohmei, wstając.
Dwaj Asakurowie
mierzyli się wściekłym spojrzeniem, ich twarze dzieliły zaledwie centymetry.
Chyba jeszcze nikt nie widział ich nigdy w takim stanie.
W tym momencie do
pokoju weszła, jak zwykle nieco zawstydzona, Tamao. Przestraszyła się na widok
dwóch wpatrzonych w siebie z gniewem postaci. Zaskoczyło ją to tym bardziej, że
były to osoby zwykle bardzo opanowane… Wzięła jednak głęboki oddech i
powiedziała:
- Z-zdaje się, że H-Hao s-się b-budzi…
To wystarczyło, by
oderwać od siebie skłóconą dwójkę. Obaj odwrócili głowy w stronę różowowłosej,
spojrzeli jeszcze raz po sobie i rzucili się do drzwi, potrącając przy okazji
zdezorientowaną Tammamurę. Yohmei pobiegł w prawo. Wnuk ruszył tuż za nim.
Wpadli do pokoju w tym
samym czasie. Na łóżku (czyli tatami ^^) leżał Hao, jednak poruszał się niespokojnie,
jakby śnił mu się zły sen. Obok niego stała Anna. Zapewne to ona wysłała Tamao
z wiadomością. Yoh natychmiast znalazł się przy bracie. Dziadek pozostał w
drzwiach.
- Yoh… Nie… nie zostawiaj mnie… - szepnął przez sen ognisty szaman. Słuchawkowy
chwycił go za rękę.
- Nie zostawię. Nigdy.
Nie wiadomo, czy na
skutek uścisku, czy też znajomego głosu, władca płomieni otworzył oczy.
Pierwszą rzeczą, którą zobaczył była oczywiście uśmiechnięta mordka braciszka
^^.
- Ty żyjesz! – zawołał i ze szczęścia rzucił się bliźniakowi na szyję.
Yoh przytulił go mocno. Obu przepełniała niewysłowiona radość. Ale czemu tu się
dziwić? Przecież o mało co, a straciliby się na zawsze.
Wtem, tuż nad głową Hao
pojawił się niewielki niebieski duszek z listkiem w środku. Niezbyt zachwycony
tym towarzystwem ognisty szaman, rzucił w kierunku intruza szybkie spojrzenie,
a następnie pstryknął palcami i zamienił drobne stworzonko w kupkę popiołu.
Jednak na jednym się nie skończyło. Wrednych duszków przybywało. Wszystkie
zgromadziły się pod sufitem, prawdopodobnie po to, by zaatakować całą chmarą.
Przeczuwając, co może się zaraz wydarzyć, długowłosy przygotował się do obrony.
Z radością stwierdził, że większość foryoku już odzyskał. Sam nie wiedział, jak
to możliwe, że nastąpiło to tak szybko. Jednak nie był to odpowiedni czas ani
miejsce do takich rozmyślań. Niebieskie stworzonka ruszyły do ataku. Starszy z
bliźniaków miał je właśnie podpalić, gdy tuż przed nim pojawiły się dwa znane
mu dobrze shikigami.
- Panie Asakura. Przepraszam bardzo, że się wtrącam, ale to już
przekracza granice!
- Anna? – spytali wszyscy trzej obecni w pokoju członkowie rodu.
- Yoh! Sądzę, że najwyższy czas, abyście wszystko wyjaśnili. Za dużo tu
tych tajemnic!
Wszyscy patrzyli na
blondynkę w zupełnym szoku. Rzadko zdarzało się, by dziewczyna uniosła się na
kogoś takiego jak Yohmei.
- Zarządzam zebranie specjalne! – krzyknęła Kyoyama. – Wszyscy do pokoju
dziennego!
Trudno było takiego
rozkazu nie posłuchać, toteż zaledwie kilka minut później, cała gromadka łącznie
z Silvą, członkami rodziny Asakura oraz byłymi X-laws (których sprowadzenia
podjęli się Horo i Choco), wszyscy znaleźli się w największym pomieszczeniu
niewielkiego domku.
Usiedli dookoła
niewielkiego stolika. A ponieważ NWG łącznie z gośćmi to całkiem spory tłum,
pozajmowali najróżniejsze siedziska. Dorośli objęli w posiadanie kanapy i
fotele, natomiast młodzież okupowała podłogę. Dziewczęta dodatkowo otrzymały
taryfę ulgową w postaci poduszek ^^. Bliźniakom przypadło zaś miejsce na macie
tatami, dokładnie naprzeciwko dziadków. Zapadła niezręczna cisza. Wszyscy
zdawali się unikać swojego wzroku. I nagle okazało się, że ściany, stolik,
sufit oraz własne paznokcie czy buty, mogą stanowić niezmiernie ciekawy obiekt
obserwacji… Wreszcie odezwał się Yoh:
- Yyy… Tak więc… Zapewne jesteście nieco zdziwieni, że…
- Nie. Nie jesteśmy zdziwieni. Znamy przepowiednię. To Hao…
- DAJCIE MI SKOŃCZYĆ! To jest wasza wersja! – zdenerwował się
słuchawkowy. Zachowanie Yohmeia zaczynało go już poważnie wkurzać. – Dajcie nam
opowiedzieć naszą!
Ciszę, która po tym nastąpiła, można by kroić nożem. Oczy wszystkich wlepione były w braci Asakura.
Ciszę, która po tym nastąpiła, można by kroić nożem. Oczy wszystkich wlepione były w braci Asakura.
- Tak więc… Zaczęło się od naszej turniejowej walki…
♥♥♥
Nikt już nie odważył się
przerywać opowieści. Większość czasu mówił Yoh, a tylko od czasu do czasu
odzywał się nieco onieśmielony Hao. Zdarzało się też, że historię uzupełniali
John i Meene, którzy dbali, by ognisty szaman przypadkiem nie próbował umniejszyć
swoich zasług. Przyjaciele wsłuchiwali się w ich słowa z uwagą. Wręcz
wstrzymali oddech, gdy Denbat z żalem opowiadał o torturach, jakich doświadczył
Hao. Sam władca ognia był w takich momentach wyraźnie zmieszany. Kto by
pomyślał, że to „zło wcielone” może być aż tak wstydliwe…?
- Jej… Stary… Dzięki – odezwał się Horo, po tym jak słuchawkowy wyjaśnił
jaką umowę Hao zawarł z X-laws.
- Poświęciłeś się dla nas, mimo że tak okropnie cię potraktowaliśmy… -
dodał Choco.
- Ehh… - długowłosy machnął ręką. – Nie ma tu za co przepraszać.. Ja też
zachowywałem się nie tak jak trzeba… Przepraszam was… Za wszystko.
- Spoko – wzruszył ramionami niebieskowłosy.
- To teraz zamiast jednego mistrza mamy dwóch! – ucieszył się Ryu i, jak
to na niego przystało, zamknął obu Asakurów w niedźwiedzim uścisku.
- Ryu…to…bardzo miłe…że…zaakceptowałeś…Hao…ale…mógłbyś…łaskawie go…nie….udusić…?
– wydyszał Yoh, z trudem łapiąc oddech.
Motocyklista uśmiechnął
się przepraszająco i wypuścił lekko czerwonych z braku powietrza bliźniaków.
Cała NWG wybuchła śmiechem. Jedynymi osobami, które zdawały się nie podzielać
ogólnej radości byli Silva, Yohmei, Kino i Mikihisa (załóżmy, że Horo i Choco
spotkali go po drodze…xD). Jednakże tem ostatni zdawał się zupełnie
zdezorientowany.
- Głupie dzieciaki… - westchnął dziadek zwracając się do żony. – Jak mogą
mu ufać?!
- Wiesz, że Hao ma swoje sposoby, aby zjednywać sobie popleczników…
- A ty, co o tym sądzisz Mikihiso? – zapytał Silva, który usłyszał
krótką rozmowę staruszków.
- Hao uratował życie Yoh, a także jego przyjaciół. Niezależnie jakie
były jego intencje, mamy u niego dług wdzięczności. Myślę też, że gdyby się nie
zmienił, nie poświęciłby swojego życia aby ich uwolnić. No i już nie chce zabić
wszystkich ludzi…
- To znaczy, że…?
- Tak Silvo. Uważam, że możemy zaufać Hao.
Ostatnie zdanie
wypowiedziane przez mężczyznę z maską, dotarło też do bliźniaków. Bracia
wyrwali się roześmianej gromadce i powoli podeszli do siedzących wciąż
dorosłych. Zatrzymali się jakieś półtora metra od kanapy. Yoh spojrzał
niepewnie na brata. Oginsty szaman przymknął oczy, wziął głęboki oddech, by następnie
zrobić kilka kroków do przodu. Stał teraz dokładnie przed Mikihisą. Cała
czwórka dorosłych zwróciła wzrok na niego. Długowłosy zaś, pochylił głowę i nie
patrząc na nich cicho powiedział:
- Jeszcze raz ogromnie chciałbym przeprosić. Przysporzyłem rodowi
Asakurów wiele bólu i kłopotów. Strasznie żałuję tego co zrobiłem rodzinie, a
także radzie szamanów – dodał zwracając się do Silvy. – Jeżeli chcecie bym
odszedł z turnieju, zrobię to. Nie zależy mi już na królestwie szamanów.
Przez chwilę panowała
cisza. Seniorzy rodu siedzieli z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a Mikihisa i
Silva wyglądali na zdumionych (znaczy się Miki zapewne by tak wyglądał gdyby
nie maska… xD)
- Nie musisz odchodzić z turnieju. Nadal jesteś jego uczestnikiem. A
gdyby członkowie rady… chcieli cię usunąć… to… wiedz… że masz moje wsparcie – końcówkę
Indianin wypowiedział jednym tchem.
Zaskoczony Hao podniósł
wzrok na Silvę. Nie spodziewał się usłyszeć od niego takich słów. Zwłaszcza, że…
Ach, zresztą nieważne…
- Dziękuję.
Uśmiechnął się do
bruteta, a następnie odwrócił bardziej w stronę członków rodziny.
- Państwo Asakura… Wiem, że nie postępowałem słusznie i przyniosłem
rodowi tylko wstyd. Przepraszam...
- Dlaczego mówisz per pan? Jesteśmy rodziną – Mikihisa wstał i położył
rękę na ramieniu starszego z braci. Chłopak spojrzał w stronę twarzy ukrytej
pod maską.
- …? Tato…? – wyszeptał wzruszony.
Ojciec bliźniaków,
który po raz pierwszy usłyszał takie określenie od starszego syna, również nie
potrafił ukryć wzruszenia. Przytulił mocno do siebie Hao, szczęśliwy, że po
tylu latach wreszcie odzyskał utracone dziecko. Po chwili do tej dwójki
dołączył się też Yoh. Uroczą rodzinną scenkę przerwał niestety pewne niebieskie
latające stworzonko.
- Znowu ty? =.= - pojawienie się duszka z pewnością nie ucieszyło władcy
płomieni. Toteż chwilę później w powietrzu pojawił się ogienek, który zamienił
intruza w garstkę pyłu.
Niestety czar chwili
prysł. Długowłosy uwolnił się z uścisku i skierował w stroną dziadków. Chyba
chciał coś powiedzieć, lecz Yohmei nie dał mu dojść do słowa.
- Dużo błędów. Naszych i cudzych. Popełniłeś je ty, ale my również. Coś
mie się wydaje, że tamta chwilowa słabość przy waszych narodzinach, była
najlepszą chwilą słabości w całym moim życiu. Dobrze, że nie potrafiłem zabić
dziecka. To byłby największy błąd jaki bym popełnił. Przepraszam cię mój wnuku…
Wybaczysz nam?
Hao stał totalnie
zszokowany. Już chyba prędzej spodziewałby się ujrzeć Goldvę w stroju rapera
tańczącą „Macarenę” niż przepraszającego go dziadka. Pochylił się nieco, by
spojrzeć na dwójkę seniorów rodu.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się chłopak, a wyraz jego twarzy wyglądał
niemalże identycznie jak Yohsia.
Zaraz potem Hao oberwał
laską.
- Wyprostuj się! Nie będziesz mi się tu garbił! – ofuknęła go Kino.
I to by było wszystko. Wiem, że nudno, ale jak to ujęła pewna osóbka "Rozdziały przejściowe też są potrzebne" :D
Mam nadzieję, że nie zamkniecie mnie w studni :)
I teraz jeszcze obrazki z... CZŁONKAMI RADY SZAMANÓW :D
Tak dla informacji: ten tutaj ^ z mikrofonem to Radim, czyli właściciel sklepu z serem po 16$ xD
Ankieta?
Nie chce mi się xD
Piszcie własne propozycje w komentarzach ^^
Do zobaczenia :*