Hello!
Gomen, znowu notka za późno.. Byłaby wcześniej, ale świąteczne zakupy trochę skracają mi czas na pisanie :( Myślałam, że napiszę też szybciej dzisiaj, ale rodzice poinformowali mnie, że jedziemy na cały dzień na zakupy i... efekt jest jaki jest. Gomen :( Sorki, nie chce mi się już pisać wstępu. Zapraszam na notkę... Niezbyt udaną niestety...
A i jeszcze na koniec - obrazki z... uczniami Hao ^^ Co mi tam xD
24. "Believers"
Hao przedstawił uczniom ogólny obraz sytuacji,
omijając jednak bardziej osobiste szczegóły. Wszyscy słuchali w milczeniu, ani
razu nie przerywając swojemu mistrzowi. Wydawali się nieco zszokowani, ale
trudno było stwierdzić, co myślą o nowej sytuacji.
- Zrozumiem, jeśli mnie opuścicie. Nie będę was
zatrzymywał. Nie martwcie się, nie będę miał wam nic za złe i na pewno nie mam
zamiaru szukać zemsty. Więc jeśli chcecie nadal stworzyć królestwo tylko dla
szamanów, to proszę bardzo. Ale beze mnie. Sami będziecie musieli o nie walczyć
– zakończył swoją wypowiedź Asakura.
- Mistrzu… - odezwał się po kilku minutach Luchist,
a następnie rozejrzał się po towarzyszach. – Sądzę… I raczej wszyscy się ze mną
zgodzą… Że nadal chcielibyśmy walczyć u twojego boku.
- Skoczylibyśmy za tobą w ogień, mistrzu.
- Dziękuję Marie… Adekwatne porównanie… -
uśmiechnął się szatyn.
Stawało
się coraz zimniej, jednak ciepło bijące z ogniska przyjemnie ogrzewało zmarzniętych
szamanów. Było już chyba po północy. Mattie, Marie i Kanna zasnęły oparte o
siebie, a mały Opacho oraz Yoh skorzystali z wygodnej, cieplutkiej poduszki
(czyt. Hao). Sam długowłosy pogrążył się we własnych myślach, wpatrzony w
trzaskające płomienie.
Wtem,
wszystkich z błogiego stanu wyrwało charakterystyczne dzwonienie.
- Pali się? – spytał głupkowato Luchist, który nie
do końca jeszcze kontaktował.
- Ciasto gotowe! – zawołała wesoło Mattie, również
niezbyt wybudzona.
- Wy idioci, przecież to Mikołaj jedzie! – oburzył się
nadal chyba śpiący Bill.
- A moim zdaniem to raczej gdzieś tutaj jest wróżka
Dzwoneczek – wygłosiła swoją wersję Marie.
Długowłosy
przewrócił wzrokiem. I to są ci szamani, z którymi konfrontacji boi się
większość ludzi…?
- Bomba! – krzyknął nagle przerażony Zang Ching, wskakując
Luchistowi na ręce. – Ktoś podłożył bombę!
- Ehh… Kto ma walkę? – spytał znużony Hao. Chyba
dopiero jego słowa uświadomiły rozespanych uczniów odnośnie prawdziwego źródła
dzwonienia.
- Zdaje się, że my… - odpowiedział Mohhamed,
przyglądając się swojemu dzwonkowi wyroczni. – Drużyna… „Believers”. Jutro o
15.00.
- Kto? – zdziwiła się Kanna. – Nigdy o nich nie
słyszałam…
- Ja również… - dodał zamyślony Asakura. – Ale to
nieważne. Niezależnie kim oni są, musicie dać z siebie wszystko.
- Tak jest mistrzu! – odpowiedzieli chórem członkowie
„Drużyny Księżyca”.
- Mam nadzieję, że nie obijaliście się, kiedy mnie
nie było…?
Wszyscy
uczniowie energicznie pokiwali głowami na znak, że o żadnym lenistwie nie było
mowy. Hao zarządził więc, żeby wszyscy udali się do swoich namiotów. Mały Opacho
był tak zmęczony, że nie miał nawet sił iść o własnych nóżkach. Długowłosy
zaniósł go więc do łóżka i ostrożnie okrył kocykiem.
- To co? Wracamy do domu? – zapytał Yoh, który
czekał na brata obok wygaszonego ogniska.
- Jak to do domu? – zdziwił się ognisty szaman.
- No przecież mieszkasz teraz z nami – oświadczył mu
słuchawkowy, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie – Chodź, idziemy –
uśmiechnął się i pociągnął zaskoczonego bliźniaka w stronę miasta (tj. wsi).
♥♥♥
W niewielkim
mieszkanku rozległ się głos budzika wyrywając ze snu słodko śpiących szamanów.
- Coo…? Juuuż…? – jęknął Yoh, nawet nie otwierając
oczu.
- Która godzina…? – spytał ospale Hao, przewracając
się na brzuch i przykrywając głowę poduszką, aby uwolnić się od denerwującego
dźwięku.
- Piąta rano! – usłyszeli znajomy głos osoby
przywykłej do rozkazywania.
- P-piąta…? – przeraził się młodszy z braci.
Przecież ta nieludzka godzina to dopiero środek nocy!
- Nie moja wina, że wracacie nie wiadomo kiedy! A
przed śniadaniem… Dwadzieścia okrążeń wokół Patch i 150 brzuszków, tak dla
rozgrzewki. A Hao ci potowarzyszy! – zarządziła, szybkim ruchem pozbawiając
długowłosego jego nakrycia głowy. – I ruszać się! Żwawo! Albo zaraz pójdę po
wiadro!
To
wystarczyło, aby wyrwać bliźniaków z łóżek. Obaj na wyścigi polecieli do
łazienki, kłócąc się nieco po drodze, o to, który ma pierwszeństwo. Posprzeczali
się dopóty, dopóki drzwi się nie otworzyły i nie wyszedł z nich Ryu w samym
ręczniku i w turbanie na głowie. Na ten widok Hao zaliczył totalną glebę xD, co
niezwłocznie wykorzystał Yoh, wciskając się szybko do łazienki.
Po
zakończeniu podstawowych porannych czynności i wykonaniu rozgrzewki dla Anny,
bracia mogli wreszcie w spokoju zjeść śniadanie razem z resztą „Drużyny Asakury”,
która dopiero teraz zwlokła się z łózek.
- Manta? Ty prowadzisz spis wszystkich szamanów w
turnieju, prawda? – spytał władca ognia.
- Taak… Ale o tobie już wszystko zmieniam! – zaczął
nerwowo jasnowłosy, prawdopodobnie obawiając się, że starszy z bliźniaków
będzie chciał zobaczyć, jakie informacje o nim udało się zgromadzić. Ciarki go
przeszły na myśl, gdyby Hao przeczytał dopisek „Piroman ze spaczonym poglądem
na ekologię. Jest arogancki i zbyt pewny siebie”.
- Nie o to chodzi. A tak przy okazji, możesz do
tego piromana dopisać, że uwielbiam czekoladę ^^ - uśmiechnął się Hao, który
nie mógł nie usłyszeć głośnych myśli niskiego chłopaka. Zaraz potem dodał nieco
poważniejszym tonem. – Chciałbym raczej dowiedzieć się czegoś o drużynie „Believers”.
- „Believers”? Nigdy o nich nie słyszałem… - odparł
Oyamada, przeglądając swój notes.
- Co to za drużyna, mistrzu Hao? – spytał Ryu,
nakładając sobie potrójną porcję sera na kanapkę.
- Nie wiem. Ale dzisiaj walczą z „Drużyną Księżyca”…
- Obejrzymy tę walkę, prawda mistrzu Yoh?
- Ale tylko, jeśli wyrobicie się z treningiem. Tak
Hao, ciebie też to dotyczy… 1000 brzuszków, 2000 pompek i… 50 okrążeń. Znajcie
moja litość…
♥♥♥
Tak
więc cały poranek i południe zajęły naszym chłopakom treningi. Byli właśnie w
trakcie pięćdziesiątego okrążenia, gdy dzwonek wyroczni Hao dał o sobie znać.
Mieli dwie minuty do rozpoczęcia walki. Pędem pobiegli na stadion,
wykorzystując ostatnie siły. Na szczęście pojawienie się Hao wystarczyło, żeby
na trybunach znalazło się miejsce dla naszej gromadki. Na arenie stali już
Mohhamed, Zang Ching i Bill. „Believers” nadal nie było.
Na
środek wyszedł już Thalim, gotowy do pełnienia roli sędziego. Zniecierpliwiony
zerknął na zegarek. I w tym momencie na arenę wkroczyła druga drużyna, na widok
której szczęki obu Asakurów opadły do podłogi. Przeciwnikami okazali się być…
Meene, John i Lyserg ^^. Cała trójka pozbyła się białych mundurów na rzecz
normalnych, codziennych strojów. Byli X-laws rozejrzeli się po widowni i
pomachali wesoło do bliźniaków, którzy nadal gapili się na nich w osłupieniu.
- I komu ja mam teraz kibicować? – spytał bezradnie
Hao. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, gdyż po stadionie rozległ się głos
sędziego:
- Zaczynamy dzisiejszą walkę pomiędzy drużyną „Believers”,
a „Drużyną Księżyca”! Zaraz dowiemy się, kto będzie walczył jako pierwszy!
Wszyscy
widzowie przenieśli wzrok na tablicę, na której pojawił się komunikat:
Walka:
Montgomery meene vs zang ching hang
Pozostali
członkowie drużyn wycofali się z pola walki, a John dodatkowo posłał swojej
ukochanej całusa, bezgłośnie życząc jej tym samym powodzenia. Dziewczyna
uśmiechnęła się lekko, a następnie ustawiła w bojowej pozycji. Jej przeciwnik
wydawał się nieco skołowany na widok tak ładnej rywalki. Gdy panna Montgomery
zawołała do niego „Powodzenia!”, zaczerwienił się jak burak. Zaraz potem jednak
Thalim zarządził początek walki i po słodkim uśmiechu na twarzyczce Meene nie
było nawet śladu. Co jak co, ale trzeba udowodnić chłopakowi, że nie tylko on
tu potrafi się posługiwać bronią. (Mało kto wie, że John i Meene założyli się,
które z nich szybciej pokona swojego przeciwnika ^^)
- Gabriel! Złote pióra! – zawołała dziewczyna i z
jej pistoletu wyleciały złote promienie, uderzając z wielką siłą w nic niespodziewającego
się (i nadal zauroczonego) Zang Chinga. Ten, w ostatniej chwili wykonał
niezdarną osłonę, która jednak na niewiele się zdała. Najwidoczniej pannie Montgomery
zależało na tych Toffifee, które miała wygrać w zakładzie xD.
- Shion Shion! Atak pandy! – zawołał Chińczyk,
wysyłając w stronę przeciwniczki sporą kulę energii w kształcie czarno-białego
misia. Kanadyjka zręcznie uniknęła ciosu i zaatakowała ponownie, używając tym
razem większej ilości foryoku.
- Zasłona eukaliptusa! – wrzasnął zdesperowany mężczyzna, tworząc nad sobą swoją najmocniejszą tarczę. Cios odbił się od niej, co poskutkowało sporą utratą mocy szamańskiej przez obu walczących. Niezadowolona dziewczyna wzbiła się w powietrze i, obdarzając rywala oszałamiającym uśmiechem, zaczęła spadać na niego z ogromną prędkością.
- Zasłona eukaliptusa! – wrzasnął zdesperowany mężczyzna, tworząc nad sobą swoją najmocniejszą tarczę. Cios odbił się od niej, co poskutkowało sporą utratą mocy szamańskiej przez obu walczących. Niezadowolona dziewczyna wzbiła się w powietrze i, obdarzając rywala oszałamiającym uśmiechem, zaczęła spadać na niego z ogromną prędkością.
- Gabriel! Niebiański cios!
Hang po raz ostatni spojrzał na tą uroczą
twarzyczkę, a zaraz potem leżał już pokonany na ziemi. Na tablicy wyników
pojawił się stosowny komunikat, ogłaszający zwycięstwo przedstawicielki „Believers”.
Meene podeszła do leżącego Zang Chinga.
- To była naprawdę dobra walka – uśmiechnęła się i
wyciągnęła do niego dłoń, aby pomóc mu wstać.
- Nie… To ja dziękuję… - zarumienił się Chińczyk, a
następnie wstał szybko i wrócił do swojej drużyny.
Do
panny Montgomery podszedł John i otoczył ją ramieniem.
- Gratuluję. Dobrze ci poszło.
- Nie gadaj tyle, tylko mów jaki mam czas.
- Minuta pięćdziesiąt trzy – westchnął Denbat. –
Nie tak źle…
- NIE TAK ŹLE?! To pokaż, że umiesz lepiej –
fochnęła się dziewczyna i odeszła pod brzeg areny, gdzie czekał na nią Lyserg.
Tymczasem
na ekranie wyświetliła się informacja mówiąca, że w następnej walce zmierzą się
Bill Burton i John. Obaj stanęli naprzeciwko siebie.
- Start! – zawołał Thalim i wycofał się na
bezpieczną odległość.
Ledwo
zdążył to wypowiedzieć, a były X-laws został otoczony przez 21 zawodników
footballu. Amerykanin nie próżnował. Denbat rozejrzał się dookoła, szukając
jakichś słabszych punktów w utworzonym murze. Jednak nic takiego nie dostrzegł.
Westchnął więc i wprowadził Rafaela do swojej strzelby (proponuję posłuchać tu
piosenki „Angel with a shotgun”
^^ Idealnie pasuje do Johna, nie? :D).
- Rafael! Anielskie światło! – zawołał i z jego
broni w górę wyleciał oślepiająco biały promień, rozbijając się na 21 części i
uderzając każdego z duchów Burtona. Były zawodnik, był najwyraźniej nieco
zaskoczony. John był pierwszym poza Yoh, któremu udało się pokonać jego mur z
zawodników. Anglik nie miał zamiaru dłużej się patyczkować z przeciwnikiem.
- Skrzydlaty podmuch! Sto procent foryoku!
W
stronę Amerykanina pomknął kolejny atak, który zdołał wytrącić futboliście jego
medium. Zdumiony Burton spojrzał najpierw na przeciwnika, potem na tablicę wyników,
aż wreszcie na sędziego, który ogłosił:
- Zwycięża John Denbat z drużyny „Believers”!
Oznacza to, że drużyna ta jest zwycięzcą całego pojedynku! Gratulujemy!
Na
widowni rozległy się głośne brawa. Byli X-laws wesoło pomachali do siedzących
na trybunach szamanów, a następnie powoli opuścili arenę.
- Ha! Minuta pięćdziesiąt cztery! – zawołała wesoło
Meene.
- Co?! Jedna sekunda?!
- Yyy.. Nie to, że się wtrącam, ale przecież ty
trochę się ociągałaś z wyłączeniem tego stopera… - cicho powiedział Lyserg, na
co blondynka obdarzyła go wściekłym spojrzeniem.
- Czyli wygrałem! :D
- Nieprawda!
- Prawda! – ucieszył się John i dał ukochanej
buziaka, aby ją udobruchać.
- No dobra… Uznajmy, że był remis…
No i koniec. Wiem, nudno.. Akcja powinna rozkręcić się w następnej notce. I gomen - nie umiem opisywać walk.. -.-
Jeszcze obrazki:
I to wszystko na dziś. Mam nadzieję, że skoro zacznie się coś ciekawszego, lepiej będzie mi się pisać i tym razem wyrobię się do soboty...
Do zobaczenia :)
EDIT: Klawiatura nie gryzie... A każdy, nawet najkrótszy komentarz naprawdę sprawia mi radość... I dziwicie się potem, że się spóźniam z notką... Dajcie mi tą motywację, plose *.*
Komentarz będzie krótki, bo nie mam dziś już głowy do myślenia...
OdpowiedzUsuńPiroman! Coś czuję, że nigdy nie damy mu z tym spokoju.:D No ale sam jest sobie winien...
John i Meene są świetni! :D Uwielbiam ich^^
Opis walki był super, nie rozumiem, dlaczego narzekasz... ;) Ogólnie rozdział był świetny. Jeśli nadal tego nie pojmujesz, to mogę Ci pomóc^^
Buziaki:*
Zabieram się za ,,Szewców" Aż buźka mi się uśmiecha, gdy przeczytam, że występują w tym czeladnicy :D Chociaż nie tacy, o których myślimy^^
PS. Obrazki fajne. :)
Kasumi
O.o szok nowa drużyna? I to na dodatek meene John i layserg? SUPER!! :DDDDD
OdpowiedzUsuńWielki come back! a już myślałam, że zostawiłaś biednego Johna xd
W końcu nowa notka, doczekałam się :)bitwa na czas rządzi, ci to dla zabawy a przecież to ekipa Hao była xd POZDRAWIAM! i czekam na next!
No przecież nie mogłabym zostawić Johna <3 Nie po to wyciągnęłam go z tego bagna, żeby go tam z powrotem wrzucić ^^
UsuńOj nie, przygotujcie się na Johna, bo przysięgam, że jeszcze się kiedyś pojawi ^^
Wspaniała nota. Całkiem ciekawie wymyśliłaś fabułę. Jestem ciekawy jak zareaguje Hao na to że jego drużyna przegrała :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńjest cosik na każdym blogu;) zapraszam;)
OdpowiedzUsuńi nominowałam Cię do Spokoyoh's Awards;D
a ponadrabiam, jak sie wyśpię, ok?^^'
ucccccccchhhhhh wreszcie internet.
OdpowiedzUsuńNo pewnie,że dam Ci motywacje. Ale nie będę Ci pisać że notka jest świetna i w ogóle bo to tylko puste słowa. Prawdę mówiąc to była jedna z twoich gorszych notek, ale każdy ma prawo to gorszych, nie mogą być ciągle wspaniałe. Szczerzę mówiąc rozumiem Cię musisz poczuć, że ktoś z niecierpliwością czeka na notki i choćby nie wiem co będzie ci pomagał w postaci chociaż dobrego słówka. ;p. Ja za to chciałabym ci napisać tak od serca , że widzę w tobie talent. Gdy czytam każde słowo widać, że pisanie to twoje zamiłowanie i wkładasz w nie część twojego serca. I dzięki temu jesteś niezwykła.
Powodzenia w dalszym pisaniu
JEN
Uwierz w siebie i to że wszyscy czytelnicy cię wspierają, a to doda ci sił.
Wiem, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że notka nie była zbyt dobra... :( Męczę się już długo, bo nienaturalnie wyglądałoby nagłe rozpoczynanie nowej akcji... -.- Ale myślę, że następna będzie ciekawsza ^^ Dziękuję za miłe słowa, chociaż nie wiem czym sobie zasłużyłam...
Usuń:*
ZASŁUŻYŁAŚ
UsuńJEN
Hejka, przeczytałam, ale komentarz napiszę później, bo zbytnio czasu nie mam ;) Aha i na moim blogu nowa notka.
OdpowiedzUsuńo lolXD ale miałam zaciesz przy tym rozdziale;D na początku troszku niepewności, bez większego przekonania - "Believers? a co to w ogóle za jedni..." ale kiedy doszłam do początku pojedynku, to...
OdpowiedzUsuńOMG! O.o *wyciąga transparenty z napisem "Believers pany"*
no ja w przeciwieństwie do Hao nie miałam wątpliwości;D bez urazy, Tsukigumi...
w ogóle podobało mi się też spotkanie Hao z jego uczniami:) wiedziałam, że tak będzie wyglądać i że Hao niepotrzebnie się martwi;) w sumie są bardzo podobni do gromadki Yoh - też momentami kompletnie nie poskładaniXD
ach... John...*o*
oba zaległe rozdziały mi się podobały, jak zwykle zresztą:) nie mogę się doczekać, co to za akcję nam planujesz;)
buziaczki i czekam na next:)
i znam ten ból... tyle się nainformuję o rozdziale, a potem tylko garstka komentarzy...
Dziękuje za komentarz:) Uwielbiam odpisywać na długie wiadomości od szamanów.
OdpowiedzUsuńCo prawda, jest ciężko. Czytałam twój komentarz o szkole...racja. Ludzie są paskudni! Nic tylko czegoś chcą...ciągle tylko wyciągają po coś ręce a sami nie chcą dać nic w zamian( nauczył mnie tego kiedyś odcinek szamana"Dzień Treya", jeśli wiesz o co chodzi.
Na złe chwile, gdy chce ci sie już tylko płakać i zamknąć w sobie polecam bloga. Można zawsze sie uśmiechnąć czytając opowiadania o przygodach szamanów. Albo po prostu pomyśl o twarzy Yoh, który wcina kolejnego hamburgera i nie ma bladego pojęcia...........................................................
że Anna stoi tuż za nim! ^^
Nie no żeby tak mało ;^;. No tak spodziewać to się mogłam tej wygranej heh, przecież nie są z X-Laws i nic takiego że wygrali. Nie no uczniowie Hao jakby nie patrzeć rzeczywiście i mi przypominają gromadke przyjaciół Yoh. A walka była świetna ^^. Czekam na nn.
OdpowiedzUsuńProstota w myśleniu i beztroska Yoh mnie rozbraja. *-*
OdpowiedzUsuńMeene, ty kłamczucho! XD Rozśmieszyło mnie wyrażenie, że John przestał się patyczkować z Amerykaninem. Ale w tym pozytywnym sensie. XDD
Jak to?! Drużyna Hao przegrała..? Mięczaki jedne! ;D