Ohayo!
Co tam u Was? Bo u mnie z deczka ciekawie, jak to mówią :D
Zapowiadał się zwykły piątek ze sprawdzianem z biologii, na który jakoś niezbyt chciało mi się uczyć... Ale nieważne. Zaczęło się od chemii... Od czasu pewnej pseudopomyłki (znaczy moim zdaniem to nie była pomyłka, ale pana zdaniem już tak) na kartkówce, pan zaczął się jakoś dziwnie na mnie patrzyć... Trochę jak Marco na uwięzionego Hao... Brr.. Potem na 2 lekcji zwolniła nas pani, która prowadzi kółko wokalne, abyśmy przećwiczyły piosenki na akademię z okazji dnia nauczyciela. Na 3 lekcji była biologia. I sprawdzian. O dziwo, z pierwszej części dostałam -bdb, a drugą zrobiłam całkiem bezbłędnie <zaciesz> :D Tak więc, albo mam jakieś głupie szczęście, albo KTOŚ nade mną czuwał... ^.^ Na następnych lekcjach znowu były próby - jak nie z wokalnego, to z teatralnego kółka (ambitna jestem, heh xD). I dowiedziałam się jeszcze, że razem z koleżanką będę prowadzić jakiś quiz dla nauczycieli i uczniów... Ogółem, to w całości zaliczyłam dzisiaj tylko dwie lekcje - w tym jedna to była wychowawcza :D (Tnm.. wychowawcza to świetny czas na pisanie :P) Normalnie zapowiada się... interesująco xD Dobra, rozgadałam się...
A teraz coś o rozdziale... Szczerze mówiąc - prawie w 90% pisany "na żywioł" xD Gomen, ale musiałam w końcu zakończyć ten nieskończenie długi dzień... (3 wyrazy pochodne od "kończyć" w jednym zdaniu... Hardcore :D). Ogółem, rozdział niezbyt mi się podoba.. No, może z wyjątkiem pewnego fragmentu, który pisałam siedząc w łóżku coś koło 23.30 ;D Ciekawe czy zgadniecie który to fragment... xD
Ok, nie będę już zanudzać. Tylko dodam jeszcze, że bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze :D A, i ze względu na równą ilość głosów na Johna i Fausta zrobię podwójny spamik :) Rozdział dedykowany... wszystkim wielbicielom Johna! :D
14. Powoli do celu...
- Można wiedzieć po co ci one? – spytał John po
wysłuchaniu prośby ognistego szamana.
- Yyy… Nie? – odpowiedział Hao z rozbrajającym
uśmiechem.
- To dlaczego niby mam Ci pomóc?
- Bo ja też mogę ci się przysłużyć… - odparł
tajemniczo długowłosy. Denbat spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Niby jak?
Starszy
z Asakurów dał mu ręką znak, aby się zbliżył. Po krótkim wahaniu X-laws
nachylił się. Po usłyszeniu bardzo cichej wypowiedzi chłopaka, odsunął się i
usiadł wyprostowany, opierając się o ścianę. Musiał zastanowić się nad tą
interesującą propozycją.
Tymczasem
Hao przeniósł wzrok na swojego śpiącego braciszka. Szczerze mówiąc, trochę się
obawiał, że ze względu na przyjaciół Yoh nie będzie chciał ryzykować. On sam
nie miał pewności, czy dobrze robi. W końcu skoro zdecydowali się o niczym nie
mówić, lepiej zrezygnować też ze wspólnego spędzania czasu… Ale przecież było
to i tak niemożliwe. Władca płomieni dobrze wiedział, że nie potrafiłby teraz
ignorować bliźniaka. W ciągu tego krótkiego czasu nawiązała się między nimi
niezwykła więź, jaka cechuje niewiele rodzeństw. Ale czemu się tu dziwić? Byli
dwiema połówkami jednej duszy. Nieważne, co się stanie, Hao będzie walczyć o
brata. Teraz też. Jednak na razie wszystko zależy od odpowiedzi Johna…
- Niech będzie – odezwał się jasnowłosy. – Ale
najpierw ty wywiążesz się ze swojej części umowy.
- Spodziewałem się, że to powiesz – westchnął
Asakura, jednak w głębi duszy był całkiem zadowolony. Jego plan ma szansę się
powieść.
„Może
to chore, ale to jedyny sposób na ratunek… Kto by pomyślał, że zawrę pakt z
kimś z X-laws?” (Yohao – Ja xD) [Ren: Cicho! Zamiast się wygłupiać, pisz
dalej!! Chcę w końcu wiedzieć, co się stanie!] Och, no dobra… „Teraz pozostaje
mi tylko wymyślić sposób na Meene… Ale to nie powinno być trudne” – pomyślał
Hao.
Tymczasem
strażnik zajęty był kalkulowaniem w myślach korzyści dla uwięzionego szamana,
które wynikały z zawartej przed momentem umowy. Prośba była przecież dosyć
nietypowa… „Do czego przydadzą mu się…? Nie! Przecież to bez sensu! Nie ma
żadnego logicznego wytłumaczenia! Przecież nie pomogą mu w ucieczce! Czyli, że
ja nie robię nic złego… No bo co? Może po prostu mu się nudzi i chce czymś
zająć ręce? … Aaaa!!! Nic nie rozumiem!!” – umysł Johna był nieco^^
zdesperowany :P. Ale zostawmy może naszego biednego kolegę z własnymi myślami i
pozwólmy naszym szamanom w końcu się wyspać. (Nie wiem, czy zauważyliście, ale
ten dzień trwa już chyba od czterech notek!)
♥♥♥
Znajdował się w jakimś ciemnym pomieszczeniu.
Chociaż właściwie ciężko było powiedzieć, czy to to ma jakiś kraniec, ponieważ
widoczność ograniczona była niemalże do minimum. Jak wyprostował rękę, z trudem
udawało mu się dojrzeć dłoń. Otaczała go przerażająca cisza. Nagle poczuł na
ramieniu czyjąś dłoń. Odwrócił głowę i zobaczył twarz Marco. Ale nie była to
normalna twarz. Oczy nieobecne, nabiegłe krwią, rozszerzone do granic
możliwości źrenice i blada, prawie biała skóra. Brudne, posklejane włosy. Usta
sine, jakby ich właściciel spędził zbyt dużo czasu w zimnej wodzie. Jak
topielec… Oprócz tego poszarpany strój poplamiony karmazynową cieczą.
Chciał krzyknąć, lecz żaden głos nie
wydobył się z jego gardła. Wtem z ciemności poczęły wyłaniać się kolejne,
równie przerażające postaci: Porf, Cebin, Larch i Chris. Przerażony chłopak
odbiegł kilka metrów, jednak potwory ruszyły za nim. Chyba nietrudno wyobrazić
sobie strach, jaki musiał odmalować się na jego twarzy, gdy zdał sobie sprawę,
że kiedy Marco i jego „kompani” znajdują się blisko, on sam zaczyna tracić nad
sobą panowanie, a jego skóra blednie. Zamieniał się w jednego z nich.
Począł uciekać najszybciej jak to było
możliwe. Stwory ruszyły za nim. W pewnym momencie potknął się i upadł. Odwrócił
na moment głowę i spojrzał za siebie. Pseudo X-laws stali nad nim, a za nimi
pojawiła się ogromna, ponad dziesięciometrowa „żelazna dama” (w tym wypadku
chodzi o narzędzie tortur, tnm). „Drzwi” owego „mieszkanka” otworzyły się z
przeraźliwym zgrzytem, a oczom nastolatka ukazał się koszmarny widok. Iron
Maiden Jeanne, zazwyczaj taka urocza, teraz wyglądem przypominała te paskudztwa
z horrorów. Spojrzała na niego swoimi czerwonymi jak krew oczami i wybuchła
przeraźliwym śmiechem. Ponownie poczuł, że jego skóra blednie, a przez twarz
przebiegają nieprzyjemne skurcze. Jak na komendę, czworo X-laws zaczęło zbliżać
się do chłopaka.
- Jesteś jednym z
nas… - odezwał się strasznym głosem Marco.
Resztkami sił wstał i zaczął biec.
Mimo, że prawie nic nie widział. Nagle zobaczył przed sobą sylwetki dwóch
znanych postaci: Johna i Meene. Na szczęście, ich wygląd był normalny. Oboje
uśmiechali się i rękami dawali mu znaki, żeby do nich podbiegł. Czując za sobą
zbliżających się oprawców, niewiele myśląc kilkoma susami znalazł się przy
przyjaciołach. Ledwie co się do nich zbliżył, tuż przed nim wyrosła ściana
ognia. Denbat i panna Montgomery popatrzyli na niego, po czym wkroczyli w
płomienie. On sam również chciał to zrobić, zwłaszcza, gdy zdał sobie sprawę,
że towarzyszom nic się nie stało. Jednak wtedy GO zobaczył. Zaraz za ścianą
ognia stał lekko uśmiechnięty Hao i wyciągał do niego rękę.
- Nie! Nie
dołączę do ciebie! – usłyszał własny głos.
- Albo pozwolisz
mi się uratować, albo na zawsze staniesz się taki, jak oni – powiedział szatyn.
- Szybko! Chodź
do nas! – krzyknął zza płomieni John. – On naprawdę się zmienił! Uratuje cię!
- Chodź do nas –
tym razem głos należał do Yoh. Młodszy z Asakurów pojawił się obok brata.
- Nie bój się! –
krzyknęła Meene – Już! Teraz! Oni zaraz tu będą!
Chłopak stał i rozglądał się niepewnie.
Do wyboru miał przerażających X-laws lub Hao. Co robić? Co…? Nagle Marco i
Cebin rzucili się w jego stronę. Już prawie go złapali, gdy wtem…
- Lyserg! Lyserg!
Otworzył
oczy i od razu poraziło go trochę zbyt jasne światło. Ostre promienie słoneczne
oświetlały jego twarz, dostając się do niewielkiego pokoiku przez okno dachowe.
Przetarł ręką swoje oczęta wyostrzając nieco obraz. Dopiero wtedy zdał sobie
sprawę, że ktoś się nad nim nachyla. Jasne włosy, zielone oczy, w których
malował się niepokój…
- Wszystko gra? Krzyczałeś, więc na wszelki wypadek
wolałam zajrzeć i sprawdzić, co się dzieje.
- Nic mi nie jest. Dziękuję Meene – uśmiechnął się
zielonowłosy. – Po prostu miałem zły sen… Która godzina?
- Ósma – jak na zawołanie odezwał się budzik
chłopaka (też bym chciała tak się wylegiwać… ) Blondynka zaśmiała się i
wyłączyła alarm. – Dobra, skoro wszystko gra, to ja cię tu zostawiam. Za
dziesięć minut śniadanie.
- Jasne, dzięki – powiedział Diethel wstając z
łóżka i podchodząc do niewielkiej komody.
- A, i pamiętaj, że razem z Johnem i Marco
oprowadzamy dzisiaj inspektora po zamku.
Na
dźwięk imienia przywódcy X-laws, Lyserga przeszedł lekki dreszcz ze strachu.
Upiorna twarz pojawiła się ponownie przed jego oczami, a on sam jakby opadł z
sił. Musiał przytrzymać się nieszczęsnej szafki, aby nie zaliczyć bliskiego
spotkania z podłogą. Zaniepokojona Meene podbiegła zaraz i przytrzymała go.
- Lys! Co się stało?
- Ja… przepraszam, straciłem równowagę…
Dziewczyna
spojrzała na niego z troską, a następnie przytuliła mocno. „Tak jak… matka…” –
pomyślał chłopak. O dziwno, na myśl o mamie nie poczuł tego silnego bólu i
nienawiści do Hao, jakie zwykł był odczuwać. Nie, była to raczej gorycz, niby
smutne wspomnienie. Meene pogłaskała go uspokajająco po włosach i pocałowała w
czoło.
- Już dobrze? – spytała patrząc mu w oczy.
- Tak. Dzięki – odpowiedział młody Anglik i
uśmiechnął się. Panna Montgomery odsunęła się po chwili i wyszła. W drzwiach
zawołała jeszcze tylko:
- Do zobaczenia na śniadaniu!
♥♥♥
W
jadalni, jeszcze niedawno tak cichej i spokojnej, panował zwykły śniadaniowy
gwar. Podłoga, którą zaledwie parę godzin wcześniej Lyserg wymył porządnie,
znów doprowadzona została do „normalności”. No, może nie było tam plam z sosu i
rozlanego mleka, z którymi przyszło mu się męczyć tej nocy… Ogółem, normalka.
Zwykły dzień. Wszyscy, jak to mieli w zwyczaju, na porannym posiłku ubrani byli
w cywilne stroje. Tylko na wyjścia lub specjalne okazje wkładali oficjalne
mundury. Było to dużo praktyczniejsze i na pewno bardziej wygodne :D. Ten dzień
nie różnił się zbytnio od poprzednich spędzonych w budynku „Urzędu
Sprawiedliwości”. Zgodnie z ustaloną regułą, nikt nie był zmuszany do pobudki
przed 8 rano (Rzecz jasna, jak komuś zależało, to nie ma sprawy xD). Na
śniadanie również można było przyjść o dowolnej porze, byle tylko zmieścić się
między 7.30 a 9.00. (Dobra, poopowiadałam trochę o życiu naszej Białej Mafii
<thx Kasumi ^^>, to możemy wrócić do historii…)
Larch
i Chris stali przy ekspresie do kawy i sprzeczali się, który rodzaj jest lepszy:
cappuccino czy expresso, Cebin przygotowywał sobie tosty, a Porf siedział już przy
stole, zajadając się jajecznicą z bekonem. Widok tej czwórki towarzyszy
wystraszył nieco zielonowłosego chłopaka, jednak gdy pierwszy szok minął,
starając się nie okazywać niepokoju, powiedział wszystkim „Dzień dobry”.
Nigdzie
nie było Marco ani Iron Maiden Jeanne. Chociaż ich nieobecność nie stanowiła
niczego niezwykłego. Blondyn zwykle przychodził bardzo późno, a czerwonooka
przywódczyni X-laws nie ruszała się poza swoje żelazne mieszkanko.
Najbardziej
zaskoczył go jednak widok Johna, niosącego na tacy dwie filiżanki kakao w
stronę siedzącej opodal Meene.
Jasnowłosy miał na sobie wyjątkowo elegancki strój: białą koszulę,
rozpiętą do połowy, ciemne jeansy, luźno zawiązany czarny krawat, a także
niewielką różową różyczkę w kieszonce górnej części garderoby. Nachylił się nad
siedzącą dziewczyną i, niczym kelner w pięciogwiazdkowej restauracji, postawił
przed nią filiżankę z gorącym napojem. Zaskoczona dziewczyna odwróciła się, by
popatrzeć komu zawdzięcza ten czekoladowy podarunek. Na widok Denbata
uśmiechnęła się, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. John przysiadł obok
niej i coś cicho powiedział. Jednak śniadaniowy gwar nie pozwolił już usłyszeć,
co.
Tymczasem
Lyserg podszedł do ustawionego pod ścianą blatu, na którym znajdowały się różne
przysmaki. Zrobił sobie kanapkę z serem, sałatą, pomidorem i majonezem (coś
takiego sprzedają w szkolnym sklepiku xD). Do tego jajko na miękko i herbata z
miodem i cytryną. Zadowolony z czekającego go smacznego posiłku, usiadł przy
głównym stole, kilka krzeseł od naszej kochanej pary *.*
♥♥♥
Obudził
go stłumiony przez wszechobecne siano (rano dołożyli świeże ^^) odgłos kroków.
Nauczony reagowania na nawet najcichsze dźwięki, natychmiast otworzył oczy.
Początkowo nie zauważył niczego niezwykłego, jednak zaraz potem jego uwagę
przykuł jakiś ruch w ciemnym rogu pomieszczenia. Hao? Spojrzał na miejsce,
gdzie ostatnio widział ognistego szamana. Teraz, obok krat spał sobie spokojnie…
Yoh?! Niemożliwe! To pewnie tylko zbieg okoliczności… A co, jeśli długowłosy
zrobił coś złego jego przyjacielowi…?
Na
wszelki wypadek podszedł ostrożnie do leżącej postaci. Mimo, że za nic w
świecie nikomu by się nie przyznał, w głębi duszy niepokoił się o towarzysza.
Poczuł wielką ulgę, gdy stwierdził, że młodszemu Asakurze nic się nie stało. W
takim razie, dlaczego Yoh położył się akurat w miejscu, gdzie przed kilkoma
godzinami siedział Hao?
„Ehh…”-
pomyślał Ren. – „Czemu we wszystkim muszę się doszukiwać drugiego dna? To
równie dobrze może być tylko zbieg okoliczności…”
Spojrzał
na dzwonek wyroczni, odkrywając skórzany rękaw płaszcza. Godzina? Coś koło
dziesiątej rano (znaczy „rano” dla śpiochów takich jak ja ^.^). Ciekawe, co
porabia Jun… Czy dziewczyny bardzo się o nich martwią? „To bez sensu! Tak nie
może być, żebyśmy byli więzieni razem z tym piromanem przez tych szurniętych
psycholi! Niedoczekanie! Trzeba natychmiast wymyślić jakiś plan…”
W tym
momencie usłyszał czyjeś pospieszne kroki. Dokładnie, kilku osób.
- Nie, naprawdę nie ma tu po co przychodzić! – dał się
słyszeć lekko zdesperowany głos Marco. – Jak już mówiłem, jest tu mnóstwo
kurzu, wilgoci… Jak to w piwnicach…
- Przepisy BHP oraz zalecenia Sanepidu są chyba
dość wyraźne – odezwał się ktoś szorstkim, przemądrzałym tonem. – Mam sprawdzić
WSZYSTKIE pomieszczenia.
Jeszcze
kilka kroków i po chwili oczom szamana ukazali się Marco, John Denbat, Lyserg,
blondynka, której imienia nie mógł sobie w tej chwili przypomnieć i jeszcze
jakiś dziwny facet o wyglądzie typowego biznesmena. Miał ciemne, krótko
przystrzyżone włosy, mały wąsik i okulary. Cechował go dość spory wzrost i
trochę zbyt chuda sylwetka. Trzymał w ręce jakiś notes, w którym prawie bez
przerwy coś zapisywał. Ren miał dziwne wrażenie, że gdzieś już go widział…
Nagle, mężczyzna podniósł wzrok znad notatek i wbił go w Chińczyka.
Fioletowowłosy spokojnie wytrzymał jego spojrzenie.
- A to co ma być? – spytał inspektor odwracając się
w stronę Marco.
- Yyy… To są… - blondyn najwidoczniej nie potrafił
znaleźć rozsądnej odpowiedzi. Zaraz chyba jednak coś mu zaświtało, bo nieco
pewniej dodał – Są to niebezpieczni przestępcy, trzymani tu ze względu na
działalność w służbie złu.
- Doprawdy? – ton tej wypowiedzi można by określić
czymś w stylu ironicznego „urzekła mnie twoja historia”.
- Ależ tak!
- Co w takim razie zrobił… tamten chłopak z czubem
na głowie? – chyba łatwo się domyślić, jaką minę musiał mieć po tych słowach
Ren…
- On…tego…
- Proszę mi powiedzieć, ilu więźniów jest w tej
celi?
- Ymm… Zdaje się, że siedmioro…
- A wymiary celi to…?
- Jakieś… pięć na dziesięć metrów?
- Pięć na dziesięć… - i znowu ten przemądrzały ton.
Inspektor zapisał coś na kartce, a następnie wyrecytował – Zgodnie z prawem
odnośnie więzień i więźniów, artykuł 27, paragraf 17, podpunkt g/a, cytuję „Każdy
więzień nieskazany przez sąd, trzymany w celach bez dostępu promieni
słonecznych, powinien mieć do dyspozycji przestrzeń o powierzchni, co najmniej dwudziestu
metrów kwadratowych.” Zdaje się, że mamy tu poważne wykroczenie… O pięciu ludzi
za dużo…
Na
widok min X-laws, Tao miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Zaraz potem jednak
przypomniał sobie o swoim fochu na służbistę, więc uspokoił się.
- Pozwolicie państwo, – tu urzędnik zwrócił się do
całej czwórki w białych mundurach – że przejdziemy na którąś z wyższych
kondygnacji i omówimy całą sprawę. Obawiam się, że mamy tu trochę do ustalenia…
I to by było na tyle :D Nie wiem czy się domyśliliście, że fragmentem pisanym przed północą był oczywiście koszmar Lyserga :)
A teraz obrazki!
Wstawiam nieco mniejsze, jak chcecie powiększyć, wystarczy na nie kliknąć :D
Najpierw zapraszamy Fausta!
Ten obrazek jest przeuroczy ^^ |
A teraz... JOHN!
Dobra, wiem, że ten obrazek nieco dziwny... Ale on ma tu taką fajną minę :D |
Wiem, wiem... Artystka ze mnie żadna... Ale i tak wyszło lepiej niż się obawiałam :D
Przepraszam za moje rozgadanie... Następna notka mam nadzieję pojawi się do wtorku :)
Sayonara!
John! obrazki z Johnem!:D z Faustem też są fajne, ale... John!:D
OdpowiedzUsuńsen Lyserga genialnyXD głównie dlatego, że był w nim JohnXD mam nadzieję, że da mu on poważnie do myślenia, mimo wszystko jakoś nie chciałabym zostawiać naszego zielonego kolegi na pastwę tych psycholi...
haha, wiedziałam, że Haoś skończy jako swatkaXD no po prostu wiedziałamXD ech, John, jak łatwo Cię przejrzeć... chciałabym, żeby mnie obsługiwał taki host^^ chociaż nie, najlepiej pewnych dwóch identycznych hostów^o^
tylko cóż planuje Hao? kurczak no, cały czas mam wrażenie, że lepiej byłoby powiedzieć o wszystkim przyjaciołom Yoh... mam nadzieję, że John się wykaże i pomoże naszej gromadce w ucieczce;D liczę na Ciebie, John;D
inspektor był genialnyXD Ren musiał mieć tam niezły polewXD chociaż nie rozumiem, czemu nie wykorzystał takiej sytuacji... (np. "Panie, ratuj nas pan od tych psycholi!") chociaż z drugiej strony może to i lepiej, bo wciąż można czekać na Wielką Porażkę X-laws w walce z naszą wesołą gromadką^^
rozdział jak zwykle się podobał^^ chociaż i tak za szybko mi się skończył;P
a wieczór/noc to najlepsza pora do pisania rozdziałów;)
gratuluję sprawdzianu z biologii^^
...i chciałabym, żeby moje pierwsze rysunki tak wyglądały...
buziaczki i czekam na next:):)
ja mam już gotowy rozdział na futago, zostało mi go tylko przepisać, więc możesz się go spodziewać dziś wieczorem/w nocy;)
Ale zacieeeesz!! Nareszcie będzie rozdział!! *śpiewa i tańczy po pokoju z radości*
UsuńHaoś jest świetną swatką ;) Trzeba mu to przyznać :D
Super ten tekst "Panie, ratuj nas pan od tych psycholi" xD
Cieszę się, że się podobało i z niecierpliwością czekam na rozdział ^.^
Buziaki :*
yy... rozdział będzie z naciskiem na "noc", bo jestem dopiero na etapie notatek z babeszjozy^^' ale będzie na pewno, może nie dzisiaj, ale na pewno tej nocy^^'
UsuńDzieki za fausta sliczne obrazki xd Bhp? xd nawet w dw jest cos takiego szkoda ze ten inspektor to nie silva xd jego to zawsze pełno xd xd ;d wątek miłosny genialny xd Czekam na kolejna notke moze john sie do nich jeszcze przyłączy strasznie go lubisz xd zapraszam na kolejny rozdzial hpl :)
OdpowiedzUsuńYo~ : D Wpadłam tutaj przypadkiem, szukając jakichś fajnych opowiadań o SK. Wreszcie znalazłam~ ;_; Bardzo podoba mi się twój styl. Piszesz prostym językiem, z ciekawymi opisami i żartem (wykroczenie o celi boskie XDD). :3
OdpowiedzUsuńNa razie nie mogę się zbytnio połapać co i jak, bo przeczytałam tylko ten rozdział, więc zaraz zacznę czytać od początku. ^-^
Jeśli chciałabyś poczytać moje opowiadanie to zapraszam na yuna-shaman-king.blogspot.com Co prawda dopiero zaczynam, jednak zachęcam. : D
Serdecznie witamy na blogu :) *Yohao, Hao, Yoh, John, Ren i Choco machają łapkami*
UsuńMiło mi, że się podoba i mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej :D
Rzeczywiście, akcja może się wydawać pogmatwana jeśli czyta się do tego rozdziału, więc oczywiście zachęcam do poświęcenia czasu na moje wypociny. Heh xD
Na Twojego bloga z chęcią wejdę - uwielbiam wszystkie blogi o SK :)
Pozdrawiam :*