Ohayo!
Heh xD Zapewne zastanawia Was dzisiejszy tytuł... Cóż, powiedzmy, że miałam wenę twórczą ^^ Ale niestety... tylko na tytuł =.= Naprawdę... Moim zdaniem ten rozdział jest nudny, nijaki i ogólnie do skasowania... Ale nie mam żadnego pomysłu co tu wcisnąć, a gdybym tak szybko ciągnęła akcję, to wszystko wyszłoby nienaturalnie i w ogóle fe...
Teraz drobna sprawa - kochany Anonimie, dziękuję Ci za miły komentarz^.^. Mogłabym jednak dowiedzieć się, kim jesteś..? Jakoś tak wolę znać imiona albo nicki czytelników =)
Hmm... Coś jeszcze miałam powiedzieć i nie wiem co... Yyy.... A tak! Może zauważyliście, że tu obok --> pojawił się pewien obrazek^^ Jest to mój duch-stróż. Nazywa się Will Treaty i jest zwiadowcą <3 Ogólnie to moja największa miłość, zaraz po bliźniakach^^ Co prawda wątpię, żeby się odzywał, ale może kiedyś... Will, przywitaj się!
Will: Witam... *posyła tajemnicze spojrzenie spod kaptura płaszcza*
Jak ktoś czytał "Zwiadowców", to wie o co chodzi :D
Dobra, nie gadam tyle. Rozdział dedykuję fanom Johna *.*
17. Gdyby fanatyzm był dyscypliną sportową, Marco zdobyłby medal olimpijski^^
Przechodził akurat obok wejścia do sypialni, gdy
usłyszał głos przyjaciela:
- Hao… Ty idioto…
Zaskoczony,
podsunął się do drzwi i zajrzał do środka. Jego szok zwiększył się jeszcze
bardziej, gdy zobaczył, że Yoh klęczy z pochylona głową, a na pościel przed nim
kapią łzy. W ręce trzymał jakąś karteczkę. Manta czuł, że Asakura chciałby być
teraz sam, jednak nie potrafił go zostawić. Widząc, że szatyn nie przejawia
skłonności do uspokojenia się, powoli wszedł do sypialni.
- Yoh… Co się stało? – spytał cicho. Starał się
mówić wolno i spokojnie, aby zbytnio nie zaskoczyć przyjaciela. Jednak zdruzgotany
właściciel pomarańczowych słuchawek i tak aż podskoczył ze strachu.
- M-Manta?! – odwrócił głowę w kierunku
jasnowłosego, bezskutecznie próbując ukryć łzy pod brązowymi kosmykami.
Wyglądał naprawdę strasznie. Zaczerwienione oczy i policzki, szybki oddech i lekkie
drżenie były idealnymi dowodami na to, że nic nie jest w porządku.
- Co się dzieje Yoh? – zapytał ponownie
zaniepokojony Oyamada.
Szatyn
spojrzał na niewysokiego z niepewnością. W końcu dał mu znak ręką, aby się
zbliżył.
- Nie mogę… Nie mogę tu bezczynnie siedzieć –
wyszeptał Asakura. – On…mnie potrzebuje… - z jego oczu ani na chwilę nie
przestawały płynąć łzy.
- Kto? – spytał zdziwiony Manta.
- Hao… - wypowiedział to tak cicho, prawie bezgłośnie.
- Co?! – zaskoczony jasnowłosy chłopak, nie
potrafił wykrztusić nic więcej.
Yoh jednak
nic nie powiedział. Ukrył twarz w dłoniach i usiadł z podkurczonymi nogami.
- Jak to? Przecież…
- To…mój brat… - wyszeptał tylko słuchawkowy
szaman.
- Ale to morderca! Jest zły!
- Nie mów tak o nim! – krzyknął wyraźnie wściekły
Asakura. – Zresztą… On nie jest zły!
- No co ty? Yoh…
- CO TU SIĘ DZIEJE?! – w drzwiach pojawiła się
niezadowolona Anna. – Manta! Przecież wiesz dobrze, że Faust zabronił… -
przerwała, widząc załamanego narzeczonego. Jej głos natychmiast złagodniał. –
Yoh… Co się stało?
- Anno…ja…
Nie
mógł już dłużej w sobie tego tłamsić. Podszedł do Kyoyamy i przytulił się do
niej. Dziewczyna nie protestowała. Opiekuńczo pogłaskała go po głowie. Przez
chwilę łkał cicho w jej ramionach. Gdy poczuła, że się już nieco uspokoił,
delikatnie odsunęła go od siebie.
- O co chodzi?
Chłopak
westchnął. Spojrzał na siedzących obok przyjaciela i ukochaną.
- Prosił mnie by nikomu nie mówić… Ale ja tak nie
potrafię… Wy jesteście moimi najbliższymi przyjaciółmi. Błagam, obiecajcie, że
nikomu nie powiecie…
Anna i
Manta spojrzeli po sobie, a następnie przenieśli wzrok na załamanego szatyna.
- Obiecujemy – powiedziała cicho dziewczyna.
- Nie mogę tu z wami zostać Anno. Muszę uratować
Hao.
- Że co?!
- On… Zaczęło się od naszej turniejowej walki. Ja…my…
Sam nie wiem, jak to się stało. Ale wtedy pojawili się X-laws i uwięzili mnie.
To przez nich na arenie pojawiła się ta dziwna mgła. Hao poddał się, aby mnie
ratować.
Na
twarzach obojga słuchaczy pojawiło się zaskoczenie. Nie spodziewali się czegoś
takiego. Jednak słuchawkowy kontynuował.
- Chciałem wam, powiedzieć, ale… Nie mogłem czekać.
Wiem, że to się wydaje nieprawdopodobne, ale Hao naprawdę zmienił się przez te
kilka dni. Już nie chce zniszczyć ludzkości. To mój brat, kocham go i muszę mu
pomóc. On… nie wiem co konkretnie zrobił, ale prawdopodobnie zawarł pakt z tymi
psycholami, żeby nas ratować. Już drugi raz się dla mnie poświęcił! Nie mogę tu
siedzieć bezczynnie, kto wie, co oni mu zrobią!
Kyoyama
i Oyamada byli w totalnym szoku. Nie wiedzieli co powiedzieć. Chyba jeszcze nigdy
nie widzieli Asakury w takim stanie. Pomimo rozpaczy, w jego oczach widać było
zdeterminowanie. Nawet, gdyby chcieli, to i tak nie udałoby się im powstrzymać
szatyna. Tylko jak to możliwe, że w ciągu tak krótkiego czasu, Hao stał się dla
Yoh tak ważny…?
- To jak? Mogę na Was liczyć? – w głosie chłopaka
było tyle smutku i błagania, że chyba nikt nie potrafiłby mu odmówić…
♥♥♥
Marco
znęcał się nad nim jeszcze przez jakiś czas. Po dość długim czasie, wykończony
chłopak stracił przytomność. Dopiero wówczas,
blondyn „łaskawie” dał mu spokój…
Obudził się w jakimś ciemnym lesie. Otaczała
go jednak niepokojąca cisza, zupełnie jakby całe życie się stąd wyniosło. Wiatr
nie szumiał w koronach drzew, nigdzie nie było widać żadnych zwierząt. Zupełnie
jakby ktoś wyłączył głos.
Wstał i rozejrzał się uważnie. Między
grubymi, pokrytymi mchem pniami dojrzał jakąś czarno-pomarańczową sylwetkę.
Ruszył w tamtym kierunku. Po kilkunastu krokach znalazł się na małej polance.
Na pierwszy rzut oka nigdzie nie zauważył owej postaci. Dopiero, gdy wyszedł na
środek łączki, dostrzegł ją, a właściwie GO, siedzącego na gałęzi jednego z
drzew. Jego serce wypełniła radość i wielka ulga.
- Yoh! – zawołał uradowany.
Bliźniak zeskoczył na ziemię i podszedł do Hao. – Tak się cieszę, że cię widzę!
- Ja też się
cieszę braciszku – odparł słuchawkowy szaman i przytulił się do brata.
- Gdzie jesteśmy?
– spytał władca płomieni.
- Hmm… Zdaje się,
że w lesie – odpowiedział Yoh z powalającą szczerością. Hao uśmiechnął się
tylko i poczochrał bratu włosy.
- Amerykę
odkryłeś, Sherlocku…
Weszli razem między drzewa. Z początku
przedzierali się przez gęste zarośla, aż dotarli do niewielkiego jeziorka,
którego błękitna tafla lśniła w blasku słońca. Cisza, mimo że nadal im
towarzyszyła, przestała wydawać się taka groźna. Nie wiadomo tylko, czy właśnie
to pozorne uczucie bezpieczeństwa nie było powodem do obaw…
Długowłosy
podszedł do brzegu i przykucnął, aby się napić. Jednak nie udało mu się
zanurzyć rąk w chłodnej wodzie. Zaledwie kilka centymetrów od tafli jeziorka,
natrafił na niewidzialną przeszkodę. Kiedy namyślał się nad tym niecodziennym
zjawiskiem, usłyszał krzyk brata.
- Zostaw mnie!
Puszczaj! Niee!
Momentalnie się odwrócił. To, co
zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Marco trzymał wyrywającego się Yoh i
przykładał mu ostrze noża do gardła.
- Zostaw go! –
krzyknął Hao. Chciał przywołać ducha stróża, lecz nie udało mu się to.
- Nie – Lasso
uśmiechnął się wrednie. Następnie uważnie zmierzył wzrokiem ognistego szamana i
szybkim ruchem wbił Yoh nóż w bok. Młody Asakura spojrzał ze smutkiem na brata, jęknął głucho i osunął
się bezwładnie na ziemię.
- Nieee!!!!
Gwałtownie
otworzył oczy. Leżał na łóżku w jakimś niewielkim pomieszczeniu. Podeszła do
niego pewna znana mu blondynka.
- Właśnie chciałam cię obudzić. Miałeś koszmary?
Krzyczałeś przez sen – powiedziała szeptem. Hao odetchnął z ulgą . A więc to był
tylko sen.
- Meene…? – spytał nie do końca przytomnie. Dopiero
teraz zdał sobie sprawę z niecodziennej sytuacji. – Gdzie ja jestem?
- Ćśś… - przyłożyła palec do ust. – Jesteśmy w
pokoju Johna. Gdy zemdlałeś, Marco kazał Chrisowi cię wynieść. Uznaliśmy
jednak, że nie powinieneś leżeć na podłodze w takim stanie – wskazała na jego
podrapane, posiniaczone ręce i twarz. Jego lewe przedramię zostało już
opatrzone, a zaschnięta krew starta z dłoni i policzków.
- My…? Czyli kto? – jakoś nie wierzył, że np. taki
Lasso zrobiłby dla niego coś miłego…
- John i ja – dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Tymczasem
Asakura powoli przetwarzał zasłyszane informacje. Tylko jedno mu w tym
wszystkim nie pasowało.
- Dlaczego mi pomogliście?
Panna
Montgomery nieco się zawstydziła. Nie patrząc na rannego chłopaka odpowiedziała
cicho:
- Wiesz… Nie wszyscy tutaj jesteśmy bezwzględnymi
fanatykami… Zresztą, niezależnie, sojusznik czy wróg, gdy ktoś potrzebuje pomocy,
to się mu jej udziela. Tak zawsze mnie uczono… - na chwilę przerwała i
zamyśliła się, w końcu niemal bezgłośnie dodała – To, że jesteśmy członkami
X-laws nie oznacza, że popieramy wszystko, co robi Marco. I nie wszyscy
jesteśmy tutaj…z własnej woli…
Mimo
iż długowłosy zdawał sobie z tego sprawę, słowa blondynki wywołały u niego
zaskoczenie. Mówiła to trochę tak jakby nie do końca wiedziała czy dobrze robi.
Trochę jak zagubione dziecko. Tak jak on, gdy nie widział już sensu w zabijaniu
i tworzeniu królestwa szamanów… Ale o co chodzi z tym „nie jesteśmy tu z
własnej woli”?
Te
rozmyślania przerwało nagłe wpadnięcie Johna (oczywiście nie dosłownie xD). Był
zziajany i wyglądał na nerwowego.
- Marco…chce…żeby Hao…spotkał się…z…Jeanne…Teraz… -
wydyszał Denbat.
Meene,
nieco wystraszona, wydała z siebie cichy pisk i spojrzała niepewnie na leżącego
na łóżku chłopaka. Hao usłyszał przypadkiem jej myśli: „A co, jeśli Jeanne dowie się, że mu pomogliśmy…?”
- Spokojnie – odezwał się Asakura. – Umiem blokować
swój umysł. Nie wydam was.
Zaskoczona
Kanadyjka (taak… Meene pochodzi z Kanady. Sama zaczynam się siebie bać – coś za
dużo wiem o X-laws… ^^) niepewnie spojrzała na szatyna.
- Przepraszam cię, ale wyjątkowo głośno myślisz –
usprawiedliwił się Hao z rozbrajającym uśmiechem.
♥♥♥
John
odprowadził go aż pod drzwi owej „Białej Sali”, jak zwykli ją nazywać X-laws.
Następnie ostrożnie zapukał i po usłyszeniu krótkiego „Wejść!”, wpuścił młodego
szamana do środka. Sam zaś, gdy tylko podwoje (podobno synonim…) się zamknęły,
zajął stanowisko obserwatorskie przy dziurce od klucza xD.
Wewnątrz,
Hao zastał tylko Marco czytającego jakąś gazetę („Miesięcznik Psychopaty” :D) i
Lyserga, gorączkowo studiującego treść jakiejś niewielkiej książeczki (nie, to
nie to co myślicie ^^ Nie tym razem xD). Blondyn jakby nie zauważył Asakury.
Przerzucił spojrzenie na zielonowłosego i zawołał do niego:
- Ucz się, ucz! Jeśli chcesz dorównać wiedzą
pozostałym, musisz nadrobić jeszcze ponad rok nauki. To, że przeczytałeś „1001…”
i „2002…”, nie znaczy, że nie masz zaległości.
Diethel
pokiwał gorliwie głową i wrócił do lektury. Tymczasem, okularnik łaskawie
raczył zwrócić uwagę na czekającego władcę płomieni. Zmierzył szatyna uważnym
wzrokiem, aż zatrzymał się na jego lewym, opatrzonym przez Meene, ramieniu. Nie
przestając wpatrywać się w nieszczęsną rękę Haosia, wstał i podszedł do
długowłosego. To, co wydarzyło się później, trwało zaledwie kilka sekund.
- Ty złodzieju! – krzyknął Lasso, zamachnął się i
mocno uderzył biednego chłopaka w twarz. Ognisty szaman zachwiał się. Z jego
noska popłynęła krew. Instynktownie, chciał zawołać swojego ducha stróża,
jednak jego kochanego, ciepłolubnego stworzonka nigdzie nie było. No tak… Mógł
się spodziewać, że X-laws zabiorą mu SoF.
- Co ja takiego zrobiłem…? – spytał cicho.
- Ukradłeś bandaże!
Asakura
nic nie odpowiedział. Co prawda, nie ukradł niczego, ale dla Marco każdy powód
jest dobry, byle tylko się nad nim poznęcać… T.T Nie było sensu się spierać.
Marco jednak nie poprzestał na jednym uderzeniu. Już drugi raz w ciągu tego
dnia chwycił szatyna za jego śliczną czuprynkę i gwałtownie uniósł w powietrze.
Znęcał
się nad chłopakiem jeszcze przez jakiś czas, wywołując… niezbyt miłe odczucia
zarówno u Hao, jak i u siedzącego obok Lyserga. W końcu pozostawił go
obolałego, leżącego na podłodze. Świeżo zasklepiona rana na ręce znów się
otworzyła, a bandaż zaczął przybierać czerwoną barwę.
Starając
się nie zważać na ból, podniósł się z ziemi i spróbował wstać. Jednak
podpieranie się rannym ramieniem nie było najlepszym pomysłem i wysiłek
ognistego szamana poskutkował jedynie przetoczeniem się na brzuch.
- A co…z Jeanne…? – spytał prawie bezgłośnie.
- Dla ciebie pani Jeanne! – krzyknął Marco, a
Asakura zapragnął ponownie stracić świadomość. Byle tylko uwolnić się od tego
bólu, byle oddalić się od tego psychopaty… Lasso kontynuował – Zaraz zabiorę
cię do Jeanne. Chociaż i tak nie jesteś godny z nią rozmawiać…
Blondyn
dość brutalnie chwycił długowłosego za kołnierz pelerynki i sprowadził go do
pionu. W tym samym momencie, do Sali wpadł przerażony Larch. Tym razem
dosłownie „wpadł”, bo nie zauważył czającego się przy dziurce do klucza Denbata
i razem z nim znalazł się w środku w trybie natychmiastowym, niemal wyważając
drzwi. Biedny John został przygwożdżony do podłoża przez…ekhem…dość masywne
cielsko Diarca. Amerykanin wstał zaraz, nieświadomie wykorzystując głowę
naszego romantyka jako podpórkę. Pragnąc jak najszybciej stanąć przed Marco,
spróbował biec, lecz tym razem na przeszkodzie stanęła mu ręka Anglika. Larch
po raz kolejny runął jak długi tuż pod stopami nieco^^ zażenowanego okularnika.
Wreszcie, pechowcowi udało się podnieść i wydyszeć:
- Przybyli…inspektorowie…
Ok, to wszystko^^
Znaczy, jeśli chodzi o tekst. Bo oczywiście jak zawsze czeka nas jeszcze spamik z obrazkami *.*
Zanim wkleję obiecany temacik, chcę się pochwalić tym ślicznym obrazkiem z Johnem i Meene, który udało mi się wczoraj znaleźć:
Oni są tacy kawaii^^
A teraz już "Bliźniaki i zwierzaki", czyli znając Haosia - duużo miauczenia^^
(przypominam - kliknij aby powiększyć)
Tak, żeby nie były same koty^^ |
Przetrwaliście tą notkę? Podziwiam *.* Mam wielką nadzieję, że następny rozdział będzie ciekawszy. Chciałabym już skończyć motyw z dręczeniem Haosia... :( Ehh...
To teraz ankieta:
- Anna
- Pirika
- Jun
Dajmy dziewczętom się wykazać^^
Buziaki i do next *.*
haha, Haoś i jego kociakiXD Takei naprawdę rysuje mu ich coraz więcejXD ale kocham i bliźniaków, i kociaki, więc dla mnie jak najbardziej może być^o^
OdpowiedzUsuńi zdecydowanie jestem za skończeniem motywu dręczenia Haosia...== okrutna Ty...T-T wiesz, ja bym proponowała małą zamianę miejsc... a potem jeszcze zamieniłabym się z Haosiem...>) piekarnik się niecierpliwi>)
nie są tam z własnej woli...? kurczak, to się robi coraz bardziej creepy...O.o zawsze wiedziałam, że Marco ma nierówno w głowie, ale żeby aż tak...?
no, za to przynajmniej Yoh się komuś wygadał... myślę, że braciszek nie będzie miał mu tego za złe, a już tym bardziej, gdy Yoh uratuje go od tych psycholi...== oczywiście John pomoże^o^ (tak, czuję się odbiorcą tej dedykacjiXD)
rozdział się podobał, jak zawsze zresztą;) i wcale nie był nudny, choć nie pogniewałabym się, gdyby było w nim mniej znęcania się nad Haosiem...==
buziaczki i czekam na next:)
i obrazki z Anną bym poprosiła^^
Tak Haoś i jego mruczki :3Słodko wygląda z takimi mruczkami ;3 Kończ mi natychmiast z tym maltretowaniem Haosia(<3) D;
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Yoh trochę ulżyło jak się wygadał.
Już myślałam, że kolejną książką będzie "4004 powodów dlaczego warto być psychopatą" XD
John ;d
Czekam na nexta i spodziewaj się, więcej bezsensownych komentarzy z mojej strony ;p
Obrazki z Anną,plis :3
Natisha
Serdecznie witamy ^^
UsuńMiło mi, że weszłaś na bloga i, jak widzę, przeczytałaś wszystko :D Gratuluję i podziwiam^^
Tytuł książki świetny, ale postanowiłam, że książeczki Marco to będzie trylogia xD ("Trylogia Psychopaty" xD Odbija mi... :D)
Dzięki za wejście i do następnej notki :)
Pozdrawiam, Yohao :*
Mam nadzieję, że uśmiercisz Marco za to co wyprawia z Haosiem. Należy mu się. -.-"
OdpowiedzUsuńA Yoh niech ruszy dupsko i pomoże bratu. Dość użalania się nad sobą. Czekam na dalszy rozwój akcji.
Pokochałam rysunek nr 4 Haosia. *-* Tylko dziwi mnie dlaczego "shaman kingu" jest napisane hiraganą (to razi XDD).
Co do pisma to nie do mnie pretensje, tylko do autora obrazka...
UsuńAle masz rację, jest świetny ^^ Chociaż ja tam wszyStkie lubię xD
Mam uśmiercić Marco..? Cóż... nie wiem... ;) Ale na 100% nie zabije go Hao - braciszek by mu nie pozwolił :D
Yoh już wyrusza na ratunek ;) Tylko, że gdyby ruszył od razu to mielibyśmy powtórkę z rozrywki --> najpierw Yoh "ratuje" Hao, potem NWG "ratuje" Yoh...
Pozdrawiam i thx za komentarz *.*
Hej jestem Jen <333
OdpowiedzUsuńWczoraj weszłam na twojego bloga ostatnia notka mnie zaciekawiła ,przeczytałam wszystkie od początku. Na język plącze mi się jedno słowo WSPANIAŁE ...
Byłam pewna że tak świetny blog jest pewnie napisany dawno temu, a tu niespodzianka rok 2012 (na blog naprowadziła mnie spokoyoh PS KOFFAM TWOJE OPOWIADANIE SPOKOYOH ). Yohao mam nadzieje że niedługo nowa notka masz wielki talent. Polecam trochę wszystkich po wkurzać i niech przyjaciele odejdą od yoh z powodu Hao (Anna i Morty niech będą go wspierać ;p) pużniej niech się opamiętają i pogodzą z naszymi kochanymi bliżniakami. Oczywiście się nienazucam tylko propozycja.
Naprawdę świetny blog , od dziś jestem twoją wierną czytelniczką.
JEN
Jen! Doprawdy nie wiem co powiedzieć :) Wchodzę na bloga, pewna że nie zobaczę żadnego nowego komentarza a tu takie coś ^^. I przestań z tymi komplementami, bo się zawstydzę *.* Wspaniały blog? Dawno temu? *czerwona bardziej niż ten tekst*
UsuńDzięki wielkie za miłe słowa :D
Notka pojawi się prawdopodobnie jutro albo pojutrze więc do zobaczenia niebawem :*
Jakie słodkie Zdjęcia :3 najlepszy to jak yoh siedzi z hao przy stole a biedny ognisty zasypany jest kotkami ^^ ok ale teraz do notki ^^ Możesz mi dać jeden egzemplarz miesięcznika psychopaty ? xd przyda się xd notka wspaniała chociaż żal mi hao :(( czytałam notkę w pełnym napięciu! ^^ suuuper ;d miłość johna i meene cudowna i niech kwitnie :) torturowanie hao bardzo smutne mam nadzieję że yoh mu pomoże, tylko czy razem z przyjaciółmi ? :) Czekam z niecierpliwością na następną notkę ^^ pozdrawiam i przytulam! xd
OdpowiedzUsuń