Dobry wieczór! Jestem strasznie happy :D
Ogólnie mam głupawkę xD. Może dlatego, że gadam już chyba ze cztery godziny z pewną osobą :D
No nic, nieważne.
Ten rozdzialik jest zapewne najdłuższym w mojej karierze... Mam nadzieję, że jakość też będzie znośna :D
Dobra, nie rozpisuję się, bo ktoś się niecierpliwi ^^
Rozdział dedykuję Spokoyoh za to, że wytrzymała pisanie ze mną przez tak dłuugi czas i za pokazanie przecudnych słuchawek i kolczyków *.* TEŻ TAKIE CHCĘ!! Mam nadzieję, że rozdział Cię nie rozczaruje ^.^
Na koniec, obrazki z Tamao <3.
16. Jak wiele zależeć może od kilku słów...
Pisał chyba przez pół nocy, aż w końcu zmorzył go sen. Nie spał jednak
zbyt długo, może kilka godzin. Gdy się obudził, była 4.00, a stanowisko
strażnika obejmował Porf Griffith. Trzeba przyznać, że ten członek X-laws
wywoływał w Hao pewien strach. Nie wiadomo, czy z powodu swojego dojrzalszego
wieku, strasznych wynalazków, czy też po prostu nieco nietypowego wyglądu. Nie
mniej jednak, ognisty szaman ucieszył się na jego widok. Misji, którą musiał
wypełnić, nie chciał mimo wszystko powierzać Johnowi.
Jeszcze raz rzucił
okiem na napisany przez siebie tekst. Następnie westchnął i, nie zważając już
nawet na obudzonych przyjaciół brata wstał i z drżącym sercem ruszył w stronę
krat.
- Czego chcesz?! – warknął mężczyzna w białym mundurze.
- Chcę, żebyś przekazał to Marco – odpowiedział szatyn pokazując list.
- Co to jest?
- To jest… - ściszył głos – wiadomość dla Marco.
Porf spojrzał na
Asakurę nieufnie i po krótkim wahaniu chwycił wyciągniętą przez chłopaka
kartkę. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zabrał się od razu do czytania. Po
kilku pierwszych linijkach ponownie przeniósł wzrok na Hao.
- Kto by pomyślał… No, no… Może w tym szaleństwie Marco jest metoda…
Władca płomieni nic nie
powiedział. Stał tylko i czekał na odpowiedź.
- Niech będzie. Zostało mi jeszcze 10 minut warty, a potem oddam list
Marco,
Szatyn pokiwał
potakująco głową. Następnie odwrócił się i zdecydowanym krokiem podszedł do
przeciwległej ściany, odprowadzany podejrzliwym wzrokiem Rena, Choco, Horo i
Fausta oraz nieco zaniepokojonym spojrzeniem braciszka.
Teraz pozostał mu
jeszcze jeden list do napisania…
♥♥♥
Pewien blondyn w
charakterystycznych okularach i mundurze spacerował po swoim gabinecie w
zamyśleniu. Mimo tak wczesnej godziny, nie mógł spać. Wciąż próbował wymyślić
jakiś sposób na uniknięcie … nieprzyjemnych konsekwencji drugiej zapowiedzianej
wizyty inspektora. Nie mógł się pozbyć więźniów. Nie mógł też ich ukryć ani tym
bardziej wypuścić bez powodu… „Niech to szlag! Wszystko było już tak dobrze!”
Wtedy rozległo się
pukanie do drzwi. Lasso usiadł przy biurku i rzucił tylko:
- Wejść.
Do pomieszczenia wszedł
Porf Griffith. Wyglądał na całkiem zadowolonego. Bez zbędnych ceregieli podał
zdziwionemu Marco list od Hao.
- Nie uwierzysz, co przed chwilą dostałem.
- Co to jest? – spytał autor wielce popularnych książek^^.
Wynalazca nie
odpowiedział, tylko wskazał na zapisaną dość starannym pismem kartkę. Blondyn
zaczął czytać. Z każdą linijką na jego twarzy pojawiał się coraz szerszy
uśmieszek. Gdy skończył czytać, odchylił się i usadowił wygodniej w fotelu,
opierając nogi o biurko. Porf widząc, że okularnik jest w dobrym humorze,
wyciągnął z kieszeni paczuszkę orzeszków ziemnych (początkowo miało być cygaro,
ale nie pochwalam palenia w żadnym wypadku, więc stanęło na słonej przekąsce).
- No, no… Kto by przypuszczał… - Marco nawet nie zdawał sobie sprawy, że
prawie dokładnie powtórzył wypowiedź Gryffitha sprzed paru chwil.
- Wiesz, Marco… Moim zdaniem to całkiem korzystna propozycja. Zwłaszcza
w naszej obecnej sytuacji…
- Dokładnie… Tylko zanim cokolwiek zrobimy, musimy całą sprawę dobrze
przemyśleć…
- To zrobię nam kawę i zwołamy zebranie – oznajmił łysy. (A teraz małe
pytanko – komu jeszcze skojarzyło się to z reklamą kawy Nescafe? ^.^) Wyszedł z
pomieszczenia, zostawiając pana Lasso z jego fanatycznymi wyobrażeniami…
♥♥♥
Mimo, że bardzo starał
się nie zasnąć, by dowiedzieć się czegoś o dziwnym liście, zmęczenie wzięło
górę nad samozaparciem i Yoh pogrążył się w krótkiej drzemce. I znowu – Yohao musiała
być miłosierna i przez jakieś 10 minut jedyną osóbką, która nie spała, był nasz
kochany władca płomieni. Po cichu podszedł do śpiącego brata i ostrożnie wsunął
mu do kieszonki na piersi niewielką karteczkę… Na szczęście, młody Asakura się
nie obudził. Hao wrócił więc spokojnie na swoje miejsce i czekał.
Po pewnym czasie Yoh
się obudził. Pierwszą rzeczą, którą postanowił zrobić, było myślowe
skontaktowanie się z bliźniakiem. W końcu, skoro długowłosy posiada umiejętność
reishi, powinien usłyszeć „wołanie” słuchawkowego szamana. Zawołał raz. Bez
efektu. Po chwili postanowił spróbować ponownie. I tym razem bezskutecznie. W
końcu skupił się najmocniej jak tylko potrafił i pomyślał:
- Hao! Hao, słyszysz
mnie?! Odezwij się!
Znowu cisza. Czyżby
brat go ignorował? Dlaczego? Czemu? Tego już za wiele. Albo bliźniak się
odezwie, albo Yoh sam go do tego zmusi!
Już miał wstać, gdy
usłyszał znajomy głos:
- Nie! Nie rób tego!
- Wreszcie się
odezwałeś…
- Przepraszam Cię Yoh,
ale to naprawdę nie jest dobry moment…
- Co to był za list?
Hao! Proszę, powiedz mi!
- Yoh, ja…
W tym momencie myśli,
nie tylko Asakurów, ale też reszty uwięzionych zostały odciągnięte od
poprzedniego tematu przez przybycie dwójki X-laws w zadziwiająco dobrych
humorach: Cebina i Chrisa. Larch, obecny strażnik, wyszedł im na spotkanie. Po
krótkiej rozmowie, nowo przybyli podeszli do krat i za pomocą dużego, złotego
klucza otworzyli drzwi.
- Mamy zabrać Hao Asakurę – oznajmił mężczyzna w masce. Ognisty szaman
spojrzał na nich spokojnie i wstał. Przez moment nic nie robił, lecz po chwili
ruszył w stronę czekających członków X-laws. Za pomocą specjalnych kajdanek
uniemożliwiających użycie mocy, skuli szatynowi ręce i, dość brutalnie, wyprowadzili
go z celi.
Zanim całkiem zniknęli
za zakrętem, długowłosy popatrzył przez chwilę na bliźniaka.
- Nie martw się o mnie braciszku…
♥♥♥
Poprowadzili go wzdłuż
lochów, a następnie po schodach na któreś z pięter. Tym razem podróż nie trwała
tak długo i po dwóch minutach zatrzymali się przed wielkimi, białymi drzwiami z
namalowanym złotym godłem X-laws. Cebin nacisnął mosiężną klamkę i wszedł do
środka. Za nim podążyli Chris oraz Hao.
Takiego widoku Asakura
się nie spodziewał. Znaleźli się w olbrzymiej sali o śnieżnobiałych ścianach i
podłodze. Po lewej stronie przez ogromne okna, do połowy zasłonięte złotymi
zasłonami, wpadały jasne promienie wschodzącego słońca. Z sufitu zwisał wielki,
ozdobny żyrandol. Centralny punkt pomieszczenia stanowił ogromny, marmurowy,
rzeźbiony kominek, nad którym wisiało wielkie lustro w udekorowanej
mosiądzowymi kwiatami ramie. Na środku stały, stylizowane na barokowe, meble
wypoczynkowe, tj. trzy sofy obite skórą w kolorze jogurtu naturalnego (dzięki
Klaudio :*) oraz niewielki stolik do kawy. Ogólnie rzecz biorąc – przepych godny
królewskiej rezydencji.
Na owych kanapach
siedzieli sobie Marco, John i Meene oraz Lyserg. Nasz kochany Denbat oraz panna
Montgomery zajmowali jedną sofę, jednak wyraźnie było widać ich zakłopotanie
objawiające się przez zarumienione policzki oraz nieśmiałe spojrzenia. Diethel
wyglądał na lekko przestraszonego. Gdy próbował napić się herbaty, jego dłonie
trzęsły się tak, że jedna trzecia angielskiego specjału wylądował na podłodze.
Tylko blondyn w okularach
wyglądał na wyluzowanego, a nawet… (Uwaga, to drastyczne! Czytasz na własną
odpowiedzialność!) … uśmiechał się [Ren: Dzięki… Będę mieć teraz koszmary -.-]
Ja też! *otula się kocykiem i przytula do nieco zaskoczonych bliźniaków*. Dobra
:) Już mi przeszło…
- Hao Asakura… - powiedział powoli Marco. – Dostałem twój list i muszę
powiedzieć, że zainteresowała mnie twoja propozycja…
Szatyn nie
odpowiedział. Stał tylko i czuł, że strach zaczyna mieć nad nim coraz większą
kontrolę.
- Przemyśleliśmy to i – Lasso zrobił dramatyczną pauzę – uznajmy, że się
zgodzimy. Jednakże…
No jasne… „Jednak”.
Trudno, przecież i tak było to jasne, że zechcą negocjować…W końcu to oni mają
większą kartę przetargową…
- Jednakże skąd mielibyśmy pewność, że nas nie oszukasz?
- Ja… - długowłosy nie wiedział, co na to odrzec.
- Dlatego też przygotowaliśmy to.
Blondyn wstał i
podszedł do stojącego przed nim Asakury. W ręce trzymał dość długi pergamin
zapisany drobnym drukiem.
- Radzę przeczytać.
Hao spojrzał na kartkę
i począł rozszyfrowywać maleńkie literki. Jakieś pięć minut później podniósł
wzrok na stojącego przed nim X-laws.
- Podpisujesz umowę? Czy też jednak wolałbyś się wycofać? – spytał Marco.
Długowłosy zamyślił
się. Tekst… nie dotyczył niczego przyjemnego… Może jednak…? „Nie! Nie mogę się poddać! Zrobię to! Dla
Yoh…”
- Podpisuję – oznajmił pewnie władca ognia, patrząc bez lęku w oczy
schowane za okularami.
Lasso uśmiechnął się
ponownie. Dał znak Cebinowi, który podał szatynowi gęsie pióro. Bez atramentu.
- Czym mam niby pisać? – zdenerwował się nieco chłopak. – I w jaki
sposób, skoro mam skute ręce?
Jak na zawołanie, Chris
rozkuł mu ręce w tym samym momencie mówiąc cicho:
- Jeden numer, a Larch odpowiednio zajmie się twoim braciszkiem…
Hao pokiwał głową na
znak, że zrozumiał, a następnie podszedł do stolika, na którym leżał pergamin z
umową. Przykląkł na podłodze i uniósł pióro. Westchnął. Nadal brakowało mu
inkaustu.
- Mógłbym prosić o atrament?
- Po co atrament…? – zapytał retorycznie Lasso, a następnie szybkim
ruchem zbliżył się do nastolatka, chwycił go za lewą rękę i naciął ją w jednym
miejscu niewielkim nożykiem. Asakura syknął cicho z bólu. Ze świeżej rany
wytrysnęła krew.
„No i wszystko jasne…” – pomyślał długowłosy i ostrożnie zbliżył
ostrą końcówkę pióra do lewego przedramienia. Mimo, że rana piekła
niemiłosiernie, chłopak dzielnie znosił ból. Sprawnym ruchem złożył swój
podpis. Gdy odstawił pióro, Marco wybuchł diabolicznym śmiechem. Podszedł do
szatyna, który nadal klęczał na podłodze i trzymając za włosy, zmusił go do
wstania. Jednak to nie wystarczyło członkowi X-laws. Pociągnął Hao jeszcze
wyżej, tak, że chłopak oderwał się do ziemi i unosił jakieś kilka centymetrów
nad nią. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Na ten widok, okularnik puścił
biedne włoski władcy płomieni, a sam nastolatek upadł na ziemię niczym worek
kartofli.
„Podpisałem cyrograf z diabłem…”
♥♥♥
Hao nie było już od pół
godziny. Yoh na próżno starał się skontaktować myślowo z bratem, lecz odległość
musiała być zbyt duża.
Tymczasem dopadli go
już przyjaciele, zasypując gradem pytań, które bali się zadać w obecności
ognistego szamana. Młody Asakura nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Potwierdził
tylko, że długowłosy nie zrobił mu krzywdy, ani nie szantażował. Oznajmił też,
że nie ma zielonego pojęcia, gdzie i po co zabrali władcę płomieni. Ciężko
jednak było mu wysłuchiwać skarg i złorzeczeń na brata. Z trudem powstrzymywał
się od przyłożenia Horo w twarz, gdy ten uznał, że X-laws zapewne prowadzą jego
bliźniaka na egzekucję. Ale czemu był aż tak zły? Dlatego, że w głębi duszy
właśnie tego się obawiał…?
Wtedy do lochów
przyszli Cebin, Porf i Chris. Ciemnoskóry wyciągnął jakąś dziwną maszynkę i
wycelował nią w stronę krat. Uwięzieni szamani odruchowo zbliżyli się do
siebie. Nagle, z przyrządu zaczęła się wydobywać dziwna, zielonkawa para o
lekko słodkawym, odurzającym zapachu.
Nie minęła minuta, a
cała szóstka pogrążyła się w głębokim śnie…
♥♥♥
- Nie! Hao, nie rób tego! Nie!!
- Yoh! Yoh, obudź się!
Otworzył oczy. Oślepiło
go jasne słoneczne światło przedzierające się przez gałęzie drzew. Zaraz…? Skąd
się tu wziął las? „Gdzie ja jestem?” –
zapytał się w myślach Asakura i podniósł się, opierając o stojący obok pniak.
- C-co się stało? – zapytał niezbyt przytomnie.
- Nie jestem pewien, ale wnioskuję, że X-laws nas uśpili i wypuścili – odpowiedział
mu Horo.
- …? Wypuścili?
- Tak mistrzu! Patrz, gdzie jesteśmy!
Rozejrzał się. Jedyne,
co zauważył, to to, że byli w jakimś lesie. Jednak nie przypominał sobie tego
miejsca.
- To zagajnik za urzędem – rzekł Ren, widząc niezrozumienie na twarzy
słuchawkowego szamana.
- A co z Hao?
- Nie wiem. Tu go nie ma. Ale co tam, i tak mnie to nie obchodzi – dodał
Chińczyk, a następnie wstał i otrząsnął swój czarny strój z kurzu.
- Nie wiem jak wy, ale ja polecałbym powrót do domu, bo jeszcze nasi
psychopaci się rozmyślą. W dodatku Anna pewnie jest zła, że musi tyle czekać…
Anna? Jak on dawno jej
nie widział!
- Chodźmy! –zawołał uradowany Ryu i pomógł Asakurze wstać.
Cała wesoła gromadka
ruszyła więc na południe, w kierunku małego domku, w którym czekały już
szczerze zaniepokojone dziewczęta (i Manta).
♥♥♥
Cała szóstka czekała
pod drzwiami, aż ktoś im otworzy. Po długich rozważaniach, to Renowi przypadła
rola „kozła ofiarnego” i to on miał za zadanie zapukać. Teraz wszyscy pozostali
zręcznie kryli się za nim w obawie przed złem wcielonym (czyt. wkurzona Anna).
Tak jak się spodziewali, drzwi otworzyła Kyoyama.
- A wy gdzie się pałętaliście przez tyle czasu?! 36 godzin bez znaku
życia!! Dość tego! Cała piątka od razu 500 pompek! I cieszcie się, że tylko
tyle!
- Yyy.. Cześć Anno – przywitał się Choco.
- Piątka? Czyli w takim razie, kto ma wolne? – odezwał się ktoś z tyłu i
nieśmiało wyjrzał zza grupki wystraszonych szamanów.
Wtedy blondynka go
zobaczyła. Mimo usilnego starania, by pozostać tą groźną, wściekłą dziewczyną,
nie potrafiła opanować nagłej radości w sercu. Uśmiechnęła się lekko, a w
kącikach jej oczu pojawiły się łzy szczęścia.
- Yoh… - niewiele myśląc podeszła do chłopaka i przytuliła się do niego.
Asakura nie pozostał jej dłużny. Mocno wyściskał narzeczoną i delikatnie ją
pocałował.
- Nie znikaj tak nigdy więcej… Proszę… - szepnęła tak cicho, by tylko
Asakura mógł ją usłyszeć.
Tą jakże uroczą scenkę
przerwało pojawienie się w drzwiach Jun, Piriki i Tamao, które (tak, nawet
różowowłosa!) na widok szatyna pisnęły z radości i podbiegły go uściskać. Wspaniałomyślnie,
Anna wyjątkowo im na to pozwoliła. Oczywiście, zaraz potem odsunęły się
grzecznie i poszły przywitać się z resztą.
Na widok wszystkich
swoich przyjaciół, Yoh poczuł w sercu przyjemne ciepło. Patrzył na
zawstydzonych przez siostrzaną miłość Rena i Horo, Fausta zapatrzonego w Elizę,
Tamao wysłuchującą wraz z Ryu kolejnego suchara zaserwowanego przez Choco oraz
na Annę. Jego cudowną Annę. Na moment zapomniał o X-laws, o więzieniu i
głodowaniu. Z zamyślenia wyrwało go wołanie.
- Yoh! Wróciłeś! – w drzwiach pojawił się niewysoki, jasnowłosy
człowieczek.
- Manta! – uśmiechnął się szatyn i przyjacielsko poczochrał towarzyszowi
włosy.
I wtedy te wszystkie
wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Tych kilka dni spędzonych z bratem, w trakcie
których Hao stał się dla niego najważniejszą osobą na świecie… Ich wygłupy… I
widok bliźniaka wyprowadzanego z celi przez Cebina i Chrisa… Poczuł ogromny
smutek. Gdzie jest teraz jego brat? Co się z nim dzieje? Czy on… jeszcze żyje…?
Przy ostatnim pytaniu,
Yoh opuściły wszystkie siły. „Nie! To niemożliwe!
On żyje! MUSI żyć!”. Zakręciło mu się w głowie i stracił równowagę.
- Mistrzu! Czy wszystko gra? – Ryu natychmiast znalazł się przy Asakurze
i w ostatniej chwili uratował go przed upadkiem.
- Yoh! – pisnęła wystraszona Tamao na widok chwilowo nieprzytomnego
chłopaka.
Na szczęście
bezwładność nie trwała długo i po jakichś 30 sekundach słuchawkowy szaman
odzyskał świadomość i otworzył oczy.
- Musi odpocząć – fachowo stwierdził Faust, który zdążył już zbadać puls
i dokonać podstawowej oceny pacjenta.
Anna zarządziła
zabranie Yoh do sypialni i zakazała wszystkim, za wyjątkiem lekarza,
przeszkadzania mu. Sama blondynka również powstrzymała się od siedzenia przy
narzeczonym. Po jakichś dziesięciu minutach, nekromanta wyszedł z pokoju,
informując wszystkich, że podał Asakurze witaminy na wzmocnienie i na razie
prosi o pozostawienie chłopaka w spokoju. Nasza gromadka, aczkolwiek
niechętnie, zastosowała się do poleceń doktorka.
Tymczasem, szatyn leżał
w swoim łóżku i pogrążył się w ponurych rozmyślaniach. Co prawda, Hao powiedział
mu, by się o niego nie martwił, ale… No, przecież to niemożliwe…
Wstał, aby
poprawić nieco poduszkę i kołdrę. Wtedy poczuł, że coś lekko uwiera go na
piersi. Z małej kieszonki wyciągnął poskładaną karteczkę zapisaną dość
starannym pismem. Zaintrygowany, zaczął czytać:
Drogi Yoh,
Na początku chciałbym Ci podziękować. Za to, że mi
wybaczyłeś oraz za ten czas, który spędziliśmy razem. Okropnie żałuję, że to
wszystko tak się potoczyło. Gdybym zrozumiał wcześniej, może nie skończyłoby
się to w ten sposób. Wiem, że nie istnieje żadne wyjście z naszej sytuacji. Mam
jednak nadzieję, że kiedy to czytasz, jesteś już bezpieczny z przyjaciółmi.
Chcę tylko, żebyś wiedział, że jestem dumny, że mam
takiego brata i lepszego nie mógłbym sobie wymarzyć. Sam nie byłem najlepszym
bratem i liczę, że chociaż tak będę Ci się mógł odwdzięczyć.
Żegnaj Yoh, kocham Cię braciszku,
Hao
PS: Wiem, że masz Amidamaru… ale… czy
w razie czego… mógłbym zostać Twoim duchem stróżem?
Yoh poczuł, że po policzkach spływają mu łzy. Z nieprzytomnym wzrokiem
wpatrywał się w niewielką kartkę. Upadł na kolana i przycisnął list do piersi.
- Hao… Ty idioto…
Nie wiedział jednak, że
obserwował go pewien niewysoki, jasnowłosy człowieczek…
A teraz pora na obrazki z Tamao:
Wiem, dużo ich :) Ale nie wiem kiedy znowu uda mi się zrobić z nią SPAMIK, więc dodaję już teraz :D
No i jeszcze ankieta:
a) Bliźniaki i ktoś
b) Yoh i Amidamaru & Hao i SoF
c) Bliźniaki i zwierzaki ^.^
Bliźniakoholicy - to coś dla Nas! :D
Pozdrawiam i do następnej notki!
po pierwsze: jeszcze raz dziękuję za dedykację:):* jakoś nie czuję tych kilku godzin pisania z Tobą;D
OdpowiedzUsuńpo drugie: czy Porf ma na drugie (albo którekolwiek) imię "Marco"? czy może nie zrozumiał któregoś w tym jakże trudnym i złożonym zdaniu "To jest wiadomość dla MARCO"== nie ładnie czytać cudzą korespondencję;P
orzeszki mnie rozwaliłyXD i dobrze;D mam ostrą alergię na palaczy;D
buahahaXD jak zaczęłam czytać opis rezydencji to mimowolnie wybuchłam śmiechemXD wiesz, dlaczego;D
a potem... była cała reszta...T-T Ty naprawdę jesteś zua...T-T
co temu Hao do łba strzeliło?! pierwsza, najważniejsza, główna zasada numer jeden: NIE ZAWIERA SIĘ PAKTÓW Z PSYCHOLAMI!! co teraz będzie...? co oni zrobią z Haosiem...? i dlaczego napisał TAKIE P.S. do brata??T-T nie...T-T ma być żywym bratem, a nie bratem-duchem stróżem...T-T
a co do Marco...>< wiedz, że piekarnik czeka, psycholu><
rozdział był zuy== aczkolwiek podejrzewam, że jakoś wyciągniesz z tego bliźniaków (i JohnaXD) i wszystko się dobrze skończy:) wiesz, że wiem, gdzie mieszkasz...>)
i najwyższa pora, żeby Yoh opowiedział przyjaciołom całą prawdę, żeby razem mogli ruszyć Hao z odsieczą i skopać X-lawsowskie tyłki (poza Johnowym;D)
rozdział się podobał^^ chociaż wcale nie czuło się tej długości i zdecydowanie za szybko mi się skończył;P
ach, i tyle obrazków z Tamao^o^ wprawdzie wszystkie już widziałam, ale co tam;D na następny raz poproszę c)^^
buziaczki i z niecierpliwością czekam na następny rozdział:):*
O.O- najpierw to xd dzięki za długa notkę bardzo szybko i ciekawie się ja czytało ^^ biedny Hao;(((((( tak bardzo troszczy sie o brata :( on tak się poświęca ,kiedy drużyna Yoh zrozumie ze jest w porządku!? :( Ech biedny...ale natka naprawdę super! wczytałam się :] mogłabyś zrobić watek Anną jak wszystko się skończy ?(oczywiście jak tylko chcesz :) ) czekam na NEXT :) a obazek hmn też C xd
OdpowiedzUsuńPS
przepraszam, ze tak późno ,ale wchodzę teraz bardzo rzadko na komputer i nie miałam czasu ..:( NOtka była super pozdrawiam!! :)
Dzięki za wpis w księdze. ;) Będę Cię informować przez GG, chyba, że mi się zatnie, co czasem się zdarza. ;P Jeśli znajdę wystarczająco dużo czasu, to postaram się przeczytać Twoje opowiadanie, ale na razie nie mogę nic obiecać, klasa maturalna i ledwo nadążam z czytaniem lektur. ^^" Postaram się jakoś małymi kroczkami. :) Pozdrawiam~!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znalazłaś czas by wejść na mojego bloga :) Spokojnie, nikogo nie poganiam ;D
UsuńCzekam na nowe notki na Tw blogu i pozdrawiam :*
Kochany Haoooo~ ;_; Nie uśmiercaj go~ XDD
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czytało. Wyobraziłam sobie scenę, kiedy Porf wyciąga orzeszki i zaczyna je wszamać podczas rozmowy. XDDDDD
A ja jestem za "a". :3
Heh xD
UsuńJa to sobie wyobrażałam mniej więcej tak: Marco rozsiada się wygodnie, nogi na biurko, ręce za głowę... Porf dosiada się na fotelu po drugiej stronie, też nogi na biurko i zaczyna dogryzać orzeszki ;) Btw, Marco zaraz się częstuje :D
:)