Ohayo!
Co tam u Was? Mam nadzieję, że
wszystko gra ^^ Zdajecie sobie sprawę, że została nam już tylko jedna godzina
2012 roku?? Ale to przeleciało... Cóż, dla mnie był to raczej pomyślny czas.
Jedyne czego sobie życzę to to, aby 2013 rok był równie dobry, albo i jeszcze
lepszy ^^. 2012 rok była dla mnie rokiem
powrotu do SK, rokiem, w którym założyłam bloga i poznałam wielu wspaniałych
ludzi.
Dlatego ten rozdział dedykuję
wszystkim, których poznałam dzięki temu blogowi :D. A specjalną dedykację ,
dotyczącą już konkretnie tego rozdziału mam dla
Ashity, czyli Sherlocka Holmesa w żeńskim wydaniu ^^ Myślę, że ten
rozdział będzie odpowiedzią na Twoje pytania :D
A Wam wszystkim chciałabym życzyć, aby 2013 rok był dla Was najlepszym okresem w całym dotychczasowym życiu, abyście go zawsze mile wspominali. Życzę aby wszystkie matury i egzaminy poszły Wam jak najlepiej. Dużo szczęścia i niech funga fufu będzie z Wami :D
Ach, i póki jeszcze mam okazję - chciałabym w imieniu swoim, Natishy oraz Kasumi zaprosić na naszego wspólnego bloga shaman-king-tv.blogspot.com gdzie opisujemy nasze życie w... nieco innej wersji :D Rzecz jasna nie zabraknie tam też bliźniaków...
Will: I mnie! *zaciesz*
Tak, Will... Ciebie też....
27. Sprawy się komplikują...
Patch Village, 93 dzień Turnieju Szamanów
Pogoda: słonecznie
Najbliższa walka kogoś z drużyny:
brak informacji
Ech… Yoh spędza coraz więcej czasu z
Aku, a do domu wraca właściwie tylko po to, by się przespać. Wychodzi wcześnie,
czasem koło piątej rano, więc ciężko się z nim porozumieć. Z tego, co mi
wiadomo, to większość czasu spędza na trenowaniu, tak jak kiedyś, jednak… zmienił
się…
Oprócz tego nadal nie mamy zbyt wielu
informacji o tej drużynie „Euro”. Wiemy tylko, że jest to siedmioosobowa grupa,
która nie ma oporów przed poważnym skrzywdzeniem, albo i zabiciem przeciwnika. Wczoraj
podobno walkę miała drużyna „€2” i mówią w wiosce, że są równie potężni. Ale
nie wiem, kto był ich przeciwnikiem. Wszyscy jednak są zgodni, że ci
Europejczycy przypominają X-laws. Ren powiedział, że bez problemu mógłby ich
pokonać w pojedynkę, ale to akurat u niego normalne. Zdaje się, że jedyną osobą,
która mogłaby ich w ten sposób zwyciężyć jest Hao… Chociaż i tego nie byłbym
taki pewien.
Martwię się o niego. I chyba nie tylko
ja… Ostatnio prawie wcale się nie odzywa. Gdy nie ma żadnych ćwiczeń do
wykonania, idzie w jakieś odosobnione miejsce i rozmyśla. Mam wrażenie, że nie
jest z nim dobrze. Zupełnie, jakby wypadł z rzeczywistości. Prawie wcale się
nie uśmiecha, a nawet, gdy to robi, nie ma w jego oczach tych dawnych ogników.
Nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale
Anna wyznaczyła Hao i Renowi jakieś zadanie tej nocy. Muszę się czegoś więcej
dowiedzieć. A na razie miejmy nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży…
Manta
♥♥♥
To była wyjątkowo ciemna noc. Dwie postacie
w specjalnie na tę okazję ubranych czarnych strojach cicho zbliżały się do celu.
Pierwsza z nich, z charakterystycznym czubem na głowie, wyglądała na lekko
znudzoną. Druga, o długich włosach, wyjątkowo spiętych w kucyk, zdawała się
całą swoją uwagę skupiać tylko na jednym – a mianowicie na z każdą chwilą zwiększających
się sylwetkach siedmiu osób oraz wygasającym ognisku między nimi.
Sześciu członków drużyny Euro spało
sobie w najlepsze i tylko jeden z nich, przywódca, trzymał wartę. O dziwo
jednak, ta straż nie wyglądała tak jak normalna straż wyglądać powinna.
Mężczyzna zamiast obserwować teren wokół ogniska, siedział tuż przy zboczu z lornetką
i przyglądał się czemuś - lub komuś – w Patch.
-
Hej, Ren – szepnął Hao, najciszej jak się tylko da. – Sądzę, że lepiej będzie
zbliżyć się od strony tamtych krzaków – to mówiąc wskazał na sporą grupę
wyschniętego zielska, które znajdowało się dokładnie za plecami Antonio oraz
jego śpiących towarzyszy.
-
Niech będzie – zgodził się Tao i obaj ostrożnie ruszyli w nowo obranym
kierunku.
Zatrzymali się w niewielkiej dziurze,
bardzo korzystnej dla szpiegujących. Od obserwowanych dzieliła ich ściana
poplątanych gałęzi i liści, przez którą jednak można było dobrze widzieć, co
dzieje się w obozie. Usadowili się tam i czekali.
„Gdzie
jest ten głupi dzieciak?!” –
Hao usłyszał nagle myśli Włocha. Najwidoczniej brunet nie potrafił lub też po
prostu nie dbał o blokowanie swojego umysłu. „Przecież on zawsze o tej porze siedział na dachu! Czyżby kłopoty z
bratem sprawiły, że nawet tego już nie robi…?” To było już dla ognistego szamana nie lada
zaskoczeniem. Czy to możliwe, że celem obserwacji członka drużyny „€1” był on
sam? Pessimo opuścił lornetkę i usiadł po turecku, przy wygasającym płomyku.
Długowłosy miał właśnie zamiar poinformować Rena o swoim nietypowym odkryciu,
gdy wtem…
Ciemność. Otacza go ze wszystkich
stron. W powietrzu czuć smród stęchlizny i rozkładu. I nagle wśród
wszechobecnej czerni pojawia się maleńki płomyk zapałki. Ta zaś, podpala
pochodnię, która rzuca światło na bardzo stare, zniszczone ściany, a
gdzieniegdzie na wnęki, w których leżą od ponad dwóch tysięcy lat zmarli przodkowie.
Czuć przytłaczającą atmosferę śmierci. Ma się wrażenie, że niezadowoleni z zakłócania
wiecznego spokoju ludzie powstaną. Okropne, straszne miejsce, do którego nikt o
zdrowych zmysłach się nie zapuszcza. Katakumby. Ich najniższa kondygnacja,
gdzie nie dotarli jeszcze żadni naukowcy. Gdzie przeżyć może tylko silny
szaman.
Mężczyzna, czując się znacznie
lepiej w świetle, odetchnął z ulgą. Jako eks-archeolog nie boi się zbytnio
wszechobecnych rozkładających się ciał. Nie, bardziej przeraża go perspektywa
spotkania się z tym, czego szukał od wielu lat, do czego zbliżał się z każdym
dniem, a czego zarazem bał się jak najgorszej zarazy.
Przyspieszył. Jego zmysły
szamańskie podpowiadały mu, że tym razem się nie pomylił. Tutaj wreszcie
znajdzie to, czego szukał. Echo jego kroków odbijało się od ścian. Im szybciej
szedł, tym bardziej dźwięki nakładały się na siebie. W końcu zaczął biec, czując,
że naprawdę jest już blisko. Teraz echo odbijało się od wszystkich ścian,
podłogi, sufitu tworząc kakofonię. On jednak nie zwracał na to uwagi. Nie mógł.
Bo jego cel był już tak blisko…
Nagle poczuł silny powiew. Jego
pochodnia zgasła, a wokół ponownie zapanowały ciemności. Mimo iż dla normalnego
człowieka takie coś pod ziemią byłoby niemożliwe, on wiedział, co to znaczy.
Czując coraz silniejsze parcie powietrza, musiał nieco zwolnić. Jednak nie
zatrzymał się. Po kilkunastu metrach wiatr ustał. Zupełnie jakby nigdy go nie
było. Kolejnych kilka kroków, tym razem bez przeszkód. Przytłaczająca ciemność
i uczucie, że nie wiesz, co może znajdować się obok z pewnością nie były
dobrymi towarzyszami podróży. Nie było tu nawet jego ducha stróża.
Prawdopodobnie został za ścianą powietrza. A więc musi dojść tam sam, bez
jakiegokolwiek towarzysza. Zdawać by się mogło, że każdy straciłby wszelką
nadzieję. Jednak on wiedział, że za długo już czekał, aby dać się stłamsić. Wtem,
gdzieś daleko przed nim, pojawiło się delikatne światło. Ponownie zaczął biec.
To, czego szukał od tak dawna… To, o czym marzył odkąd usłyszał legendę
opowiedzianą mu przez dziadka w wieku pięciu lat… Nareszcie go znalazł… Biegł
najszybciej jak się dało. Momentami czuł na twarzy oraz rękach i nogach
uderzenia jakichś korzeni, zwisających z sufitu lub wyrastających ze ścian. A
może były to ręce…? Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Jasny punkt zbliżał
się coraz bardziej, a mężczyzna mógł już zobaczyć zarys swoich dłoni w bijącym
od niego świetle.
Zatrzymał się. Nareszcie. Odnalazł
go. Tuż przed nim, na niewielkim kamiennym podeście, rzeźbionym w jakieś tajemnicze
znaki i symbole leżał ON. Niesamowity zielono-biało-czerwony kryształ, świecący
własnym światłem mocniej niż cokolwiek innego.
- Pierwszy z siedmiu… - szepnął do siebie brunet
przyglądając się niesamowitemu znalezisku. Zaraz potem ostrożnie wyciągnął dłoń
i chwycił artefakt.
Nagle
zewsząd rozległ się głos:
- TY, KTÓRY PRZYBYŁEŚ NA TO ŚWIĘTE MIEJSCE!
UDOWODNIŁEŚ, ŻE JESTEŚ CZYSTEJ KRWI POTOMKIEM MIESZKAJĄCYCH TU W STAROŻYTNOŚCI
LUDÓW. WEŹ TEN KRYSZTAŁ I UŻYJ GO WŁAŚCIWIE!
Gdy
tylko wybrzmiało ostatnie słowo, kamień w dłoni mężczyzny rozbłysnął oślepiającym
światłem, zmuszając bruneta do zamknięcia oczu. Gdy je otworzył po kilku
sekundach, zdał sobie sprawę, że znajduje się w wąskim przejściu między dwiema
kolumnami. Słońce świeciło mu prosto w twarz, więc musiał przymrużyć oczy. W
pewnym momencie usłyszał jakiś dziecięcy głos:
- Mamusiu! Popatrz! Tam w ruinach jest jakiś pan!
Potem
dało się tylko słyszeć jakieś niewyraźne stwierdzenie owej „mamusi” odnośnie „tych
nierozsądnych turystów”. Ale nic nie było ważne. Liczył się tylko szlachetny
kamień, ukryty głęboko w torbie ciemnowłosego mężczyzny…
Nagle
słychać jakiś szelst. Zaraz?! Przecież…
- Kto tu jest!? –
odezwał się Antonio, rozglądając się gwałtownie w poszukiwaniu źródła owego
dźwięku.
Ren, martwiąc się nieco o Hao, który w pewnej
chwili zdawał się zupełnie oderwać od rzeczywistości, próbował go jakoś ocucić,
przypadkowo zaczepiając o gałąź. Teraz zastygł bez ruchu. Dopiero, gdy miał
pewność, że Włoch uznał szelest za przypadek, ostrożnie zmienił pozycję.
- Co jest, Hao…? –
spytał, prawie bezgłośnie.
- Czekaj –
długowłosy dał mu znak dłonią, by ten mu nie przeszkadzał. Zaraz potem zamknął
oczy i skupił się.
A co
było potem…? Potem zaczęły się podróże… Najpierw do Hiszpanii, gdzie poznał
Fernando i razem z nim odnalazł drugi kamień, tym razem czerwony z jednym
szerokim złotym paskiem… Dalej była podróż na północ, do Norwegii, gdzie
poznali Björna i znaleźli trzeci kryształ, szkarłatny z granatowo-białym
krzyżem. Potem Szwecja, Agnes i niebieski kamień z żółtym krzyżem. Później Helga
w Niemczech… Brr… Nie było to przyjemne spotkanie… Czemu akurat musiał uratować JEJ życie?! Ehh… Ale
przynajmniej następny, czarno-czerwono-żółty kryształ został odnaleziony. Następnie
Martin w Czechach i Leonidas w Grecji…
Siedem
lat podróży. Siedem lat niebezpieczeństw. Tylko po to, by zdobyć siedem
kryształów, które tylko razem potrafią uwolnić swoją prawdziwą moc. Siedem
szlachetnych kamieni, które pozwolą zwyciężyć Turniej Szamanów, które w
połączeniu z odpowiednim duchem mogą wytworzyć…
- Kto to?! –
Pessimo zerwał się nagle ze swojego miejsca, pistoletem celując jakieś dwa
metry w prawo od krzaków. Dopiero po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że to
po prostu jeden z jego towarzyszy zmienił pozycję we śnie. Niezadowolony usiadł
z powrotem na swojej pozycji. Jednak do końca nocy zachował czujność, nie
oddając się już żadnym wspomnieniom…
♥♥♥
Następnego ranka Lyserg, John oraz
Manta zostali wysłani przez Annę i Meene na zakupy. Kyoyama, mimo iż tego po
sobie nie okazywała, cierpiała równie mocno jak Hao. Tak samo jak on czuła też,
że coś jest nie tak. Dlatego zwykle po wydaniu wszystkim poleceń, wychodziła
gdzieś i wracała dopiero wieczorem. Tamao w sekrecie wyznała Mancie, że
blondynka spotyka się z Silvą i stara dowiedzieć się czegoś o drużynie Euro.
Po skreśleniu wszystkich produktów z
listy i zapłaceniu (całkiem sporej =.=) należności u Radima, cała trójka
wracała spokojnie do domu. Byli X-laws przez ten czas rozmawiali o turnieju i
innych, codziennych sprawach. Specjalnie starali się unikać nieprzyjemnego
tematu Aku i tej „innej drużyny”. Wiedzieli dobrze, że nie jest on lubiany
przez niewysokiego szamana. Oyamada jednak nie dołączył się do dyskusji.
Podczas gdy członkowie „Believers” rozmawiali o jakichś filmach kryminalnych,
blondynek był myślami zupełnie gdzieś indziej. Hao i Ren wrócili do domu
dopiero nad ranem i od razu położyli się spać. A on nie wiedział nawet gdzie
byli…
Ogółem jednak od samego rana Mancie
towarzyszył kiepski humor. Wszystko przez Aku…
Aku: Tak! Zwalaj
na mnie =.=
Yohao: A ty tu
co?! Kto dał Ci prawo odzywania się w dyskusji!?
Ren, Will &
Choco; No właśnie!
Aku: Yyy…
Yohao: WYPAD!! *Aku
obrywa po głowie*
Ren: Jeśli ktoś
chce przygarnąć tego pajaca, to z chęcią oddamy go w dobre ręce…
Will: Właściwie to
złe ręce też mogą być… ;>
W
drodze do sklepu, minęli Yoh w towarzystwie blondyna. Obaj śmiali się w
najlepsze, a długowłosy szaman dodatkowo miał na głowie słuchawki młodego
Asakury. To był dla Manty cios prosto w serce. Dotychczas jedyną osobą, którą w
ten sposób „uhonorował” szatyn był Hao… A to… To było jak przyznanie się „Mam
nowego przyjaciela, o starych już nie myślę.”. John i Lyserg również mieli
okazję to zobaczyć, jednak oni nie odczuli tego tak bardzo. Oni nie poznali
jeszcze prawdziwego znaczenia słuchawek Yoh. Dla nich były one po prostu ozdobą
włosów.
- Wiesz, że
drużyna Porfa, Larcha i Cebina odpadła z turnieju? – zapytał John Mantę po
chwili ciszy. Lyserg szturchnął go dość mocno w ramię, nakazując jakby
zakończenie tematu.
- Tak? A z kim
walczyli? – spytał bezmyślnie chłopak, nie za bardzo zwracając uwagę na to, co
mówi.
- Z drużyną „€2” –
odpowiedział mężczyzna, ku niezadowoleniu zielonowłosego. – Podobno Larch ma
całkowicie obandażowane ręce i nogi, a Porf paraliż nóg… Cebin miał szczęście i
nie walczył, jednak jest zdaje się w ogromnym szoku…
Manta nic nie odpowiedział, tylko
westchnął. Lys jeszcze raz przyłożył towarzyszowi z drużyny. Jednak ten nie
pozostał mu tym razem dłużny i po krótkiej wymianie kuksańców, obaj fochnęli
się na siebie zmieniając pozycję tak, że znajdowali się po dwóch stronach przygnębionego
Oyamady.
W pewnym momencie Diethel, który
wysunął się nieco na przód, stanął jak wryty i upuścił torby z zakupami,
patrząc z niedowierzaniem w ciemną uliczkę, jedną z odnóg głównej drogi. Po
kilku sekundach dołączyli do niego towarzysze. Na końcu jednej z mniejszych dróżek
stała drużyna Euro w pełnym, siedmioosobowym składzie. Jednak był z nimi ktoś
jeszcze. Pośród ubranych w czarno-granatowe mundury szamanów, stał jeszcze
jeden, w stroju o identycznej kolorystyce.
Aku.
Antonio mówił coś cicho do niego, a ten kiwał
głową na znak, że rozumie. Nagle blondyn odwrócił wzrok w stronę głównej alei,
gdzie stali wpatrujący się w niego szamani. Na widok Manty otworzył szeroko
oczy ze zdumienia i strachu. Jednak nie miał za bardzo okazji się mu przyjrzeć,
bo niewysoki chłopak ruszył pędem w stronę domu. Biegnąc, Oyamada miał w głowie
tylko jedną myśl.
- Muszę jak
najszybciej powiedzieć o tym Hao…
♥♥♥
Tymczasem śpiącego Asakurę obudził
dźwięk dzwonka wyroczni. Zaspanym wzrokiem zerknął na mały ekranik.
- Za trzy dni mamy
się zmierzyć z… - powiedział z początku powoli, jednak nagle na jego twarzy
pojawił się autentyczny strach.
- Z kim? – spytał Ren,
którego również wyrwał ze snu sygnał elektronicznego urządzonka.
Hao popatrzył na niego z niepokojem, po
czym cicho wypowiedział:
– Z d-drużyną „€1”…
I to na tyle jeśli chodzi o rozdział :D
Jeszcze tylko obrazki. Cóż, głosy były podzielone - część chciała Mantę, część Tamao, więc... Będą oboje :D
Tak, teraz już wszystko ^^
Jeszcze raz pomyślnego nowego roku!!
I przypominam o komentowaniu :D
I przypominam o komentowaniu :D
Buziaki :*