Ohayo!
Jednak się wyrobiłam na dzisiaj :) Co prawda późno, ale zawsze coś ^^
Koszmarną mamy pogodę, nie? Znaczy, niby lubię śnieg i w ogóle... Ale żeby w październiku? Bez przesady...
Heh, ostatnio na angielskim pisaliśmy sprawdzian, gdzie trzeba było napisać maila do kolegi z Anglii. I ja, jak to ja, nie przejmuję się treścią. Nie, moim największym problemem było: "napisać do Johna czy do Lyserga?". Normalnie kilka minut się zastanawiałam :D
Moje dziewczyny z klasy są niesamowite. Albo czytają mi w myślach, albo to ja mam jakieś dziwne szczęście... Bo ostatnio na wyjazd klasowy wzięły słone orzeszki (Porf by się ucieszył xD) i... szczypiorkowe chipsy :D Ale to drugie to już pomysł Lenny_Lover ;) Dzięki Moniczko <3 Niestety, moje dziewczęta nie dały się namówić na bekonowe... Gomen, Silva. Muszą Ci wystarczyć te, które jedliśmy w zeszłym tygodniu ^^
Co do rozdziału... Tytuł nudny, bo nie chciało mi się myśleć. Treść.. Za mało bliźniaków, niestety :( Ale nic na to nie poradzę... Następne notki będę lepsze, I promise!
Dedyk dla Jen i Natishy - nowych czytelniczek :D Mam nadzieję, że się spodoba i nie zawiodę Was ^^
Jak ci spadają te okulary
to, sobie gościu kup mniejsze! |
18. Inspektorowie
Mimo bólu czaszki i pleców, spowodowanych bliskim
spotkaniem z Larchem, udało mu się szybko podnieść i opuścić Białą Salę, zanim
Maco do reszty się zdenerwował. Niezależnie, czy budynek był przygotowany do
wizyty, czy też nie, nie miał najmniejszej ochoty spotkać się z
inspektorem-flirciarzem. Planował zamknąć się w swoim pokoju i nie wychodzić do
końca dnia. Niestety, tuż przy drzwiach ujrzał Cebina i Chrisa, gorączkowo
dyskutujących o nowo przybyłych urzędnikach.
„Heh, takim to
dobrze… Nie muszą się kryć przed tym #&$^!%
Inspektorem-pseudodżentelmenem…”
– pomyślał John i zaczął uważnie szukać nowej kryjówki. Dopiero po chwili,
przypomniał sobie o niewielkim pomieszczeniu służącym jako składzik.
Przetrzymywano tam mopy, wiadra, środki czyszczące, elementy rakiet xD, a
według plotek krążących wśród X-laws nawet zamrożone móżdżki kosmitów (odbija
mi ^^) i inne dziwadła… (Kto wie, co ci psychole tam mogą trzymać…). „Może to i głupie, ale nie mam innego
wyjścia… Oby mnie tam nic nie zjadło…”. Ostrożnie podkradł się do
niewielkiego korytarzyka. Sięgnął ręką do klamki i nagle zdał sobie sprawę, że
ktoś stoi dokładnie naprzeciwko niego i również zamierza zrobić to samo. Ktoś o
delikatnych dłoniach z jasnoniebieskim lakierem do paznokci…
- John! – zawołała zaskoczona Meene i cofnęła rękę.
– C-co tu robisz?
- Ja… Unikam pewnej osoby… - wyszeptał zawstydzony.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zrozumieniem.
- Ja tak samo. Nie mam ochoty na spotkanie z tym
inspektorem „We love BHP”… - jej policzki przybrały kolor dojrzałych malin.
Tę
krótką rozmową przerwało nagle echo czyjegoś głosu rozchodzące się po
korytarzach.
- Przejdźmy może na 2 piętro do Sali dziennej,
nazywanej „Białą”.
Odgłos
zbliżających się kroków wystraszył Denbata i Meene. Niewiele myśląc, oboje
wskoczyli do małego pokoiku, w ostatniej chwili zamykając za sobą drzwi.
Zaledwie chwilę później tuż za ścianą przeszła mała grupka ludzi. Przez dziurkę
od klucza, John (a któżby inny? xD) zobaczył jedną osobę w mundurze X-laws i
trzy w szarych garniturach.
- Nasz inspektorek przyprowadził kumpli –
poinformował towarzyszkę siedzącą na odwróconym do góry nogami wiadrze,
trzymającą w ręku mała latarkę i ze strachem spoglądającą na piętrzący się tuż
obok stos śnieżnobiałych książeczek z „Trylogii Psychopaty”.
Dziewczyna
nie odpowiedziała. Odwróciła jednak głowę od strasznych czytadeł i zamyślonym
wzrokiem poczęła patrzeć się na kolegę o charakterystycznej fryzurze. Gdyby
Denbat wiedział, o czym myślała… Zapewne nie stałby jak kołek przy dziurce od
klucza ^^Jednak nie wiedział i jego uwaga poświęcona była raczej urzędnikom na
zewnątrz, którzy jak na złość zatrzymali się zaraz za zakrętem korytarza. Z
tego powodu nie można ich było zobaczyć, lecz dało się usłyszeć rozmowę.
- Chcą panowie zobaczyć całą ekipę…? Naprawdę, nie ma,
po co!
- Ależ jest panie Lasso. Proszę tu zwołać
wszystkich – odezwał się znajomy, nielubiany głos.
„Dlaczego
zawsze, gdy go słyszę, to mam ochotę mu przyłożyć?” – zastanawiał się
Denbat. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z zaistniałej, niebezpiecznej
sytuacji.
- Oczywiście, pani Creepy (zainspirowałaś mnie
Spokoyoh xD). Zaraz ich zawołam – oświadczył służalczo Marco, a po kilku
sekundach dało się słyszeć charakterystyczne „pip, pip, pip”, gdy wstukiwał
wiadomość na swoim dzwonku wyroczni.
Minikomputerki
na lewych przedramionach Meene i Johna również wydało dźwięk, odpowiedni dla otrzymania
„SMS ‘a” (o ile można to nazwać smsem). Oboje spojrzeli po sobie ze strachem, a
następnie natychmiast rzucili się do drzwi.
Zaledwie
minutę później stali już w szeregu w Białej Sali razem z pozostałymi
białomundurowymi. Przed nimi ustawili się trzej inspektorzy oraz poważnie
zestresowany Marco. W rogu pomieszczenia natomiast stała żelazna komnata Jeanne
(żeby nie było, że o niej zapomniałam).
- Witam. Jestem inspektor Derec. A to inspektor Storm
i inspektor Creepy, którego już poznaliście.
X-laws
wymruczeli coś w odpowiedzi. Lasso, dość porządnie się zdenerwował i po jego…ehhem…interwencji,
cała siódemka wyrecytowała jak w przedszkolu:
- Dzieeeń – doooo – bryyyy!
- Zacznijmy od najważniejszej sprawy. Pan Creepy
poinformował mnie, jakoby w tym zamku byli przetrzymywani więźniowie w
nieodpowiednich warunkach, niezgodnych z regulaminem BHP.
- Ten problem został już rozwiązany – rzekł z
uśmiechem Marco, zadowolony z wyjścia, które udało mu się znaleźć.
W tym
momencie przez małe, boczne drzwiczki wszedł Hao. W rękach trzymał tacę z
dzbankiem, filiżankami oraz talerzykiem ciasteczek maślanych. Typowy formalny
poczęstunek, żeby tym wszystkim ceregielom stało się zadość. Ale nie to było
najdziwniejsze. Chłopak bowiem nie miał na sobie swojej pelerynki ani
jakiegokolwiek innego elementu dawnej garderoby, za wyjątkiem kolczyków. A w co
był w takim razie ubrany? Cóż.. było to coś w stylu służbowego uniformu kelnera
jakiejś pięciogwiazdkowej restauracji pomieszanego ze strojem lokaja… Z charakterystycznym, krwistoczerwonym "X"na ramieniu. Szatyn,
zdając sobie sprawę z dość nietypowego wyglądu, starał się mimo wszystko
zachować kamienną twarz. Nie patrząc na z trudem powstrzymującą się od śmiechu część
X-laws, podszedł do stolika i położył na nim tackę z poczęstunkiem.
Tymczasem
trzej urzędnicy gapili się na niego jak kosmici na kapustę xD
- Czy to…? Czy to jest Hao Asakura??? – zapytał inspektor
Storm z niedowierzaniem. Pozostali dwaj byli tak zszokowani, że nawet
zapomnieli, że to nieładnie stać tak z otwartą buzią i pokazywać palcem.
- Owszem – odparł Lasso z nieukrywaną dumą.
Zmuszenie Asakury do takiego występu, zajęło mu dość sporo czasu. Dopiero
wspomnienie o braciszku przesądziło sprawę.
Pierwszy
otrząsnął się inspektor Creepy. W jego oczach nagle pojawiła się nienawiść.
- Ty!!! To ty spaliłeś nasze maszyny budowlane, gdy
budowaliśmy biurowiec!!! – krzyknął. Hao jednak nic sobie z tego nie robił.
- Wycięliście ponad hektar lasu.
- Nie pyskuj!!! – wrzasnął na niego Marco. Ognisty szaman,
aczkolwiek niechętnie, pokornie schylił głowę. Pan Derec spoglądał na tę scenę
z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- No, no… Panie Lasso… Sądzę, że powinniśmy
porozmawiać… Storm, Creepy! Idziemy!
Cała
trójka, razem z nieco zaskoczonym blondynem wyszła z Sali. Nikt jednak nie
odważył się nawet pisnąć, nie mówiąc już o jakichkolwiek ruchach.
Po kilkunastu
minutach, do komnaty powrócili inspektorowie i Marco. Przywódca X-laws miał
niezbyt zadowoloną minę, ale w tej chwili nie to było przedmiotem niepokoju u
Johna i reszty. Otóż, trzej urzędnicy uśmiechali się w sposób zupełnie odmienny
od dotychczasowej „profesjonalności”. Zaraz potem odezwał się Creepy:
- Koniec inspekcji. A jutro, ten tutaj – wskazał na
zaskoczonego Hao – spotka się z wymiarem sprawiedliwości…
Zaraz
potem wszyscy trzej wybuchli (tak się mówi??) fanatycznym śmiechem, jeszcze
bardziej przeraźliwym niż niegdyś Lasso. Asakura ze strachem spojrzał na swoich
oprawców. Derec, zręcznym ruchem wyciągnął z kieszeni pewien pistolecik,
skonfiskowany kilka minut wcześniej w biurze pewnego blondyna. Uważnie
wycelował i strzelił w bezbronnego Hao. Wokół szatyna owinął się błękitny „sznur”.
Pięć sekund później, wszystkie jego zmysł zostały stępione przez niewyobrażalny
ból. Władca płomieni miał okazję zobaczyć, jak bardzo cierpiał przez niego Yoh.
„Przepraszam Cię Yoh…” – pomyślał jeszcze
zanim całkowicie stracił możliwość kontaktu ze światem. Wszystkie jego myśli
zostały skierowane ku źródle owego cierpienia…
Jednak
Derec nie był tak łaskawy jak poprzednio Marco. Nawet po dwóch minutach nie
puszczał spustu. Zdawało się, że jęki Asakury sprawiają mu przyjemność.
Pewien
zielonowłosy chłopak patrzył na tą scenę ze zgrozą. Po pewnym czasie nie
wytrzymał. Przytulił się do stojącej obok panny Montgomery. Ta, objęła go
troskliwie, lecz sama oparła głowę o ramię Denbata. Nikt z tej trójki nie
chciał tu teraz być, patrzeć na to okrucieństwo. Ból zadawany bezbronnej osobie
nie był niczym, co można nazwać za tolerowane.
„Tak dłużej być
nie może” – John i Meene
wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
♥♥♥
Właściwie
to nie wymyślił dotąd żadnego sensownego planu i póki co, zmierzał po prostu do
północnej części Patch. Liczył, że może będąc blisko Urzędu Sprawiedliwości,
uda mu się cos wykombinować. Było już po południu. Gdyby nie Anna, zapewne
wyruszyłby od razu. Blondynka uznała jednak, że skoro jego wyjście ma nie wzbudzać
podejrzeń, powinno wyglądać na zwykły trening. A kto normalny wyruszałby na
trening zaraz po powrocie do domu?
Najbardziej
cieszył się jednak z przyrzeczenia przyjaciół, że nie wydadzą jego sekretu bez
pozwolenia. Yoh czuł się nieco dziwnie wiedząc, że może na coś nie pozwolić
Kyoyamie. To było dla niego zupełnie nowe doświadczenie…
Niestety,
pomimo tłumaczeń Asakury ani Manta, ani Anna nie zmienili zbytnio swojego
nastawienia do Hao. Tylko, że nie mieli oni jeszcze okazji się z nim spotkać…
Słuchawkowy
szaman wszedł ostrożnie do bocznej uliczki. Było tam dość ciemno, co względnie
wysokie budynki utrudniały dostęp promieni słonecznych. Chłopak szedł
ostrożnie. Do pasa miał przytroczone Harusame i „antyk”.
Nagle
poczuł, że ktoś chwyta go od tyłu, jedną ręką zatykając mu usta, a drugą
trzymając go w żelaznym uścisku. Yoh próbował się wyrywać, jednak jego próby
spełzły na niczym.
- Spokojnie. To tylko ja – szepnął ktoś tuż obok
jego ucha.
- John?! John Denbat? – zapytał zaskoczony szatyn.
Nasz romantyk wypuścił go już i stanął naprzeciwko.
- Nie uciekaj ani nie walcz ze mną. Jestem po
waszej stronie – powiedział szybko Anglik – Chcę ci pomóc uratować Hao
♥♥♥
Ból..
Właściwie w każdej cząstce ciała. Koszmarne cierpienie, które nie chce się
skończyć… Brak jakiejkolwiek nadziei. Żadnych przyjemnych myśli. Tylko pustka,
gdy zdaje sobie sprawę, że jutro może go tu już nie być… Że nigdy już nie
zobaczy tych, na których mu zależy… To przeczucie, że zawiódł wszystkich…
Strach w oczach swoich dawnych ofiar… Ich krzyki, błaganie o litość,
cierpienie, którego musiały doznawać ginąc w płomieniach… To wszystko zwaliło
się na niego, do bólu ciała dodając jeszcze ból duszy. Nie miał pojęcia, jak długo już tak leżał. Zdawało mu się, że
całą wieczność. Czy tak wygląda śmierć? Może on już nie żyje…? Może to jest
właśnie to, co czeka wszystkich, gdy już zakończą swą ziemską wędrówkę…?
Nagle,
z nietypowego transu obudził go dotyk czegoś chłodnego na czole. Chciał się
poruszyć, otworzyć oczy, lecz ktoś go powstrzymał.
- Spokojnie – usłyszał czyjś głos. Wydawał się
znajomy, lecz ogromne zmęczenie spowodowane cierpieniem i znaczną utratą
foryoku, nieco zamroczyło mu umysł tak, że chłopak nie potrafił go rozpoznać.
W tym
czasie, jego dobroczyńca przemył mu rany i wymienił okład na czoło. Rozluźnił
też nieco zapięcie koszuli długowłosego, aby łatwiej mu było oddychać.
- Dzie…dziękuję… - szepnął prawie niesłyszalnie
Hao.
- N-nie ma sprawy – odpowiedział nieco zaskoczony „ktoś”.
Nagle,
gdzieś w oddali dały się słyszeć jakieś odgłosy. Asakura nie mógł jednak
określić, co to dokładnie było. Wyczuł jednak, że osoba, która mu pomogła,
zaczęła natychmiast zbierać swoje rzeczy. Zaraz potem wstała.
Wykorzystując
wszystkie odzyskane dotąd siły, ognisty szaman otworzył oczy i lekko uniósł
głowę. Akurat, żeby zobaczyć znikającą w drzwiach zielonowłosą postać…
♥♥♥
- No przecież musi tu coś być! No dalej!
Już
od ponad godziny studiowała niesamowicie drobny druczek, używając najlepszego
szkła powiększającego, jakie udało jej się znaleźć. Literki skakały jej przed
oczami, lecz nie poddawała się. Nie chciała zrobić przerwy wiedząc, że od tej
pozornie nieważnej informacji może zależeć bardzo wiele. Sama nie wiedziała,
czemu aż tak się tym przejmuje. Czy to, dlatego, że JEMU na tym zależało? A może
sama też zaczęła się martwić?
- Niech to! Znowu się zamyśliłam! I znowu muszę się
nieco cofnąć…
Nie!
Musi się skupić, musi znaleźć… „Zaraz…
Ile nas jest…?”
-Tak! – wykrzyknęła uradowana. Ze szczęścia
pocałowała gęsto zapisany pergamin i odtańcowała jakiś dziwny układ taneczny. –
Znalazłam rozwiązanie!!!
I to by było na tyle ;)
Teraz obrazeczki z Anną., zgodnie z obietnicą.
http://okamikiba13.deviantart.com/ - obiecałam, że dam link ^^ |
Ulubiony obrazek Lenny-Lover :) Ma go na tapecie telefonu <3 |
I to już chyba wszystko, co dla Was dzisiaj mam :)
Ankieta? Cóż.. Tym razem mam ochotę na duchy...
a) Kororo
b) Amidamaru
c) Eliza
Do zobaczenia :D
Pozdrawiam gorąco z zaśnieżonego południa Polski :*
PS: Czy jest to możliwe, by po tej notce mój blog przekroczył 2000 wejść? *.*