Witam ponownie :) Na wstępie chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy weszli na mojego bloga i byli gotowi poświęcić czas na moje wypociny :)
Dziękuję zwłaszcza Kacha111 za pierwszy komentarz na blogu ♥
Jeżeli ktoś chce być powiadamiany o nowych notkach, proszę o informację na gg: 34736945.
Ostrzegam, że ten rozdział nie wyszedł mi najlepiej.. Myślałam nad nim chyba z tydzień no i.. wyszedł jak wyszedł.. Myślę, że dalej będzie lepiej :D
No to bez dalszych wstępów, zapraszam na rozdział:
2.Polanka gdzieś w lesie
Yoh był w trakcie swojego zwyczajowego maratonu po Patch. Tym razem jednak był on zdecydowanie dłuższy, ze względu na kiepski humor Anny (Oczywiście nie miało to nic wspólnego z poranną kłótnią Choco i Horo, w trakcie, której zbił się ulubiony wazonik blondynki… Taak.. To pewnie przez pogodę -.-). Słuchawkowemu jednak nie robiło to specjalnej różnicy. Przynajmniej trzymał się z daleka od osoby, która wciąż jeszcze mogła potroić mu, i tak już ciężki trening.
W związku z większą ilością kilometrów do przebiegnięcia, młody szaman zdecydował się na nieco inną, niż zazwyczaj trasę. Przebiegł już, co najmniej połowę zadanego dystansu i zmęczenie powoli zaczęło dawać mu się we znaki. Skręcił więc do niewielkiego lasku (bo drzew w Patch to jak na lekarstwo… =.=). Znalazł sobie przyjemną polankę i usiadł w cieniu jakiegoś krzaczka. Przez chwilę rozkoszował się błogim nicnierobieniem, aż coś dziwnego przykuło jego uwagę. Ktoś leżał pod drzewem po drugiej stronie polanki. Zaniepokojony Yoh ostrożnie zaczął zbliżać się do leżącej postaci, gotów w każdej chwili udzielić pierwszej pomocy (oczywiście gdyby takowa pomoc była potrzebna). Chyba nietrudno wyobrazić sobie jego zaskoczenie <szok>, gdy zdał sobie sprawę, że zaledwie dwa metry od niego słodko śpi sobie… Hao. Słuchawkowy szaman stanął jak sparaliżowany. Bał się wykonać jakikolwiek ruch, żeby przypadkiem nie zbudzić brata (mogłoby to być ostatnią rzeczą, jaką zrobił w życiu). Miał jednak pierwszą okazję, żeby dokładniej mu się przyjrzeć. Dotychczas za każdym razem był zmuszony myśleć o czymś innym niż wygląd ognistego szamana. Uderzyło go ich podobieństwo. Zdawało się, że poza długością włosów są jak dwie krople wody. A może to dlatego, że podczas snu Hao wyglądał tak niewinnie? Gdyby ktoś nie wiedział, że ma przed sobą mordercę, zapewne nie stałby tu niezdolny do jakiegokolwiek ruchu.
Wtedy Yoh coś tchnęło (Koszmarne zdanie… Ale chyba wiadomo o co chodzi?). Przyklęknął obok swojego bliźniaka i szepnął:
- Nie wierzę, że jesteś zły braciszku.
Hao poruszył się. Przestraszony Yoh wstał i starając się nie robić hałasu szybko ruszył z powrotem do lasku. Nie zauważył już tajemniczej postaci, która pojawiła się tuż obok śpiącego Hao.
♥♥♥
Pojawił się w momencie,
gdy Yoh zniknął między drzewami. Był duchem. Miał długie, czarne włosy z
nałożoną na nie…yyy…czapką? (dobra, to raczej nie jest czapka, ale nie mam
zielonego pojęcia jak to się zwie… =.= Jeśli ktoś wie, to proszę napisać w
komentarzu a zmienię J).
Oprócz tego miał na sobie charakterystyczne, jasne kimono. Nie wdając się w
szczegóły (żeby się jeszcze bardziej nie skompromitować) Wyglądał tak:
Znajomo? No właśnie… -.- |
Tak, więc duch wielkiego Hao Asakury sprzed 1000lat
wcale nie wyglądał na zadowolonego. Przeciwnie – był zaskoczony i wściekły. Wymamrotał
pod nosem kilka starojapońskich przekleństw, których nie ośmielam się
tłumaczyć.
- Jak on mógł… -
wycedził duch. – Znalazł sposób…
Gdyby ktoś go teraz zobaczył, zapewne uciekałby gdzie
pieprz rośnie w obawie przed wybuchem. W oczach tysiącletniego szamana płonęła
nienawiść, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. Twarz zaczęła przybierać
czerwonawy odcień.
Nagle jego gniew ustał. Duch zrobił kilka
uspokajających oddechów (o ile duchy mogą oddychać xD). „Już w porządku. Nie ma
sensu się denerwować. Jest jeszcze nadzieja.” – pomyślał Hao. „Mój plan może
się jeszcze udać. Nienawiść, którą wpoiłem mu przez te czternaście lat powinna
wystarczyć. Jak mogłem tak się dać unieść gniewem?! Gniew jest oznaką słabości…”
Wtedy zaczęło się dziać coś dziwnego. Z przerażeniem
w oczach duch patrzył, jak jego „ciało” staje się coraz bardziej przezroczyste
i znika. Tak zawsze dzieje się z cząstką duszy uwolnioną z ciała. „Mogłem się
domyślić. Trudno. I tak już nic to nie zmieni…”
Czarnowłosy spojrzał po raz ostatni na
śpiącego Asakurę.
- Mam nadzieję, że
zapamiętasz moje nauki. Jesteś silny. Tylko ty możesz ocalić świat od zagłady
ze strony ludzi.
Potem zniknął na zawsze.
I tyle na dzisiaj. Wiem, że krótko i że druga część wyszła co najmniej fatalnie... Wahałam się długo nad kilkoma wersjami tej sceny... Ale proszę nie zabijajcie!! Obiecuję, że w następnym rozdziale będzie więcej akcji. Może nawet uda mi się go nieco szybciej opublikować :)
Buziaki oraz jak to mówią we Francji -
A plus!
Ooo Wielki Hao Asakura opętał eeeee jak to nazwać młodszego Hao Asakurę. Bardzo mądrze brzmi co nie? XD Ale bym chciała zobaczyć śpiącego Hao <3
OdpowiedzUsuńTakiego niewinnego słodkiego ... Morderce Echhh
Aha i jeszcze jedno PIERWSZA :D