Hello, ohayo i bonjour!
Witam wszystkich, którym zechciało się
wejść na bloga :D
Tym razem jak pewnie zauważyliście - po
krótszej przerwie. Otóż jakoś tak ten rozdział mi się dobrze pisało i (o dziwo
xD) jestem z niego całkiem dumna!
Chciałabym zadedykować go moim
cudownym dziewczynom: Karolinie (za wspieranie mojego pisania), Monice
(za to że wytrzymuje moją fobię na punkcie bliźniaków) i Qnopersowi *.*
(za to... że po prostu jest :D).
Mam nadzieję, ,że rozdzialik się Wam spodoba
:)
3.
"U Karima", czyli błyskotliwy plan Horo i Rena.
Od przypadkowego spotkania Yoh i Hao minęły dwa dni. W tym czasie nie odbyły się żadne walki, ani jakiekolwiek ciekawsze wydarzenia. Większość szamanów spędzała ten dzień na leniuchowaniu lub trenowaniu. Nasza wesoła gromadka siedziała na lunchu u Karima i
zajadała się ryżem.
Większość
osóbek spożyła swój skromny obiadek w kilka sekund i siedziała teraz
rozkoszując się czasem pozbawionym treningu. Tylko Yoh bardzo się ociągał i
chwytał pałeczkami po jednym ziarenku ryżu.
- Mistrzu Yoh? Coś się stało? – spytał Ryu, jednak szatyn
zdawał się tego nie słyszeć. Siedział z głową wspartą na lewej ręce i patrzył w
przestrzeń nieobecnym wzrokiem.
- Yoh? – odezwał się Manta. I tym razem nie doczekali się
odpowiedzi.
- Yoh! Kończ ten ryż i ruszał 100 okrążeń wokół Patch! –
krzyknęła Anna. Jednak nawet teraz Yoh wymruczał coś niezrozumiałego, wciąż
pozostając w zamyśleniu.
W końcu
przyjaciele się poddali. Najwidoczniej słuchawkowy szaman miał coś do
przemyślenia. Jeśli będzie chciał, to powie im, co go gryzie. Powrócili więc do
swoich zwykłych zajęć: Horo do wkurzania Rena, Ren do powstrzymywania Choco od
dowcipów, Ryu do „inteligentnej” konwersacji z Mantą, dziewczyny do ploteczek,
a Faust do wpatrywania się w Elizę równie nieobecnym wzrokiem co Yoh (ale u
niego to raczej normalne xD).
Nagle wesoły
nastrój w knajpce prysł jak bańka mydlana. Ucichły wszystkie głosy. Tylko Yoh
zdawał się nie zauważać tej nagłej zmiany.
- To grupa Hao! – szepnął Horo.
Szatyn
wybudził się momentalnie. Odwrócił się (bo siedział tyłem do wejścia) i
spojrzał na nowo przybyłych. Ognisty szaman szedł pierwszy. Tuż obok dreptał
mały Opacho. Za nimi można było zobaczyć między innymi ZanChinga, Luchista,
Kanę, Mari i Mati. Usiedli przy kilku stolikach (gdy weszli zwolniło się bardzo
dużo miejsc… Dziwne, nie?). Hao, bezwiednie usiadł tyłem do sali (podobnie jak
jego bliźniak).
Przez
pierwsze kilka minut słychać było tylko Karima krzątającego się przy barze
(chociaż nawet on zachowywał się ciszej). Dopiero po pewnym czasie szamani
wrócili do rozmów. Yoh zdał sobie sprawę, że Ren i Horo dziwnie się zachowują
(znaczy dziwniej niż zwykle). Siedzieli pochyleni do siebie i wyglądali jak
spiskowcy. Po chwili wyprostowali się i odwrócili w kierunku Choco. Na ich
twarzach malowały się promienne uśmiechy. A to nie wróżyło nic dobrego.
- Choco… - zaczął Horo. – Mamy dla ciebie propozycję.
- O co chodzi…? – zapytał niepewnie komik.
- Podejdź tu, to się dowiesz – powiedział Ren.
McDonnel
zawahał się. W końcu jednak ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem (a czego tu
się spodziewać do Choco..xD). Podszedł do Rena i Horo, a ci zaczęli szeptem coś
mu tłumaczyć.
- Noo… Nie wiem – powiedział nieco głośniej Choco.
- Boisz się? – zapytał niebieskowłosy z chytrym uśmieszkiem.
- Co? Nie… Ja się niczego nie boję! – odparł niezbyt
przekonująco Amerykanin.
- No to powodzenia – rzekł Ren i rzucił coś do ciemnoskórego.
Tym czymś okazały się być… nożyczki.
McDonnel
wstał i starając się wyglądać naturalnie, zaczął kierować się w stronę jednego
ze stolików. Do stolika Hao.
Dopiero wtedy
Yoh zorientował się co jest grane. Ale było już za późno. Choco podkradł się do
miejsca, gdzie siedział ognisty szaman. O dziwno, nikt z siedzących dookoła, go
nie zauważył. Komik ostrożnie chwycił za kosmyk włosów Asakury, starając się,
żeby ten nic nie poczuł. Z duszą na ramieniu i sercem w gardle zbliżył nożyczki
do cienkiego pasemka. Przez kilka sekund można było mieć nadzieję, że plan
Amerykanina się powiedzie. Jeszcze kilka milimetrów i te kilkanaście włosków na
zawsze pożegna się z właścicielem.
To, co
wydarzyło się później, trwało tylko kilka setnych sekundy. Chyba tylko osoby
oglądające to zdarzenie w zwolnionym tempie mogłyby zorientować się jak to
wszystko przebiegało. Powiem krótko – przed momentem Choco był tak blisko celu,
a zaledwie ułamek sekundy później stał już twarzą w twarz ze wściekłym Hao,
który trzymał go za nadgarstki. W jednej dłoni komika nadal spoczywały
nożyczki. Nieszczęsny kosmyk włosów ognistego szamana znajdował się już wśród
swoich pobratymców.
W restauracji
zapanowała jeszcze większa cisza niż po przybyciu ognistego szamana. Wszyscy,
bez wyjątku, wpatrywali się w dwóch szamanów. Nagle jakaś siła mocno popchnęła
Choco na przeciwległą ścianę. Hao powoli podszedł do komika. Zatrzymał się zaledwie
kilka centymetrów od niego. Po obu stronach Amerykanina pojawiły się płomienie.
Chłopak nie miał dokąd uciec. Wtedy bliźniak Yoh szepnął:
- Nigdy. Więcej. Nie. Dotykaj. Moich. Włosów – powiedział
cicho dokładnie akcentując każde słowo. Mimo iż w normalnych warunkach jego
wypowiedź usłyszałby tylko Choco, przy takiej ciszy mógł ją usłyszeć każdy.
Yoh z trwogą
patrzył na rozgrywającą się niedaleko scenę. Nie spuszczał wzroku ze swojego
brata. Wtem, Hao rzucił w jego stronę krótkie spojrzenie. Deja vu? Słuchawkowy
szaman był prawie całkiem pewien, że to już się kiedyś zdarzyło. Przez ułamek
sekundy dostrzegł w oczach bliźniaka…uśmiech? Cóż.. podobno to właśnie nasze
paczadełka są zwierciadłem duszy…
Nagle,
płomienie zwiększyły się zakrywając zupełnie Hao i Choco. Nie trwało to jednak
długo. Zaledwie po kilku sekundach ogień zniknął. A wraz z nim długowłosy. Na
miejscu zdarzenia został jedynie McDonnel. Popatrzył ze zdumieniem na
przyjaciół, po czym zemdlał. Faust natychmiast znalazł się przy „chorym”(oczywiście
miał przy sobie swoją nieodłączną apteczkę).
- Spokojnie – oznajmił nekromanta. – Zemdlał z nadmiaru
wrażeń.
Rzeczywiście,
emocji to im dzisiaj nie brakowało. Część siedzących w knajpce szamanów dopiero
teraz zdawała sobie sprawę, że już po wszystkim. Drużyna Hao zapewne
zastanawiała się, dokąd teleportował się ich mistrz. Nagle odezwał się Opacho:
- Mistrzu Hao…? – zapytał malec, a w jego oczkach pojawiły się
łezki. Natychmiast podbiegły do niego Kana oraz Mari i zaczęły go pocieszać.
Kto by pomyślał, że uczniowie ognistego szamana mają uczucia?
W końcu
atmosferę napięcia przerwała Anna:
- A wy, co się tak gapicie jak sroka na kość?! Zajmijcie się
jedzeniem, chyba po to tu przyszliście, nie?!
Goście
restauracji od razu posłuchali (Kto by nie posłuchał Kyoyamy?). Ren i Horo
natomiast jakoś tak dziwnie skulili się na siedzeniach, że znad stołu było
widać tylko kępkę niebieskich włosów i „szczyt” fioletowego czuba.
- A wy nie myślcie, że się Wam upiecze! – wrzasnęła blondynka,
co poskutkowało wyprostowaniem się na krzesłach wyżej wspomnianej dwójki. – Ode
mnie dostajecie 20 okrążeń wokół Patch, pół godziny siedzącego psa i sto
pompek.
Ren i Horo
spojrzeli na siebie zdziwieni. Cięższą karę dostali kiedyś za niedokładne
umycie naczyń!
- Ale, żebyście nie myśleli, że na tym się skończy,
przypominam, że osobami, do których należy ukaranie was, są Jun i Pilika –
dodała Anna, a uśmiech szybko spełzł z twarzyczek szamanów.
Spojrzeli
niepewnie na swoje siostry. Obie wyglądały jak wielkie chmury burzowe (w sensie,
że wściekłe i „trzaskające piorunami”, a nie, że mokre i takie tam ;P) Jedyne,
co im pozostało, to przełknąć głośno ślinę i zacząć pisać testament.
No i to tyle na dziś :) Mam nadzieję, że się podobało. Zwłaszcza, że to dotychczas mój najdłuższy rozdział :D
Ach, prawie bym zapomniała! Znalazłam ostatnio pewien gif :) Sądzę, że pamiętacie tą scenę:
Szybkie tempo!
Szybkie tempo!
Szybkie tempo! Dobra, skończyłem. |
Bye!
:*
Po pierwsze. Chcieli pozbawić Hao jego włosów Tych Jego PIĘKNYCH włosów ?! To jest niedopuszczalne.
OdpowiedzUsuńPO drugie. Kto? Kto o zdrowych zmysłach ( No dobra Choco nie jest o zdrowych zmysłach) Podchodził by do Hao z nożyczkami? Ten gif niesamowity XD Szybko napisałaś nowy rozdział. Czytało się ga bardzo ciekawi. Choco przeżył starcie ze starszym Asakurą.
Dzięki :) Miło się czyta Twoje komentarze :D
OdpowiedzUsuńLUBIĘ ZIEMNIAKI
OdpowiedzUsuńYohao: A ja preferuję ich przeróbkę - FRYTKI ♥♥
UsuńYoh: Ty możesz jeść fast foody, a ja nie??? Ja chcę cheeseburgera!
Yohao: Biedactwo... *przytula*
Yoh: Life is brutal.. T.T
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam czasu wcześniej.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, Choco, Ren i Horo powinni mieć dość rozumu, żeby nie robić tego typu żartów, zwłaszcza, kiedy robi się je osobie, która jednym pstryknięciem może ich zabić. Teraz przynajmniej mają nauczkę...dobrze im tak, niech mają za swoją bezmyślność.
Kurczak...nie mogę się doczekać, kiedy bliźniacy się pogodzą :D Przecież to widać, jak oni tego pragną. A może to tylko moja wyobraźnia? Mniejsza z tym. XD
Pozdrawiam i czekam na next^^
Cieszę się, że Ci się podoba :) Ostatnio mam w planach publikowanie co 2-3 dni, ale jeszcze nie jestem pewna czy się wyrobię :)
UsuńPozdrawiam :*
Ok, gratuluje post. :D
OdpowiedzUsuńDla ciebie http://kacha111.deviantart.com/art/Lion-Hao-327356343
OdpowiedzUsuń( nie mam talentu ale chyba przypomina trochę Hao XD)
Super!! Bardzo Ci dziękuję!! :D Jest świetny!
UsuńOpublikuję go w następnej notce :)
Dzięki :) A jak by co nie będzie mnie od tego poniedziałku do piątku ( 17.09-21.09) Jadę na wyjazd integracyjny więc nie będę mogła komętować bloga T-T
UsuńDzięki za informację :) Obawiam się, że będziesz miała ze dwa (mam nadzieję) rozdziały do nadrobienia. :D
Usuń