Bonjour!
A właściwie to bonsoir!
Taak.. Nie patrzcie lepiej na godzinę... Od 4 minut mamy już czwartek? Ale to zleciało...
Nieważne... Nie chce mi się zbyt wiele pisać... Może później, na dole.
Rozdział dedykuję Kasumi i Spokoyoh, gdyż... Dobra, lepiej będzie jak dowiecie się na końcu ;)
Zapraszam i polecam czytać dosyć powoli, aby dobrze wczuć się w nastrój.
6. Walki ciąg dalszy, czyli brak pomysłu na efektowny tytuł
Wszyscy
widzowie utkwili swoje spojrzenia w bliźniakach. Część zastanawiała się
zapewne, jak to możliwe, że mimo iż minęła już minuta od rozpoczęcia walki,
Asakurowie nadal nie wykonali żadnego ataku. Stali tylko naprzeciwko siebie i
patrzyli sobie w oczy. Nagle obaj, jak na zawołanie, podnieśli miecze przed
siebie. Było jasne, że zaraz rozpocznie się prawdziwe starcie.
I wtedy, jakby znikąd na arenie
pojawiła się gęsta, biała mgła, która zasłoniła dwójkę szamanów. Nikt nie
wiedział co to, ani skąd się wzięło. Dużo osób obstawiało, że jest to jakaś
sztuczka Hao. Jednak siedzący na trybunach uczniowie długowłosego, wydawali się
być równie zaskoczeni co reszta.
Niezależnie od pochodzenia
tajemniczego zjawiska, jedno pozostało pewne – dzięki tym oparom, nikt poza
bliźniakami nie zobaczy tej walki.
♥♥♥
Byli chyba jedynymi osobami, które nie zdawały sobie sprawy z obecności mgły. Ich uwaga skupiona była tylko i
wyłącznie na przeciwniku.
Yoh wpatrywał się w swojego
bliźniaka, Twarz ognistego szamana nie wyrażała żadnych uczuć. Ale oczy… Nie
było w nich wściekłości ani nienawiści. Może nawet gdzieś, głęboko dałoby się
dostrzec ten cień uśmiechu, który od tak długiego już czasu nie dawał
właścicielowi pomarańczowych słuchawek spokoju.
W końcu Yoh nie wytrzymał. Zbyt
długo tłamsił w sobie to uczucie. Poczuł łzy spływające mu po policzkach.
Spuścił wzrok. W tym samym momencie zamachnął się prawą ręką i… wyrzucił miecz.
Broń przeleciała kawałek, po czym upadła na piasek kilka metrów dalej. Zaskoczony
Hao, jak zahipnotyzowany wpatrywał się w swojego bliźniaka, który cicho
szepnął:
-
Nie… Nie potrafię… Nie mogę… Nie
skrzywdzę własnego brata…
Coś w nim pękło. Stał z opuszczoną
głową, bezbronny, a z jego oczu na piasek skapywały łzy. Nagle poczuł coś
ciepłego przy swojej szyi. Z lekkim strachem spojrzał na płonące ostrze
wycelowane prosto w jego gardło. Powoli przeniósł wzrok na brata. Hao stał
teraz niecałe dwa merty od niego. Jednak… Na jego twarzy malowało się
wzruszenie. Długowłosy… uśmiechał się lekko. Puścił rękojeść ognistego miecza,
a ten rozpłynął się w powietrzu.
- Yoh… - wyszeptał
Hao. – Braciszku…
Chciał podejść bliżej do bliźniaka,
lecz coś go powstrzymało. Tuż przed nim pojawiła się złota klatka o wielkości
mniej więcej 1,2m x 1,2m x 1,2m. Wewnątrz pułapki znalazł się zaskoczony Yoh.
Jednak jeśli to słuchawkowego mielibyśmy nazwać zaskoczonym, trudno byłoby
powiedzieć, jak czuł się długowłosy. Na pewno był zdezorientowany. Rozejrzał
się. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że znaleźli się w czymś w rodzaju
powietrznej kopuły, zewsząd otoczonej jakąś dziwną, gęstą mgłą. Ale to nie był
czas na zastanawianie się nad nietypowymi zjawiskami pogodowymi. Trzeba było
uwolnić Yoh.
Starszy Asakura chciał przywołać
wielkiego ducha ognia, jednak nie udało mu się to. Znajdujące się nad nim białe
opary uniemożliwiły wzrost SoF (Spirit of Fire dla niewtajemniczonych) do
tak dużego rozmiaru. Spróbował z mieczem. Na szczęście dziwny gaz nie
przeszkodził w utworzeniu płonącego ostrza. Hao zamachnął się i wyprowadził
potężne cięcie w jeden z prętów. Zaraz potem odskoczył jak poparzony. Przy
zderzeniu z klatką poczuł w całym ciele coś podobnego do kopnięcia prądem.
-
Ta klatka jest zrobiona z foryoku! To dzieło jakiegoś szamana! – zawołał do
Yoh, który bezskutecznie próbował atakować od wewnątrz (nie zapominajmy, że nie
ma przy sobie miecza).
Wtedy długowłosy coś wyczuł. Pole
siły. Odwrócił się akurat, by zobaczyć kilkoro znajomych sylwetek
wyłaniających się z mgły. Minęło jeszcze kilka sekund i tak oto kilka metrów
przed ognistym szamanem ustawili się X-laws w pełnym składzie.
-
Co tam? Podoba się nasza scenografia? – zaśmiał się Marco. – A klatka? Prawda,
że to cudo? To dzieło naszej Jeanne.
Źrenice Hao zwężyły się niebezpiecznie.
W każdej chwili można było spodziewać się wybuchu płomieni, więc blondyn szybko
dodał:
-
Jeśli nas zabijesz, zniszczysz też klatkę. Łącznie z jej zawartością.
Długowłosy natychmiast się uspokoił.
Zgromił się w duchu za taki napad wściekłości. Spojrzał na Yoh, który siedział
w klatce trzymając rękami pręty. Nie wyglądał jakby się bał, raczej jakby cała
ta sytuacja potwornie go nudziła. Hao ponownie zaczął robić sobie wyrzuty. „To
ty zawsze byłeś ten opanowany. Co się z tobą dzieje? Uspokój się i myśl
logicznie.”
Tymczasem X-laws stali obok i z
wyczekiwaniem wpatrywali się w starszego z Asakurów.
-
Wypuśćcie go – rozkazał Hao.
-
Nie – odparł Marco z wrednym uśmieszkiem. – On jest nam potrzebny… Mamy… wielkie
plany…
-
Co chcecie mu zrobić?! – poczuł, że głos zaczyna mu się łamać.
-
Potrzebny nam ktoś… kto poświęci się w imię większego dobra…
Po tych słowach, grupka fanatyków
odwróciła się i zaczęła kierować z powrotem w kierunku mgły. Klatka uniosła się
nieco w powietrze i popłynęła w ich stronę.
-
Stójcie! Czekajcie! – krzyknął Hao.
Stanęli. Blondyn odwrócił głowę.
-
Tak?
-
Zrobię wszystko… Błagam… Weźcie mnie zamiast niego…
-
Nie, Hao! Oni tylko na to czekają! – zawołał Yoh, jednak nikt go nie słuchał.
Marco uśmiechnął się jeszcze
szerzej. Rzucił krótkie spojrzenie na młodszego z braci, a następnie pstryknął
palcami. Złota pułapka zniknęła, a słuchawkowy upadł na piasek. W tym samym
momencie identyczna klatka pojawiła się więżąc w sobie Hao.
-
Skoro tak ładnie prosisz… - powiedział okularnik, po czym część grupki w
białych mundurach wybuchnęła fanatycznym śmiechem.
Spojrzeli jeszcze raz na Yoh, po
czym teleportowali się gdzieś razem z ognistym szamanem. Szatyn został sam.
-
Nie… Braciszku, czemu to zrobiłeś? – zapytał, jednak nikt nie mógł udzielić mu
odpowiedzi.
Upadł na kolana i wbił wzrok w
ziemię. Po chwili na piasek przed nim spadło kilka słonych kropel…
♥♥♥
Atmosfera na trybunach bardzo się
zagęściła. Członkowie rady co chwilę przepychali się przez tłum. Kilku
odleciało gdzieś za pomocą swoich duchów, aby moment później pojawić się
spowrotem wśród widzów. Nikt nie miał jednak pojęcia co się dzieje.
Nagle uwagę wszystkich przybiło
przybycie małej grupki szamanów. Na widowni pojawili się Ryu, Faust, Luchist i
Silva. Wyglądali na jeszcze bardziej zdezorientowanych od reszty. Byli jednak
żywym dowodem na to, że wdychanie dziwnych oparów nie jest śmiertelne… Do
sędziego natychmiast podbiegli członkowie rady. Brunet nie potrafił niestety
odpowiedzieć na ich pytania. Nie miał pojęcia skąd pochodzi mgła, ani czy jest
dziełem Hao. Nie mógł też nic powiedzieć na temat walki Asakurów.
-
Próbowałem się do nich dostać, ale w tej mgle zupełnie traci się orientację…
Szukając ich przypadkiem natrafiłem na pozostałych członków drużyn. Uznałem, że
najlepiej będzie ich tu sprowadzić.
-
Co się dzieje? Gdzie jest Yoh? – usłyszeli głos za swoimi plecami.
-
Przykro mi Anno, ale nie możemy nic powiedzieć. Prawdopodobnie nadal jest na
arenie razem z Hao.
- …?
Przecież on go zabije! – zawołał Manta, a sędziowie dopiero teraz zdali sobię
sprawę z jego obecności. Ale jak im się tu dziwić? On taki mały, a tu taki tłum…
Ich rozmowę przerwał nagle głos
kogoś z widowni.
-
Patrzcie! – krzyknął szaman z nieco zniekształconym afro, członek dawnej „Drużyny
Imprezowiczów” (tak sobie o nich przypomniałam :D). Wskazywał palcem na ekran,
na którym wyświetlił się napis:
Walka:
Asakura Yoh vs Asakura Hao
REMIS
- Remis??
-
Ale.. to oznacza…
-
Czy oni…?
-
A on…?
Tak wiele pytani łączyło się z tym
jednym słowem. Remis. Tak wiele znaków zapytania i żadnej odpowiedzi. Chwilowo
uwaga szamanów odsunęła się od tajemniczek mgły, która zaczęła się powoli rozrzedzać
ukazując niepozorną postać na środku areny.
-
Anno! Spójrz! – zawołał Horo.
-
To Yoh! – krzyknął Ren wskazując na wyróżniającą się ciemną sylwetkę.
-
To równie dobrze może być Hao… Tylko, że nie ma peleryny…
-
W takim razie gdzie jest Hao?
Jednak odpowiedź na ostatnie pytanie
nie obchodziła przyjaciół słuchawkowego szamana. Biegli już w kierunku młodego
Asakury, szczęśliwi z takiego biegu wydarzeń. Chłopak zdązył już wstać i szybko
otrzeć łzy. Nie chciał na razie o niczym mówić towarzyszom.
Anna dopadła go jako pierwsza. Nie
przejmując się innymi, mocno wyściskała narzeczonego, mówiąc:
-
Udało wam się! Udało!
Szatyn nie pozostawał jej dłużny.
Przytulił ją mocno i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Po krótkim „Ooo…”
ze strony przyjaciół, wypuścił ją i pozwolił Ryu na „jeden wielki zbiorowy uścisk”.
Pod maską uśmiechu zręcznie ukrywał
tragedię, która wydarzyła się właśnie w jego sercu.
I tyle na dziś. Nie wiem czy się podoba... Miało wyjść nieco inaczej... Ale trudno. To co chciałam to napisałam.
Teraz pora na wyjaśnienia. Rozdział zadedykowałam dziewczynom, ponieważ obie w swoich komentarzach wyrażają zawsze wielką chęć zobaczenia pogodzonych bliźniaków :) Nie wiem czy rozdział spełnił Wasze oczekiwania....
I jeszcze jedno. Jako że miałam teraz sporo wolnego czasu, znalazłam mnóstwo stronek z obrazkami z SK. Postanowiłam, że po każdej notce będę publikować po ok 5 obrazków. Tak więc jeżeli macie jakieś życzenia, piszcie śmiało! Postaram się je spełnić.
A teraz tylko jeden obrazek, w którym się wręcz zakochałam!
Czy Haoś nie wygląda tu słodko? *.* Nie jest to co prawda taka klatka jak w opowiadaniu, tamta ma bardziej przypominać tą, w której zamknięci byli nasi szamani w odcinku "Gniew Bablionu". Tylko że wersja XS.
W porządku, kończę już bo nawet mój kot już śpi...
Buziaki :*
Bonne nuit!
Taak!! pogodzeni bliźniacy!!:D i niee... znowu ci psychole...== tyle jeśli chodzi o krótkie podsumowanie;P o głupocie X-laws mogłabym długo rozprawiać, ale szkoda mojego czasu na tą bandę debili, więc przejdę do bliźniaków^^
OdpowiedzUsuńno ba, pewno, że nie mógłby skrzywdzić brata...*-* to był taki śliczny moment...*-* nie daruję tym białym jełopom, że przez nich nie przeczytałam, jak Haoś przytula braciszka>< normalnie nie daruję>< niech tylko czekają, na moim czerwonym blogu sobie na nich odbiję...>)
co oni chcą zrobić z Hao? niech tylko choć jeden śliczny włosek spadnie z jego ślicznej główki, to gorzko tego pożałują... Yoh nie powinien teraz milczeć, niech natychmiast opowie, co się stało, i zorganizuje jakąś akcję ratunkową czy coś... a potem razem będą myśleć nad karą dla winnych><
remis^^ wiedziałam;D choć wolałabym nieco inne okoliczności tego remisu...
nom takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam... zaskoczyłaś mnie;) ale prosiłabym już bez większych zaskoczeń uratować Haosia, dobrze?;P
obrazek słodki^^ ja oczywiście życzyłabym sobie jak najwięcej obrazków z bliźniakami razem^o^ a co to masz za stronki, jeśli można wiedzieć? może ja też tam sobie poszperam^^
rozdział się podobał^^ buziaczki i czekam na next:)
aha, jeszcze jeden drobiazg... "narzeczony" piszemy przez "rz";P
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać Tw komentarze :)
UsuńSama byłam wściekła, że nie mogłam kontynuować pisania tej słodkiej chwili z bliźniakami... Ale nie martw się, już wkrótce będzie ich o wieeele więcej :)
Już wybrałam kilka obrazków które mogą Ci się spodobać. Szczerze mówiąc, sama dziwię się że je znalazłam, bo trafiłam na japońskie stronki... A z ich pisma, póki co niezbyt dużo rozumiem... (Równie dobrze mogłabym czytać hieroglify xD). Adresów niestety nie mam. Jak kiedyś znowu trafię, to Ci prześlę :)
A co do narzeczonego... Sama dziwię się tym błędem (zwłaszcza że Word zwykle mi je poprawia) ^.^
Kochane.. ;> Hao dobry dbajacy o brata "bezcenne" !
OdpowiedzUsuńO! i dzieki za powiadomienie :**
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy :)
UsuńProsiłabym też o powiadamianie mnie o nowych notkach. Tu, w komentarzach lub (najlepiej) przez gg: 34736945
Bardzo fajne opowiadanie...
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy i bardzo lekko się go czytało.
I mam pytanie czy nie miało być 5 obrazków.
Dobra nie będę robić dziury w całym.
Powiadamianiem się nie przejmuj, bo dodałem twój blog do obserwowanych.
Jeśli masz ochotę poczytać opowiadanie SK zapraszam do mnie.
http://swiat-miedzy-swiatami.blogspot.com/
Ukazał się tam na razie prolog, ale wszystko się rozkręci.
Super :) Na pewno odwiedzę :)
UsuńCo do obrazków.. To od następnej notki, teraz tylko ten jeden ^.^
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedzenie bloga :*
Bardzo dziękuję za dedykację *.* To było cudowne, przecież serduszko Yoh nie jest zdolne do skrzywdzenia własnego brata.
OdpowiedzUsuńNiech tylko X-laws zrobią coś Hao, to pożałują, że się urodzili:/ W ogóle po co oni tam przyszli?! Nie mogli siedzieć w swych zatęchłych norach i nie wychodzić?! No, zdenerwowałam się -.-
Jednak jestem pewna, że Yoh uratuje brata, a przyjaciele mu w tym pomogą.:)
Mimo tych białych szkodników, rozdział był cudowny Czekam na next.
Ps. Ja mogę nie dać rady komentować regularnie notek, gdyż obecnie nie mam normalnego internetu i korzystam ze szkolnego(a nie codziennie mogę). Mam nadzieję, że się nie gniewasz.^^
Pozdrawiam :)
W porządku :) Mam nadzieję, że szybko odzyskasz normalny internet i opublikujesz notkę na swoim blogu :)
UsuńJa właśnie zabieram się do pisania, więc za moment ukaże się kolejny rozdzialik :D
Pozdrawiam :*