Przepraszam! I'm sorry! Pardon! Gomen'nasai! Et cetera, et cetera...
Ogólnie rzecz biorąc wielkie PRZEPRASZAM za zwłokę i... za coś jeszcze...
Po pierwsze, gomen za dosyć późne publikowanie notki (mam nadzieję, że zrekompensuje Wam nieco długość <5 stron Worda^^>). Ale w tym wypadku winę mogę zrzucić na szkołę - nadrabianie zaległych sprawdzianów, kartkówek.... i na pana Stefana Żeromskiego, który ponad 100 lat temu wydał pewną książkę o tytule "Syzyfowe Prace"... -.- Dla mnie syzyfową pracą jest czytanie tejże lektury... Life is so brutal, jak to mówią T.T
Po drugie... Za treść tejże notki... Stanowczo za mało w niej bliźniaków! Ale niestety to konieczne... Obawiam się, że jak dobrze pójdzie, to 1/5 wszystkiego będzie o Asakurach... T.T GOMEN!!
Ale tak poza tym, to jestem całkiem z tej notki zadowolona :) Dedykuję ją mojej najlepszej przyjaciółce, Monice, którą zaraziłam pasją do Shaman King i która jest ogromną fanką Rena. Dziękuję Ci za przecudowne obrazki, na które mogę się patrzeć godzinami *.* Od pewnego czasu namawiam ją do założenia konta na DevianArt. :)
Obiecane obrazki z Yoh, tradycyjnie pod notką (+ coś extra xD)
Zapraszam na rozdzialik (Mam nadzieję Moniko, że jest w nim wystarczająco dużo Rena ^.^)
10. Poszukiwany
Promienie porannego słońca oświetliły… niezbyt
przyjemny widok. Szamani po imprezie padli zmęczeni do łóżek. Niektórzy to
nawet i tam nie dotarli. A skoro sił brakło im na wczołganie się pod kołderkę,
nie było już mowy o jakimkolwiek sprzątaniu…
Ryu,
który obudził się pierwszy zastał, delikatnie mówiąc, ogromne pobojowisko.
Okruszki z chipsów (szczypiorkowych, bo bekonowymi dostatecznie dobrze zajął
się Silva xD) leżały dosłownie wszędzie. Pod stolikiem walały się papierowe
kubki i kilka butelek po Piccolo^^. Nawet lampa „przyozdobiona” została czymś,
co można by nazwać „Niezidentyfikowanym obiektem wiszącym”. W rogu salonu znajdowały się resztki słynnego bananowego ciasta. Pod kanapą
również ukryli się intruzi w postaci papierków po cukierkach i skórek z
mandarynek ^.^. Szczęka szamana opadła do samej ziemi (zapewne wpadłaby do
piwnicy, gdyby domki w Patch były w takowe podziemia wyposażone). Co prawda
zdawał sobie sprawę, że ostatni goście wyszli koło trzeciej nad ranem i, że
raczej nie zostawili po sobie zbytniego porządku… Wiedział, że będzie czekać
ich trochę sprzątania… Ale nie aż TYLE! Jeśli Anna to zobaczy…
Wrócił
do sypialni. Jego przyjaciele tworzyli dość malowniczy obrazek. Na łóżku leżał
Ren, traktując Mantę niczym poduszkę. Na nim ułożył się Horo, a szczytem owej „ludzkiej
kanapki” został Choco. Ryu uśmiechnął się. Sam zasnął oparty o tę gromadkę w
pozycji pół-siedzącej. Jednak teraz nie miał czasu do stracenia i zabrał się do
budzenia zaspanych towarzyszy. Muszą choć trochę ogarnąć mieszkanie zanim
obudzi się Anna. Z początku jego próby spełzły na niczym, gdyż śpiący koledzy nie
mieli zamiaru współpracować. Dopiero informacja o koszmarnym bałaganie
postawiła ich na nogi. Akcja „Sprzątanie” ruszyła pełną parą. Horo zmagał się z
kapryśnym odkurzaczem, który ani myślał pochłaniać szczypiorkowych okruszków.
[Ren: Widzisz? Nawet on ich nie lubi. Mądre urządzonko *pieszczotliwie
poklepuje obudowę*.] Choco najpierw dorwał się do mokrej szmatki, lecz
fioletowowłosy uznał, że nie byłoby to najmądrzejszym rozwiązaniem. W końcu
chcieli posprzątać, a nie stworzyć jeszcze większy bałagan. Komik dostał, więc
zadanie wyniesienia śmieci. Na jego nieszczęście, worek pękł dokładnie nad
świeżo odkurzoną podłogą. Po krótkiej kłótni niebieskowłosego i Amerykanina oraz
włączeniu się do dyskusji guan-dao, Ryu zaproponował małą zmianę planów. Cała
drużyna „The Ren” zajęła się ponownym czyszczeniem podłogi, Manta objął funkcję
odkurzającego, a sam wysoki brunet udał się do kuchni, by przygotować dla
dziewcząt wystawne śniadanie. Dołączył do nich również Faust, który po
przyjęciu jako jedyny zdołał dotrzeć do pustego łóżka w innym pomieszczeniu, a
teraz obudzony został łoskotem spadających butelek. Razem z Elizą postanowił
pomóc w nakrywaniu do stołu.
Pół
godziny później… nie można powiedzieć by dom lśnił czystością… Ale przynajmniej
nie przypominał pola bitwy zaatakowanego przez wojsko olbrzymów, tornado i
inwazję Marsjan. Na stole przygotowane było smaczne jedzonko. Chłopcy siedzieli
już gotowi, gdy do pokoju weszła znana nam blondynka w towarzystwie Jun, Piriki
i Tamao.
Na
pewno była mile zaskoczona widokiem cieplutkich tostów, jajecznicy ze
szczypiorkiem (co ja mam z tym zielskiem? *pyta przygryzając kanapkę z
pomidorem i szczypiorkiem*) i innych, najróżniejszych śniadaniowych przysmaków.
Usiadła obok Rena i skinęła zadowolona głową. Dla chłopaków ten niewielki ruch
był niemalże nowym powodem do świętowania, gdyż oznaczał on „Będziecie żyć”.
Kiedy cała gromadka zajęła miejsca przy stole, jedno puste krzesło przyciągnęło
uwagę szamanów.
- Zaraz! A gdzie jest Yoh? – zapytał Horo.
Przyjaciele
dopiero teraz zdali sobie sprawę z nieobecności szatyna. Ale ich wolne myślenie
możemy chyba wytłumaczyć zmęczeniem po imprezie i obawą przed Anną :)
- To nie było go z wami? – spytała nieśmiało Tamao.
Kilka osób zwróciło głowy w jej stronę, co jeszcze bardziej speszyło różowowłosą.
Choco
zabierał się właśnie do wielkiego gryza swojej ulubionej kanapki z dżemem morelowym,
gdy czyjaś ręka wytrąciła ją z jego dłoni. Kyoyama ze wzrokiem niezwiastującym
nic dobrego wpatrywała się gdzieś przed siebie.
- Znajdźcie go. Dowie się, jakie są konsekwencje
wylegiwania się do późna – rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Szamani
tęsknie spojrzeli na leżące na stole frykasy i wyszli z pomieszczenia, aby
znaleźć Yoh. Byli nieco zdziwieni nieobecnością przyjaciela na śniadaniu.
Zwłaszcza, że szatyn nieczęsto ryzykował zachowania, które wzbudziłyby gniew
Anny. A długie spanie lub wymiganie się od sprzątania na pewno do takowych
zachowań należało.
Chłopcy
przetrząsnęli cały dom, jednak ku ich zdumieniu, nigdzie nie mogli znaleźć
Asakury. Sprawdzili nawet na dachu, a Horo inteligentnie^^ zajrzał do zmywarki
[Ren: To tutaj jest zmywarka??] Jak widzisz, jest. [Ale nie było…] A jaki jest pierwszy
punkt regulaminu? [Yyy.. *czyta* „…Yohao ma zawsze rację”] No właśnie ^.^.
Niepewni, co robić dalej, wrócili do jadalni.
- Nigdzie nie ma mistrza Yoh – oznajmił smutno Ryu.
- Jak to nie ma? – spytała zaskoczona Jun.
- Szukaliśmy wszędzie… - powiedział Manta.
- W takim razie poszukamy w wiosce. Gdzieś musi
być! Nikt nie zje śniadania, dopóki go nie znajdziemy! – rozkazała Anna.
Tak,
więc pomimo głośnych sprzeciwów ze strony niezadowolonych żołądków wszyscy
mieszkańcy małego domku wywlekli się na zewnątrz. Planowali już, jak odpłacą
się uciekinierowi (oczywiście zanim dorwie go Anna).
- Spotykamy się tutaj za godzinę. Manta i Ryu pójdą
w kierunku sklepu, Choco i Horo na stadion, Ren z Faustem i Elizą na tą
niewielką polankę, Jun i Pirika do restauracji Karima, a Tamao ze mną na
pustynię – ogłosiła Anna, po czym szamani posłusznie udali się w wyznaczonym
dla nich kierunku.
♥♥♥
- Oaaa… - ziewnął Hao i leniwie otworzył ślepka.
Poczuł przyjemne ciepełko na prawym ramieniu. Braciszek nadal smacznie spał,
traktując rękę ognistego szamana niczym przytulankę. Ale długowłosemu wcale to
nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Widok uśmiechniętej twarzyczki bliźniaka
skutecznie poprawił mu humor. Jednak tylko na chwilę. Zaraz potem pojawiły się
wyrzuty sumienia. Co z tego, że on, Hao, jest szczęśliwy, kiedy Yoh na pewno
tęskni za swoimi przyjaciółmi? Zresztą… czy szczęściem można nazwać uwięzienie
przez X-laws i wykonywanie ich poleceń bez najmniejszego sprzeciwu?
I pomyśleć, że jeszcze
dwadzieścia cztery godziny temu przygotowywał się do walki… Pytanie, czy umiałby
skrzywdzić brata, nawet gdyby ten nic wtedy nie powiedział? Nie znał
odpowiedzi. Tylko co do jednego mógł mieć absolutną pewność. Nie ma zamiaru dłużej być
więźniem. Znajdzie jakiś sposób na ucieczkę. Zrobi wszystko, co w jego mocy.
Dla Yoh.
- Obiecuję ci to braciszku.
♥♥♥
- I jak? – spytała z nadzieją Tamao, która razem z
Anną, jako pierwsza pojawiła się na miejscu zbiórki.
- Nic… Pytałyśmy Karima i Silvę, jednak oni go nie
widzieli… - odpowiedziała smutno Pirika. Już od dawna nie żywiła do Yoh urazy
za pokonanie jej brata i teraz martwiła się o przyjaciela równie mocno, co
reszta. – Może chłopakom się udało?
Jak
na zawołanie, zza rogu wyszli Manta, Ryu, Ren oraz Faust z Elizą. Jednak po ich
postawach można było łatwo wywnioskować, że poszukiwania nie zakończyły się
sukcesem. Gdy podeszli bliżej, pokręcili tylko głową do dziewcząt i usiedli na
ganku.
- Jeśli Choco i Horo go nie znajdą, to już naprawdę
nie mam pojęcia gdzie może być – odezwał się Manta po chwili milczenia. Był
naprawdę załamany. Yoh był jego pierwszym prawdziwym przyjacielem… Tyle razem
przeszli… A Asakura nigdy nie znikał, ot tak…
- Nie martw się mój mały kolego – powiedział do
niego Ryu. – Mistrz Yoh na pewno do nas wróci.
Oyamada
zasępił się. Chciał wierzyć w słowa bruneta, lecz coś mówiło mu, że nie odnajdą
Asakury tak łatwo. I że nic nie będzie już tak jak kiedyś…
Jego
ponure przemyślenia przerwało pojawienie się na ulicy niecodziennego widoku.
Wzdłuż drogi szedł sobie mały kolega Hao, Opacho. Murzynek był jednak sam i
wcale nie wyglądał na szczęśliwego. Właściwie, to wydawało się, że mógłby się w
każdej chwili rozpłakać. Rozglądał się niepewnie na boki. Gdy zobaczył naszą
gromadkę, zawahał się na moment. W końcu jednak musiał powziąć jakąś decyzję,
gdyż ruszył w kierunku siedzących przed domkiem szamanów. Z każdym krokiem
stawał się coraz bardziej nerwowy i, gdy stanął przed Renem, nie potrafił
wykrztusić ani słowa. Do chłopczyka podeszły Tamao i Anna.
- Cz-czy… - wyjąkał malec. – Czy nie w-widziałyście
mo-może… m-mistrza Hao? – dokończył drżącym głosikiem. Z oczu spłynęła mu
łezka.
Dziewczęta
zdziwiły się. Czyżby Hao również zniknął?
- Przykro mi… Niestety nie… - odpowiedziała
blondynka. Mimo, że Opacho należał do „Drużyny Gwiazdy”, nie uważała go za złą
osobę. A już na pewno nie nazwałaby złym, tego stojącego przed nią dziecka, które tak martwiło się
o swojego mistrza.
Wargi
murzynka zaczęły drżeć. Nie potrafił powstrzymać płaczu. Spojrzał jeszcze raz
na Annę i Tamao, a jego wzrok był tak okropnie smutny… Jun podeszła do niego i
przytuliła malca. Chłopczyk nawet nie protestował. Przez chwilkę łkał cicho w
jej ramionach, jednak zaraz potem odsunął się i pobiegł dalej wzdłuż ulicy.
Zielonowłosa chciała za nim pobiec, lecz Opacho zamienił się w owieczkę i
szybko zniknął jej z oczu.
- Biedne dziecko… - powiedział cicho Ryu.
- Pamiętajmy, że to poplecznik Hao – ostrzegł go
Ren.
- Ja myślę, że on sam nie zdaje sobie jeszcze sprawy,
co jest dobre, a co złe – odparła nieco obrażona na brata Jun.
Wkrótce
potem do czekającej gromadki dołączył Choco, ciągnący za sobą Horo Horo, zbyt
osłabionego brakiem śniadania, by iść o własnych siłach.
- My nic, a wy? – zapytał krótko komik.
- Też nie – odparł Faust.
- Proponuję wejść do środka i zastanowić się nad
tym wszystkim przy jedzeniu – stwierdził Ren. – Inaczej kolejne ofiary mogą
paść z głodu – dodał wskazując na szamana z północy.
- Niech będzie – zgodziła się z nim Anna i cała
grupa weszła z powrotem do domu.
Kiedy
już wszyscy siedzieli przy stole i przygotowywali sobie jedzonko, Jun
zdecydowała się spytać:
- Czy wczoraj zauważyliście coś dziwnego w
zachowaniu Yoh?
Zamyślili
się. Każdy przypominał sobie wczorajszy dzień oraz to, co wydarzyło się po
walce. Nikt jednak nie odważył się powiedzieć tego, o czym wszyscy myśleli. W
końcu Manta westchnął:
- No dobra. Wszyscy wiemy, że Yoh po walce nie
zachowywał się tak jak zwykle… Nie jestem pewien, ale coś go chyba gryzło… Nie
bawił się dobrze na przyjęciu.
Reszta
niechętnie przyznała mu rację. Jak mogli ignorować nietypowe zachowanie
przyjaciela? Czemu nie spytali, co się dzieje…?
- Ryu, z tego, co mi się wydaje, to Yoh tylko tobie
opowiedział o walce? – chciał upewnić się Ren. Ku jego zdumieniu, brunet
speszył się i wbił wzrok w swój talerz, na którym leżały resztki jajecznicy.
- Właściwie… - zaczął. – To mistrz niczego mi nie
mówił…
- Co?! – wyrwało się kilku przyjaciołom.
- To znaczy… że to, co wszystkim opowiadałeś… To
była bujda? – zaczął się denerwować fioletowowłosy.
- Noo… Myślę, że nie… W końcu jak mogła wyglądać
walka? Jestem pewien, że nie mijam się zbytnio z prawdą…
- Trzymajcie mnie, bo chyba go zaraz uduszę! –
krzyknął Chińczyk. Czub na jego głowie zaczął niebezpiecznie drgać. W ostatniej
chwili braciszka powstrzymała Jun.
- Przepraszam was wszystkich… - powiedział cicho
Ryu.
- Spoko – odparł Horo. – Wiecie, co… Trochę głupio
mi się do tego przyznać, ale… Yoh chciał mi wczoraj powiedzieć coś ważnego… A
ja mu powiedziałem, że nie mam czasu…
- Ja też miałem podobną sytuację… - przyznał Choco.
Powoli
każdy zaczął potakiwać, szemrając coś na temat ignorowania Asakury. Wszyscy
zaczęli robić sobie wyrzuty. W końcu ten potok samooskarżeń przerwały słowa
milczącej dotąd Anny.
- Starczy. Wiemy, że popełniliśmy błąd – widząc zdziwione
spojrzenia przyjaciół, dodała – Tak, ja też. Ale nie możemy wiecznie tego
rozpamiętywać. Było-minęło. Zastanówmy się lepiej, czym mógł się martwić Yoh.
Szamani
ponownie się zamyślili. Niektórzy przypominali sobie słowa szatyna, inni
szukali wskazówek w jego postępowaniu. Pierwszy odezwał się Horo Horo.
- A może to Hao coś mu zrobił? Mógł być wściekły po
remisie i zażądać rewanżu… A wtedy…
Wolał
nawet nie kończyć zdania. Przecież niedawno na własne oczy mogli zobaczyć
wściekłego Hao. A wtedy chodziło tylko o włosy…
Manta
spojrzał na Annę. W jej oczach pojawiły się łzy, które blondynka usilnie
próbowała ukryć. Na ten widok, chłopak nie wytrzymał.
- Nie! Musi być jakieś inne wytłumaczenie! Ja
wierzę, że Yoh żyje. I wróci – zaskoczony własną śmiałością i odruchowym
stanięciem na krześle (trzeba zrobić wrażenie xD), speszył się nieco i dodał
nieco ciszej. – Poszukajmy jeszcze raz…
Ku
swojemu zdumieniu, zobaczył, że Anna wstała od stołu i podeszła do niego. Sam,
na wszelki wypadek zeskoczył z krzesła. Popatrzył na przyjaciółkę. Ona również
na niego spojrzała, a po chwili przyklękła i przytuliła go. Po jej policzkach
spłynęły łzy. Nie potrafiła już dłużej udawać obojętności.
- Dziękuję ci Manta… Dziękuję.
♥♥♥
Hao
był nieco zdziwiony, że od wyjścia ostatniego strażnika godzinę temu, nikt ich nie
pilnował. W dodatku, poprzedni nieco dziwnie się zachowywał. Dziwnie, to znaczy,
nie czytał książki, tylko spacerował po pomieszczeniu z zamkniętymi oczami i
mruczał jakieś formułki pod nosem. O mało co, można by pomyśleć, że odprawia
jakieś czary…
Yoh
obudził się zaledwie kilka minut temu i zbytnio jeszcze nie kontaktował. Za to
jego żołądek na dobre się już ocknął i od razu zaczął dopominać o
pożywienie. Bliźniacy nie dostali dotychczas jeszcze żadnego jedzonka, nie
licząc małej butelki z wodą [Ren: To co, oni się mają plastikiem żywić? -.-]
Kto wie…? Na początku młody Asakura chciał się swoim niezadowoleniem podzielić z
bratem, jednak po krótkim zastanowieniu uznał, że nie będzie go martwić.
Zwłaszcza, że długowłosy siedział tu bez jedzenia dużo dłużej.
Właściciel
mandarynkowych słuchawek ziewnął i przeciągnął się, przy okazji uwalniając rękę
bliźniaka. Gdy zorientował się, czym była jego „przytulanka”, uśmiechnął się
lekko. Jeszcze wczoraj, gdyby znalazł się tak blisko Hao, zapewne umierałby ze
strachu. A teraz… W ciągu tak krótkiego czasu ognisty szaman stał się dla niego
najbliższą osobą na świecie… (No, może na równi z Anną). Chociaż praktycznie
wcale go nie znał…
Chciał
poprosić brata o opowiedzenie czegoś o sobie, jednak w tym momencie do
pomieszczenia wszedł John Denbat. Położył obok nich talerz z kilkoma kromkami
chleba z masłem [Ren: Jakie luksusy… -.-]. Yoh od razu wziął sobie jedną,
jednak Hao skupił się raczej na nowo przybyłym. Członek X-laws wyglądał nieco
jak zombie. Nieobecny wzrok, podkrążone oczy, twarz bez wyrazu. Szedł
przygarbiony i na pierwszy rzut oka widać było, że coś go gryzie. Usiadł na
krześle i począł tępo gapić się w przestrzeń.
- Cześć John! – zawołał Hao, starając się zwrócić
na siebie uwagę strażnika. Yoh zdziwił się nieco jego zachowaniem, lecz nic nie
powiedział, tylko dalej pałaszował kanapkę.
- Cześć Hao… - westchnął X-laws.
- Co się stało?
- Co się stało? Kartkówka się stała, ot co –
odpowiedział jasnowłosy podchodząc bliżej do Asakurów i przysiadając na
podłodze obok klatki.
- Nie zdałeś? – zapytał ze współczuciem starszy z
braci.
- Zdałem. I to najlepiej ze wszystkich…
- Czemu więc jesteś smutny? – włączył się do
rozmowy Yoh.
- Po pierwsze dlatego, że Mee…to znaczy pewna osoba
była bardzo smutna, że nie napisała zbyt dobrze, a przeze mnie nie mogła protestować
mówiąc o pytaniach, na które odpowiedzi nie było w książce… Ona nigdy mnie nie
polubi! – John zdał sobie chyba sprawę, że powiedział nieco za dużo, więc
szybko dodał – Marco jest ze mnie strasznie dumny i jako nagrodę, podarował mi
TO.
W
ręce członka X-laws znajdowała się kolejna książeczka, z dedykacją autora na okładce. Czerwone litery układały się w tytuł „3003
narzędzia przydatne w zwalczaniu szatańskiego nasienia w imię pokoju” (Dziękuję
Spokoyoh ^.^)
I to na tyle :)
Tak jak mówiłam, o WIELE za mało bliźniaków T.T
Liczę, że zrekompensują to choć trochę, te śliczne obrazki z Yoh:
Uwielbiam obrazki z tej serii <3 |
Oraz coś specjalnego, czyli zeskanowane obrazki autorstwa mojej niezastąpionej Moniki *.*
PS: Te dwa z bliźniakami wiszą mi nad łóżkiem ^.^
I to chyba tyle na dziś :)
Powiedzcie mi tylko w komentarzach, z kim chcielibyście następną notkę:
a) Hao & Yoh & Anna
b) Drużyna "The Ren"
c) Szamani i zwierzaki *.*
Buziaki i do następnej notki!